Reklama

Znów jestem w takiej sytuacji, że

Znów jestem w takiej sytuacji, że według techniki i przysłowia, staję się łatwym celem. Stoję w rozkroku, a w takiej pozycji ustrzelić mnie kopem prosto w początek rozkroku jest niezwykle łatwo i rozjechać się mogę jeszcze bardziej naturalnie. Mimo wszystko zaryzykuję tę postawę i już śpieszę wyjaśniać czym postawa jest powodowana. Zacznę od pierwszej, czyli prawej nogi rozkroku, moim zdaniem tylko nieco mniej szkodliwej, niż lewa. Niestety nieżyjącym symbolem tej nogi jest ŚP Lech Kaczyński. Jego wkład w moje rozdarcie składał się z dwóch szkodliwych dla Polski mrzonek. Pierwsza jest tradycyjną mrzonką Polaków kultywowaną przez prawie wiek, a polega na więcej niż naiwnym przekonaniu, że jesteśmy forpocztą USA. Forpocztą, albo jedynym prawdziwym sojusznikiem w Europie i tym podobne płonne nadzieje. Jesteśmy nikim, ale to zupełnie nikim, jak się domyślam w globalnej polityce dla USA ważniejsza jest Szwajcaria i kraje skandynawskie, a już taką Ukrainę na ich miejscu tratowałbym znacznie poważniej niż nas. Mrzonka polegająca na adorowaniu wielkiego zamorskiego brata w warstwie realnej polityki jest totalnym absurdem i wielokrotnie już się o tym przekonaliśmy, w warstwie formy, roztacza sobą równie żałosny widok, jak dzisiejsza wizyta Miedwiediwewa. Ten wyprężony grzbiet, to niezwykłe podniecenie, że przyjeżdża bogaty krewny, w efekcie jeden błazen kaleczy angielszczyznę, bełkocząc coś do czarnej dyplomatki, drugi nieszczęśnik biega zajmując najkorzystniejsze miejsce przy dostojniczce, a dziś trzeci pajac trenuje pocałunki w zamierzchłym stylu. Obraz przygnębiający, wstyd po prostu, wstyd się w siermięgę przebierać Malucha sołtysa i traktor przed ganek wyprowadzać, bo tak to dokładnie wygląda. Drugą mrzonką prawej nogi jest mrzonka-wariacja. Słynna koncepcja Giedrojcia, jakoby Polska miała być liderem ubogich krewnych. Koncepcja nieco bardziej rozsądna, niemniej, być liderem ubogich krewnych jest mniej więcej tak nobilitujące, jak eliminacje w LM, rozegrane gdzieś w Kazachstanie z wynikiem 1:1. Być liderem drugiej ligi, to nic innego jak eksponować swoje lęki i przekonanie o nędznych aspiracjach. Ten model przejął od Giedrojcia ŚP Lech Kaczyński i o ile miał absolutna rację, że tylko takie gesty jak zbudowanie koalicji dla Gruzji, odbijają się jakimś zainteresowaniem wielkiego świata, o tyle motyla trwałość tych koalicji brutalnie pokazała, że znów na mrzonkach opieramy swoją politykę.

Tak widzę jedną nogę w rozkroku, druga jest znacznie bardziej elastyczna, w drugiej nodze widać największy potencjał rozjeżdżania. Druga noga, to scheda po peerelowska, nic więcej. Jest takie przekonanie, że przyjaźń polsko-radziecka, da się zaadoptować na przyjaźń polsko-rosyjsko-europejską. Retoryka tej nogi jest wyciągniętą łapką, albo główką, do łapki, żeby dać, a główkę pogłaskać. Jak do łapki wpadnie jakaś gwiazdka, albo guzik z ruskiego munduru, jest wielka radość z poprawy stosunków. Gdy główkę pogłaszcze się protekcjonalnie, na przykład jakimiś pustymi gestami, tudzież przekazaniem od dawna znanych dokumentów, następuje drugi przełom. Druga noga paple ozorkiem, że kompleksy, że szabelka i że geopolityka, ale tak naprawdę drugiej nodze tylko sentyment przyświeca. Druga, lewa noga, nie potrafi inaczej. Wystarczy spojrzeć na te blisko sześćdziesięcioletnie twarze, które witały prezydenta Rosji, a więc kogoś naprawdę mało ważnego, kogoś postawionego przez Putina na sztukę. Oni witali jak za Gorbaczowa, może nie jak za Breżniewa, ale jak Gorbaczowa na pewno. Trochę więcej luzu, może Rosiewicz zaśpiewa, Raisa „ułybajetsa” i jest nowa jakość. Tylko dlaczego patrząc na pewną siebie minę byle jakiego Miedwiediewa i jego małżonki, w których to minach odbija się przerażenie i prowincjonalność naszej pierwszej pary, mam nieodparte przekonanie, że nawet fasady nie odmalowano. Lewa noga nie umie inaczej niż na baczność i w dodatku zgięta w kolanie, nie wiem jak tę ekwilibrystykę uskutecznia, niemniej widać tę desperacką karkołomność gołym okiem.

