Reklama

Czy pamiętacie, jak wygląda pierwsza miłość? Co ja mówię – Pierwsza Miłość?

Czy pamiętacie, jak wygląda pierwsza miłość? Co ja mówię – Pierwsza Miłość? Młody człowiek nie może spać, zachłystuje się nieznanym dotychczas uczuciem, fascynacja rozciąga się na obraz, głos, a nawet zapach (również perfum) ukochanej osoby. Wśród objawów zafascynowania może pojawić się także jeden szczególny – mechanizm, który nie pozwala przypomnieć sobie twarzy ani głosu ukochanej osoby i sprawia, że tym bardziej chcemy ją oglądać, słuchać jej i przebywać w jej pobliżu. Ech, piękne czasy.

Wszystko to, co napisałem powyżej, ma w moim przypadku zastosowanie również jeżeli chodzi o muzykę. Zazwyczaj na pytanie „Jakiej muzyki słuchasz?” odpowiadam „Każdej, byle była dobra”. Faktem jest, że wśród moich poszukiwań pojawiły się takie cuda, jak Francuzi z Tambours du Bronx, grający na metalowych kubłach na śmieci, bluegrassowa kapela Hayseed Dixie nagrywająca hardrockowe covery, Raveonettes – alternatywne duńskie rockabilly czy też grindcore’owy Caninus, zatrudniający na wokalu dwa pitbulle (psy, żeby nie było wątpliwości). Są jednak w tych poszukiwaniach powracające prawidłowości, które aż się proszą o tekst.

Reklama

Otóż przygniatająca większość tak zwanej muzyki popowej, czy też mainstreamowej, czyli to, co słychać zazwyczaj w radiu RMF lub Zet ma jedną podstawową zaletę (albo wadę?): utwory te można bez większego problemu zanucić pod nosem lub zagrać na instrumencie powszechnego użytku, takim jak gitara. Przyznam, starając się, żeby nie brzmiało to jak samochwalstwo, że mam niezły słuch i większość popularnych piosenek w dur i moll jestem w stanie przełożyć na gitarowe akordy, przynajmniej do tego stopnia, żeby dało się je zanucić wieczorową porą przy grillu. Jak to brzmi, to już inna sprawa. Problemy pojawiają się wraz z bardziej skomplikowanymi harmoniami, septymami, nonami etc. Żeby wyjaśnić rzecz do końca – jestem analfabetą, jeżeli chodzi o zapis nutowy, a nawet jeżeli wy(de)dukam z nutek jakiegoś wlazłkotka, to brzmi to tragicznie. A już o czymś takim jak „lewa ręka” i „prawa ręka” w zapisie na pianino (pani Quackie w swoim czasie pogrywała), mniemam że chodzi odpowiednio o harmonię i melodię, mowy nie ma.

I tu wkracza fascynacja złożonością harmonii, współbrzmieniem wielu dźwięków, głosów i instrumentów, rozwijającym się w dal i wzwyż. Harmonie takie jak polifoniczna, organowa i orkiestrowa muzyka J.S.Bacha fascynują mnie niczym sylwetka, mimika albo mowa ciała ukochanej osoby; często zdarza mi się wpaść w trwający od kilku dni do kilku tygodni ciąg, kiedy słucham TYLKO zapętlonego albumu danego wykonawcy.

Po kilku ładnych latach w miarę świadomego słuchania – to znaczy takiego, przy którym potrafię powiedzieć, co właściwie mnie pociąga w danej muzyce – mogę powiedzieć, że powraca u mnie fascynacja najdoskonalszym z muzycznych instrumentów, czyli ludzkim głosem. Starannie zaplanowana muzyka na wiele głosów to jest to – najlepiej w ogóle bez instrumentów, czyli a capella! Czy robi to cały chór, czy też jeden muzyk, powielający swój głos samplerem (jak poniżej Urszula Dudziak) – taka harmonia potrafi powalić mnie na łopatki.

Ludzkie ciało i głos, potraktowane jako instrument, potrafią wszystko. Nie tak dawno temu zatkało mnie wcale nie z lekka, kiedy znalazłem na sieci nagranie słoweńskiego chóru Perpetuum Jazzile, który wykonuje udatnie pop-rockowy utwór… a zresztą warto popatrzeć i posłuchać:

Jednym z najbardziej wszechstronnych artystów, powracających do mnie po wielokroć, jest Bobby McFerrin. Syn operowego śpiewaka, najbardziej znany z napisanego na kolanie kawałka „Don’t Worry, Be Happy” (ale to już dobrze ponad 20 lat temu!), doprowadził sztukę beatboxu i wokalizy do onieśmielającego poziomu, cały czas sprawiając przy tym wrażenie, że dobrze się bawi. Co też jest sztuką. Przy tym z równym artyzmem nagrywa on psalmy („Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego”)…

…jak i piosenki, które mógłby nagrać np. boysband…

…lub songi, kojarzące się z Jamajką lub deltą Mississipi:

Sam Bobby McFerrin nie poradzi sobie jednak, kiedy występuje na żywo. Albo musiałby skorzystać z samplera, albo z własnych wcześniejszych nagrań, albo zaprosić do pomocy znakomity chór. Przynajmniej kilka osób. Ale po co, jeżeli kilka osób to my już mamy?

