Reklama


Nie zawsze było tak, że brzuch przysłaniał potencjał, bywało tak, że kondycyjnie mucha nie siada. Lat temu 23, może cztery na lewym skrzydle MKS Chojnowianka szalał utalentowany trzynasto, albo czternastolatek.

Reklama

Zawodnik perspektywiczny, czuł piłkę, miał klej, pracował na całym boisku, niestety trener nie darzył młodego gracza wielkim zaufaniem. Co mecz wystawiał juniora młodszego na lewym skrzydle, chociaż każdy kto odrobinę znał się na piłce wiedział, że ten typ gracza to urodzony środkowy napastnik.

Pozycja na boisku wiązała się nie tylko z koncepcją trenerską, ale z pewnymi układami w drużynie, które wypaczały ideę sportu. Środkowym był bratanek i chrześniak trenera, na prawym skrzydle grał junior młodszy, który przesiedział w 6 klasie 4 lata i już się od dwóch lat golił, ale w papierach miał wpisane nie więcej niż wymagane kryterium wiekowe i tak co sezon mu przedłużano, ponieważ najlepiej z całej drużyny symulował karne.

Mecz wyglądał mniej więcej tak jak mniej więcej pamiętam. Stało się przy linii bocznej na połowie przeciwnika i całe 90 minut krzyczało: „Podaj! Podaj! W uliczkę, w uliczkę! Wypuść mnie, wypuść! Jeśli trzy razy udało się dokrzyczeć była szansa przebiec z piłką jakieś dwadzieścia metrów, potem następowało ścięcie wślizgiem, albo zbyt głęboka centra w pole karne. Często zdarzało się tak, że krzyczało się niecałe 90 minut, tylko pierwszą połowę i gdy trener widział, że nikt cię nie słuchał dawał szansę kolejnemu.

Niezastąpionym zmienikiem był taki jeden, którego 23 lata temu nazywaliśmy Cygan, dzisiaj jest już na pewno Romem. Gdy Cygan wchodził na moje skrzydło (nie będę dłużej skromnie udawał, że to nie ja byłem obiecujący), nawet nie musiał krzyczeć. Cygan załatwiał sprawę w szatni. „Jak mi który nie poda, to mu  zaje*ie”. Gdy Cygan wchodził na boisko w kolanach uginała się nie drużyna przeciwna, ale nasza MKS Chojnowianka juniorów młodszych.

Najgorzej miał bramkarz, po meczu Cygan zawsze mu „zaje*ał”, w tym wieku golkipier nie miał najmniejszych szans na dokopanie futbolówki poza własną połowę, gdzie Cygan czekał na podanie. Zdarzyło się raz, że bramkarz zaryzykował i próbował przedryblować kilku napastników, aby dostać się przynajmniej do połowy własnej połowy i z tego miejsca próbować kopać w stronę Cygana, ale skończyło się to tragicznie. Napastnicy odebrali mu piłkę, a Cygan „zaje*ał” mu dwa razy. Raz za to, że bramkarz Cyganowi nie podał, dwa, że straciliśmy bramkę, czego Cygan też nie lubił, gdyż zależało mu na wyniku, czym zdobywał uznanie w oczach trenera.

Nieciekawie przedstawiała się również sytuacja obrońców, ale tak się dla nich dobrze złożyło, że jednym z obrońców był kumpel Cygana i na defensorów Cygan patrzył łaskawym okiem. W sytuacjach konfliktowych kumpel Cygana wyjaśniał, że nie mogli podać, ponieważ usiłowali wciągnąć przeciwnika na swoją połowę, tak aby Cygan miał przestrzeń do gry i okazję do kontry. Zwykle działało, ale gdy emocje Cygana sięgały poziomu, po którym już musiał „zaje*ać”, łapał bramkarza za fraki i krzyczał „Jak kur*a kierujesz tyłami?!”.

Pomoc i atak miał proste zadania, zwykle stali na tyle blisko od Cygana aby dokopać, a gdy stali po przekątnej to mieli opracowaną metodę współpracy z Cyganem. Prawoskrzydłowy, defensywny pomocnik, miał niewielkie szanse, żeby celnie zaadresować podanie do lewoskrzydłowego Cygana, dlatego podawał do środkowego i krzyczał: „To dla Cygana”. Jeśli środkowy był na tyle blisko, że mógł ryzykować podanie, to podawał, jeśli nie, podawał do lewoskrzydłowego z tym samym komunikatem: „To dla Cygana”.

