Reklama

Z wielkim zdumieniem, oczy z totalnego osłupienia przecierając, przeczytałem onegdaj informację, że Kancelaria miłościwie nam panującego, demokratycznie wybranego Prezydenta poszukuje w trybie pilnym

Z wielkim zdumieniem, oczy z totalnego osłupienia przecierając, przeczytałem onegdaj informację, że Kancelaria miłościwie nam panującego, demokratycznie wybranego Prezydenta poszukuje w trybie pilnym firmy ochroniarskiej do pilnowania swych włości na ulicy Wiejskiej.
Przedstawiciele Biura Ochrony Rządu, którzy się tą, jak widać absolutnie niezbędną dla bezpieczeństwa głowy naszego państwa działalnościa zajmowali dotąd, stwierdzili bardzo rozsądnie :
– ” Szkoda by dobrze wyszkoleni funkcjonariusze ochraniali okolice Kancelarii Prezydenta, jeśli są w środku budynku, a wraz z nimi monitoruje go i policja i Straż Marszałkowska”
W dawnych, ponurych, siermiężnych czasach totalnego reżimu, komuną dziś powszechnie zwanego, kiedy to pacholęciem będąc mieszkałem na Saskiej Kępie, codziennie prawie widywałem starszego, łysawego jegomościa w grubych, rogowych okularach spokojnie i statecznie wyprowadzającego pieska do Parku Skaryszewskiego.
Uprzejmie wymieniał ukłony z sąsiadami, pozdrawiał uśmiechających się doń przechodniów, a często i z wyraźnym ukontentowaniem zatrzymywał na pogawędki ze znajomymi, odbywane przy ascetycznie wypalanej w szklanej lufce połówce sporta.
Wracając, nieodmiennie w tym samym kiosku “Ruch”, kupował papierosy i “Trybunę Ludu”, przyjacielsko gawędząc z kioskarzem.
Tym jowialnym starszym panem, mieszkającym w kamienicy na Saskiej pod sto dziewiętnastką, był w owych latach niekwestionowany władca Polski, pierwszy sekretarz KC PZPR – Władysław Gomułka.
Mimo kończącej się po październikowej “odwilży”, zaostrzania kursu, ewidentnego pogorszenia stosunków Państwa z Kościołem, zniesienia święta Trzech Króli i Matki Boskiej Zielnej, zabronienia nauki religii w budynkach szkolnych, itp. jakoś nie obawiał się bez żadnej ochrony i obstawy, codziennego bezpośredniego kontaktu ze społeczeństwem.
Podobnie też jego żona, Zofia, swobodnie dreptała co rano w skromnym płaszczyku i chusteczce do sklepiku na rogu Saskiej i Walecznych, “małą spółdzielnią” zwanego. Tam czyniąc zakupy plotkowała, a i często skarżyła, iż mąż nie pozwala piec jej ciast cytrynowych i czekoladowych, uważając za zbyt luksusowe. Wieczorami zaś, gdy po kolacji siadają posłuchać Wolnej Europy, piekli straszliwie na zagłuszanie, choć sam je wcześniej odpowiednim służbom nakazał.
Przez cały okres ich zamieszkiwania na Saskiej, nie było żadnych incydentów. Przed domem stała budka milicjanta i rezydujący w niej funkcjonariusz był często jedynym w całej dzielnicy.
Mądrzy ludzie powiadają, że lęk i obawa niosą z sobą życzenie spełnienia. Sprawdziło się to zresztą w przypadku Josipa Wissarionowicza, który całe życie węsząc spiski i mnożąc formacje ochronne, zaduszony został ponoć przez zaufanego szefa NKWD Berię własną poduszką.
Dlatego dziwię się, że nie jakiś uzurpator, totalitarny satrapa i tyran, a prezydent demokratycznie przez naród wybrany, jakoś się tego narodu obawia, no bo kogóż by innego w naszym spokojnym, parafialnym kraju ?
Czyżby pan Prezydent wątpił w słowa świętego Piotra i wolał ich osobiście nie sprawdzać – “Ale choć byście mieli nawet cierpieć dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. Nie LĘKAJCIE się więc gróźb ich i nie trwóżcie.” I list św. Piotra 3; 14.
Paweł Ilecki.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. kiedyś rządziło się łatwiej
    Dawne komuchy nie bały się niczego, bo wszystko wokół było ich własne, bezpieczne, spacyfikowane i w każdym miejscu byli u siebie. Czy to sklep czy park.

    Pierwszy sekretarz był nie tylko absolutnym władcą kraju, ale miał też poczucie pełnej kontroli nad społeczeństwem.
    Z każdym rokiem ta kontrola jednak słabła, spadało też zaufanie do własnych ludzi.
    Teraz władca może spodziewać się ataku z każdej strony, nie tylko opozycji, ale też z ręki słabo sprawdzonych współpracowników.
    Rządzenie nie jest już taką frajdą jak kiedyś.

  2. kiedyś rządziło się łatwiej
    Dawne komuchy nie bały się niczego, bo wszystko wokół było ich własne, bezpieczne, spacyfikowane i w każdym miejscu byli u siebie. Czy to sklep czy park.

