Reklama

Większość ludzi przygląda się rozmaitym sprawom z krótkiej perspektywy,

Większość ludzi przygląda się rozmaitym sprawom z krótkiej perspektywy, zgodnie z zasadą bliższa koszula ciału. Nawet ludzie wybitni mają tę skłonność, a cóż dopiero zwykli śmiertelnicy. Cóż, tak nas skonstruowała natura, według innych Bóg, ale ja mam to zboczenie, że wolę się czuć wybitny nie śmiertelny, nawet jeśli nie jestem, to samo poczucie dodaje animuszu. Ciężko mi się rozmawia z emigrantami o emigracji i problemach kulturowych, bo co drugi czuje się natychmiast czarnuchem, dzięki Bogu, więcej niż połowa, przyjmuje dodatkowe argumenty i wyjaśnienia, ponieważ z każdego myślenia zawsze można wyłowić jedno zdanie, a nawet wyraz, który zrobi z autora idiotę. Przyszedł czas, że sam się wezmę za siebie i temat, z jakim wiążą się moje losy, chociaż, to się jeszcze okaże. Od kilku tygodniu wielu Rodaków fascynuje się kursem franka, a od kilku dni, fascynuje się niezmiernie. Jako żywo zainteresowany tematem, chciałby, powiedzieć kila rzeczy, które być może zaskoczą. Zacznę od wyprostowania paru mitów. Zrobiłem sobie przegląd ofert bankowych i spojrzałem na wydruki sprzed lat, pewnie każdy taki wydruk widział, dla różnych walut. Przy kursie 4 złote za franka, nadal płacę niższą ratę, niż przy symulacji dla złotego, mówię oczywiście o niegdysiejszej symulacji, tuż przed kredytem. I tak oto pada pierwszy mit – trzeba było brać w złotówce. Nie widzę, żadnych racjonalnych podstaw do takiego argumentowania, poza mało oryginalnym hasłem, że bierze się kredyt w walucie, w której się zarabia. Co to za argument, to tylko kolejny sposób na orżnięcia frajera. Kredyt wziąłem po kursie 2,75, a raty spłacałem nawet na poziomie 2,10. Powiedzmy, że wartość kredytu to 100 tysięcy franków. Po ówczesnych kursie, to 275 tysięcy. Zatem wchodzę na Google i patrzę w kalkulator jaką ratę w złotych obecnie mi banki proponują. Przyjmuję oprocentowanie 6%, zaniżone w stosunku do realiów i wychodzi rata 1650 PLN. Moja rata przy OBECNYM kursie to 1532 zł. Aby rata zrównała się z propozycją złotówkową frank musiałby być po 4,30. Dopiero przy takim kursie mogę się uważać za frajera równemu złotówkowym frajerom, ale proszę się nie urażać, bo wszyscy jesteśmy frajerami i na różnych polach się uzupełniamy. Póki co warto wspomnieć o innych kosztach, tak zwane koszty kredytu. Wziąłem 100 we franku po 2,75, a teraz mamy po 4 złote franka. Łączny koszt mojego kredytu, to 126 000 franków, razy cztery, to będzie 504 tysiące. Robi wrażenie, tyle że obecna oferta i łączny koszt w złotych, to 593 555 i robi jeszcze większe wrażenie. Wobec matematyki zwyczajowo zachowuję pokorę i w obliczu matematyki, nie widzę podstaw do dyskusji, jaki kredyt jest lepszy. Przy totalnym załamaniu kursu złotego, kredyt we franku nadal jest korzystniejszy, ale to ostatnia dobra wiadomość dla mnie i innych kredytobiorców walutowych. Wszystkie pozostałe mity będą już świadczyć różnie o poziomie intelektualnym kredytobiorców frankowych. Jednak zanim, to jeszcze jedna uwaga. Nie wiem, z czego wynika optymizm kredytobiorców złotówkowych, bo zakładanie, że poziom inflacji i stopy procentowe w takim kraju jak Polska dają gwarancję spokojnej nocy, jest naiwnością tego samego rządu, co moja głupota, przy podpisywaniu kwitów kredytu we frankach.

Reklama

Na czym polega głupota kredytobiorcy frankowego? Przede wszystkim na przekonaniu, że bank chce na Tobie mniej zarobić. Większość kredytobiorców z nabożeństwem słuchała tych wszystkich wykładni, że oto bank chce klientowi zrobić dobrze. Proszę klienta, sam klient widzi, w złotych to zarabialibyśmy na kliencie 1700, ale my jesteśmy fajni i będziemy zarabiać tylko 1100. Mniej więcej takie różnice były przy kredytach walutowych i złotowych, zresztą, jeśli komuś dziś się uda wziąć kredyt we franku to większe szczęście raczej już go nie spotka, brać i nie zastanawiać się. Póki co nie ma cudów. Jak się wchodzi do Castoramy i poprosi o radę, to wiadomo, że sprzedawca nie jest rozliczany z tego co nam potrzebne, ale z tego co jemu zalega i co było na ostatnim szkoleniu. Z bankiem jest jeszcze bardziej skomplikowanie, ponieważ śmiertelnik nie może zweryfikować większości ze złodziejskiego mechanizmu, nie ma wiedzy, a nawet gdyby miał i tak nic nie wie. Niemniej wiedza jest potrzebna, ona pozwala zrozumieć jak jesteśmy dymani i przynajmniej część z tych zabiegów złagodzić. Dziś już jestem mądrzejszy o wiedzę, która mi pozwala stwierdzić jednoznacznie, że powiązane ze sobą banki w olbrzymie mechanizmy finansowe mogą w dowolny sposób modyfikować warunki umowy. Bank, który udziela kredytu jednocześnie może wpływać na kurs waluty, na bazarze to się nazywa gra w trzy karty, w telewizji „wolny rynek”. Inne pomniejsze rzeczy, czyli legendarny spreed, marże, prowizje ubezpieczenia. Znów jestem o tę wiedzę mądrzejszy, ale to jest kosmetyka. Ze wszystkich frajerskich doświadczeń mógłbym zniwelować straty na spreed, marży, prowizji, ubezpieczeniu, tyle tylko, że to są grosze i wartości zmienne, a po drugie każdy klient i tak brał ofertę na chłopski rozum – najważniejsza była wysokość raty. Wszystkie te dywagacje nie mają jednak żadnego sensu, ponieważ pytanie jakim podnieca się większość, wcale nie brzmi: „w jakiej walucie brać kredyt”. Wszystkie te wzajemne złośliwości między jednymi i drugimi kredytobiorcami są funta kłaków nie warte, ponieważ frajerami są wszyscy. Złotówkowi płacą frajerskie na starcie i wbrew temu co twierdzą, zagrożeń z wysokością rat mają całe mnóstwo, tylko one ładniej wyglądają i płynniej rozchodzą się po kościach.

