Prawie wszyscy wiedzą, że wznowiona po raz 154 dyskusja na temat finansowania partii politycznych jest propagandową desperacją dogorywającego Tuska, a nie rzeczywistym podjęciem tematu. Całkiem inaczej proporcje wyglądają w nadrzędnym temacie, czyli w źródle problemu, tutaj lud galopujący owczym pędem nie zauważa wielkiej ściemy. Niepopularne stwierdzenie, że partie polityczne, które trafiają do sejmu powinny na swoją działalność dostawać kasę od podatników, wzbudza powszechne oburzenie i schematyczne komentarze. „Z mojej kasy opłaca się tych nierobów?!”. Ulubiony argument zbulwersowanych, którzy zapominają, że z ich kasy opłaca się nie takie cuda i nie takimi pieniędzmi, a ponieważ nie widać ich w mediach na topie, to jakoś sercu nie żal. Sprowadźmy sprawy na ziemię i szybko się okaże, że każda forma działalności politycznej wcześniej, czy później, zapuści dren w kieszeń podatnika. Powiedzmy, że teraz płacimy jakieś 50 milionów złotych, co jest kwotą śmiesznie niską, jeśli patrzeć rozsądnie kogo trzymamy na łańcuchu za te niewielkie pieniądze. Za 50 milionów obywatele wiecznie okradanego państwa mają pod jako taką kontrolą osobników, z których większość ma kłamstwo i złodziejstwo wpisane w naturę. Stara zasada odnosząca się do stosunku pracy mówi: „płacisz wymagasz”. Kwoty wędrujące do partii w obecnej formule poddawane są najbardziej skutecznej kontroli, jaką w przypadku finansowania partii można sobie wyobrazić. Naiwni sądzą, że zniesienie subwencji partyjnych zaowocuje… no właśnie czym? Zwrotem 50 milionów do portfeli Polaków? Podobnie myśleli tankujący paliwo, że podatek drogowy pójdzie na drogi. Niczym nie zaowocuje, kasa utonie w jeszcze gorszym błocie, na przykład zostanie wydana na wynajęcie pięciu firm doradczych, których zadaniem będzie stworzenie nowego systemu finansowania partii.
Naiwni są bardziej naiwni niż w opisanym przykładzie, bo za te 50 milionów obywatel ma wgląd do ciągotek i preferencji polityków, natomiast z chwilą gdy wróci formuła: „nic was to nie obchodzi, kto finansuje naszą formację”, dopiero zaczną się wydatki z kieszeni podatnika, czego podatnik nie potrafi zrozumieć. Firma X wpłaca do partyjnej kasy 2 miliony, a przy winie z cygarami ustala, że za dwa miesiące pojawi się w sejmie ustawa zmieniająca znaki wodne na banderolach, co będzie kosztowało podatnika 150 milionów. Można oczywiście zadać pytanie w czym problem, złodzieje zawsze sobie znajdą kanały do kupowania ustaw. Zgadza się, ale chyba łatwiej te przekręty kontrolować, gdy wiadomo kto, komu, gdzie i za ile postawił „parę drinków”. Łatwiej szukać złodzieja, gdy ma swoje partyjne konto i musi się co do złotówki rozliczyć z wydatków, a wszyscy Polacy, którzy na konto płacą mają pełne prawo sprawdzać w jaki sposób zostały wydane pieniądze. Szczególnie w polskich realiach odejście od finansowania z budżetu oznacza powrót do złotego wieku epoki zwanej PRLII. Tak gdzieś do początku lat 90-tych poprzedniego stulecia, kiedy to esbecy wiedzieli w jakim dniu otworzyć kantory albo przewieść cysternę spirytusu bez cła. Argument, że i tak będą kraść jest argumentem trafionym w części. Wiadomo przecież, że złodziej potrafi sforsować każde zabezpieczenie, ale dziwnym trafem ludzie zamykają samochody, montują alarmy, wstawiają zamki patentowe do wejściowych drzwi, zakładają kłódki na rowery, trzymają biżuterię w szufladach z drugim dnem. Identycznie wypada się zachowywać w przypadku złodziejstwa politycznego, warto wydać te 50 baniek na sejfy, łańcuchy i kraty do polityków. To nie daje pełnej gwarancji, niemniej trzeba być naprawdę szalonym, żeby przed siedzibami partyjnymi postawić choćby rower, że o swobodnym dostępie do otwartych samochodów i szkatułek z biżuterią nie wspomnę.
