Reklama

Wiek nie jest ważny? Dobrze to brzmi w porzekadle, ale w życiu wino wolałbym pić starsze od węgla i łóżko dzielić ze świeżo upieczoną pełnoletnią, choć i nestorkom wdzięku nie odmawiam.

Wiek nie jest ważny? Dobrze to brzmi w porzekadle, ale w życiu wino wolałbym pić starsze od węgla i łóżko dzielić ze świeżo upieczoną pełnoletnią, choć i nestorkom wdzięku nie odmawiam. Wiek jest ważny i o wiek można się oczywiście sprzeczać, ale wiek nie może być dla jednych łaskawszy a dla drugich bezwzględny. Pozostało na świecie kilka sprawiedliwych wyroków, na każdego przyjdzie kolej, każdy się pomarszczy, każdego robak będzie toczył i to jest sprawiedliwość wyznaczona na górnym poziomie wieku, na dolnym mamy niesprawiedliwość. Jak zwykle w dzieleniu ludzi, a nawet dzieci i kobiet w ciąży na lepszych i gorszych niedościgli są politycy.

Polityk Kaczyński zaczął swój wywód, który dla mnie był jasny w końcowym efekcie, zanim o końcu była mowa, że on ma wnuczkę. Ma sześcioletnią wnuczkę Ewunię i ta wnuczka według wszelkich znaków na niebie i ziemi, a konkretniej według uposażenia, wykształcenia i świadomości rodziców, pójdzie do szkoły. Ewunia Dubieniecka pójdzie do szkoły i nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie to, że pójdzie o rok wcześniej, nie jak pozostałe dzieci, które rok muszą poczekać. O taki porządek zadbał dziadek Ewuni zatroskany losem biednych dzieci. Martwi się dziadek Kaczyński o wszystkie dzieci, tylko własną wnuczkę, mimo najwyższej pozycji urzędniczej w Polsce posyła na ciężki bój, w którym stawką jest ?utracone dzieciństwo”. Dziadek prezydent nie powstrzymał rodziców Ewuni przed szaleństwem i nie chce ofiarować Ewuni roku dzieciństwa, co dziadek z taką troską zafundował Frankom, Zosiom, Jaśkom, Marysiom. Te obdarowane dzieciństwem pociechy, w przeciwieństwie do Ewuni, wiedzą już jak się odpala Ursusa C360 i nawet były kiedyś z gminnym przedszkolem na wycieczce we wrocławskim ZOO, ale żeby nadrobić to co wie i widziała Ewunia, potrzeba im paru lat, dlatego dziadek prezydent z troski dorzucił im jeszcze jeden rok w plecy.

Reklama

Dziadek Ewuni zadbał, aby Ewunia nie tylko miała szybszy start z pozycji uprzywilejowanego statusem materialnym, intelektualnym i społecznym dziecka, ale żeby Ewuni wykosić konkurencję. Dziadek Kaczyński, wetując kolejną już ustawę, załatwił marny los Frankom i Marysiom, dając Ewuni do pakietu przewag dopalacz w postaci odcięcia zdrowej rywalizacji na równym poziomie. Aby Franek miał szansę prześcignąć Ewunię, musi być przynajmniej dwa razy bardziej zdolny, do tego musiałby widzieć coś więcej niż pijanego ojca tłukącego szkło i matkę. Im szybciej ktoś z zewnątrz dowie się, że Franek nie ma drugiego śniadania, bo tata poszedł po smalec na dwóch nogach i wrócił na czterech z resztką miodowej nalewki, tym szybciej Franek ma szansę, aby mu szansę na normalny rozwój dać, korygując krzywdy wyrządzone w domu rodzinnym.

Teoretycznie matka Franka może sprzedać butelki, przypudrować oko i wyruszyć do gminy, żeby spytać, jak to tak naprawdę jest z tą szkołą dla wybranych? Franek sam z siebie nauczył się pisać i czytać, to może on zdolny i może jak Ewunia zmierzyć się z systemem edukacyjnym w nieludzkim sześcioletnim wieku? Nawet jeśli taki cud się stanie, sąsiadka przypilnuje trójkę braci Franka, to i tak w gminie mama Franka dowie się o czymś co będzie dla niej brzmiało, jak dla mnie instrukcja obsługi silnika rakietowego spisana sanskrytem. Trzeba wiedzieć każdemu, komu się wydaje banałem zaprowadzenie dziecka do poradni, która ocenia ?gotowość edukacyjną? dziecka, że dla mamy Franka, drżącej na dźwięk nazwy dowolnego urzędu, jest poza zasięgiem. Z kilku powodów. Po pierwsze: znów trzeba czekać z miesiąc aż stary butelek nazbiera i liczyć, że czegoś z domu nie wyniesie, co na gwałt trzeba będzie ?na zeszyt? dokupić. Po drugie: taka poradnia zwykle jest parędziesiąt kilometrów od Franka chałupy, a to oznacza wyprawę na cały dzień i to w nieznane, do wielkiego miasta. Po trzecie, jeśli mama Franka trafi na ?baby? siedzące w tych poradniach, które w proporcjach co najmniej pół na pół zatrzymały się w PRL, to nawet zdolny Franek może przepaść, bo one z Frankiem zrobią co im się będzie chciało.