Reklama

Mój rozkrok zbudowany jest z naiwności prawej nogi zerkającej na drapacze chmur i breję w plastikowej butelce, tam dopatruje się wielkości i przyjaznych aspiracji. I lewej nogi, stojącej na baczność i padającej na kolano. Obie kończyny wbrew temu czym się odgrażają, zachowują się ulegle, podlegle, śmiesznie. Obie, bo nie jest prawdą, że którakolwiek noga ma jakiś genialny pomysł na wielkość, nic podobnego. Każda noga szuka wielkości klękając lub stając na baczność, przed potęgą, która może sprzedać kopa, w najlepszym razie w kostkę, w najgorszym w krocze. O te dwa modele polityki się spieramy i te dwa modele polityki nie mogą przynieść najmniejszych korzyści. Mnie, takiemu luźnemu obserwatorowi, wydaje się oczywistym podobne patrzenie na sprawy, specom od siedmiu boleści prawie wiek zajmuje debatowanie przed kim należy stać na baczność i padać na kolano, żeby być wielkim, wielkim krajem i wielkim partnerem. Do tego porządku dwóch mocarstw doszła jeszcze UE i rzecz jasna doszła w tym samym schemacie. Żadnych tam innych gestów, jeno wyuczone, wszak mamy do czynienia z gigantem, wielką organizacją, a my tacy geopolitycznie skrzywdzeni i skazani. Zresztą z UE jest o tyle ciekawiej, że mamy tu połączony ZSRR z USA, może dlatego poparcie, takie bezrefleksyjne dla tego tworu jest na tak dużym poziomie. Każdy znajduje sobie coś miłego dla siebie i każdy widzi w tym tworze własne wyobrażenie wielkości.

Jeśli tak, to co niby proponuję? Nic! Zupełnie nic nie proponuję, w sferze globalnych aspiracji i geopolitycznych mrzonek proponuję zupełne nic. Istnieją kraje, które maja wielkie ambicje, mają niebywały dorobek i pogodziły się, że to już nie wróci. Zanim powiem o jakie kraje chodzi, powiem o naszych pociechach. Nam się zdarzyło w krótkiej, bo zaledwie 1000-letniej historii kilka lat tłustych, na krótko metaforyczna Polska od morza do morza, bitwa pod Grunwaldem i remis na Wembley. Jasne, sam nie lubię tego batożenia, ale ja właśnie po to, żeby się nie batożyć. Wrócę do krajów, krajów potęg, które już nigdy takie nie będą. Mam na myśli Grecję i Rzym. Światowe potęgi, ba, potęgi, które świat w tej części zbudowały. No i co? Czy w Grecji i we Włoszech trawa jakaś ożywiona debata na temat liderowania Europie, przewodzeniu światu? Na temat przewodzenia kulturowego Grecji i imperialnego Rzymu? Byłoby to śmiesznością. Albo taka Hiszpania? Odkryje Amerykę? Zejdźmy na ziemię, ale zejdźmy na wyprostowanych i swobodnych kończynach. Już mogę powiedzieć, dlaczego to jedyne rozsądne rozwiązanie, ale jeszcze dla przeciwwagi inne przykłady. Chiny, Indie, Rosja, przykłady na to, że można wrócić do światowych potęg. Można, tylko pod jakimi warunkami? Dwoma naczelnymi: obszar i ludność. We współczesnym świecie granice państw nie przesuną się tak, jak się przesuwały drzewiej. Nie podbijemy Litwy, Ukrainy i nie sięgniemy pod Węgry. Nie da się ożenić z czeską księżniczką i zbudować księstwa polsko-czeskiego. Klamka zapadła, w skali europejskiej jesteśmy średnim krajem ze średnią liczbą ludności. W skali świtowej jesteśmy… nie ma nas tak naprawdę, ponieważ w przeciwieństwie do Grecji i Rzymu świata swoim dorobkiem kulturowym, czy technologicznym nie podbijemy.