Nie ma takiej siły, żeby polityk utrzymał się z innej kasy niż portfel obywatela, wszelkie alternatywne pomysły są tylko i wyłącznie iluzorycznym przerzucaniem z kupki na kupkę. Bezpośrednie opłacanie polityków ma tę zaletę, że każdy płatnik w każdej chwili ma dostęp do rozliczeń. Pozostałe formy finansowania są pod każdym względem gorszym rozwiązaniem, dającym złudne wrażenie, że kasa pochodzi z innych źródeł niż nasze portfele. Zapłaci Kulczyk dwie bańki, ale politycy wyciągną od nas 150 baniek i szukaj wiatru w polu albo płać miliony kolejnej komórce, która przeprowadzi audyt i wzbudzi tą pozorowaną akcją kupę śmiechu i frustracji. Dwie poprawki do obecnego sytemu i nic lepszego się nie wymyśli. Po pierwsze redukcja subwencji o 30%, bo obecne kwoty rzeczywiście dają zbyt dużą przewagę na rodzącymi się inicjatywami, chociaż mnie te argumenty średnio przekonują. W tak zwanych dojrzałych demokracjach do wieku istnieje ”zabetonowana scena polityczna”. Niemcy, USA, Francja, Anglia, zabetonowane są na śmierć i chciałbym, żeby w Polsce były podobne problemy jak w wymienionych krajach. Po drugie pełna przejrzystość w formie elektronicznej, obowiązek wieszania w Internecie każdej faktury i paragonu za dorsza. Proszę zrozumieć Szanowni Rodacy lub uwierzyć, że przedstawiłem najtańszą i najbezpieczniejszą formę finansowania partii politycznych, co nie znaczy, że bezpieczną i tanią. Po prostu prochu się w na tym polu minowym nie wymyśli.
Zupełnie się nie zgadzam
Autor mylnie przyjmuje, że subwencje dla partii ograniczają patologie. Otóż nie! Odebranie partiom 50 mln zł jest faktycznym zachowaniem tych pieniędzy w budżecie. Gry i zabawy pt. "lub czasopisma" i tak się odbywają i będą się odbywać choćbyśmy powiększyli subwencje do 1 mld zł na partię. Różnica jest taka, że obecnie omija się konta partyjne na rzecz kont osobistych rozsianych po całym świecie i często wystawianych na jakieś słupy lub drugie tożsamości naszych umiłowanych przywódców. Według mnie nie ma nic złego w tym, że partie mają sponsorów. Nasza nadzieja w tym, że ci sponsorzy będą ludźmi, którzy mają kręgosłup moralny i będą pracować dla dobra sprawy, vide Maurycy Zamoyski, który w okresie I WŚ finansował środowisko skupione wokół Romana Dmowskiego, walczącego o powrót Polski na mapę świata.
Zachowajmy w budżecie na początek 5 mln.
Na partie polityczne płacimy rocznie 50 mln. A na utrzymanie 4 stadionów zbudowanych na Euro '12 płacimy zdaje się 45 mln. To moze na partie też tyle samo, po warunkiem że żadnych cichych sponsorów (studentów, czy emerytów) juz więcej nie będzie. Bo gdzie znaleźć już nie 5 Maurycych Zamojskich, ale chociażby jednego.
Zupełnie się nie zgadzam
Autor mylnie przyjmuje, że subwencje dla partii ograniczają patologie. Otóż nie! Odebranie partiom 50 mln zł jest faktycznym zachowaniem tych pieniędzy w budżecie. Gry i zabawy pt. "lub czasopisma" i tak się odbywają i będą się odbywać choćbyśmy powiększyli subwencje do 1 mld zł na partię. Różnica jest taka, że obecnie omija się konta partyjne na rzecz kont osobistych rozsianych po całym świecie i często wystawianych na jakieś słupy lub drugie tożsamości naszych umiłowanych przywódców. Według mnie nie ma nic złego w tym, że partie mają sponsorów. Nasza nadzieja w tym, że ci sponsorzy będą ludźmi, którzy mają kręgosłup moralny i będą pracować dla dobra sprawy, vide Maurycy Zamoyski, który w okresie I WŚ finansował środowisko skupione wokół Romana Dmowskiego, walczącego o powrót Polski na mapę świata.