Inna sprawa kiedy mała Iza, córka pyskatego blogera, co sobie nie da w kaszę dmuchać i mama Izy, co rzuciła dziennikarstwo by zająć się logopedią, wykazuje zdolności ponad przeciętne. W takim wypadku mama Izy obsługująca 4 gminne szkoły, często łączone z przedszkolami, ma pełen obraz poziomu rozwoju rówieśników Izy i wie, że mała Iza bez trudu da sobie radę. Na tę wiedzę mama bierze poprawkę, że mowa o własnym dziecku, a więc trzeba uważać, żeby nie wpaść w syndrom ?moje kochane i najmądrzejsze dziecko?. Trzeba sobie na siłę skomplikować decyzję i szukać więcej przeciw niż za, ale nie panikować i podjąć w końcu decyzję. Córka logopedy i blogera idzie do poradni i tam pierwsze co panie robią, to rzecz następująca: ?ach to Pani jest tą nową Panią logopedą, pani ma gabinet w szkole, prawda? A to mała Izunia,? Oj przebadamy, nie będzie bolało?. Przynajmniej połowa pań z poradni wie kim są rodzice Izy i co robią, wie też, że nie ma żartów z pyskatym blogerem i wie, że wykształcona mama Izy, pracująca z dziećmi zawodowo nie da sobie bełkotu rutynowego pod tytułem: ?nie szkoda Pani zabierać dziecku dzieciństwa?? wcisnąć. Może mała Iza nie jest wnuczką prezydenta, ale jej rodzice w swojej okolicy mają wszystko co potrzeba, aby się przebić przez poradnię i wysłać małą Izę o rok wcześniej do szkoły.

Pozostaje jeszcze słowo małej Izy. Co ona na to? Dziecko zachowuje się nienaturalnie, ma to po tatusiu, dziecko zamiast płakać, że chce do mamy, płakało, że chce do szkoły. Mimo wszystkich argumentów za i tak w głowach rodziców Izy ciągle kołatała jedna myśl: ?czy dobrze robimy??. Czy to nie jest przypadkiem tak, że nasze ambicje rodzicielskie zastępują, to co naprawdę dobre dla dziecka. Niestety, nie pocieszę rodziców, którzy staną przed takim wyborem. Na to pytanie nie ma odpowiedzi z pełną gwarancją, mogę podpowiedzieć jedynie tyle, że dzieci często są mądrzejsze niż nam się wydaje i tylko w takich przypadkach, gdy dziecko ma wyraźne problemy z nauką można się głęboko zastanowić i powiedzieć, nie, jeszcze nie teraz. W pozostałych, nawet w tych razach gdy idzie średnio, jest wyraźny znak, że ?zdolne, ale leniwe? jak popracuje od 6 lat da sobie radę. Nie zmienia to faktu, że dopiero jak dziecko pójdzie do szkoły zweryfikują się nasze decyzje, ale tego też bym się nie bał, od tego jest szkoła i rodzice, aby w porozumieniu działać tak, aby możliwości dziecka nie kłóciły się z ambicjami rodziców.

Dziś mogę odetchnąć z ulgą, Iza nie tylko daje sobie radę, mimo wykrytej u niej wady, o dziwnej nazwie lateralizacja, a polega to na tym, że dziecko patrzy na to co robi krzyżowo. Na przykład pisząc prawą ręką, kontroluje pisownię lewym okiem. O tyle uciążliwa i poważna wada, że utrudnia podstawową umiejętności dziecka jaką jest pisanie. Takim dzieciom często mylą się literki, które są lustrzanym odbiciem: ?d? i ?b?, ?g? i ?p?. Można usiąść i płakać, nad odebranym dzieciństwem, modlić się aby ustawowo o rok później dzieci chodziły do szkoły, albo można pomóc dziecku zwalczyć słabości, utwierdzając je w przekonaniu, że to co nie jest dziecka winą, da się naprawić, niestety większą pracą niż muszą wykonać inni. Wady są po to aby je eliminować, dziś mała po konsekwentnych kilkumiesięcznych ćwiczeniach kaligrafuje jak Mickiewicz, gdy tata zaśnie nad Kadarką, pisze za mnie teksty i to są te najlepsze teksty.