Złotówkowi są uzależnieni od krajowych partaczy i złodziei, zaś walutowi są zakładnikami spekulantów i światowych macherów. Spieranie się w tej sytuacji o szanse przetrwania, jest naprawdę zabawne, ponieważ właściwe pytanie brzmi: „mieszkać u teściowej, czy nadludzkim wysiłkiem żyć na swoim?”. Albo jak kto woli: „kupić mieszkanie w polskich realiach za gotówkę, czy nie kupić?”. Jeszcze inaczej: „brać kredyt i być u siebie, czy nie brać i podłączyć się do wielopokoleniowej michy?”. Tylko na takie pytania jest sens odpowiadać. Szarpać się między frajerami nie ma najmniejszego sensu. Pojęcia nie mam co się stanie z frajerami złotówkowymi i walutowymi, jeśli mam zgadywać, to los w zasadzie będzie ten sam. Cokolwiek pieprznie na dobre, czy na świecie, czy w Polsce, wszyscy za to bekną. Co mi z tego przyjdzie, że frank spadnie do dwóch złotych, jeśli za chwilę Polskę będzie można kupić za „ile kto da”. Przecież jesteśmy na moment przed „rajtingiem” i zabawą w przejmowanie kolejnego kraju, zresztą na osobiste życzenie rządzących tym krajem, którzy aż się proszą o wyrok. Co mi z tego, że nawet jeśli stanie się cud i będziemy zieloną wyspą, to i tak można nas wykończyć trzema enterami w Nowym Yorku, tak to działa. Jesteśmy w matni, podniecanie się kursem franka, to jest wyższy, ale nadal stopień frajerstwa. Nie mam recepty na rzeczywistość. Na świecie nie ma już czegoś takiego jak wartość czegokolwiek. Kto wie ile jest warta dowolna waluta? Jakakolwiek! Skoro w ciągu trzech lat frank może kosztować 2 i 4 złote i nie ma żadnych ku temu racjonalnych przesłanek, bo ani Szwajcaria nie zaliczyła 100% wzrostu, ani Polska 100% recesji. Poza tym gdzie ten frank, ale tak fizycznie jest? Z tego co słyszę kantory i nawet banki nie dysponują walutą w takiej ilości jakiej poszukują klienci, mówię o tych co z ręki do ręki kupują. Co to jest waluta dziś? Papier toaletowy, bez żadnej wartości. Nie ma dziś żadnej rzeczy, która mogłaby zabezpieczać na przyszłość, bo i komu to złoto w sztabach potrzebne i co to jest warte? Ropa? Proszę bardzo, wczoraj po 40 za baryłkę, za rok po 140. Możemy sobie gardła i klawiatury pozdzierać, a świat się dzieli na mistrzów i marionetki. Każdy frajer, któremu się marzy kawałek swojego miejsca na ziemi ciężki szmal i zdrowie za to zapłaci, ponieważ ci co tym zawiadują trzymają wszystkie sznureczki i mogą kroić na setkę sposobów. A ponieważ są znudzeni tą samą nudną robotą, oni się zwyczajnie tym bawią. Raz sobie skroimy na franku, raz na ropie, raz kupimy sobie za psie „pieniądze” Grecję, innym razem Polskę. Wszyscy widzą co się dzieje, przecież ci cali akademiccy ekonomiści nie są, aż takimi idiotami. Pytanie dlaczego siedzą cicho? Bo mają pracodawców i raty! I tylko co jakiś czas dzieje się tak, że płoną stosy, wtedy się trochę oczyszcza i da się pożyć, ale parę spelun w robotniczych dzielnicach Londynu i lepianek na przedmieściach Aten, to za mało, aby się pocieszać. Idą ciekawe czasy, cholernie ciekawe, a na kredyt żyjemy jak jeden frajer. Wszyscy dostaniemy w dupę i boję się, że w naszym polskim przypadku, z dwóch stron. Gdybym dziś miał brać kredyt z tą wiedzą jaką mam i tak bym go wziął, nie wiem w czym (rzut monetą), ale wziąłbym na pewno. Tyle tylko, że mniejszy, na kawalerkę.

Reklama

32 KOMENTARZE

  1. Jedna sprostowanie tego co
    Jedna sprostowanie tego co napisał MK. Biorąc kredyt w złotych polskich np 200 tys. NIGDY nie będziesz miał do spłaty więcej niż te 200 tys. złotych. Koszt kredytu (odsetki) oczywiście będzie większy niż dla franka, ale jakbyś chciał sprzedać nieruchomość i spłacić kredyt to nigdy nie będziesz miał zadłużenia więcej niż 200 tys. kapitału.

    W przypadku franka, jeśli wziąłeś 200 tys. w 2008 roku i kupiłeś za to chatę, to teraz masz do spłaty 400 tys. i jesteś w ciemnej murzyńskiej śmierdzącej dupie.

