Reklama

Albo errata do wszystkich poważnych komentarzy, zupełnie niepoważnej ,,próby samobójczej” pułkownika Przybyła z wojskowej prokuratury w Poznaniu.

Albo errata do wszystkich poważnych komentarzy, zupełnie niepoważnej ,,próby samobójczej” pułkownika Przybyła z wojskowej prokuratury w Poznaniu.
Zanim pan prokurator pułkownik Przybył pociągnął za spust ,,niewiadomoczego”, bo na pewno nie służbowego pistoletu, powiedział, a właściwie napomknął, coś o honorze. Honorze ludowego(?) oficera.
Zamiast szyderczego komentarza, pozwolę sobie przywołać taki obraz:
Dnia 25 maja 1995 roku, w Warszawie przy ulicy Nowowiejskiej, w siedzibie Izby Wojskowej Sądu Najwyższego, pięciu sędziów wojskowych rozpatrywało sprawę uchylenia wyroku ciążącego na pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim. Najpierw sędzia w mundurze marynarki wojennej zreferował sprawę z 1984 roku. Następnie prokurator wojskowy, major Jarosław Ciepłowski wskazał, że dowody są mocne i jednoznaczne, a zdrada Kuklińskiego zaczęła się wcześniej niż zakładano.
,,Zarzut zdrady jest niepodważalny” – zakończył swoje wystąpienie prokurator Ciepłowski, major już, ponoć, nie-ludowego wojska polskiego(?).
Tego dnia sąd wojskowy, i do tego najwyższy, nie uchylił wyroku ciążącego na pułkowniku Kuklińskim.
Wyrok został uchylony TYLKO I WYŁĄCZNIE dzięki silnym i stanowczym naciskom Amerykanów, a dokładnie byłego ambasadora USA w Polsce – Frieda, prezydenta USA Clintona i profesora Zbigniewa Brzezińskiego.
W kwestii honoru kadry dowódczej LWP i WP, oraz szerzej – oficerów Wojska Polskiego, oddajmy głos
pułkownikowi Stanisławowi Droniczowi :
W dziejach LWP i WP po stanie wojennym, a nawet po powołaniu cywilnych ministrów obrony, w celu przywrócenia dobrego imienia niesłusznie represjonowanym, nigdy nie interweniowały sądy honorowe, zebrania oficerskie lub środowiska, w których spotkała ich krzywda. Jeżeli do wojska nadchodziły postulaty wyjaśnienia sprawy i rehabilitacji pokrzywdzonych, to pochodziły z zewnątrz – od posłów, intelektualistów lub działaczy politycznych.
Każdy, kto w naszym wojsku był represjonowany z powodów politycznych, musiał odczuć chłód, a niekiedy nawet wrogość środowiska, w którym służył. Nie było to spowodowane jakąś wyjatkową cechą
charakteru ludzi mundurowych, lecz obawą, że ich również może spotkać podobny los. Między innymi spowodowane to było tym, że osoby dopuszczające się represji wobec tych, których później zrehabilitowano, najczęściej pozostawały na wysokich stanowiskach służbowych.
Nikt im nigdy, za tzw. błędy i wypaczenia niczego nie wypominał.
Szczególną odrazę w wojsku wzbudziły alianse i sfraternizowanie wiceministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego oraz prezydenta Lecha Wałęsy z najbardziej gorliwymi oficerami okresu stanu wojennego. Ich ostentacyjna sympatia do niedawnych przeciwników zniweczyła w wojsku to, co być może jest w nim najcenniejsze: godność i honor.
Wojskowi, którzy mieli odwagę przeciwstawić się rozpasanej władzy komunistów i nieprawidłowościom w wojsku, gdy Polska stała się niepodległym krajem oraz demokratycznym krajem, poczuli się niepożądani.
Zabiegi generalicji, zwłaszcza tej dwu i trzygwiazdkowej, o względy Mieczysława Wachowskiego ośmieszały najwyższe kręgi hierarchii wojskowej.

Reklama