Reklama

Owija cię z każdej strony, jak miękką watą, niby nieodczuwalną, niedostrzegalną, ale spróbuj tylko potrzymać przez chwilę dłonie ku górze, a poczujesz najpierw mrowienie, potem zmęcze

Owija cię z każdej strony, jak miękką watą, niby nieodczuwalną, niedostrzegalną, ale spróbuj tylko potrzymać przez chwilę dłonie ku górze, a poczujesz najpierw mrowienie, potem zmęczenie i ból… To ona, grawitacja. Uciekasz od niej, przedzierasz się wciąż ku górze, walczysz – tylko po to, żeby w końcu ulec.

Reklama

Ach, te żałosne próby zapobieżenia temu, co nieuniknione! Te drabiny, schody, ba, całe zigguraty! I pokolenia, w mrówczym trudzie ciągnące i pchające pod górę olbrzymie ciężary, od budowniczych piramid, przez niewolników Semiramidy, taszczących sadzonki i ziemię, robotników pracujących ad maiorem Dei gloriam przy średniowiecznych katedrach i pana Gustawa Eiffla… Toż to syzyfowe wysiłki, na końcu których jest najwyżej świetna przynęta dla turystów – albo cel dla kilku fanatyków, którzy nauczyli się startować samolotem, ale lądować już nie.

Kiedy już dostaniesz się tam, pod niebo, próbujesz je wydrążyć, przebić, dostać się na drugą stronę. Strzały i fajerwerki, wiercące w górze, mielące powietrze śmigła czy wreszcie ryczące rakiety, które unoszą garstkę wybrańców tam, gdzie kończy się błękit i granat, a zaczyna bezdenna czerń, gdzieniegdzie tylko rozświetlona nikłymi światełkami gwiazd. I po co to? Tylko po to, żebyś – jak Gagarin – mógł zaraportować po powrocie „Boga nie zaobserwowano”? Czy może dla przyjemności kilku minut, godzin lub miesięcy nieważkości?

Ale nie, ty będziesz robił wszystko, żeby uniezależnić się od grawitacji. Wbijesz tysiąc gwoździ i wkręcisz milion wkrętów, zawiesisz na niebie balony i sterowce, będziesz bił rekordy długości lotu bez tankowania i na zasilaniu bateriami słonecznymi. Wreszcie, jakby nie dość ci było umieszczenia na orbicie okołoziemskiej stacji kosmicznej, nie dość lądowania na Księżycu, zaplanujesz stworzenie windy na kablu z nanowłókien węglowych. I wszystko po to, żeby wyrwać się ze studni grawitacji?

Zastanów się, dokąd to prowadzi? Przecież te wszystkie windy, stacje, rakiety – to środek, żeby przenieść cię z jednej grawitacji do drugiej. Dobrze, na Księżycu jest sześć razy słabsza, ale nadal jest! I jeżeli będziesz kiedyś mógł i chciał tam zamieszkać, to ty (TY!), urodzony w 1 g będziesz się cieszył różnicą na korzyść, ale twoje dzieci i wnuki będą się czuć dokładnie tak jak ty – tutaj. A jeszcze dalej? W inne układy gwiezdne, na inne planety… ależ jeżeli któraś z nich nadawać się będzie do zamieszkania, to będzie musiała przypominać Ziemię wielkością, a więc i grawitacją. Czyli – z deszczu pod rynnę.

Nie, nie walcz z grawitacją. Nie drąż dziur w górze i nie zostawiaj tam swoich śladów. Po prostu połóż się, o tak, płasko, i śpij. Śnij o tym, że grawitacja cię nie dotyczy, że latasz bez ciężaru, bez więzów – a potem obudź się i zaakceptuj nieuchronne. Grawitacja włada tobą niepodzielnie, od narodzin, przez pierwsze otarcia i siniaki, a potem złamania po upadku z drzewa lub drabiny, aż po przygięcie ku ziemi, z którym tak uparcie próbujesz walczyć laską.

No. O czym to ja… Aha, dobra: – Kochanie! Skończyłem już dokręcać ten karnisz. Chodź, powiesimy firanki i zasłony! –

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

46 KOMENTARZE

  1. Bardzo dziękuję
    za życzliwe komentarze, nieżyczliwych póki co nie było, ale kto wie?

    Karnisz na zdjęciu to nie jest ten sam, ale identyczny został wczoraj wkręcony w pokoju Q. juniora starszego, przy okazji nastąpiły refleksje jak wyżej. Oczywiście wkręcenie karnisza przez Quackiego jest paralelne do wkręcania czytelnika przez tekst – jestem jak najbardziej ZA walką z grawitacją – niech żyją rakiety i windy kosmiczne na nanowłóknach i dobra literatura S-F!

    Jeżeli wolno mi przy okazji mieć życzenia (w końcu 6 grudnia już za miesiąc), to chętnie bym poczytał podobny tekst o grzebaniu w portalu, nie musi być podobnie przewrotny, ale jakoś tak opisujący zmagania, a nie tylko efekty, jak “Czego to redakcja nie robi…” – byłoby fajnie. Tak, to do Kuraka postulat, jak już wydobrzeje, spojówki się zespoją, a przeziębienie wygrzeje.

  2. Bardzo dziękuję
    za życzliwe komentarze, nieżyczliwych póki co nie było, ale kto wie?

    Karnisz na zdjęciu to nie jest ten sam, ale identyczny został wczoraj wkręcony w pokoju Q. juniora starszego, przy okazji nastąpiły refleksje jak wyżej. Oczywiście wkręcenie karnisza przez Quackiego jest paralelne do wkręcania czytelnika przez tekst – jestem jak najbardziej ZA walką z grawitacją – niech żyją rakiety i windy kosmiczne na nanowłóknach i dobra literatura S-F!

    Jeżeli wolno mi przy okazji mieć życzenia (w końcu 6 grudnia już za miesiąc), to chętnie bym poczytał podobny tekst o grzebaniu w portalu, nie musi być podobnie przewrotny, ale jakoś tak opisujący zmagania, a nie tylko efekty, jak “Czego to redakcja nie robi…” – byłoby fajnie. Tak, to do Kuraka postulat, jak już wydobrzeje, spojówki się zespoją, a przeziębienie wygrzeje.