    Jeszcze słowo o oprocentowaniu. Bank na franiu zarabia dużo więcej bo na franku marże są 2-3 razy wyższe niż na złotówkach. Na oprocentowanie składa się marża (czyli zarobek banku) oraz wysokość oprocentowania pożyczek na rynku międzybankowym, bo banki sobie też wzajemnie kasę pożyczają. Dla złotówek jest to WIBOR, dla franka LIBOR. Marża dla złotówek to 1-1,5% ale WIBOR dzisiaj to 4,73%. Oprocentowanie wynosi więc około 6%, tak jak pisze MK. Marża dla frania to 2-3% i tu bank zarabia. Bo LIBOR dzisiaj to tylko 0,175%, co daje oprocentowanie na poziomie 2-3% i przeciętny zjadacz chleba jest happy. LIBOR oczywiście kiedyś wzrośnie, ale to samo będzie z WIBOR-em więc się wyrówna. Dodatkowo bank OKRADA klientów na spreadzie bo wymienia franki po złodziejskich kursach ale to inna sprawa.

    P.S. dzisiaj uruchamiam transzę kredytu we frankach. Rośnij franiu, rośnij 🙂

    • Tak, to oczywiście prawda z
      Tak, to oczywiście prawda z tym kapitałem, tutaj ból jest nieco odmienny, ale w większości przypadków teoretyczny. Ma zastosowanie te stałe 200 tysięcy tylko w jednym przypadku, gdy po prostu masz te pieniądze i wpłacasz cały kapitał w jednej racie. Pytanie tylko kto się pakuje w kredyt, na 200 tyś, którego łączna wartość to 500 tyś, jeśli ma w kieszeni 200 tyś. Druga możliwość to nagły przypływ gotówki, czego wszystkim życzę. Z kolei te 200 tysięcy działa w drugą stronę, w polskich zawsze będziesz miał tyle samo, we franku był czas, że po kursie 2,75 miałem 275 tysięcy, a po kursie 2,0 200 tysięcy, to prawie jedna trzecia kapitału w dół, także wszystko jest formą złodziejstwa i można w tym procederze znaleźć luki, po warunkiem, że ma się kasę. Jeśli kasy nie ma wszystko to są rozważania czysto teoretyczne, w praktyce się sprowadzają do raty miesięcznej i tylko to jest wyznacznikiem realnym. Wszystkim biorącym kredyty DZIŚ polecam tylko i wyłącznie franka, chociaż wątpię, by bez wujka w banku jakikolwiek bank go obecnie udzielił, a jeśli już na na zabójczej marży.

      • Pełna zgoda, przy kredycie
        Pełna zgoda, przy kredycie walutowym jest możliwość pomniejszenia zadłużenia, to działa w dwie strony dlatego dzisiaj jest najlepszy czas na branie kredytu we franku. Ale z drugiej strony to też jest wróżenie z baniek mydlanych – pierwszą transzę wypłacili mi po 3,25 i byłem wniebowzięty, ale nie doceniłem spekulantów. Nie mam pojęcia kiedy teraz zdecydują, że już czas sprzedawać i kurs spadnie.

        Odnośnie nagłego przypływu gotówki – tu nie tylko Lotto wchodzi w grę, czyli rozważania teoretyczne, ale też sprzedaż lub zamiana mieszkania – czyli czysta praktyka. Jak masz długu więcej niż warta jest chata to jesteś u murzynka tam gdzie pisałem wyżej. A dodatkowo bank może ci podnieść marżę bo szuje wpisują taką możliwość do umowy kredytowej jeśli LTV wzrośnie powyżej 100 czy 120%. LTV to jest stosunek wysokości kredytu do wartości zabezpieczenia, od tego też zależy marża. Kiedyś jak ceny nieruchomości rosły to banki dawały na 110%, teraz trudno jest znaleźć we franku na 90% a to i tak na wysokiej marży.

        Bank zawsze znajdzie sposób, jak się nie schylisz po mydło pod prysznicem, to dopadnie cie we śnie.

      • Dodam jeszcze jeden
        Dodam jeszcze jeden mistrzowski numer w wykonaniu banków który mi się przypomniał. Mianowicie odsetki naliczane są od kredytu DZIENNIE, pod koniec miesiąca są sumowane. I wszystko by grało, z tym, że banki przyjmują że rok ma 360 dni. Co z tego wynika? Ano to, że jak masz podane oprocentowanie w skali roku na danym poziomie, to tak naprawdę jest to oprocentowanie za 360 dni a każde dziecko wie, że rok ma 365 dni. W efekcie nie świadomie płacisz rocznie 1,388% odsetek więcej. Przy wielkich transakcjach to ma gigantyczne znaczenie, doszło do tego że kilka lat temu Stocznia Szczecińska przy braniu wielomilionowego kredytu negocjowała z bankiem liczbę dni w roku 🙂

  2. Jedna sprostowanie tego co
    Jedna sprostowanie tego co napisał MK. Biorąc kredyt w złotych polskich np 200 tys. NIGDY nie będziesz miał do spłaty więcej niż te 200 tys. złotych. Koszt kredytu (odsetki) oczywiście będzie większy niż dla franka, ale jakbyś chciał sprzedać nieruchomość i spłacić kredyt to nigdy nie będziesz miał zadłużenia więcej niż 200 tys. kapitału.

    W przypadku franka, jeśli wziąłeś 200 tys. w 2008 roku i kupiłeś za to chatę, to teraz masz do spłaty 400 tys. i jesteś w ciemnej murzyńskiej śmierdzącej dupie.

