Reklama

Prawie perpetuum mobile.

Ale konkretnie, to reakcja kandydujących posłów do PE, zapytanych o znajomość języka angielskiego.


Prawie perpetuum mobile.

Reklama

Ale konkretnie, to reakcja kandydujących posłów do PE, zapytanych o znajomość języka angielskiego.
Pominę "wyróżniającą" partię, bo to nie jest jakaś skomplikowana zagadka. Jej skrót brzmi identycznie, jak początek nazwy urządzenia ceramicznego, używanego w męskich toaletach.

Zdążą ?
Spokojnie !!!

Widziałem w swojej "karierze" już  nie takich "optymistów".

Przenieśmy się do Szwecji, mamy rok 1990.
Jak wielu polskich studentów, "nabywałem" za 50$ zaproszenie do pracy w szwedzkim rolnictwie, upoważniającym do wizy z okresowym pozwoleniem na pracę. Oczywiście, trzeba było sobie ją jeszcze "zorganizować", w czym w odróżnieniu od posłów, pomagała jednak znajomość angielskiego.

Trafiłem do wielkiego kompleksu szklarni w Skanii (południe Szwecji). Głównym podmiotem naszych działań , były ogórki. To jedyne przedmioty (poza śledziami, które łowiłem na kutrach rybackich), które mi się śniły w formie "hurtowej" 🙂

Przed miom przybyciem pracowało w niej już kilku Polaków – trochę studentów i ekipa z PGO (Państwowe Gospodarstwo Ogrodnicze). odpowiednik PGR – na zasadzie sprytnej wymiany "kadr". Koledzy i koleżanka z PGO zasuwali na 3000% szwedzkiej normy a i tak uważali, że się w zasadzie opierdalają :).

I pewnego razu przybyła ekipa z Otwocka. Czterech facetów. Każdy z nich wart jest osobnej wzmianki. Gdyby żył Bareja, tobym mu sprzedał scenariusz oparty o ich 2-miesięczną obserwację, za cięzkie pieniądze.

1. Jurek – normalny, znał Zachód, mówił po angielsku – przewodnik stada
2. "Płotkarz" – reprezentant Polski w biegu na 400m /p.płotki – zapamiętałem go z 2-ch wydarzeń
—ograł mnie w pokera w jednej puli z tygodniowej wypłaty (jakieś 400 $)
—poprosił mnie o przetłumaczenie zwrotu "tulejka się wygła"
3. "Makler" – zasłynął z operacji bankowej w lokalnym wiejskim banku. Wymienił zarobione korony na dolary, a w drugim okienku chciał założyć konto (nota bene – w szklarni pracował na czarno i oczywiście podał jej adres – właściciel mało nie dostał zawału). Makler dowiedział się, że bank jest lokalny i nie prowadzi rachunków walutowych. Tak więc zamienił ponownie dolary na korony, tracąc około 5o $. (stąd ksywa !!. bo to w tych czasach, to były ciężkie pieniądze). Jako ciekawostkę dodam, że po kilku dniach dostał z banku pismo, "podważające" zasadność jego operacji – oczywiście w bardzo uprzejmej formie. Bank zaproponował przyjęcie pierwotnej kwoty w koronach (bez wymian) na konto !!!!! Ach , Ci protestanci !!!!
4. No i na scenę wkracza "Johny". Facet mający 25 lat, o twarzy Jeana Gabin ze starych francuskich kryminałów (wygląda na 60 lat!). Już wejście miał dobre – Jurek poproszony o przedstawienie swoich kompanów (przez właściciela szklarni), na pytanie o znajomość języka przez Johnego, odpowiedział:
"only Polish, but not fluently" 🙂

Ta "biegłość". powodowała różne kosztowne konsekwencje (ponieważ byliśmy z kraju katolickiego, to nikt właściciela nie żałował, liczył się fun). Np. brygadzista tłumaczył jak pielęgnować rośliny, odcinając główny pęd powyżej "górnego druta", pozostawiajac 2 zawiązki. Johny coś tam skumał, że "two" i zostawił 2…liście. Straty – kilkaset tysięcy koron. Na szczęście był to ogromny kompleks i nikt działań Johnego nie zauważył, bo poza pielęgnacją i zbiorem, wszystkim sterował komputer (1990 rok !!).

A skąd ta analogia do naszych "wybrańców" ?