Jest w tej chwili w drugiej klasie i od dwóch lat w klasie bryluje, lubi szkołę i dzięki Bogu trafiła na super panią. Podjęliśmy trudną decyzję, ale wiemy, że mimo zapiekłości politycznej dziadka Kaczyńskiego ustawa o sześciolatkach noszących tornistry przejdzie i to co dzieci dostaną z urzędu, my musieliśmy wziąć na swoje sumienie. Nie żałuję tej decyzji i nie zauważyłem odrobiny uszczerbku na dzieciństwie mojego dziecka. Mała jest nadal dziecinna, tyle, że w domu bawi się lalkami i moim notebookiem, a w szkole matematyką i językiem polskim. Nie pomyliłem się, bawi się językiem polskim i matematyką i bawi się z celującym skutkiem.

Co dla mnie ważne, w całej tej osobistej wypowiedzi? Ważne i smutne jednocześnie? Ewunia, której życzę jak najlepiej, tworzy już na starcie swojego życia pewną elitę, do której dołączyć może córka logopedy i blogera, syn lokalnego biznesmena, radnego, polityka, stomatologa, co bardziej światłego kierowcy TIR-a. To tacy ludzie przeskoczą poradnie, ustawy, strach przed podejmowaną decyzją, koszty tej decyzji i parę innych przeszkód, które ojca Franka nie interesują i z którymi mama Franka sobie nie poradzi. Teoretycznie, nawet praktycznie, taki stan rzeczy jest mi na rękę, moje dziecko dostaje coś na co inne dzieci będą musiały pracować ciężko i z rocznym opóźnieniem. Jako rodzic powinienem się cieszyć i pewnie tak bym zrobił, gdybym był dziadkiem Kaczyńskim, który nie potrafi wyjść z myśleniem poza swojej polityczne fobie i poczucie władzy. Cieszyłbym się, że Franek jak jego ojciec zostanie traktorzystą, tyle że już nie w SKR, ale gdzieś u rolnika co ma 300 hektarów i płaci raz na 3 miesiące 280 złotową składkę ubezpieczeniową, a moja córka bezkonkurencyjnie sięgnie po najwyższe społeczne laury.

Na moje szczęście nie nazywam się Kaczyński i nie mam mentalności pana Kaczyńskiego, nie mam też tej czelności, aby w czasie jednej konferencji wygłosić, że sześcioletnia Ewunia od września idzie do szkoły, by po chwili dać do zrozumienia, że dziadziuś zadba, aby reszta Franków nie miała tak lekko. W przeciwieństwie do dziadka Kaczyńskiego, domagam się dla Franka nie tylko takich samych warunków startu, ale lepszych od mojego dziecka i to niech Frankowi będzie lepiej za moje podatki. Przez lepiej rozumiem tak, że Frankiem z mocy ustawy powinny się zająć Panie w szkole, wykryć u Franka lateralizację jeśli ma, albo inną dysleksję, co nie jest lewackim wymysłem, lecz wadą, którą i mnie natura obdarzyła. Dać Frankowi tę obiecaną przez Donalda i dziadka Kaczyńskiego zupę, ale nie tak, żeby cała szkoła go palcem wytykała, gdy burmistrz czy inny centralny polityk będzie przy fleszach chochlą Frankowi rację odmierzał, to naturalnie ma być – jak się je, to niech nikt nikomu do talerza nie zagląda. Oczywiście wiem, że to pachnie socjalizmem i już się oburzają Ci co nikomu i nic za darmo by nie dali, bo liberalizm stanowczo zabrania, ale ja staram się myśleć liberalnie unikając myślenia doktrynalnego.

Jakie to dawanie za darmo Frankowi i czego? Kawałek normalności, talerz zupy i równy start edukacyjny socjalistycznie zdegeneruje nam Franka? Książki od gminy zdegenerują Franka? Jak się naczyta i naje, to mu odbije? Czy jak się napatrzy o rok dłużej dzień w dzień, godzina za godziną jak się nie powinno żyć i jak bardzo takie życie mamy z ojcem nie ma sensu? Jeśli to nawet socjalizm, to na czysto teoretyczne rozważania jak bardzo Franek powinien być silny i co go nie zabije, zrobi z niego geniusza jakoś nie mam ochoty. Mieszkałem wśród takich Franków od dziecka i nadal obserwuję ich losy, proszę mi wierzyć, nie mamy w okolicy geniusza, mamy natomiast strukturalne bezrobocie, na 10 Franków 9 to ślusarze na przemian ze spawaczami, a na 10 Zosiek, osiem to szwaczki. Nie ma żadnej gwarancji, że najedzony, zdiagnozowany i wyposażony w książki Franek wyrośnie na ludzi i pójdzie na studia. Ale nawet nie chcę słyszeć tych doktrynalnych zaklęć, że głodny z jednym zeszytem, wyśmiany przez dzieci, bo mu się nie zdiagnozowane ?d? z ?b? myli, zwiększa jego szanse i uczyni z niego twardego geniusza. Jeśli nawet to trzeba 1000 Franków, aby w takich warunkach jednemu się udało. Tych 999 zgłosi się do pośredniaków i w szarej strefie będzie odpalać Ursusy C360.