Jesteśmy skazani na budowanie wewnętrznej potęgi i w tym kontekście „skazani” nie brzmi najlepiej, bo to dobra i jedyna opcja. Polska potrzebuje silnej państwowości, nie w sensie kontroli obywatela, czy armii uzbrojonej po zęby. My potrzebujemy siebie jako marki, w dowolnej dziedzinie. Jeśli chcemy cokolwiek znaczyć w świecie musimy mieć coś bez czego świat sobie życia nie wyobraża. Cokolwiek: kuchnię, turystykę, samochód, samolot, ligę piłkarską, światłowód, krakowski rynek. We współczesnym świecie taki kraj jak polska ma tylko taką drogę rozwoju i przecież ten banał jest bity pianą na tysiąc sposobów, ale nadal działa zaprzeszłość. Wystarczy jakiś sekretarz stanu, albo nic nie znaczący prezydent Rosji i ostatnie ciele z obory jest wyprowadzane, zarzynane i serwowane na naszym obfitym skredytowanym stole. Czy to znaczy, że Miedwidiewa, albo Obam e należy olać? Nie, ale pytać w jakiej sprawie? Co nam przywozi Miedwiediew? Nadzieję, że wyjmie kwity sprzed 70 lat? I to mam być powód do wielkiej podniety i wdzięczności. Grzecznie, proszę bardzo pani prezydencie, tu taj ptyś, tu capucino, co tam słychać. Po jaką cholerę te parady jak za Chruszczowa, ten RBN-WRON z Jaruzelskim. Zresztą co ja będą podpowiadał, przecież był Komorowski w Rosji. Jak został przyjęty? No to zrobić tak samo i po krzyku? Był Kaczyński Jarosław w USA i Tusk nawet. Jak zostali przyjęci? No to już…

Tylko silna gospodarczo, administracyjnie i „markowo” Polska jest światu potrzebna, a gdy świat wróci do przeszłości skończymy tak jak zawsze, bo nie mamy ani ziemi, ani ludzi, żeby się przed swoim położeniem geograficznym obronić. Armia może nas obronić jedynie przed południowymi sąsiadami, ale co oni by mogli by tu szukać, to tak samo, albo jeszcze gorzej. Prężenie mułów jakąś „zawodową armią” i za ostatni grosz kupionym złomem amerykańskim, bez uzbrojenia, to jest zapraszanie do podboju, a nie obronność. Geopolityczne aspiracje Polski są śmieszne, jak mawiał satyryk kiedy jeszcze był w formie: „sznurek do snopowiązałek nauczyć się robić”. Jeśli już tak bardzo chcemy być ważni, to mamy tylko dwie drogi, gospodarczą na wzór Szwajcarii i obronną na wzór Izraela. Gdybyśmy byli cwani jak Szwajcarzy czerpalibyśmy zyski ze świtowych konfliktów, a nie wpieprzali się między amerykańsko-ruskie imadło. Gdybyśmy byli zdyscyplinowani i rozsądni jak Żydzi, po cichu w stodole Pershing’a byśmy sobie stawiali, zamiast cudować z jakąś potęgą militarną i polityczną. Dziś na świecie świat się liczy z bogatym i tym co ma głowice, my świecimy gołą dupą i odgrażamy się ruskim Migiem i amerykańskim F16, a wszystko technologia sprzed 30 lat. Recepta na wielkość Polski to szastanie kasą na oczach świata, a jeśli już chcemy się poczuć bezpieczniej militarnie, to tylko kupić „Młodego technika”, od Ruskich Ziła uranu i po cichu Pershing’a stawiać. Cała polityka zagraniczna.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. Dla tych bardzo podnieconych ,,nowymi stosunkami”
    radziecko-polskimi rzecz jasna: przyjechał Miedwiediew, zwany, przez znawców Kremla – pacynką Putina, do strażnika żyrandoli w Pałacu Namistnikowskim – Bronisława.
    Więc jedyne interesujące komentarze mogliby wygłosić sterujący tymi kukiełkami – Putin z Tuskiem.

