Reklama

Dwa i pół roku czekała NPW na to by zbadać „cząstki wysokoenergetyczne”, które pół roku będą leżakować pod szałasem, żeby nabrać urzędowej i laboratoryjnej mocy. W międzyczasie NPW dla świętego spokoju i udowodnienia, że wszystko co lata musi być naładowane śladowymi cząstkami staroświeckich materiałów wybuchowych, „przebadała” ostatniego żywego tupolewa w Księstwie Warszawskim. Gdy mi się wydawało, że zabawniej już być nie może, pojawił się samotny rycerz z BOR, niejaki Robert D, pseudonim operacyjny „Wąglik”, ale nim o tym tytanie intelektu, wcześniej o dwóch innych „twardzielach” od materiałów wybuchowych. Dwaj spece: Krzysztof D. i Sylwester P. przechadzali się po samolocie tuż przed wylotem do Smoleńska, jeden nie miał pojęcia dlaczego ta żelazna machina w ogóle odrywa się od ziemi i gdzie się wciska sprzęgło, a drugi wdział spektrometr z odległości wprost proporcjonalnej do źrenicy oka oddalonej od monitora z odpaloną wyszukiwarką google. Ci dwaj „zabezpieczali” pirotechnicznie rządową maszynę, ale był jeszcze trzeci, wspomniany „Wąglik”, który chodził z „Irasiadem” między fotelami i jak twierdzi w ten sposób zabezpiecza się każdy odlot samolotu VIP, w każdym zakątku świata, tyle na szkoleniach „brali”. Od razu się przyznam, że mam takie pojęcie o wyszukiwaniu materiałów wybuchowych w samolocie jak ci dwaj bez psa, ale ten z psem, chociaż kliniczny idiota, daje do myślenia każdemu laikowi, który ma jako taką wyobraźnię.

W filmach amerykańskich czasami pokazują takie fajne finałowe sceny, w których kobieta w ciąży siada za sterami pasażerskiego samolotu, po tym jak terroryści wyrżnęli w pień załogę. Dialogi prawie zawsze są takie same, ci z wierzy tłumaczą babie w ciąży, gdzie znajdzie ważną wajchę, na jaki zegarek ma patrzeć i kiedy wcisnąć odpowiedni guzik, żeby nie musiała lądować jak bohater Wrona. Idąc śladem tego banalnego instruktażu, można się przy odrobinie wyobraźni wczuć w rolę wieży i baby w ciąży, a potem przełożyć to na badanie pirotechniczne. Tak na początek wystarczy się dowiedzieć kilku podstawowych rzeczy. O tym, że dwaj ignoranci i jeden idiota z psem sprawdzali samolot już wiemy, teraz warto sobie zadać pytanie, do jakich czynności może służyć pies. Przypominam, że korzystamy z normalnego, przeciętnego rozumu, scenariusza hollywoodzkiego klasy „B”, no i minimalnej wiedzy na temat budowy samolotu. Patrząc na samolot z zewnątrz widać, że machina jest taką długą rurą, w środku której siedzą ludzie, po bokach ta rura ma skrzydła, na końcu ogon, tyle wystarczy. Teraz pytanie, gdzie idiota z psem może zajrzeć, a gdzie zajrzeć nie może? Znów nie ma potrzeby się znać na materiałach wybuchowych, wystarczy sobie odpowiedzieć na prostą, powyższą zagadkę. Według mojej wiedzy teoretycznej i praktycznej, mam psa, pies może wejść do środka rury i wąchać wszystko od miejsca gdzie siedzą piloci, aż po miejsce składowania bagażu. Możliwe jest też obwąchanie tych schodków prowadzących do rury, okolicy wokół samolotu, co też jest ważne, na koniec Irasiad może sobie obsikać koło, w nagrodę za dobre wąchanie.