Ten rok wcześniej do szkoły jest szansą na to, że za dwadzieścia lat nie będziemy wybierać między złem i mniejszym złem. Rok wcześniej, oznacza dla mojej żony mniej pracy przy o rok wcześniej wykrytej wadzie, to z kolei daje szanse, że więcej Franków, gdy już zostanie posłami, będzie mówiło ?włączam? zamiast ?włanczam? i ?pieniądze?, zamiast ?piniondze?. Nam potrzeba ?socjalizmu? na tym etapie rozwoju, a socjalizacji to już rozpaczliwie i na tym etapie nie możemy oszczędzać, gdyż za te oszczędności zapłacimy wysoką cenę. Tyle co możemy i powinniśmy zrobić, to dać równe szanse, nawet więcej, wyrównywać szanse tam, gdzie dzieci nie są winne patologii rodziców. Albo zbudujemy i wyrównamy warunki dla konkurencji, albo będziemy znów powierzać losy dzieciom i wnukom tych samych nazwisk, które się przebiją nie tylko przez poradnie, ale jak wszyscy wiedzą, przez każde dużo bardziej prestiżowe drzwi, zamknięte dla Franków. Nikt nikomu nie odbiera dzieciństwa, przeciwnie, wetowanie tej ustawy to komplikowanie dorosłości. Nie wiem jak inni rodzice, ale mnie do głowy nie przychodzi uznać, aby moja córka miała czekać na swoją kolej, aż się wnuczka prezydenta w cieplarnianych warunkach wybije ?na ludzi?.

Kaczyński kolejny raz zachowuje się tak, że się nóż w kieszeni otwiera, tej obłudnej i podszytej polityczną małostkowością ?troski? jaką z siebie wydaje, nie da się słuchać, ale też nie da się patrzeć na takie głupawe społeczne inicjatywy jak ?ratujmy dzieciaki?. Przed czym pytam? Chyba przed głupotą ideologiczną i brakiem w wykształceniu u rodziców? Szkoła to nie obóz koncentracyjny, ani nie front, czy kopalnia w Afryce, gdzie dzieci pracują na akord. Szkoła nie odbiera dzieciństwa, ale dzieciństwo wzbogaca i kształtuje dorosłość, oczywiście rodzice muszą to kontrolować i patrzyć nauczycielom na ręce i to jest najważniejsze, a nie strach przed tym, ze sześciolatki takie malusie i już tornistry będą tachać. Jest takie pojecie jak ?głupia miłość?, w końcowym etapie to zjawisko kończy się tym, że teściowa pomieszkuje w domu i gotuje obiadki synowi, synowa zmywa gary i pierze skarpetki.

Miłość, zwłaszcza rodziców do dziecka, jeśli ma być miłością, to tylko mądrą, rozsądną, trzeba myśleć o dziecku inaczej niż stereotypem ?zabierania dzieciństwa?, trzeba myśleć, jak dziecku zapewnić nieuchronną i jak najmniej bolesną dorosłość. Dziwne mam przekonanie, że Franek byłby lepszym przywódcą narodu niż Ewunia, nie mam materialnych dowodów, po prostu irracjonalna intuicja mi podpowiada. Chcę jak najlepiej dla mojego dziecka, dlatego też domagam się zdrowej konkurencji, która i mnie i mojego dziecko nie przeraża, ale mobilizuje. Nie chcę martwić dziadka Kaczyńskiego, ale mała Iza niczym nie ustępuje Ewuni, a życie, nie polityczne zacietrzewienie pokaże, która z nich zwycięży. Życzę sukcesu każdej z nich i domagam się sukcesu dla Franków i Marysi. Im więcej młodych ludzi sukcesu, tym mniej starych przegranych zrzędzących z ekranów. Odrzucić to weto!

Reklama

216 KOMENTARZE

  1. Po co posyłamy dzieci do szkoły?
    To mniemam podstawowe pytanie.

    1. Żeby dać im “szkołę”?
    2. Żeby je “zsocjalizować”?
    3. Żeby rodzice mogli spokojnie pracować?
    4. Żeby dzieci czegoś się nauczyły?
    5. Po prostu taki zwyczaj jest.