    Jeszcze słowo o oprocentowaniu. Bank na franiu zarabia dużo więcej bo na franku marże są 2-3 razy wyższe niż na złotówkach. Na oprocentowanie składa się marża (czyli zarobek banku) oraz wysokość oprocentowania pożyczek na rynku międzybankowym, bo banki sobie też wzajemnie kasę pożyczają. Dla złotówek jest to WIBOR, dla franka LIBOR. Marża dla złotówek to 1-1,5% ale WIBOR dzisiaj to 4,73%. Oprocentowanie wynosi więc około 6%, tak jak pisze MK. Marża dla frania to 2-3% i tu bank zarabia. Bo LIBOR dzisiaj to tylko 0,175%, co daje oprocentowanie na poziomie 2-3% i przeciętny zjadacz chleba jest happy. LIBOR oczywiście kiedyś wzrośnie, ale to samo będzie z WIBOR-em więc się wyrówna. Dodatkowo bank OKRADA klientów na spreadzie bo wymienia franki po złodziejskich kursach ale to inna sprawa.

    P.S. dzisiaj uruchamiam transzę kredytu we frankach. Rośnij franiu, rośnij 🙂

    • Tak, to oczywiście prawda z
      Tak, to oczywiście prawda z tym kapitałem, tutaj ból jest nieco odmienny, ale w większości przypadków teoretyczny. Ma zastosowanie te stałe 200 tysięcy tylko w jednym przypadku, gdy po prostu masz te pieniądze i wpłacasz cały kapitał w jednej racie. Pytanie tylko kto się pakuje w kredyt, na 200 tyś, którego łączna wartość to 500 tyś, jeśli ma w kieszeni 200 tyś. Druga możliwość to nagły przypływ gotówki, czego wszystkim życzę. Z kolei te 200 tysięcy działa w drugą stronę, w polskich zawsze będziesz miał tyle samo, we franku był czas, że po kursie 2,75 miałem 275 tysięcy, a po kursie 2,0 200 tysięcy, to prawie jedna trzecia kapitału w dół, także wszystko jest formą złodziejstwa i można w tym procederze znaleźć luki, po warunkiem, że ma się kasę. Jeśli kasy nie ma wszystko to są rozważania czysto teoretyczne, w praktyce się sprowadzają do raty miesięcznej i tylko to jest wyznacznikiem realnym. Wszystkim biorącym kredyty DZIŚ polecam tylko i wyłącznie franka, chociaż wątpię, by bez wujka w banku jakikolwiek bank go obecnie udzielił, a jeśli już na na zabójczej marży.

      • Pełna zgoda, przy kredycie
        Pełna zgoda, przy kredycie walutowym jest możliwość pomniejszenia zadłużenia, to działa w dwie strony dlatego dzisiaj jest najlepszy czas na branie kredytu we franku. Ale z drugiej strony to też jest wróżenie z baniek mydlanych – pierwszą transzę wypłacili mi po 3,25 i byłem wniebowzięty, ale nie doceniłem spekulantów. Nie mam pojęcia kiedy teraz zdecydują, że już czas sprzedawać i kurs spadnie.

        Odnośnie nagłego przypływu gotówki – tu nie tylko Lotto wchodzi w grę, czyli rozważania teoretyczne, ale też sprzedaż lub zamiana mieszkania – czyli czysta praktyka. Jak masz długu więcej niż warta jest chata to jesteś u murzynka tam gdzie pisałem wyżej. A dodatkowo bank może ci podnieść marżę bo szuje wpisują taką możliwość do umowy kredytowej jeśli LTV wzrośnie powyżej 100 czy 120%. LTV to jest stosunek wysokości kredytu do wartości zabezpieczenia, od tego też zależy marża. Kiedyś jak ceny nieruchomości rosły to banki dawały na 110%, teraz trudno jest znaleźć we franku na 90% a to i tak na wysokiej marży.

        Bank zawsze znajdzie sposób, jak się nie schylisz po mydło pod prysznicem, to dopadnie cie we śnie.

      • Dodam jeszcze jeden
        Dodam jeszcze jeden mistrzowski numer w wykonaniu banków który mi się przypomniał. Mianowicie odsetki naliczane są od kredytu DZIENNIE, pod koniec miesiąca są sumowane. I wszystko by grało, z tym, że banki przyjmują że rok ma 360 dni. Co z tego wynika? Ano to, że jak masz podane oprocentowanie w skali roku na danym poziomie, to tak naprawdę jest to oprocentowanie za 360 dni a każde dziecko wie, że rok ma 365 dni. W efekcie nie świadomie płacisz rocznie 1,388% odsetek więcej. Przy wielkich transakcjach to ma gigantyczne znaczenie, doszło do tego że kilka lat temu Stocznia Szczecińska przy braniu wielomilionowego kredytu negocjowała z bankiem liczbę dni w roku 🙂

  3. Jedna sprostowanie tego co
    Jedna sprostowanie tego co napisał MK. Biorąc kredyt w złotych polskich np 200 tys. NIGDY nie będziesz miał do spłaty więcej niż te 200 tys. złotych. Koszt kredytu (odsetki) oczywiście będzie większy niż dla franka, ale jakbyś chciał sprzedać nieruchomość i spłacić kredyt to nigdy nie będziesz miał zadłużenia więcej niż 200 tys. kapitału.

    W przypadku franka, jeśli wziąłeś 200 tys. w 2008 roku i kupiłeś za to chatę, to teraz masz do spłaty 400 tys. i jesteś w ciemnej murzyńskiej śmierdzącej dupie.

    Jeszcze słowo o oprocentowaniu. Bank na franiu zarabia dużo więcej bo na franku marże są 2-3 razy wyższe niż na złotówkach. Na oprocentowanie składa się marża (czyli zarobek banku) oraz wysokość oprocentowania pożyczek na rynku międzybankowym, bo banki sobie też wzajemnie kasę pożyczają. Dla złotówek jest to WIBOR, dla franka LIBOR. Marża dla złotówek to 1-1,5% ale WIBOR dzisiaj to 4,73%. Oprocentowanie wynosi więc około 6%, tak jak pisze MK. Marża dla frania to 2-3% i tu bank zarabia. Bo LIBOR dzisiaj to tylko 0,175%, co daje oprocentowanie na poziomie 2-3% i przeciętny zjadacz chleba jest happy. LIBOR oczywiście kiedyś wzrośnie, ale to samo będzie z WIBOR-em więc się wyrówna. Dodatkowo bank OKRADA klientów na spreadzie bo wymienia franki po złodziejskich kursach ale to inna sprawa.