  2. Dla tych bardzo podnieconych ,,nowymi stosunkami”
    radziecko-polskimi rzecz jasna: przyjechał Miedwiediew, zwany, przez znawców Kremla – pacynką Putina, do strażnika żyrandoli w Pałacu Namistnikowskim – Bronisława.
    Więc jedyne interesujące komentarze mogliby wygłosić sterujący tymi kukiełkami – Putin z Tuskiem.

  3. co robić?
    W pewnym zakresie (emocje, kompleksy) bratnim krajem jest dla nas Turcja.
    Kraj który był mocarstwem a teraz nic z tego nie ma, w przeciwieństwie do Hiszpanii, Portugalii, Holandii i paru innych byłych potęg.
    Kiedy czytam książki dobrego tureckiego pisarza Orhana Pamuka to widzę jeden jęk:”czemu u nas wszystko takie obciachowe, dziadowskie, takie krajowe, takie tureckie?”.
    Nie wiem jakie można wyciągnąć praktyczne wnioski z naszej sytuacji geograficzno-historycznej. Chyba na razie tyle żeby dać sobie spokój z bajaniem o silnej armii.
    Owszem, jak już jakaś jest to niech będzie mniej kompromitująca i możliwie tania, w innym przypadku trzeba by uzyskać militarną przewagę nad Rosją, Niemcami czy nad przyszłą armią Unijną.
    To byłby ekonomiczny nonsens.
    Natomiast wszelkie objawy ocieplenia w kontaktach polsko-rosyjskich są przyjmowane na Zachodzie z wielką radością, oto Polska wraca na swoje miejsce we wschodniej macierzy.

    • Ależ drogi Chlorze, Turcja wyrasta na prawdziwą potęgę
      a do tego jest strategicznym partnerem Ameryki. Zostawmy armię i błyskawicznie rozwijającą się bazę turystyczną, weźmy gospodarkę. Gdybyś był łaskaw zajrzeć do wnętrza swojej pralki, lodówki side-by-side albo telewizora, to bez względu jaką nazwę masz na panelu frontowym, znajdziesz tam produkty firmy Beko. Doszło do tego, że stare doświadczone firmy japońskie jak Matsushita(Panasonic) albo Sharp bazują na tureckich podzespołach.

      • w sumie się skarżą
        Owszem, nawet mają całkiem niezłe uczelnie techniczne ale mimo wszystko tureccy inżynierowie narzekają na fakt iż cała tamtejsza “nowoczesność” pochodzi z zewnątrz, została kupiona i przywieziona jako coś gotowego i nie jest (bo nie może być) oparta na jakiejś tradycji.
        Mieli nawet odpowiednik naszego “malucha”, taki rodzimy kiepski wyrób samochodopodobny i niewiele więcej poza tym. Reszta gospodarki to import wszystkiego: pomysłów, materiałów, patentów, linii technologicznych.
        Coś tak jak u nas. ale jeszcze bardziej i trochę inaczej.
        Do tego jeszcze dochodzi kompletnie niemodna religia.

  4. co robić?
    W pewnym zakresie (emocje, kompleksy) bratnim krajem jest dla nas Turcja.
    Kraj który był mocarstwem a teraz nic z tego nie ma, w przeciwieństwie do Hiszpanii, Portugalii, Holandii i paru innych byłych potęg.
    Kiedy czytam książki dobrego tureckiego pisarza Orhana Pamuka to widzę jeden jęk:”czemu u nas wszystko takie obciachowe, dziadowskie, takie krajowe, takie tureckie?”.
    Nie wiem jakie można wyciągnąć praktyczne wnioski z naszej sytuacji geograficzno-historycznej. Chyba na razie tyle żeby dać sobie spokój z bajaniem o silnej armii.
    Owszem, jak już jakaś jest to niech będzie mniej kompromitująca i możliwie tania, w innym przypadku trzeba by uzyskać militarną przewagę nad Rosją, Niemcami czy nad przyszłą armią Unijną.
    To byłby ekonomiczny nonsens.
    Natomiast wszelkie objawy ocieplenia w kontaktach polsko-rosyjskich są przyjmowane na Zachodzie z wielką radością, oto Polska wraca na swoje miejsce we wschodniej macierzy.

