Reklama

Część ostatnia, najtrudniejsza do napisania, bo poważna.


Część ostatnia, najtrudniejsza do napisania, bo poważna.

Reklama

Po wcześniejszych doświadczeniach stanąłem przed wyborem, odpuścić robienie zdjęć, sprzedać sprzęt i zainwestować w co innego, np. wędki albo zrobić coś ze sobą i swoim fotografowaniem.
I z pomocą przyszedł Wuj.
Zaczęły się jedne z piękniejszych i jednocześnie najbardziej wk…ych dni w moim życiu.
Tydzień w tydzień w każdą środę, szliśmy rodzinnie do Wuja i cioci na spotkania przy ciasteczkach i herbatce połączone z zajęciami z fotografii.
Cały tydzień biegałem z aparatem, łapy miałem zniszczone od chemii, zakup filmów, papierów, chemii suszył kieszenie lepiej niż suszarka do włosów, a studia szły mi prawie tak dobrze jak w „czasach brydżowych”.
A efekty tego?
Tydzień w tydzień następowało przedstawienie fotografii, oczywiście połączone z świętym przekonaniem autora, że teraz to już klękajcie narody. I za każdym razem padało to samo (lub podobne) hasło – Panie Rybak, niech pan weźmie te zdjęcia i je wyrzuci. Trochę szkoda filmów, czasu i papieru na robienie czegoś takiego. Popularne było także – Pani Rybakowa – pani weźmie te zdjęcia, schowa i pokaże Rybakowi za czas jakiś. Sam zrozumie, że są do niczego. To było tytułem wstępu. Później dluuugie dyskusje, czym jest fotografia, czym powinna być.
Próbowałem sobie pomagać nadając tytuły zdjęciom, usłyszałem, iż zdjęcie ma samo mówić za siebie – jeśli zdjęcie potrzebuje tytułu jest pewnego rodzaju oszustwem, a nie zdjęciem.
Zacząłem dorabiać scenariusz do zdjęcia po jego zrobieniu – dostałem zadanie na Zaduszki – „siadaj i pisz co chcesz mieć na zdjęciach, idź na cmentarz i to zrób. Nie muszę dodawać, iż wyniki znacząco się różniły od założeń.
Nadszedł czas ćwiczeń i zadań domowych – zrobić zdjęcie wesołej filiżanki, zdjęcia w określonych stylach, portrety itd.
Z całego okresu najlepiej pamiętam zwierzęca chęć, aby to co zobaczyłem przez obiektyw aparatu – światło, nastrój, chwila, aby one były na zdjęciu. Aby widz patrząc na to co zrobiłem poczuł i zobaczył to co ja czułem i widziałem robiąc zdjęcie.

I nagle – znaczy po ponad roku – zrobiłem zdjęcie, zwykłe, proste. Portret siostrzeńca.
Na spotkanie przygotowałem jak zwykle jakieś 15 zdjęć, a na końcu ich położyłem ten portret.
Przegląd przebiegał jak zwykle, myk, myk, myk i….. .
Wuj popatrzył na ostatnie zdjęcie, poprawił okulary i powiedział – „Panie Rybak, pierwszy etap nauki fotografii mamy za sobą.”

Później były wakacje, całe kieszenie nowych zdjęć.

Jesienią Wuj zmarł.

Koniec

posłowie
Dalszych etapów nie przeszedłem, może co najwyżej trochę liznąłem. Pozostała wrażliwość na obraz. Prawie nie robię zdjęć, bo szkoda czasu na pstrykanie, gdy w tym czasie można patrzyć. A chęć oddania tego co się czuje przeniosła się na życie. Dla tego może tak trudno pisać.

Reklama

7 KOMENTARZE