Może być to ośmiu artystów, jak niebywale medialni Audiofeels, których notabene podziwiałem dobrych parę miesięcy, ZANIM stali się znani z TVN – w tym nagraniu z poznańskiego klubu Eskulap i z Kasią K8 Rościńska, ale nadal bez jednego instrumentu:

Szczególnym sentymentem zaś darzę śląski sekstet Banana Boat. Od niedawna sekstet, przez lata kwintet, jest wspaniale wszechstronnym zespołem, specjalizującym się jednak w dość niszowych szantach. Szkoda, że po przeczytaniu etykietki „szanty” tak wielu ludzi (niestety wypróbowane) zadziera nos i odwraca się w poszukiwaniu czegoś ambitniejszego – lub właśnie mniej niszowego. A wystarczy posłuchać przejmującego „Requiem dla nieznajomych przyjaciół z ‘Bieszczadów’ ”, które chodzi za mną do dzisiaj…

Zresztą BB nagrali przecież także znakomitą płytę z kolędami, na której posłuchać można między innymi świetnymi utworami na przykład takiej, szesnastowiecznej kompozycji (tradycja rules!) „Gaudete”, bogatej, pełnej, swoją drogą doskonałej na zbliżające się święta:

Ale chociaż Banany występują w całej Europie (i USA) przede wszystkim w repertuarze żeglarskim – nie poprzestają na szantach, szukają nowych muzycznych dróg. Efektem jest niedawna (2009) współpraca z irlandzką folk-rockową wokalistką Eleanor McEvoy i wspólne nagranie singla „Little Look”:

Tak jak napisałem na wstępie, staram się po pierwszym zafascynowaniu i satysfakcji estetycznej dojść w miarę świadomie, co mnie w tym tak kręci. W tym przypadku – wielogłosowości i śpiewania a capella – kręci mnie przede wszystkim niesamowita synchronizacja, przenikanie się poszczególnych melodii, sposób, w jaki tworzy się z nich harmonia. No i podczas koncertów – umiejętność niezależnego prowadzenia głosu przez każdego ze śpiewających, czego byłem świadkiem. Tak jak z miłością – odtworzyć sobie taką kompozycję w wyobraźni to rzecz trudna, a dla kogoś, kto nie czyta nut – niemożliwa chyba.

Już prędzej do wyobrażenia są nasze Kontrowersje – tu pojawia się wiele głosów, które z zasady nie powinny być zbyt harmonijne. Dlatego nie trzeba się synchronizować, co jest niewątpliwie łatwiejsze. Ale czy ładniejsze? ; )

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

26 KOMENTARZE

    • Dziwne nieco?
      Gdyby nie było wykonawcy, powiedziałbym, że to “po prostu” współczesna muzyka poważna, co więcej celowałbym chyba w jakiegoś, bo ja wiem, rosyjskiego kompozytora, nazwiskami nie rzucę, ale coś w stylu muzyki filmowej. A tu trans?

      Co do BB i pani McEvoy, to, jak napisałem, sprawa jest jeszcze dość świeża, więc nie dziwię się, że nie wiedziałaś.

    • I tak musiałem się skracać
      Na przykład przy okazji J.S. Bacha obciąłem całą część o oktecie Swingle Singers, który wykonywał właśnie jego kompozycje a capella. I wcale się nie zdziwię, jeżeli ktoś w komentarzach ze zdumieniem zapyta “A dlaczego nie wspomniałeś o…?”, podczas kiedy ja w ogóle o tym wykonawcy nie słyszałem. Świat jest pełen zdolnych ludzi, zresztą na YouTube publikuje sporo zdolnych amatorów, którzy na domowym komputerze nagrywają po kolei swój głos na kilku ścieżkach… a potem nawet da się to zsynchronizować : )

      • Co do skraca się, to
        Co do skraca się, to przypomniałeś mi jak to jakiś czas temu wybieraliśmy z Przyjacielem, każde z nas samodzielnie, żeby potem porównać listę, najulubieńsze utwory na dwupłytową składankę, z podziałem na polskie i zagraniczne. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Doszłam do 100-u i się poddałam.:)

        A dlaczego nie wspomniałeś np. o Gregorians?;)
        Znacie, to posłuchajcie.;)
        http://raphaels.wrzuta.pl/playlista/5KBQgEtidM6

        • Hm
          Nie wiem, dlaczego nie wspomniałem. Może dlatego, że starałem się dość ściśle trzymać konwencji a capella, a w tych nagraniach pieśni gregoriańskich jest ten podkład rytmiczny przynajmniej? A może dlatego, że mimo niewątpliwej urody wydają mi się chłodne i z dużym dystansem do słuchacza, jakby mówiły gdzieś w podtekście “Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam”?

        • Hm
          Nie wiem, dlaczego nie wspomniałem. Może dlatego, że starałem się dość ściśle trzymać konwencji a capella, a w tych nagraniach pieśni gregoriańskich jest ten podkład rytmiczny przynajmniej? A może dlatego, że mimo niewątpliwej urody wydają mi się chłodne i z dużym dystansem do słuchacza, jakby mówiły gdzieś w podtekście “Non nobis, Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam”?