    • Ależ drogi Chlorze, Turcja wyrasta na prawdziwą potęgę
      a do tego jest strategicznym partnerem Ameryki. Zostawmy armię i błyskawicznie rozwijającą się bazę turystyczną, weźmy gospodarkę. Gdybyś był łaskaw zajrzeć do wnętrza swojej pralki, lodówki side-by-side albo telewizora, to bez względu jaką nazwę masz na panelu frontowym, znajdziesz tam produkty firmy Beko. Doszło do tego, że stare doświadczone firmy japońskie jak Matsushita(Panasonic) albo Sharp bazują na tureckich podzespołach.

      • w sumie się skarżą
        Owszem, nawet mają całkiem niezłe uczelnie techniczne ale mimo wszystko tureccy inżynierowie narzekają na fakt iż cała tamtejsza “nowoczesność” pochodzi z zewnątrz, została kupiona i przywieziona jako coś gotowego i nie jest (bo nie może być) oparta na jakiejś tradycji.
        Mieli nawet odpowiednik naszego “malucha”, taki rodzimy kiepski wyrób samochodopodobny i niewiele więcej poza tym. Reszta gospodarki to import wszystkiego: pomysłów, materiałów, patentów, linii technologicznych.
        Coś tak jak u nas. ale jeszcze bardziej i trochę inaczej.
        Do tego jeszcze dochodzi kompletnie niemodna religia.

  5. Wiesz co Piotrze? Im częściej
    Wiesz co Piotrze? Im częściej Cię czytam, a wychodzi, że codziennie po kilka razy, tym większą mam ochotę spieprzać stąd. Kilka lat temu żyłam sobie spokojnie, mając w d…e politykę, dziś zajmuje toto ileś tam, za dużo, procent moich myśli. Zaczęłam się nawet kłócić, bo Matka Kurka mnie przekonał.
    Tekst pożegnalny? Mam nadzieję, że nie, ale któż to wie? Ja nie.

    Pod Twoim tekstem znowu się podpisuję. Niestety.

  6. Wiesz co Piotrze? Im częściej
    Wiesz co Piotrze? Im częściej Cię czytam, a wychodzi, że codziennie po kilka razy, tym większą mam ochotę spieprzać stąd. Kilka lat temu żyłam sobie spokojnie, mając w d…e politykę, dziś zajmuje toto ileś tam, za dużo, procent moich myśli. Zaczęłam się nawet kłócić, bo Matka Kurka mnie przekonał.
    Tekst pożegnalny? Mam nadzieję, że nie, ale któż to wie? Ja nie.

    Pod Twoim tekstem znowu się podpisuję. Niestety.

  7. znajomi oficerowie twierdzili 10 lat
    temu, że nawet przed południowymi się nie obronimy. Bo w latach 80=tych wchodziła nowa generacja uzbrojenia, a Polska była na czarnej liście i na dodatek nie miała za co, więc mamy czołgi t-55, które nawet jako cel już się nie nadają.
    I może w razie wojny elektroniczne i cyfrowej to będzie nasz atut 😀

    • Polska ludowa nie była na żadnej czarnej liście
      tylko Edward Gierek miał potrzeby ludowego wojska w głębokim poważaniu.Skutkiem tego, mieliśmy w 1981 roku armię, która mogła wygrać jedną tylko wojnę – z bezbronnymi robotnikami, studentami i kobietami.
      Cóż z tego,że Narodowa Armia NRD miała MiG-29 kiedy się waliła w gruzy?
      Dzisiaj, po wydaniu setek miliardów złotych, możesz sobie obejrzeć, nasze cuda techniki jak ..Iryda” – na pomnikach pamiątkowych. Mamy również najdroższy na świecie kadłub korwety (Gawron) za ponad miliard – który nigdy nie będzie okrętem wojennym. Mamy rózne dziwne samoloty kupione tylko po to, zeby kilku generałów mogło się pobawić a jeden willę na ładnej działce pod Warszawą.
      Mamy stare niemieckie Leopardy oraz nasze czołgi PT92 Twardy ale nie ma już w naszym wojsku żadnych T55 . Najstarsze sowieckie jakie mogą być w naszych pancernych pułkach to T72.