Oczywiście przy takiej czytelnej taktyce gry, przeciwnik nie miał najmniejszych problemów z neutralizowaniem naszych ataków. Trzech stawało na lewym skrzydle koło Cygana i kompletnie nie przejmowali się tym, że odsłaniają środek pola, bo wiedzieli, że nikt się nie odważy pójść na solo, gdy Cygan czeka na podanie. Z tego powodu Cygan częściej grzał ławę, a ja częściej grałem, to znaczy krzyczałem i niewiele z tego wychodziło, poza tym, że byłem jedynym zawodnikiem, który nie musiał się bać, że Cygan mu „zaje*ie”.

Prawdziwy przełom w mojej karierze mógł nastąpić z okazji Święta Pracy i tradycyjnego pochodu pierwszomajowego. Starsi pamiętają młodszym streszczę, że trzeba było świętować, był powszechny obowiązek maszerować w pochodzie, ale wcale nie oznaczało to braku demokracji. Można sobie było wybrać czy idziemy ze szkołą, z zakładem pracy rodzica, czy może z ramienia innej organizacji sportowej, czy kulturalnej. Chyba dwa razy byłem na pochodzie.

Dotąd się nie chwaliłem, ale mam swoją kartę opozycyjną, nie cierpiałem wszelkich organizacji, nawet do harcerstwa się nie zapisałem i przy każdym pochodzie wagarowałem. Taki byłem twardy trzynastolatek, jak niezłomna trzynastolatka. Wprawdzie ten obowiązek nie był jakoś szczególnie monitorowany, przynajmniej w moje szkole, może dlatego, że mieliśmy katoliczkę za wychowawczynię, ale zawsze to coś, co można sobie w życiorysie zapisać po stronie heroizmu.

Jednym z tych dwóch pochodów był pochód z ramienia MKS Chojnowianka, juniorzy młodsi. Trener zebrał nas w szatni i każdemu wręczył po piłce, co Cyganowi się nie spodobało. Słuchajcie – zaczął trener – musimy się jakoś pokazać i wyróżnić w tym pochodzie. Taktyka jest taka, że idziemy i trzymamy piłki na wysokości klatki piersiowej. Gdy dochodzimy do trybuny na mój znak podnosimy piłki nad głowy i opuszczamy na kolejny mój znak. Jasne? Pewnie, że jasne, ale bramkarz na wszelki wypadek spytał trenera, czy nie rzucamy piłek do Cygana? Cygan mu potem „zaje*ał”, bo się chłopcy ubawili i Cygan nie był pewien, czy z bramkarza, czy z Cygana.

Ruszaliśmy spod szatni w stronę rynku. Idziemy, niesiemy piłki na wysokości klaty, dochodzimy do trybuny trener podnosi do góry rękę i wszyscy unosimy piłki nad głowami patrząc w stronę trybuny. Podniosłem, patrzę w stronę trybuny i oczom nie wierzę! Na trybunie stoi mój ojciec i pozdrawia mnie pierwszomajowym gestem. Zamarłem, wprawdzie rodzic był sekretarzem w POM, ale na trybunę nawet w takim miasteczku dostawali się sekretarze istotni.

Do dziś nie wiem jak to się stało, że ojciec zajął to zaszczytne miejsce, ponieważ obaj do tamtego wydarzenia nie chcemy wracać. Nie chcemy dlatego, że ja przeszedłem z piłką uniesioną w górę całą honorową rundę wokół trybuny, a ojciec na trybunie się obracał i nie ustawał w pozdrowieniach. W końcu poczułem w okolicach łokcia silny męski uścisk, który pociągnął mi ramiona w dół. To trener opuścił mi ręce i spojrzał tak, że się tego do dziś nie zapomina.

Wróciliśmy do szatni, chłopcy, co opuścili piłki po kilku sekundach darli ze mnie łacha, a trener wezwał do siebie. Czy ciebie kur*wa pogrzało – wypalił bez ogródek – cyrki odstawiać przed samą trybuną? Towarzysze sekretarze głowy ze wstydu pozwieszali, prowokacji ci się zachciało gówniarzu? Co ci odbiło. Zbity z pantałyku zwróciłem się trenera. Towarzyszu trenerze (nigdy dotąd tak nie mówiłem), bo na tej trybunie był mój ojciec i ja się zapatrzyłem. Trener zbladł jak brakarz, gdy nie dokopał do Cygana i już po kilku sekundach próbował łapać oddech, aby przekazać mi nową ścieżkę rozwoju i kariery piłkarskiej.