    P.S. dzisiaj uruchamiam transzę kredytu we frankach. Rośnij franiu, rośnij 🙂

    • Tak, to oczywiście prawda z
      Tak, to oczywiście prawda z tym kapitałem, tutaj ból jest nieco odmienny, ale w większości przypadków teoretyczny. Ma zastosowanie te stałe 200 tysięcy tylko w jednym przypadku, gdy po prostu masz te pieniądze i wpłacasz cały kapitał w jednej racie. Pytanie tylko kto się pakuje w kredyt, na 200 tyś, którego łączna wartość to 500 tyś, jeśli ma w kieszeni 200 tyś. Druga możliwość to nagły przypływ gotówki, czego wszystkim życzę. Z kolei te 200 tysięcy działa w drugą stronę, w polskich zawsze będziesz miał tyle samo, we franku był czas, że po kursie 2,75 miałem 275 tysięcy, a po kursie 2,0 200 tysięcy, to prawie jedna trzecia kapitału w dół, także wszystko jest formą złodziejstwa i można w tym procederze znaleźć luki, po warunkiem, że ma się kasę. Jeśli kasy nie ma wszystko to są rozważania czysto teoretyczne, w praktyce się sprowadzają do raty miesięcznej i tylko to jest wyznacznikiem realnym. Wszystkim biorącym kredyty DZIŚ polecam tylko i wyłącznie franka, chociaż wątpię, by bez wujka w banku jakikolwiek bank go obecnie udzielił, a jeśli już na na zabójczej marży.

      • Pełna zgoda, przy kredycie
        Pełna zgoda, przy kredycie walutowym jest możliwość pomniejszenia zadłużenia, to działa w dwie strony dlatego dzisiaj jest najlepszy czas na branie kredytu we franku. Ale z drugiej strony to też jest wróżenie z baniek mydlanych – pierwszą transzę wypłacili mi po 3,25 i byłem wniebowzięty, ale nie doceniłem spekulantów. Nie mam pojęcia kiedy teraz zdecydują, że już czas sprzedawać i kurs spadnie.

        Odnośnie nagłego przypływu gotówki – tu nie tylko Lotto wchodzi w grę, czyli rozważania teoretyczne, ale też sprzedaż lub zamiana mieszkania – czyli czysta praktyka. Jak masz długu więcej niż warta jest chata to jesteś u murzynka tam gdzie pisałem wyżej. A dodatkowo bank może ci podnieść marżę bo szuje wpisują taką możliwość do umowy kredytowej jeśli LTV wzrośnie powyżej 100 czy 120%. LTV to jest stosunek wysokości kredytu do wartości zabezpieczenia, od tego też zależy marża. Kiedyś jak ceny nieruchomości rosły to banki dawały na 110%, teraz trudno jest znaleźć we franku na 90% a to i tak na wysokiej marży.

        Bank zawsze znajdzie sposób, jak się nie schylisz po mydło pod prysznicem, to dopadnie cie we śnie.

      • Dodam jeszcze jeden
        Dodam jeszcze jeden mistrzowski numer w wykonaniu banków który mi się przypomniał. Mianowicie odsetki naliczane są od kredytu DZIENNIE, pod koniec miesiąca są sumowane. I wszystko by grało, z tym, że banki przyjmują że rok ma 360 dni. Co z tego wynika? Ano to, że jak masz podane oprocentowanie w skali roku na danym poziomie, to tak naprawdę jest to oprocentowanie za 360 dni a każde dziecko wie, że rok ma 365 dni. W efekcie nie świadomie płacisz rocznie 1,388% odsetek więcej. Przy wielkich transakcjach to ma gigantyczne znaczenie, doszło do tego że kilka lat temu Stocznia Szczecińska przy braniu wielomilionowego kredytu negocjowała z bankiem liczbę dni w roku 🙂