  8. znajomi oficerowie twierdzili 10 lat
    temu, że nawet przed południowymi się nie obronimy. Bo w latach 80=tych wchodziła nowa generacja uzbrojenia, a Polska była na czarnej liście i na dodatek nie miała za co, więc mamy czołgi t-55, które nawet jako cel już się nie nadają.
    I może w razie wojny elektroniczne i cyfrowej to będzie nasz atut 😀

    • Polska ludowa nie była na żadnej czarnej liście
      tylko Edward Gierek miał potrzeby ludowego wojska w głębokim poważaniu.Skutkiem tego, mieliśmy w 1981 roku armię, która mogła wygrać jedną tylko wojnę – z bezbronnymi robotnikami, studentami i kobietami.
      Cóż z tego,że Narodowa Armia NRD miała MiG-29 kiedy się waliła w gruzy?
      Dzisiaj, po wydaniu setek miliardów złotych, możesz sobie obejrzeć, nasze cuda techniki jak ..Iryda” – na pomnikach pamiątkowych. Mamy również najdroższy na świecie kadłub korwety (Gawron) za ponad miliard – który nigdy nie będzie okrętem wojennym. Mamy rózne dziwne samoloty kupione tylko po to, zeby kilku generałów mogło się pobawić a jeden willę na ładnej działce pod Warszawą.
      Mamy stare niemieckie Leopardy oraz nasze czołgi PT92 Twardy ale nie ma już w naszym wojsku żadnych T55 . Najstarsze sowieckie jakie mogą być w naszych pancernych pułkach to T72.

  9. Finowie tę swoją ludność zagonili
    Do nauki i do roboty i teraz trudno znaleźć miejsce na globie, gdzie Nokii nie widzieli. Kto i kiedy mówił Polakom, że mają się uczyć, pracować i zarabiać? Warunków do tego nikt (poza krótkim okresem Wilczka i Balcerowicza) nie stwarza. Moim zdaniem nie bez znaczenia jest tu fakt, że nie ma zapotrzebowania. Za to przeżuwa się historię, bohaterstwio, dawną wielkość. Potem przychodzą obcy i mówią „Wasze ulice, nasze kamienice”

    To w zasadzie też jest na temat, tylko drogą okrężną i ryzykowną.
    Była taka gwiazda Mae West się nazywała. Platynowa blondynka i sex bomba. Skandalistka. Dowcipna także była, można sobie wikicytaty poczytać.
    To teraz taka anegdota którą sama opowiadała : „Miałam przyjaciela. Tak się składało, że to był Murzyn. Nie chcieli go wpuścić do hotelu, no to kupiłam ten hotel.”
    To dobre rozwiązanie, tylko trzeba mieć pieniądze. Jeśli nie można dopiąć celu inaczej, to kupić.

    • Mimo wszystko historię trzeba
      Mimo wszystko historię trzeba znać, choćby po to, żeby poprawiać błędy, albo roztargnienia za jakie uznaję postawienie chyba najlepszego w dziejach Polski klimatu dla przedsiębiorcy, to właśnie Wilczek, obok Balcerowicza, który nie tylko zapisy Wilczka zniósł, ale ustalił koncesyjno-akcyzowy kierunek na długie lata i aż do dziś. Albo Wilczek, albo Balcerowicz, bo to skrajnie różne podejście do gospodarki, ale to skrajnie różne. Nawiasem mówiąc Wilczek zrobił rzecz prostą i jednocześnie olbrzymiej skali, bo trzeba było szybko kierowników GS przekształcić w prezesów z o.o., a I sekretarzy w prezesów S.A, co nie zmienia faktu, że na tym mogli skorzystać wszyscy, bo takiego liberalizmu nie mieliśmy nigdy i długo mieć nie będziemy.