Podobno, Johny jak się dowiedział, że wyjeżdza za granicę na 2 tygodnie przed terminem, odpowiedział :

"No, to muszę konserwy kupić, iść do dentysty, no i …nauczyć się języka"

Jednak w wyborach do PE, wolałbym postawić na Johnego 🙂

Reklama

31 KOMENTARZE

  1. Wieki temu usłyszałem taką anegdotę
    o Janie Himilsbachu. Podobno dostał propozycję z Hollywood, ale warunkiem była nauka języka angielskiego. Na pytanie dlaczego nie uczy się języka odpowiedział: “Z tą Ameryką to może nie wyjść, a wtedy zostanę z tym angielskim jak głupi ch..j”. Więc z tym językiem czasami faktycznie nie warto się śpieszyć.

  2. Wieki temu usłyszałem taką anegdotę
    o Janie Himilsbachu. Podobno dostał propozycję z Hollywood, ale warunkiem była nauka języka angielskiego. Na pytanie dlaczego nie uczy się języka odpowiedział: “Z tą Ameryką to może nie wyjść, a wtedy zostanę z tym angielskim jak głupi ch..j”. Więc z tym językiem czasami faktycznie nie warto się śpieszyć.

  3. Man of War to zbyt okrutne
    Ja bym w ramach testu zapytała panią Sobecką o wyjaśnienie – po polsku – co to jest i na czym polega zasada subsydiarności. Panu Ziobrze dałabym nieco trudniejsze zadanie (podobno inteligentniejszy od Sobeckiej): co oznacza angielski zwrot “to fence a bugdet”.

  4. Man of War to zbyt okrutne
    Ja bym w ramach testu zapytała panią Sobecką o wyjaśnienie – po polsku – co to jest i na czym polega zasada subsydiarności. Panu Ziobrze dałabym nieco trudniejsze zadanie (podobno inteligentniejszy od Sobeckiej): co oznacza angielski zwrot “to fence a bugdet”.

  5. Do JK
    No to się porobiło. To taki mój żart był, głupi może, przepraszam, nie chciałam Pana urazić. Czy w moim komentarzu było coś, co wskazywałoby, że Pana nie szanuję. Podchwyciłam tylko Pańskie słowa, licząc, że się od Pana dowiem czegoś ciekawego, a Pan widzę ma do mnie jakieś pretensje tłumaczeniowo-językowe. Nie rozumiem zupełnie.
    Kłaniam się jeszcze niżej.

  6. Do JK
    No to się porobiło. To taki mój żart był, głupi może, przepraszam, nie chciałam Pana urazić. Czy w moim komentarzu było coś, co wskazywałoby, że Pana nie szanuję. Podchwyciłam tylko Pańskie słowa, licząc, że się od Pana dowiem czegoś ciekawego, a Pan widzę ma do mnie jakieś pretensje tłumaczeniowo-językowe. Nie rozumiem zupełnie.
    Kłaniam się jeszcze niżej.

  7. Panie Jacku drogi
    Nie wykroczył Pan poza żadne standardy…:) Mamy podobne zainteresowania (językowe), choć nie zgoddziłabym z Pańskim twierdzeniem, że zdolności językowe są wyznacznikiem pozycji społecznej. Zdolności się albo niem jeden ma większe, inny mniejsze, nie z własnje winy. Wyznacznikiem owej pozycji znajomość języków obcych jako efekt ciężkiej pracy. Ten kto zna języki (bo się nauczył, chciało mu się po prostu, bo był ciekawy świata) wg mnie stoi wyżej od tego, któremu się nie chce. Tzw. okoliczności są niekiedy usprawiedliwieniem. Znajomość jakiegoś języka zachodzniego jest dziś absolutną koniecznością. Ale nie dla naszych politków, dla których nie mam litości. Rozmowa przez tłumacza to jednak nie to samo, zwłaszcza że nasze orły nie potrafią tego robić. A jak Pan wie, tutaj też obowiązują pewne reguły, np. przerwa w wypowiedzi dla tłumacza.

    No dobra, to może się w końcu dowiem, co to jest m’o’w, poza okrętem wojennym pod żaglami i ptaszkiem nazywanym po polsku samcem wspaniałym. Jeśli chodzi o POM, to melduję posłusznie, że nie opalam się na czerwono.
    Pozdrawiam.

    PS. Też pracowałam fizycznie, wiem czym się to je. Szczerze podziwiam i szanuję ludzi, którzy ciężko pracując, chcą poszerzać swoje horyzonty. Teraz pracuję umysłem, przynajmniej się staram, i uczę się przez cały czas. Pełna zgoda z Panem w tej kwestii. Na koniec nieśmiało zapytam: a może by tak po nicku. Graz jestem.