    Powód narzuca cel “szkolenia”.

  2. Po co posyłamy dzieci do szkoły?
    To mniemam podstawowe pytanie.

    1. Żeby dać im “szkołę”?
    2. Żeby je “zsocjalizować”?
    3. Żeby rodzice mogli spokojnie pracować?
    4. Żeby dzieci czegoś się nauczyły?
    5. Po prostu taki zwyczaj jest.

    Powód narzuca cel “szkolenia”.

  3. Po co posyłamy dzieci do szkoły?
    To mniemam podstawowe pytanie.

    1. Żeby dać im “szkołę”?
    2. Żeby je “zsocjalizować”?
    3. Żeby rodzice mogli spokojnie pracować?
    4. Żeby dzieci czegoś się nauczyły?
    5. Po prostu taki zwyczaj jest.

    Powód narzuca cel “szkolenia”.

  4. Po co posyłamy dzieci do szkoły?
    To mniemam podstawowe pytanie.

    1. Żeby dać im “szkołę”?
    2. Żeby je “zsocjalizować”?
    3. Żeby rodzice mogli spokojnie pracować?
    4. Żeby dzieci czegoś się nauczyły?
    5. Po prostu taki zwyczaj jest.

    Powód narzuca cel “szkolenia”.

  5. Startowałem jako 6 latek
    tak mi się w dzieciństwie porobiło,ze jako 6-latek posłali mnie rodzice do szkoły. Nie mieli dylematów obecnych rodziców ,chociaż do końca tego nie wiem, bo jak sie to odbywało nie byłem dobrym partnerem do dyskusji. Byli kochanymi rodzicami więc pewnie też zastanawiali się czy sobie dam radę ale tak sobie wymyslili ,że jestem wybitny ,bo ich ,wiec nie ma sprawy Nie mogę ich zapytać bo już oboje odeszli.. Na pomysł wpadli żeby sobie lekko ułatwić wychowywanie dwójki prawie równolatków. Mam starszą o niecały rok siostrę ,ona urodziła się w styczniu ,ja w grudniu tego samego roku tyle że 11 miesiecy póżniej i to było całą genezą ich decyzji , właśnie to ,że jakby co to starsza siostra mi pomoże. Nie musiała mi pomagać ,żartobliwie powiem ,że była hamulcowym mojego rozwoju bo na przykład nie mogłem sie zbyt wcześnie dowiedzieć jak smakuje papieros , na wagary nie mogłem chodzić bo zaraz rodzice wszystko wiedzieli. Jeśli chodzi o sama naukę to w szkole podstawowej do której uczęszczalismy jeszcze długo po jej ukończeniu pamietali nas nauczyciele jako jednych z najlepszych uczniów o czym miałem okazję sie później przekonać Zadna ze mnie wybitna jednostka ale autorytatywnie bo z autopsji mogę stwierdzić ,ze to że byłem najmłodszym w klasie nie miało dla mnie zadnego znaczenia. Z nauką zero problemów , na zmaganki nie miałem przeciwnika a dzieciństtwo skrócone , to czyste pierdoły. Jak wracałem ze szkoły zjadałem pajdę chleba ze smalcem popijałem czym nie bądż i leciałem wychowywać się na podwórku,. Rżnęliśmy z kolegami w piłe do wieczora. Po powrocie trzeba było szybko zerżnąć lekcje od siory albo jak nie dała to na przerwach od kolegów w szkole i poleciało, przeleciało ani się człowiek obejrzał ,nie zdawając sobie sprawy ,ze jest pionierem w przecieraniu niby trudnych szlaków. Zapewniam wszystkich którzy mają teraz dylematy , żadnych sensacji nie miałem ani w podstawówce ani później. Dopiero moim równolatkom dałem sie dogonić na studiach , bo tak mi sie spodobały ,ze studiowałem ok 10 lat. Mógłby ktoś w tym momencie zakrzyknąć . no właśnie wyszło !!! no nie dawał sobie rady . Nic z tych rzeczy. Kiedy ja studiowałem a było to dzieści lat temu to mozna sobie było studiować i na takich wiecznych studentów patrzyło sie z zazdroscią ,Poza tym tyle ile zarabiałem w spółdzielni studenckiej to później długo po studiach musiałem dochodzić do podobnych . Reasumując nie odczuwałem zadnych rróżnic między mną a kolegami i koleżankami . Nie wydaje mi się też ,że byłem w jakikolwiek sposób uprzywilejowany. Posyłanie dzieci w wieku 6 lat do szkoły popieram, gdyż uważam a zdaje się ,ze i fachowcy . naukowcy stwierdzają ,ze mózg dziecka w tym wczesnym okresie bardzo chłonnie przyswaja wiedzę .Na marginesie mogę dodać ,ze obecnie doszły mi nowe argumenty potwierdzające ,ze jednak kiedyś to sie miało pamięć/ha,ha/ o czym to ja pisałem? no…. Pewnie jakimś problemem jest stwierdzenie czy dziecko nie odbiega od standardów normalności ale tu jest rola lekarzy, specjalistów jak najszybszego wykrycia wad . Co do DZiadka K to Jego Małość zawetował na zasadzie przekory ,te jego argumenty są zadne ,czysty bełkot jak zwykle z resztą, bo jakoś trzeba,chodzi o to ,zeby rząd nie mógł się w obojetnie jakiej dziedzinie pochwalić jakimiś dokonaniami abstrahując od tego czy rząd jakoweś faktycznie ma

