Reklama

W szczęśliwym położeniu się znajduję, ponieważ znam kuchnię zawodu dz

W szczęśliwym położeniu się znajduję, ponieważ znam kuchnię zawodu dziennikarskiego, mimo że w zawodzie nigdy nie byłem. Znam kuchnię na wylot, wszystkie „zapachy”, mentalne rysy kucharzy, kucharczyków, kelnerów, pomywaczy. Wiem jak tam się dostać, wiem jak tam przetrwać, wiem też jak tam awansować. Wszystko to razem jest jednak zawodowe, nie jakieś tam obywatelskie. Jak się puszczać to zawodowo, obywatelsko w czynie społecznym to już jest coś znacznie gorszego, bo to nie za chlebem, tylko z powołania i przyjemności puszczanie. Podejrzewać mogę, że w amatorce nic się w regułach nie zmienia, poza gorliwością, którą trzeba nadrobić brak profesjonalizmu. I tak, jeśli zawodowo na wejście trzeba ucałować w „pliczek” jak najwyżej siedzącego kolegę z branży, to w amatorce trzeba sięgnąć ustami do samego szefa, wtedy dostaje się rangę pomywacza. Pomywacz może już nosić logo obywatelskiego dziennikarstwa i to jest mniej więcej taka radocha jak kiedyś w mrocznych czasach PRL szpanowało się „prasowanką” Lihmal’a na prążkowanym podkoszulku, bo wtedy jeszcze nie było „tiszertów”.

Reklama

Pomywacz ma znamię środowiska, nosi je dumnie, od czasu do czasu może się swoją robotą pochwalić przed konsumentem, jeśli szef zażyczy sobie pokazać personel. Pomywacz jedzie na zlewie dziennikarstwa obywatelskiego, sortuje resztki i popłuczyny, patrz tęsknym okiem w stronę kelnera. Niestety stanowiska zajęte, pełna obsada, komplet, zatem trzeba przy każdej wizycie szefa polować na kolegę wyższego rzędu, żeby noga pomywacza kołkiem i przypadkiem stanęła między nogami kelnera. Ten tłucze co było na tacy, pomywacz leci z pomocą i fachowo zbiera skorupy balansując tacą przed szefem. Potrafiłbyś to powtórzyć? – spyta szef. Oczywiście szefie. O proszę! – i tu pada jak długi następny kelner. A to drugie, z tacą potrafiłbyś? – dopytuje szef. Szefie, tego zawsze zdążę się nauczyć. Ponieważ szef jest dokładnie z tej samej gliny co pomywacz, zaraz docenia kompetencje pomywacza i tylko każe pilnować kucharczykowi, aby świeżo awansowany na kelnera za bardzo sobie nie wyobrażał. Gdy pomywacz obywatelskiego dziennikarstwa jest już kelnerem dziennikarstwa, czuje się więcej niż kimś, to już nie prasowanka, to chińskie juniorki i dżinsy z Pewexu.

Kelner ma stały dostęp do konsumenta, podaje to co mu kuchnia przygotuje, ale już może się poczuć samodzielny. Kelner ma też stały kontakt z kuchnią, może pośmiać się z pomywacza i kombinować kiedy kucharczyk się nawinie. Szef, sam restaurator dziennikarstwa obywatelskiego, widuje kelnera regularnie, wszak ten niesie do ludzi strawę redakcyjną i wie najlepiej, czym się konsumentowi odbija. Być kelnerem fajna sprawa, są jednak sprawy fajniejsze i tak kucharczyk łamie łąkotkę, potykając się o wózek z naczyniami. Kelner natychmiast bierze się za krojenie selera informacji, aby pomóc kucharzowi w przygotowaniu surówki reportażu. Szef docenia grę zespołową i pyta, czy kelner dałby sobie radę z nowym wyzwaniem. Odpowiedź ta sama – będzie okazja się nauczyć, teraz trzeba obserwować kucharza, jest za blisko celu, aby sobie odpuścić taką okazję. Okazji nadarza się sporo, praca z gorącym materiałem, rozgrzanym olejem interwencji, wrzątkiem bieżących wydarzeń, ostrym nożem reakcji, wszystko może zranić, sparzyć, skaleczyć, nawet zabić. We wtorek kucharz miał pecha, teraz robi w budce z hot dogami, kucharczyk został kucharzem i to jest Pan Bóg złapany za pięty.

Można szykować, przyprawiać, układać kartę dań, do tego zjechać pomywacza, pomiatać kelnerem, no i patrzeć wszystkim na ręce, żeby nie skończyć jak wtorkowy kucharz. Na tym etapie zatrzymuje się kariera, stąd już można tylko spaść. Szef nadal ma obśliniony „policzek”, bo restauratorami zostają ci najbardziej zdolni pomywacze i tak są kuci na boki, że ten następny musi być dwa razy szybszy w nogach, aby dostać się na sam szczyt. Kucharz nie jest zły, czasami warto odpuścić, zostać przy pewnym zamiast pakować się w ostateczne. Dla szefa najlepsze z kuchni kawałki, konsumentom konserwanty, spulchniacze, utrwalacze, w karcie dań zapisane jako „żywność ekologiczna”. Wszystko dla kuchni, kuchnia jest matka żywicielka, żadnych zmian w menu, każdy na swoim miejscu, każdy w kolejce do policzka restauratora, pod koniec miesiąca zapłata, dla najbardziej namiętnych premia. Kuchnia musi mieć szyld, personel identyfikatory, restaurator frajdę jak z dzieciństwa.

Niech się kuchnia szumnie nazywa  – Wiadomości24, za to restaurator pospolicie, powiedzmy Kowalski, a dalej Tomasz, żeby nie było oryginalnie. Restaurator nie może się rzucać w oczy, pokorne ciele nie jedną korporację ssie, a sponsor jest Bogiem całej kuchni, o sponsorze strach pisać. Taka jest kuchnia amatorskiej prostytucji, tacy są pomywacze, kelnerzy, kucharczyki, kucharze i restauratorzy obywatelskiego dziennikarstwa. Kto chce w tym robić, kto chce to spożywać, temu nawet policzka nie wystawię, bo wiem co te złote usta wcześniej całowały. Więcej głębokiego poważania mam dla zawodowców, ci przynajmniej coś z tego mają, a jak braknie to kupią sobie na raty zero procent. Amatorska prostytucja to jest pasja niebezpieczna, żadnych badań, żadnego certyfikatu, zwykły spontaniczny czyn społeczny, no i można wpaść, a potem trzeba się wyskrobać, nie zawsze się udaje, wtedy rodzą się następni pomywacze, kelnerzy, kucharczyki i kucharze obywatelskiego dziennikarstwa.  

 

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Matka, to cale dziennikarstwo obywatelskie to tak
    jak ta Platforma tez (z przymiotnikiem) Obywatelska. Kazdy wie ile pomyji wylalo sie i leje na tych, co nie chcieli uczestniczycz w totalnej nagonce na PiS. Ty jesli bedziesz glosil wszem wobec i każdemu z osobna, ze L Kaczynski ma Twoj glos, to internet polskojezyczny albo nawet juz internet Obywatelski bedzie nazywal Ciebie pisuarem. Coraz czesciej na necie Obywatelskim, jesli mowi sie o M_K to pisze i czytata sie, ze kiedys ten koles byl symbolem walki z PiSem i z Kaczyzmem, teraz przeszedl na druga strone, aby walic w polskie cudo. Nie wiem czy czytajac wpisy czy opinie ogupiania Obywatelskiego smiac sie czy plakac, ale jedno jest pewne “you haven’t seen everything yet, there is more to come”, jak w kazdym show.