  4. Napisałam taki piękny i
    Napisałam taki piękny i wyczerpujący tekst i w trakcie nastąpiła jakaś awaria na serwerze kontrowersji ;(
    Potem zrobiła mi się aktualizacja, restart i wszystko już zostało powiedziane przez innych. Straszne. Więc pominę kwestie Liboru, Wiboru i ryzyka kursowego, które się niweluje w długim horyzoncie czasowym, bo to już wiemy, ale…
    Przejdźmy do kwestii tzw. horyzontu czasowego. Ja osobiście nigdy, przenigdy nie odważyłabym się w takim kraju, jak Polska wziąć kredytu hipotecznego, na 30 lat, indeksowanego w walucie lub nawet w PLN, będąc pracownikiem najemnym. Nie każdy jest stworzony do tego, żeby być pracodawcą, mikro przedsiębiorcą, niektórzy mają w głowie biurestwo – tak jak ja na przykład. Dać mi zadanie do wykonania i święty spokój i ja sobie będę dłubać aż do szczęśliwego końca zadania. Obojętnie, czy w projektowaniu ( 15 lat) czy w banku zagranicznym ( 18 lat). Będąc skazaną na pracę najemną, w znacznie większym stopniu uzależnioną od koniunktury na rynku pracy i w znacznie mniejszym stopniu mającą wpływ na moje zatrudnienie, nie odważyłabym się zaciągać zobowiązania na około 50% mojej pensji na tak długi okres. A tak zdaje się stało się w przypadku znacznej liczby młodych ludzi, którzy ulegli entuzjazmowi z powodu chwilowej oceny swojej zdolności kredytowej. Pamiętajmy ile się w Polsce zarabia, co to jest średnia płaca i jaki procent zatrudnionych rzeczywiście tyle dostaje. Także w Polsce banki stworzyły segment kredytów “subprime”, tylko się o tym głośno nie mówi, bo i nie poszła za tym wyrafinowana i oszukańcza inżynieria finansowa, której celem była “sekurytyzacja” tych złych kredytów, poniżej standardu, ale problem jest. Problem jest nie dla tych, których stać było na taki 30-letni kredyt, a tylko przejściowo ich miesięczne raty są wyższe. Problem jest w tym, że ubywa pracy i produkcji w Polsce, maleje stabilność zatrudnienia, bezrobocie ma charakter coraz bardziej strukturalny, a za tym idzie spadek zdolności kredytowej ludzi, którzy de facto nie mają tej zdolności, bo nie są w stanie przewidzieć swojej sytuacji na rynku pracy w 30-letnim horyzoncie czasowym. Ja osobiście nie rozumiałam tego pędu do kupowania mieszkań. Państwo powinno ucywilizować rynek wynajmu, jakoś go regulować i sprawić, żeby ludzie u progu życia nie pchali się do zakupu malutkich 40-metrowych mieszkanek przywiązując się do jednego adresu i jednego regionu na długie dziesięciolecia, pozbawiając się mobilności w poszukiwaniu lepszej pracy. Dlaczego Niemiec może mieszkać w wynajętym od kamienicznika mieszkaniu i mieć zdolność do przemieszczania się, elastycznego zarządzania swoim losem zawodowym, a Polak nie? Czy w Londynie, w Nowym Jorku czy w Paryżu każdy jest właścicielem mieszkania, czy po prostu je wynajmuje? Kupuje się domy na przedmieściach, a nie klity w miastach. No, chyba że to elegancki apartament w najlepszej dzielnicy, budynek Dakota na Manhattanie, czy coś.
    Ale napierdalać ( pardon) po całych dniach o kursie franka w rządowej, służalczej telewizji jest OK, bo ani to polska wina, ani problem rządu, a czas się wypełnia tym tematem znacznie bezpieczniej, niż poważną dyskusją o naszym długu publicznym. Bo na przykład na co on poszedł? Tylko na dopłaty do emerytur z ZUS?
    Tu jest bardzo dużo zależności, problemów i pytań, które się ogniskują w tym jednym haśle ” frank po cztery”, a nie tylko przejściowe zawyżenie kursu. Rynki finansowe to kasyno, a w kasynie zawsze passa się kończy. Tylko nie kończy się bankowi.
    I jeszcze ta ustawa antyspreadowa. Przecież to czysta kiełbasa wyborcza. A skąd te kantory biorą franki? Kupują je w bankach, czy od turystów ze Szwajcarii, którzy masowo zjeżdżają do Polski na wakacje? Jeszcze niecałe dwa lata temu bank, w którym pracowałam był jedynym na rynku, który prowadził rachunki bieżące w CHF, czyli miał franki w kasie. Nie wiem, jak jest teraz, ale to wszystko nie jest takie proste. Co innego rachunek techniczny pod obsługę kredytu we frankach, a co innego franki w skarbcu, czyli gotówka. Gotówki w bankach nie ma, bo gotówka jest bardzo droga. Gotówka jeździ obecnie po ulicach w mniej lub bardziej opancerzonych samochodach do fabryk liczących i pakujących pieniądze, czyli zewnętrznych sortowni, a skarbce są puste. Teraz banki będą musiały zakupić franki w NBP, czyli w Szwajcarii, lub bezpośrednio w Szwajcarii. To rodzi koszty-transport, ubezpieczenia i takie tam detale. Ta obsługa kosztuje i za to musi tak lub inaczej zapłacić klient. Klient płaci w marży, choć ta marża różnie się nazywa w tabelach prowizji i opłat.