  6. Startowałem jako 6 latek
    tak mi się w dzieciństwie porobiło,ze jako 6-latek posłali mnie rodzice do szkoły. Nie mieli dylematów obecnych rodziców ,chociaż do końca tego nie wiem, bo jak sie to odbywało nie byłem dobrym partnerem do dyskusji. Byli kochanymi rodzicami więc pewnie też zastanawiali się czy sobie dam radę ale tak sobie wymyslili ,że jestem wybitny ,bo ich ,wiec nie ma sprawy Nie mogę ich zapytać bo już oboje odeszli.. Na pomysł wpadli żeby sobie lekko ułatwić wychowywanie dwójki prawie równolatków. Mam starszą o niecały rok siostrę ,ona urodziła się w styczniu ,ja w grudniu tego samego roku tyle że 11 miesiecy póżniej i to było całą genezą ich decyzji , właśnie to ,że jakby co to starsza siostra mi pomoże. Nie musiała mi pomagać ,żartobliwie powiem ,że była hamulcowym mojego rozwoju bo na przykład nie mogłem sie zbyt wcześnie dowiedzieć jak smakuje papieros , na wagary nie mogłem chodzić bo zaraz rodzice wszystko wiedzieli. Jeśli chodzi o sama naukę to w szkole podstawowej do której uczęszczalismy jeszcze długo po jej ukończeniu pamietali nas nauczyciele jako jednych z najlepszych uczniów o czym miałem okazję sie później przekonać Zadna ze mnie wybitna jednostka ale autorytatywnie bo z autopsji mogę stwierdzić ,ze to że byłem najmłodszym w klasie nie miało dla mnie zadnego znaczenia. Z nauką zero problemów , na zmaganki nie miałem przeciwnika a dzieciństtwo skrócone , to czyste pierdoły. Jak wracałem ze szkoły zjadałem pajdę chleba ze smalcem popijałem czym nie bądż i leciałem wychowywać się na podwórku,. Rżnęliśmy z kolegami w piłe do wieczora. Po powrocie trzeba było szybko zerżnąć lekcje od siory albo jak nie dała to na przerwach od kolegów w szkole i poleciało, przeleciało ani się człowiek obejrzał ,nie zdawając sobie sprawy ,ze jest pionierem w przecieraniu niby trudnych szlaków. Zapewniam wszystkich którzy mają teraz dylematy , żadnych sensacji nie miałem ani w podstawówce ani później. Dopiero moim równolatkom dałem sie dogonić na studiach , bo tak mi sie spodobały ,ze studiowałem ok 10 lat. Mógłby ktoś w tym momencie zakrzyknąć . no właśnie wyszło !!! no nie dawał sobie rady . Nic z tych rzeczy. Kiedy ja studiowałem a było to dzieści lat temu to mozna sobie było studiować i na takich wiecznych studentów patrzyło sie z zazdroscią ,Poza tym tyle ile zarabiałem w spółdzielni studenckiej to później długo po studiach musiałem dochodzić do podobnych . Reasumując nie odczuwałem zadnych rróżnic między mną a kolegami i koleżankami . Nie wydaje mi się też ,że byłem w jakikolwiek sposób uprzywilejowany. Posyłanie dzieci w wieku 6 lat do szkoły popieram, gdyż uważam a zdaje się ,ze i fachowcy . naukowcy stwierdzają ,ze mózg dziecka w tym wczesnym okresie bardzo chłonnie przyswaja wiedzę .Na marginesie mogę dodać ,ze obecnie doszły mi nowe argumenty potwierdzające ,ze jednak kiedyś to sie miało pamięć/ha,ha/ o czym to ja pisałem? no…. Pewnie jakimś problemem jest stwierdzenie czy dziecko nie odbiega od standardów normalności ale tu jest rola lekarzy, specjalistów jak najszybszego wykrycia wad . Co do DZiadka K to Jego Małość zawetował na zasadzie przekory ,te jego argumenty są zadne ,czysty bełkot jak zwykle z resztą, bo jakoś trzeba,chodzi o to ,zeby rząd nie mógł się w obojetnie jakiej dziedzinie pochwalić jakimiś dokonaniami abstrahując od tego czy rząd jakoweś faktycznie ma