Bo wiesz, jak tak sobie myślałem o tobie – mówi trener – i trzeba by coś z tym zrobić. Nie możesz dłużej grać na tym lewym skrzydle, gdzie się marnujesz. Wiem, że środkowy wyjeżdża do innego miasta, prawoskrzydłowego już dłużej holować nie możemy, tak że cały atak się zwolni. Przejdziesz na środek, no i oczywiście Cygan będzie siedział na ławie. Tak też sobie myślę, że bramkarz dłużej nie może być kapitanem, nie ma szacunku w drużynie, dlatego przejmiesz opaskę.

No leć już i pozdrów ojca, nie musisz dziękować, zasłużyłeś, następny sezon jest twój. Niestety następny sezon nie był mój. W następnym sezonie poszedłem do LO i zostałem punkiem, który opuszcza się w nauce. Kontestowałem system i wszelkie organizacje „no future” łącznie z MKS Chojnowianka, gdzie przyszłości dla siebie już nie widziałem. Czasami spotykam bramkarza i gadamy sobie o tym, że gdybyśmy się urodzili parę lat później niż Cygan gralibyśmy dziś w kadrze Orłów Górskiego.

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. W związku z pochodem

    W związku z pochodem 1-majowym, muszę się przyznać do prostytucji ideowej, czyli mówiac po prostu – uległem ordynarnemu przekupstwu.
    Zdarzyło się to tylko raz, była nadzieja, że wyparłem to z pamięci, lecz Twój tekst uruchomił wspomnienia –  uraz i wstyd pozostał.

    Wziałem raz udział w pochodzie – w ramach klubu sportowego. Przynętą były…nowe dresy. Normalnie kupić nie sposób , w czymś trzeba trenować, a poza 1 maja, klub się specjalnie sprzętem "nie interesował".

    Na szczęście, "uraz" nie jest zbyt głęboki 🙂

    Pozdrawiam

  2. W związku z pochodem

    W związku z pochodem 1-majowym, muszę się przyznać do prostytucji ideowej, czyli mówiac po prostu – uległem ordynarnemu przekupstwu.
    Zdarzyło się to tylko raz, była nadzieja, że wyparłem to z pamięci, lecz Twój tekst uruchomił wspomnienia –  uraz i wstyd pozostał.

    Wziałem raz udział w pochodzie – w ramach klubu sportowego. Przynętą były…nowe dresy. Normalnie kupić nie sposób , w czymś trzeba trenować, a poza 1 maja, klub się specjalnie sprzętem "nie interesował".

    Na szczęście, "uraz" nie jest zbyt głęboki 🙂

    Pozdrawiam

  3. Właśnie się dowiedziałam
    Jeden taki powiedział mi właśnie, że brzuch przysłaniający potencjał bierze się nagłego roztrenowania. Dwadzieścia parę lat temu nagle zerwałeś ze sportem, poszedłeś w punki i teraz masz “no future”. Jedz raz dziennie płatki owsiane (mogą być z rodzynkami, ale nie cornflakes, bo to sama chemia), zdrowszy będziesz i potencjał zobaczysz.
    Pozdrawiam.

  4. Właśnie się dowiedziałam
    Jeden taki powiedział mi właśnie, że brzuch przysłaniający potencjał bierze się nagłego roztrenowania. Dwadzieścia parę lat temu nagle zerwałeś ze sportem, poszedłeś w punki i teraz masz “no future”. Jedz raz dziennie płatki owsiane (mogą być z rodzynkami, ale nie cornflakes, bo to sama chemia), zdrowszy będziesz i potencjał zobaczysz.
    Pozdrawiam.

  5. Żarcik słowny, nie mój, niestety oxymoron, oxy moron
    Tak mi się przypomniało, jak zobaczyłam pisownię. Od razu zastrzegam, że nie chcę Cię obrazić.

    oxy, ang., skrót od peroxide – woda utleniona (kiedyś kobitki farbowały tym włosy na blond)
    moron, ang., – kretyn
    oxymoron – tleniony kretyn. W mojej rodzinie to słowo funkcjonuje rewelacyjnie, mówisz oxymoron, i wiadomo, o co chodzi. Może się przyda.
    Pozdrawiam.

  6. Żarcik słowny, nie mój, niestety oxymoron, oxy moron
    Tak mi się przypomniało, jak zobaczyłam pisownię. Od razu zastrzegam, że nie chcę Cię obrazić.

    oxy, ang., skrót od peroxide – woda utleniona (kiedyś kobitki farbowały tym włosy na blond)
    moron, ang., – kretyn
    oxymoron – tleniony kretyn. W mojej rodzinie to słowo funkcjonuje rewelacyjnie, mówisz oxymoron, i wiadomo, o co chodzi. Może się przyda.
    Pozdrawiam.