Reklama

Na mój gust wszystko, co idiota z psem bojowym jest w stanie wykonać przy oględzinach pirotechnicznych. Czas na pytanie drugie. Co się dzieje w takich sytuacjach teoretycznych, jak rozmieszczenie ładunków wybuchowych na końcówce ogona samolotu, na dowolnej długości skrzydła samolotu, na „dachu” samolotu, w silniku samolotu? Czy pies bojowy jest przez idiotę podrzucany metodą: start kinetyczny psa bojowego, lot psa bojowego, praca wąchająca, opadanie psa, lądowisko na rękach idioty? Zadałem te dwa proste pytania, ponieważ na stronach internetowych wysokiej klasy specjalista, idiota z psem, Robert D., walczy „o honor BOR”, domagając się przy tym fachowej dyskusji na temat. Dzięki Bogu Robert D., jest pożytecznym idiotą i dlatego warto zajrzeć do jego pamiętnika pryszczatego twardziela, wystarczy wpisać ppłk Robert D i gogle zaprowadzi. Warto zajrzeć z dwóch powodów, po pierwsze on nie kłamie, on jest na tyle głupi, że mówi otwarcie jak było. Jak na klasycznego półgłówka z BOR przystało, kłapie dziobem na lewo i prawo, czego to on z kumplami nie wyczyniał, dzięki temu zwykli zakonnicy redemptoryści z „ND” namierzyli autentyka, bo ten idiota wypisywał swoje dowcipy z komputera ambasady w Trypolisie – pełna konspiracja. A drugi powód jest jeszcze ciekawszy, idiota z psem wcale się nie broni metodą dawnych esbeków „ha, ha, ha trotyl, hel, ha, ha, ha”. On się broni inaczej, znamiennie – to nie BOR, my nic trotylem nie mamy wspólnego, szukajcie tych od trotylu nie w BOR-ze.

Wyjątkowo komfortowa sytuacja, niczego nie trzeba się domyślać, idiota wszystko wychlapał, przed wylotem do Smoleńska, poza dwoma ignorantami Krzysztofem D. i Sylwestrem P. oraz idiotą z psem, w samolocie nie było żadnej inspekcji pirotechnicznej. Tak, więc mamy pełen przekrój profesjonalizmu, dwóch takich, którzy „nie brali jeszcze budowy spektrometru i samolotu”, idiota w radze podpułkownika Robert D, którego zdemaskowali Redemptoryści, no i bym skłamał, bo jest jeszcze jeden – szef oddziału pirotechników BOR. Niestety też nie mogę podać pełnych danych, ponieważ pułkownik Jacek K., został zatrzymany przez nocny patrol, jak zawracał na ręcznym po Żoliborzu z dwoma promilami „cząsteczek wysokoenergetycznych” we krwi. Załoga w komplecie, honor oddziału pirotechników BOR uratowany. Mam taką prośbę do bardziej odważnych, zwykłych szaraków bez pojęcia o psach bojowych i spektrometrach. Czy możemy sobie obiecać, że jeśli ktoś z nas, laików, spotka tę mendę Roberta D., to napluje mu w pysk? Czynność wiąże się z pewnym ryzykiem. Pierwsze co robią tacy „twardziele”, to uczą się z „Kill Billa”, Pięciu Punktów Dłoni Rozsadzających Serce, ale splunięcie w pysk mendzie, to rzadka satysfakcja i jak sądzę jakieś niewielkie zadośćuczynienie dla ludzi, których ta menda anonimowo w Internecie prześladowała, warto zaryzykować życiem.

PS Wierzę, że w BOR są też inteligentni, dojrzali mężczyźni, znający się na swojej robocie i tym bardziej współczuję, po prostu jakiś pech, najgłośniej „honoru BOR bronią”, mendy, alkoholicy, idioci z psem.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Jeśli platforma chce podnieść jakość debaty publicznej,
    nie musi od razu wołać kata do kodeksu karnego. Wystarczy publicznie ukarać Stefana za atak na dziennikarza demokratycznej opozycji, autora "dożynania watahy" czy pomysłodawcę "katolickiego pedała". Wystarczy sąd partyjny i komisja etyki, pokażcie swoje ręce zanim zaczniecie obcinać nasze.

    Czy atak na gloryfikatorów ustroju komunistycznego to też "mowa nienawiści"?

  2. Jeśli platforma chce podnieść jakość debaty publicznej,
    nie musi od razu wołać kata do kodeksu karnego. Wystarczy publicznie ukarać Stefana za atak na dziennikarza demokratycznej opozycji, autora "dożynania watahy" czy pomysłodawcę "katolickiego pedała". Wystarczy sąd partyjny i komisja etyki, pokażcie swoje ręce zanim zaczniecie obcinać nasze.

    Czy atak na gloryfikatorów ustroju komunistycznego to też "mowa nienawiści"?