    Pierwszy sekretarz był nie tylko absolutnym władcą kraju, ale miał też poczucie pełnej kontroli nad społeczeństwem.
    Z każdym rokiem ta kontrola jednak słabła, spadało też zaufanie do własnych ludzi.
    Teraz władca może spodziewać się ataku z każdej strony, nie tylko opozycji, ale też z ręki słabo sprawdzonych współpracowników.
    Rządzenie nie jest już taką frajdą jak kiedyś.

  3. Gomółka chyba wierzył,
    że jest przedstawicielem ludu między który chodził, a wszelkie negatywne oceny które do niego docierały zwalał na karb incydentalnych wrogich knowań, z którymi aparat sobie radził. Kaczyński w wielu sprawach ma mentalność Gomułki, ale jest bogatszy o znajomość legendy stosunku narodu do tow. sekretarza. Sam się uważa za bohatera, który byłby tamtego “tymi ręcami” udusił (a jak nie on, to brat), tylko że się przypadkiem nie spotkali.
    No to ma się czego obawiać…
    A jak jeszcze poczytał o skrytobójcach, których Stalin na Tito posyłał… On sam kogo pośle na Putina? Szczygłę? Stąd konieczność obrony biernej.

  4. Gomółka chyba wierzył,
    że jest przedstawicielem ludu między który chodził, a wszelkie negatywne oceny które do niego docierały zwalał na karb incydentalnych wrogich knowań, z którymi aparat sobie radził. Kaczyński w wielu sprawach ma mentalność Gomułki, ale jest bogatszy o znajomość legendy stosunku narodu do tow. sekretarza. Sam się uważa za bohatera, który byłby tamtego “tymi ręcami” udusił (a jak nie on, to brat), tylko że się przypadkiem nie spotkali.
    No to ma się czego obawiać…
    A jak jeszcze poczytał o skrytobójcach, których Stalin na Tito posyłał… On sam kogo pośle na Putina? Szczygłę? Stąd konieczność obrony biernej.

  5. Telewizja, rok 2007, lato…
    Kilkupietrowa kamienica w stylu wczesnego XX wieku, przed nią kilkumetrowej szerokosci chodnik.
    Duze podwójne drzwi.
    Pusto.
    Nagle podjeżdżają czarne limuzyny, z pierwszej z nich szybkim krokiem wychodzi czterech ubranych na czarno, w ciemnych okularach mlodych ludzi.
    Dwaj stają po obu stronach drzwi, dwaj pozostali flankują chodniki z bronią automatyczną gotowa do strzału.
    Z drugiej limuzyny kolejny facet w ciemnych okularach wypuszcza niewysokiego korpulentnego gostka około sześćdziesiątki, który szybkim krokiem pokonuje szerokość chodnika i znika w drzwiach. Panowie w czerni pozostają na posterrunku badawczo przyglądając się pustej o tej porze ulicy.
    Bagdad? Zachodni brzeg Jordanu? A może Kabul w stanie wojny?
    Nie…
    To Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński odwiedza jakies biuro w centrum Warszawy…

  6. Telewizja, rok 2007, lato…
    Kilkupietrowa kamienica w stylu wczesnego XX wieku, przed nią kilkumetrowej szerokosci chodnik.
    Duze podwójne drzwi.
    Pusto.
    Nagle podjeżdżają czarne limuzyny, z pierwszej z nich szybkim krokiem wychodzi czterech ubranych na czarno, w ciemnych okularach mlodych ludzi.
    Dwaj stają po obu stronach drzwi, dwaj pozostali flankują chodniki z bronią automatyczną gotowa do strzału.
    Z drugiej limuzyny kolejny facet w ciemnych okularach wypuszcza niewysokiego korpulentnego gostka około sześćdziesiątki, który szybkim krokiem pokonuje szerokość chodnika i znika w drzwiach. Panowie w czerni pozostają na posterrunku badawczo przyglądając się pustej o tej porze ulicy.
    Bagdad? Zachodni brzeg Jordanu? A może Kabul w stanie wojny?
    Nie…
    To Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński odwiedza jakies biuro w centrum Warszawy…

  7. Ech, jakoś mi się nie chce wierzyć,

    że tak zupełnie sam wychodził towarzysz I Sekretarz. A może to było tak jak na tym rysunku Fedorowicza (tylko te postacie nie inwigilowały, a chroniły Gomułkę)?

    A co do Kaczyńskich – Prezesa i Brata Mniejszego – to wydaje mi się, że to raz mania wielkości, a dwa – zachowania z lekka niezdrowe (Gałczyński, Teatrzyk Zielona Gęś "Ostrożność": " pod podmuchem lekkiej schizofenii przykleja sobie rude wąsy"), wywołane nieustającym poczuciem, że cały świat dybie na nich. Tego się już nie zmieni, nie w tym wieku.

  8. Ech, jakoś mi się nie chce wierzyć,

    że tak zupełnie sam wychodził towarzysz I Sekretarz. A może to było tak jak na tym rysunku Fedorowicza (tylko te postacie nie inwigilowały, a chroniły Gomułkę)?

    A co do Kaczyńskich – Prezesa i Brata Mniejszego – to wydaje mi się, że to raz mania wielkości, a dwa – zachowania z lekka niezdrowe (Gałczyński, Teatrzyk Zielona Gęś "Ostrożność": " pod podmuchem lekkiej schizofenii przykleja sobie rude wąsy"), wywołane nieustającym poczuciem, że cały świat dybie na nich. Tego się już nie zmieni, nie w tym wieku.