  5. Napisałam taki piękny i
    Napisałam taki piękny i wyczerpujący tekst i w trakcie nastąpiła jakaś awaria na serwerze kontrowersji ;(
    Potem zrobiła mi się aktualizacja, restart i wszystko już zostało powiedziane przez innych. Straszne. Więc pominę kwestie Liboru, Wiboru i ryzyka kursowego, które się niweluje w długim horyzoncie czasowym, bo to już wiemy, ale…
    Przejdźmy do kwestii tzw. horyzontu czasowego. Ja osobiście nigdy, przenigdy nie odważyłabym się w takim kraju, jak Polska wziąć kredytu hipotecznego, na 30 lat, indeksowanego w walucie lub nawet w PLN, będąc pracownikiem najemnym. Nie każdy jest stworzony do tego, żeby być pracodawcą, mikro przedsiębiorcą, niektórzy mają w głowie biurestwo – tak jak ja na przykład. Dać mi zadanie do wykonania i święty spokój i ja sobie będę dłubać aż do szczęśliwego końca zadania. Obojętnie, czy w projektowaniu ( 15 lat) czy w banku zagranicznym ( 18 lat). Będąc skazaną na pracę najemną, w znacznie większym stopniu uzależnioną od koniunktury na rynku pracy i w znacznie mniejszym stopniu mającą wpływ na moje zatrudnienie, nie odważyłabym się zaciągać zobowiązania na około 50% mojej pensji na tak długi okres. A tak zdaje się stało się w przypadku znacznej liczby młodych ludzi, którzy ulegli entuzjazmowi z powodu chwilowej oceny swojej zdolności kredytowej. Pamiętajmy ile się w Polsce zarabia, co to jest średnia płaca i jaki procent zatrudnionych rzeczywiście tyle dostaje. Także w Polsce banki stworzyły segment kredytów “subprime”, tylko się o tym głośno nie mówi, bo i nie poszła za tym wyrafinowana i oszukańcza inżynieria finansowa, której celem była “sekurytyzacja” tych złych kredytów, poniżej standardu, ale problem jest. Problem jest nie dla tych, których stać było na taki 30-letni kredyt, a tylko przejściowo ich miesięczne raty są wyższe. Problem jest w tym, że ubywa pracy i produkcji w Polsce, maleje stabilność zatrudnienia, bezrobocie ma charakter coraz bardziej strukturalny, a za tym idzie spadek zdolności kredytowej ludzi, którzy de facto nie mają tej zdolności, bo nie są w stanie przewidzieć swojej sytuacji na rynku pracy w 30-letnim horyzoncie czasowym. Ja osobiście nie rozumiałam tego pędu do kupowania mieszkań. Państwo powinno ucywilizować rynek wynajmu, jakoś go regulować i sprawić, żeby ludzie u progu życia nie pchali się do zakupu malutkich 40-metrowych mieszkanek przywiązując się do jednego adresu i jednego regionu na długie dziesięciolecia, pozbawiając się mobilności w poszukiwaniu lepszej pracy. Dlaczego Niemiec może mieszkać w wynajętym od kamienicznika mieszkaniu i mieć zdolność do przemieszczania się, elastycznego zarządzania swoim losem zawodowym, a Polak nie? Czy w Londynie, w Nowym Jorku czy w Paryżu każdy jest właścicielem mieszkania, czy po prostu je wynajmuje? Kupuje się domy na przedmieściach, a nie klity w miastach. No, chyba że to elegancki apartament w najlepszej dzielnicy, budynek Dakota na Manhattanie, czy coś.
    Ale napierdalać ( pardon) po całych dniach o kursie franka w rządowej, służalczej telewizji jest OK, bo ani to polska wina, ani problem rządu, a czas się wypełnia tym tematem znacznie bezpieczniej, niż poważną dyskusją o naszym długu publicznym. Bo na przykład na co on poszedł? Tylko na dopłaty do emerytur z ZUS?
    Tu jest bardzo dużo zależności, problemów i pytań, które się ogniskują w tym jednym haśle ” frank po cztery”, a nie tylko przejściowe zawyżenie kursu. Rynki finansowe to kasyno, a w kasynie zawsze passa się kończy. Tylko nie kończy się bankowi.
    I jeszcze ta ustawa antyspreadowa. Przecież to czysta kiełbasa wyborcza. A skąd te kantory biorą franki? Kupują je w bankach, czy od turystów ze Szwajcarii, którzy masowo zjeżdżają do Polski na wakacje? Jeszcze niecałe dwa lata temu bank, w którym pracowałam był jedynym na rynku, który prowadził rachunki bieżące w CHF, czyli miał franki w kasie. Nie wiem, jak jest teraz, ale to wszystko nie jest takie proste. Co innego rachunek techniczny pod obsługę kredytu we frankach, a co innego franki w skarbcu, czyli gotówka. Gotówki w bankach nie ma, bo gotówka jest bardzo droga. Gotówka jeździ obecnie po ulicach w mniej lub bardziej opancerzonych samochodach do fabryk liczących i pakujących pieniądze, czyli zewnętrznych sortowni, a skarbce są puste. Teraz banki będą musiały zakupić franki w NBP, czyli w Szwajcarii, lub bezpośrednio w Szwajcarii. To rodzi koszty-transport, ubezpieczenia i takie tam detale. Ta obsługa kosztuje i za to musi tak lub inaczej zapłacić klient. Klient płaci w marży, choć ta marża różnie się nazywa w tabelach prowizji i opłat.

  6. Napisałam taki piękny i
    Napisałam taki piękny i wyczerpujący tekst i w trakcie nastąpiła jakaś awaria na serwerze kontrowersji ;(
    Potem zrobiła mi się aktualizacja, restart i wszystko już zostało powiedziane przez innych. Straszne. Więc pominę kwestie Liboru, Wiboru i ryzyka kursowego, które się niweluje w długim horyzoncie czasowym, bo to już wiemy, ale…
    Przejdźmy do kwestii tzw. horyzontu czasowego. Ja osobiście nigdy, przenigdy nie odważyłabym się w takim kraju, jak Polska wziąć kredytu hipotecznego, na 30 lat, indeksowanego w walucie lub nawet w PLN, będąc pracownikiem najemnym. Nie każdy jest stworzony do tego, żeby być pracodawcą, mikro przedsiębiorcą, niektórzy mają w głowie biurestwo – tak jak ja na przykład. Dać mi zadanie do wykonania i święty spokój i ja sobie będę dłubać aż do szczęśliwego końca zadania. Obojętnie, czy w projektowaniu ( 15 lat) czy w banku zagranicznym ( 18 lat). Będąc skazaną na pracę najemną, w znacznie większym stopniu uzależnioną od koniunktury na rynku pracy i w znacznie mniejszym stopniu mającą wpływ na moje zatrudnienie, nie odważyłabym się zaciągać zobowiązania na około 50% mojej pensji na tak długi okres. A tak zdaje się stało się w przypadku znacznej liczby młodych ludzi, którzy ulegli entuzjazmowi z powodu chwilowej oceny swojej zdolności kredytowej. Pamiętajmy ile się w Polsce zarabia, co to jest średnia płaca i jaki procent zatrudnionych rzeczywiście tyle dostaje. Także w Polsce banki stworzyły segment kredytów “subprime”, tylko się o tym głośno nie mówi, bo i nie poszła za tym wyrafinowana i oszukańcza inżynieria finansowa, której celem była “sekurytyzacja” tych złych kredytów, poniżej standardu, ale problem jest. Problem jest nie dla tych, których stać było na taki 30-letni kredyt, a tylko przejściowo ich miesięczne raty są wyższe. Problem jest w tym, że ubywa pracy i produkcji w Polsce, maleje stabilność zatrudnienia, bezrobocie ma charakter coraz bardziej strukturalny, a za tym idzie spadek zdolności kredytowej ludzi, którzy de facto nie mają tej zdolności, bo nie są w stanie przewidzieć swojej sytuacji na rynku pracy w 30-letnim horyzoncie czasowym. Ja osobiście nie rozumiałam tego pędu do kupowania mieszkań. Państwo powinno ucywilizować rynek wynajmu, jakoś go regulować i sprawić, żeby ludzie u progu życia nie pchali się do zakupu malutkich 40-metrowych mieszkanek przywiązując się do jednego adresu i jednego regionu na długie dziesięciolecia, pozbawiając się mobilności w poszukiwaniu lepszej pracy. Dlaczego Niemiec może mieszkać w wynajętym od kamienicznika mieszkaniu i mieć zdolność do przemieszczania się, elastycznego zarządzania swoim losem zawodowym, a Polak nie? Czy w Londynie, w Nowym Jorku czy w Paryżu każdy jest właścicielem mieszkania, czy po prostu je wynajmuje? Kupuje się domy na przedmieściach, a nie klity w miastach. No, chyba że to elegancki apartament w najlepszej dzielnicy, budynek Dakota na Manhattanie, czy coś.
    Ale napierdalać ( pardon) po całych dniach o kursie franka w rządowej, służalczej telewizji jest OK, bo ani to polska wina, ani problem rządu, a czas się wypełnia tym tematem znacznie bezpieczniej, niż poważną dyskusją o naszym długu publicznym. Bo na przykład na co on poszedł? Tylko na dopłaty do emerytur z ZUS?
    Tu jest bardzo dużo zależności, problemów i pytań, które się ogniskują w tym jednym haśle ” frank po cztery”, a nie tylko przejściowe zawyżenie kursu. Rynki finansowe to kasyno, a w kasynie zawsze passa się kończy. Tylko nie kończy się bankowi.
    I jeszcze ta ustawa antyspreadowa. Przecież to czysta kiełbasa wyborcza. A skąd te kantory biorą franki? Kupują je w bankach, czy od turystów ze Szwajcarii, którzy masowo zjeżdżają do Polski na wakacje? Jeszcze niecałe dwa lata temu bank, w którym pracowałam był jedynym na rynku, który prowadził rachunki bieżące w CHF, czyli miał franki w kasie. Nie wiem, jak jest teraz, ale to wszystko nie jest takie proste. Co innego rachunek techniczny pod obsługę kredytu we frankach, a co innego franki w skarbcu, czyli gotówka. Gotówki w bankach nie ma, bo gotówka jest bardzo droga. Gotówka jeździ obecnie po ulicach w mniej lub bardziej opancerzonych samochodach do fabryk liczących i pakujących pieniądze, czyli zewnętrznych sortowni, a skarbce są puste. Teraz banki będą musiały zakupić franki w NBP, czyli w Szwajcarii, lub bezpośrednio w Szwajcarii. To rodzi koszty-transport, ubezpieczenia i takie tam detale. Ta obsługa kosztuje i za to musi tak lub inaczej zapłacić klient. Klient płaci w marży, choć ta marża różnie się nazywa w tabelach prowizji i opłat.