Zachowajmy w budżecie na początek 5 mln.
Na partie polityczne płacimy rocznie 50 mln. A na utrzymanie 4 stadionów zbudowanych na Euro '12 płacimy zdaje się 45 mln. To moze na partie też tyle samo, po warunkiem że żadnych cichych sponsorów (studentów, czy emerytów) juz więcej nie będzie. Bo gdzie znaleźć już nie 5 Maurycych Zamojskich, ale chociażby jednego.
Marek Jurek przedstawił
Marek Jurek przedstawił kiedyś pomysł, żeby w PIT można było przeznaczyć 1% na wybraną partię polityczną – http://www.marekjurek.pl/aktualnosci/1392/zmiana-finansowania-partii-politycznych – ciekaw jestem analiz skutków wprowadzenia takiego rozwiązania.
Co do zabetonowania sceny politycznej w Wielkiej Brytanii czy Niemiec – ma szansę się to zmienić: UK Liberalni Demokraci są nową partią w parlamencie, UKIP chyba cieszy się coraz większym poparciem, a w RFN – Alternative für Deutschland.
Marek Jurek przedstawił
Marek Jurek przedstawił kiedyś pomysł, żeby w PIT można było przeznaczyć 1% na wybraną partię polityczną – http://www.marekjurek.pl/aktualnosci/1392/zmiana-finansowania-partii-politycznych – ciekaw jestem analiz skutków wprowadzenia takiego rozwiązania.
Co do zabetonowania sceny politycznej w Wielkiej Brytanii czy Niemiec – ma szansę się to zmienić: UK Liberalni Demokraci są nową partią w parlamencie, UKIP chyba cieszy się coraz większym poparciem, a w RFN – Alternative für Deutschland.
Zupełnie się zgadzam
Ciche dawanie pieniędzy utworzyło zależność polityków od biznesu i finansjery. Biznes płaci politykowi za wykonywaną dlań pracę.
Lehman Brothers zbankrutował, bo Goldman Sachs zafundował Obamie kampanię wyborczą, wobec czego Goldman dostał kasę, a Lehman nie, i jednocześnie, podpisem polityka, wyciął swojego konkurenta.
Ciekawy pomysł słyszałam na finansowanie kampanii wyborczych. Pomysł zakłada, że politycy nie są do końca źli, mają potrzebę wykonywania publicznych obowiązków z myślą o społecznych korzyściach, ale otrzymywane pieniądze od biznesów siłą rzeczy zobowiązują ich do działania na rzecz biznesów. Pomysł jest taki, aby każdy wyborca dysponował odpisem od podatku, takim "bonem", np. 50$, który by mógł dać na kampanię wyborczą tej osoby, którą by chciał na stanowisku widzieć. Uzbierałoby się kasy rzędu miliardy i faktycznie osoby byłyby wybrane z publicznej konstytuenty.
Zupełnie się zgadzam
Ciche dawanie pieniędzy utworzyło zależność polityków od biznesu i finansjery. Biznes płaci politykowi za wykonywaną dlań pracę.
Lehman Brothers zbankrutował, bo Goldman Sachs zafundował Obamie kampanię wyborczą, wobec czego Goldman dostał kasę, a Lehman nie, i jednocześnie, podpisem polityka, wyciął swojego konkurenta.
Ciekawy pomysł słyszałam na finansowanie kampanii wyborczych. Pomysł zakłada, że politycy nie są do końca źli, mają potrzebę wykonywania publicznych obowiązków z myślą o społecznych korzyściach, ale otrzymywane pieniądze od biznesów siłą rzeczy zobowiązują ich do działania na rzecz biznesów. Pomysł jest taki, aby każdy wyborca dysponował odpisem od podatku, takim "bonem", np. 50$, który by mógł dać na kampanię wyborczą tej osoby, którą by chciał na stanowisku widzieć. Uzbierałoby się kasy rzędu miliardy i faktycznie osoby byłyby wybrane z publicznej konstytuenty.