      • Racja,

        Faktycznie nie wystąpili razem jako twórcy jednej reformy. Mnie się jednak to sumują, bo ustawa Wilczka w czasach Balcerowicza funkcjonowała zupełnie dobrze. Ona nie była doskonała, zbyt wiele rzeczy puszczała na żywioł, a zamiast ją dopracować wprowadzano ograniczenia, koncesje, i w końcu z tej wolności gospodarczej niewiele zostało. Nie obarczam Balcerowicza personalnie winą za demontaż „Ustawy o działalności gospodarczej”. Balcerowicz był ministrem finansów, czyli jego zadaniem było pilnowanie pieniędzy, a z hiperinflacją się wtedy rozprawiał. Nie był ministrem gospodarki, czy przemysłu. Rząd zasadniczo jest po to, aby każdy z ministrów pilnował swojej działki. A w razie czego na spotkaniu po wymianie rzeczowych argumentów ustalano posunięcia. Dla Polski, a nie kumpli czy mocodawców. Utopia, że niech się Tomasz Morus schowa.

  10. Finowie tę swoją ludność zagonili
    Do nauki i do roboty i teraz trudno znaleźć miejsce na globie, gdzie Nokii nie widzieli. Kto i kiedy mówił Polakom, że mają się uczyć, pracować i zarabiać? Warunków do tego nikt (poza krótkim okresem Wilczka i Balcerowicza) nie stwarza. Moim zdaniem nie bez znaczenia jest tu fakt, że nie ma zapotrzebowania. Za to przeżuwa się historię, bohaterstwio, dawną wielkość. Potem przychodzą obcy i mówią „Wasze ulice, nasze kamienice”

    To w zasadzie też jest na temat, tylko drogą okrężną i ryzykowną.
    Była taka gwiazda Mae West się nazywała. Platynowa blondynka i sex bomba. Skandalistka. Dowcipna także była, można sobie wikicytaty poczytać.
    To teraz taka anegdota którą sama opowiadała : „Miałam przyjaciela. Tak się składało, że to był Murzyn. Nie chcieli go wpuścić do hotelu, no to kupiłam ten hotel.”
    To dobre rozwiązanie, tylko trzeba mieć pieniądze. Jeśli nie można dopiąć celu inaczej, to kupić.

    • Mimo wszystko historię trzeba
      Mimo wszystko historię trzeba znać, choćby po to, żeby poprawiać błędy, albo roztargnienia za jakie uznaję postawienie chyba najlepszego w dziejach Polski klimatu dla przedsiębiorcy, to właśnie Wilczek, obok Balcerowicza, który nie tylko zapisy Wilczka zniósł, ale ustalił koncesyjno-akcyzowy kierunek na długie lata i aż do dziś. Albo Wilczek, albo Balcerowicz, bo to skrajnie różne podejście do gospodarki, ale to skrajnie różne. Nawiasem mówiąc Wilczek zrobił rzecz prostą i jednocześnie olbrzymiej skali, bo trzeba było szybko kierowników GS przekształcić w prezesów z o.o., a I sekretarzy w prezesów S.A, co nie zmienia faktu, że na tym mogli skorzystać wszyscy, bo takiego liberalizmu nie mieliśmy nigdy i długo mieć nie będziemy.

      • Racja,

        Faktycznie nie wystąpili razem jako twórcy jednej reformy. Mnie się jednak to sumują, bo ustawa Wilczka w czasach Balcerowicza funkcjonowała zupełnie dobrze. Ona nie była doskonała, zbyt wiele rzeczy puszczała na żywioł, a zamiast ją dopracować wprowadzano ograniczenia, koncesje, i w końcu z tej wolności gospodarczej niewiele zostało. Nie obarczam Balcerowicza personalnie winą za demontaż „Ustawy o działalności gospodarczej”. Balcerowicz był ministrem finansów, czyli jego zadaniem było pilnowanie pieniędzy, a z hiperinflacją się wtedy rozprawiał. Nie był ministrem gospodarki, czy przemysłu. Rząd zasadniczo jest po to, aby każdy z ministrów pilnował swojej działki. A w razie czego na spotkaniu po wymianie rzeczowych argumentów ustalano posunięcia. Dla Polski, a nie kumpli czy mocodawców. Utopia, że niech się Tomasz Morus schowa.