  7. Startowałem jako 6 latek
    tak mi się w dzieciństwie porobiło,ze jako 6-latek posłali mnie rodzice do szkoły. Nie mieli dylematów obecnych rodziców ,chociaż do końca tego nie wiem, bo jak sie to odbywało nie byłem dobrym partnerem do dyskusji. Byli kochanymi rodzicami więc pewnie też zastanawiali się czy sobie dam radę ale tak sobie wymyslili ,że jestem wybitny ,bo ich ,wiec nie ma sprawy Nie mogę ich zapytać bo już oboje odeszli.. Na pomysł wpadli żeby sobie lekko ułatwić wychowywanie dwójki prawie równolatków. Mam starszą o niecały rok siostrę ,ona urodziła się w styczniu ,ja w grudniu tego samego roku tyle że 11 miesiecy póżniej i to było całą genezą ich decyzji , właśnie to ,że jakby co to starsza siostra mi pomoże. Nie musiała mi pomagać ,żartobliwie powiem ,że była hamulcowym mojego rozwoju bo na przykład nie mogłem sie zbyt wcześnie dowiedzieć jak smakuje papieros , na wagary nie mogłem chodzić bo zaraz rodzice wszystko wiedzieli. Jeśli chodzi o sama naukę to w szkole podstawowej do której uczęszczalismy jeszcze długo po jej ukończeniu pamietali nas nauczyciele jako jednych z najlepszych uczniów o czym miałem okazję sie później przekonać Zadna ze mnie wybitna jednostka ale autorytatywnie bo z autopsji mogę stwierdzić ,ze to że byłem najmłodszym w klasie nie miało dla mnie zadnego znaczenia. Z nauką zero problemów , na zmaganki nie miałem przeciwnika a dzieciństtwo skrócone , to czyste pierdoły. Jak wracałem ze szkoły zjadałem pajdę chleba ze smalcem popijałem czym nie bądż i leciałem wychowywać się na podwórku,. Rżnęliśmy z kolegami w piłe do wieczora. Po powrocie trzeba było szybko zerżnąć lekcje od siory albo jak nie dała to na przerwach od kolegów w szkole i poleciało, przeleciało ani się człowiek obejrzał ,nie zdawając sobie sprawy ,ze jest pionierem w przecieraniu niby trudnych szlaków. Zapewniam wszystkich którzy mają teraz dylematy , żadnych sensacji nie miałem ani w podstawówce ani później. Dopiero moim równolatkom dałem sie dogonić na studiach , bo tak mi sie spodobały ,ze studiowałem ok 10 lat. Mógłby ktoś w tym momencie zakrzyknąć . no właśnie wyszło !!! no nie dawał sobie rady . Nic z tych rzeczy. Kiedy ja studiowałem a było to dzieści lat temu to mozna sobie było studiować i na takich wiecznych studentów patrzyło sie z zazdroscią ,Poza tym tyle ile zarabiałem w spółdzielni studenckiej to później długo po studiach musiałem dochodzić do podobnych . Reasumując nie odczuwałem zadnych rróżnic między mną a kolegami i koleżankami . Nie wydaje mi się też ,że byłem w jakikolwiek sposób uprzywilejowany. Posyłanie dzieci w wieku 6 lat do szkoły popieram, gdyż uważam a zdaje się ,ze i fachowcy . naukowcy stwierdzają ,ze mózg dziecka w tym wczesnym okresie bardzo chłonnie przyswaja wiedzę .Na marginesie mogę dodać ,ze obecnie doszły mi nowe argumenty potwierdzające ,ze jednak kiedyś to sie miało pamięć/ha,ha/ o czym to ja pisałem? no…. Pewnie jakimś problemem jest stwierdzenie czy dziecko nie odbiega od standardów normalności ale tu jest rola lekarzy, specjalistów jak najszybszego wykrycia wad . Co do DZiadka K to Jego Małość zawetował na zasadzie przekory ,te jego argumenty są zadne ,czysty bełkot jak zwykle z resztą, bo jakoś trzeba,chodzi o to ,zeby rząd nie mógł się w obojetnie jakiej dziedzinie pochwalić jakimiś dokonaniami abstrahując od tego czy rząd jakoweś faktycznie ma