Pełna zgoda z MK
Problemem nie są subwencje, ale kondycja moralna rządzących. Za poprzedniej ekipy, walczącej realnie z korupcją, łapówkarzy wyprowadzano w kajdankach w obecności kamer. Na łapówkarzy padł blady strach, Karnowski kiedy nawijał z Julke, to wyszedł z nim poza budynek urzędu, tak się bał CBA. Nie wiedział, że go nagrywa kumpel, którego sam niedawno promował.
Wielka szkoda się stała, że chama z Biłgoraja nikt za tych studentów i emerytów co mu po 20 tysiaków na kampanię wyborczą wpłacali nie rozliczył, może jeszcze nie jest za późno.
Pełna zgoda z MK
Problemem nie są subwencje, ale kondycja moralna rządzących. Za poprzedniej ekipy, walczącej realnie z korupcją, łapówkarzy wyprowadzano w kajdankach w obecności kamer. Na łapówkarzy padł blady strach, Karnowski kiedy nawijał z Julke, to wyszedł z nim poza budynek urzędu, tak się bał CBA. Nie wiedział, że go nagrywa kumpel, którego sam niedawno promował.
Wielka szkoda się stała, że chama z Biłgoraja nikt za tych studentów i emerytów co mu po 20 tysiaków na kampanię wyborczą wpłacali nie rozliczył, może jeszcze nie jest za późno.
Za 50 milionów obywatele
I dlatego tak JOW jak i zakaz cenzury internetu konieczny jest.
Co wy w koło Macieju z tymi JOW-ami?
Viagra jest lepsza.
Wierzę Ci na słowo
Za 50 milionów obywatele
I dlatego tak JOW jak i zakaz cenzury internetu konieczny jest.
Co wy w koło Macieju z tymi JOW-ami?
Viagra jest lepsza.
Wierzę Ci na słowo
brak dobrego sposobu
Złodziej i łapówkarz na urzędzie będzie brał i kradł zawsze, niezależnie czy legalnie zarabia mało czy dużo. Ilościowo zaś wygląda to tak, że im wyższe legalne dochody osobnika o mentalności złodziejskiej tym większej trzeba kwoty by zechciało mu się pochylić nad problemem sponsora. Sponsor ściąga kasę od prostych ludków, czyli wychodzi na to że taniej dla nas jest wówczas gdy łapówki są niskie, a polityk ubogi.
Taniej, ale nie lepiej, bo wtedy jakiś cwaniak może sobie kupić szkodliwą dla kraju ustawę łatwiej i taniej.
Chyba jedyne wyjście to nie dopuszczanie złodziei do polityki, inne kombinacje to półśrodki.
brak dobrego sposobu
Złodziej i łapówkarz na urzędzie będzie brał i kradł zawsze, niezależnie czy legalnie zarabia mało czy dużo. Ilościowo zaś wygląda to tak, że im wyższe legalne dochody osobnika o mentalności złodziejskiej tym większej trzeba kwoty by zechciało mu się pochylić nad problemem sponsora. Sponsor ściąga kasę od prostych ludków, czyli wychodzi na to że taniej dla nas jest wówczas gdy łapówki są niskie, a polityk ubogi.
Taniej, ale nie lepiej, bo wtedy jakiś cwaniak może sobie kupić szkodliwą dla kraju ustawę łatwiej i taniej.
Chyba jedyne wyjście to nie dopuszczanie złodziei do polityki, inne kombinacje to półśrodki.
Tylko proste rozwiązania.
Ciekawe w tym wszystkim jest to, że najtrudniej wyobrazić sobie najprostsze rozwiązanie pod słońcem.
Liczba członków * Składka = Pieniądze Partii.
I ani grosza więcej. Proste, przejrzyste i łatwe do weryfikacji. Każda inna forma wsparcia formacji politycznej powinna być karana wieloletnim więzieniem dla tego co daje i tego co bierze.
Można? Można… należy zawsze poszukiwać prostych rozwiązań.
Tylko proste rozwiązania.
Ciekawe w tym wszystkim jest to, że najtrudniej wyobrazić sobie najprostsze rozwiązanie pod słońcem.
Liczba członków * Składka = Pieniądze Partii.
I ani grosza więcej. Proste, przejrzyste i łatwe do weryfikacji. Każda inna forma wsparcia formacji politycznej powinna być karana wieloletnim więzieniem dla tego co daje i tego co bierze.
Można? Można… należy zawsze poszukiwać prostych rozwiązań.