  8. Panie Jacku drogi
    Nie wykroczył Pan poza żadne standardy…:) Mamy podobne zainteresowania (językowe), choć nie zgoddziłabym z Pańskim twierdzeniem, że zdolności językowe są wyznacznikiem pozycji społecznej. Zdolności się albo niem jeden ma większe, inny mniejsze, nie z własnje winy. Wyznacznikiem owej pozycji znajomość języków obcych jako efekt ciężkiej pracy. Ten kto zna języki (bo się nauczył, chciało mu się po prostu, bo był ciekawy świata) wg mnie stoi wyżej od tego, któremu się nie chce. Tzw. okoliczności są niekiedy usprawiedliwieniem. Znajomość jakiegoś języka zachodzniego jest dziś absolutną koniecznością. Ale nie dla naszych politków, dla których nie mam litości. Rozmowa przez tłumacza to jednak nie to samo, zwłaszcza że nasze orły nie potrafią tego robić. A jak Pan wie, tutaj też obowiązują pewne reguły, np. przerwa w wypowiedzi dla tłumacza.

    No dobra, to może się w końcu dowiem, co to jest m’o’w, poza okrętem wojennym pod żaglami i ptaszkiem nazywanym po polsku samcem wspaniałym. Jeśli chodzi o POM, to melduję posłusznie, że nie opalam się na czerwono.
    Pozdrawiam.

    PS. Też pracowałam fizycznie, wiem czym się to je. Szczerze podziwiam i szanuję ludzi, którzy ciężko pracując, chcą poszerzać swoje horyzonty. Teraz pracuję umysłem, przynajmniej się staram, i uczę się przez cały czas. Pełna zgoda z Panem w tej kwestii. Na koniec nieśmiało zapytam: a może by tak po nicku. Graz jestem.

  9. Bardzo fajny tekst i dzieki za linka
    Jest też b.dowcipny, ale ja jakiś markotny się zrobiłem. Głupek ze mnie, bo ja się autentycznie przejmuje tymi wyborami. Wiem, może zbyt dobrze, jak My jesteśmy w świecie na co dzień odbierani (jeśli już w ogóle) i cholernie mi zależy, żeby zastopować ten motłoch tam się przepychający (mowa o europarlamencie), bo wstyd i szkoda naszej krwawicy… :((

  10. Bardzo fajny tekst i dzieki za linka
    Jest też b.dowcipny, ale ja jakiś markotny się zrobiłem. Głupek ze mnie, bo ja się autentycznie przejmuje tymi wyborami. Wiem, może zbyt dobrze, jak My jesteśmy w świecie na co dzień odbierani (jeśli już w ogóle) i cholernie mi zależy, żeby zastopować ten motłoch tam się przepychający (mowa o europarlamencie), bo wstyd i szkoda naszej krwawicy… :((

  11. Bardzo fajny tekst i dzieki za linka
    Jest też b.dowcipny, ale ja jakiś markotny się zrobiłem. Głupek ze mnie, bo ja się autentycznie przejmuje tymi wyborami. Wiem, może zbyt dobrze, jak My jesteśmy w świecie na co dzień odbierani (jeśli już w ogóle) i cholernie mi zależy, żeby zastopować ten motłoch tam się przepychający (mowa o europarlamencie), bo wstyd i szkoda naszej krwawicy… :((

  12. Bardzo fajny tekst i dzieki za linka
    Jest też b.dowcipny, ale ja jakiś markotny się zrobiłem. Głupek ze mnie, bo ja się autentycznie przejmuje tymi wyborami. Wiem, może zbyt dobrze, jak My jesteśmy w świecie na co dzień odbierani (jeśli już w ogóle) i cholernie mi zależy, żeby zastopować ten motłoch tam się przepychający (mowa o europarlamencie), bo wstyd i szkoda naszej krwawicy… :((

  13. Bardzo fajny tekst i dzieki za linka
    Jest też b.dowcipny, ale ja jakiś markotny się zrobiłem. Głupek ze mnie, bo ja się autentycznie przejmuje tymi wyborami. Wiem, może zbyt dobrze, jak My jesteśmy w świecie na co dzień odbierani (jeśli już w ogóle) i cholernie mi zależy, żeby zastopować ten motłoch tam się przepychający (mowa o europarlamencie), bo wstyd i szkoda naszej krwawicy… :((