  7. CZyli kredytobiorcy nie będą mogli spłacać
    domów i banki im odbiorą, ale ponieważ nie będą mieć żadnej gotówki bo wszyscy pójdą z torbami, to likwidator banku odsprzeda dom właścicielowi za 10% gotówki?

    Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, wszyscy “eksperci” krzyczeli że niepodwyższenie deficytu spowoduje bankructwo dla Ameryki i być może świata. Ponieważ podniesiono poprzeczkę, obniżono rating co oznacza że muszą spłacić większy dług, i muszą się liczyć z większymi odsetkami. Czyli coraz bliżej brankructwa….

  8. CZyli kredytobiorcy nie będą mogli spłacać
    domów i banki im odbiorą, ale ponieważ nie będą mieć żadnej gotówki bo wszyscy pójdą z torbami, to likwidator banku odsprzeda dom właścicielowi za 10% gotówki?

    Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, wszyscy “eksperci” krzyczeli że niepodwyższenie deficytu spowoduje bankructwo dla Ameryki i być może świata. Ponieważ podniesiono poprzeczkę, obniżono rating co oznacza że muszą spłacić większy dług, i muszą się liczyć z większymi odsetkami. Czyli coraz bliżej brankructwa….

  9. CZyli kredytobiorcy nie będą mogli spłacać
    domów i banki im odbiorą, ale ponieważ nie będą mieć żadnej gotówki bo wszyscy pójdą z torbami, to likwidator banku odsprzeda dom właścicielowi za 10% gotówki?

    Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, wszyscy “eksperci” krzyczeli że niepodwyższenie deficytu spowoduje bankructwo dla Ameryki i być może świata. Ponieważ podniesiono poprzeczkę, obniżono rating co oznacza że muszą spłacić większy dług, i muszą się liczyć z większymi odsetkami. Czyli coraz bliżej brankructwa….

  10. frajerzy
    bardzo zainteresowało mnie stwierdzenie, że “wszyscy jesteśmy frajerami i na różnych polach się uzupełniamy” – ciekawe i zabawne, a przy tym jakie prawdziwe. Pozostanę już w tym temacie. Otóż taka prawda, że złotówkowy frajer traci cały czas, a frajer frankowy czasem zarobi, czasem straci… i ma szansę stracić albo dużo zyskać. Zawsze można wymieniać walutę na spłatę frankowego frajera przez kantory internetowe. Przykładowo w fritz exchange można zarobić na jednej racie z 80 zł. W sytuacji jak wysokość spłat w złotówkach i frankach jest przybliżona to to robi sporą różnicę

  11. frajerzy
    bardzo zainteresowało mnie stwierdzenie, że “wszyscy jesteśmy frajerami i na różnych polach się uzupełniamy” – ciekawe i zabawne, a przy tym jakie prawdziwe. Pozostanę już w tym temacie. Otóż taka prawda, że złotówkowy frajer traci cały czas, a frajer frankowy czasem zarobi, czasem straci… i ma szansę stracić albo dużo zyskać. Zawsze można wymieniać walutę na spłatę frankowego frajera przez kantory internetowe. Przykładowo w fritz exchange można zarobić na jednej racie z 80 zł. W sytuacji jak wysokość spłat w złotówkach i frankach jest przybliżona to to robi sporą różnicę