  8. Startowałem jako 6 latek
    tak mi się w dzieciństwie porobiło,ze jako 6-latek posłali mnie rodzice do szkoły. Nie mieli dylematów obecnych rodziców ,chociaż do końca tego nie wiem, bo jak sie to odbywało nie byłem dobrym partnerem do dyskusji. Byli kochanymi rodzicami więc pewnie też zastanawiali się czy sobie dam radę ale tak sobie wymyslili ,że jestem wybitny ,bo ich ,wiec nie ma sprawy Nie mogę ich zapytać bo już oboje odeszli.. Na pomysł wpadli żeby sobie lekko ułatwić wychowywanie dwójki prawie równolatków. Mam starszą o niecały rok siostrę ,ona urodziła się w styczniu ,ja w grudniu tego samego roku tyle że 11 miesiecy póżniej i to było całą genezą ich decyzji , właśnie to ,że jakby co to starsza siostra mi pomoże. Nie musiała mi pomagać ,żartobliwie powiem ,że była hamulcowym mojego rozwoju bo na przykład nie mogłem sie zbyt wcześnie dowiedzieć jak smakuje papieros , na wagary nie mogłem chodzić bo zaraz rodzice wszystko wiedzieli. Jeśli chodzi o sama naukę to w szkole podstawowej do której uczęszczalismy jeszcze długo po jej ukończeniu pamietali nas nauczyciele jako jednych z najlepszych uczniów o czym miałem okazję sie później przekonać Zadna ze mnie wybitna jednostka ale autorytatywnie bo z autopsji mogę stwierdzić ,ze to że byłem najmłodszym w klasie nie miało dla mnie zadnego znaczenia. Z nauką zero problemów , na zmaganki nie miałem przeciwnika a dzieciństtwo skrócone , to czyste pierdoły. Jak wracałem ze szkoły zjadałem pajdę chleba ze smalcem popijałem czym nie bądż i leciałem wychowywać się na podwórku,. Rżnęliśmy z kolegami w piłe do wieczora. Po powrocie trzeba było szybko zerżnąć lekcje od siory albo jak nie dała to na przerwach od kolegów w szkole i poleciało, przeleciało ani się człowiek obejrzał ,nie zdawając sobie sprawy ,ze jest pionierem w przecieraniu niby trudnych szlaków. Zapewniam wszystkich którzy mają teraz dylematy , żadnych sensacji nie miałem ani w podstawówce ani później. Dopiero moim równolatkom dałem sie dogonić na studiach , bo tak mi sie spodobały ,ze studiowałem ok 10 lat. Mógłby ktoś w tym momencie zakrzyknąć . no właśnie wyszło !!! no nie dawał sobie rady . Nic z tych rzeczy. Kiedy ja studiowałem a było to dzieści lat temu to mozna sobie było studiować i na takich wiecznych studentów patrzyło sie z zazdroscią ,Poza tym tyle ile zarabiałem w spółdzielni studenckiej to później długo po studiach musiałem dochodzić do podobnych . Reasumując nie odczuwałem zadnych rróżnic między mną a kolegami i koleżankami . Nie wydaje mi się też ,że byłem w jakikolwiek sposób uprzywilejowany. Posyłanie dzieci w wieku 6 lat do szkoły popieram, gdyż uważam a zdaje się ,ze i fachowcy . naukowcy stwierdzają ,ze mózg dziecka w tym wczesnym okresie bardzo chłonnie przyswaja wiedzę .Na marginesie mogę dodać ,ze obecnie doszły mi nowe argumenty potwierdzające ,ze jednak kiedyś to sie miało pamięć/ha,ha/ o czym to ja pisałem? no…. Pewnie jakimś problemem jest stwierdzenie czy dziecko nie odbiega od standardów normalności ale tu jest rola lekarzy, specjalistów jak najszybszego wykrycia wad . Co do DZiadka K to Jego Małość zawetował na zasadzie przekory ,te jego argumenty są zadne ,czysty bełkot jak zwykle z resztą, bo jakoś trzeba,chodzi o to ,zeby rząd nie mógł się w obojetnie jakiej dziedzinie pochwalić jakimiś dokonaniami abstrahując od tego czy rząd jakoweś faktycznie ma

  9. Zawsze oberwie dziecko…
    Przygodę ze szkolnictwem państwowym zakończyłam dawno temu (i dobrze mi z tym) ale moja matka zanim poszła na emeryturę pracowała w szkole. A właściwie w dwóch – jednej z nich “dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”. Więc mam opanowany następujący schemat: Mały Franek idzie do szkoły (do przedszkola nie ma szans, mama w domu). Mały Franek sobie nie radzi kompletnie, pomijam totalne wyśmianie za byle jakie ciuchy i brak plecaka ze Spidermanem, pomijam nawet brak szans na odrobienie pracy domowej bo tata po pijaku połamał stół i stłukł żarówkę. On po prostu ma problem ze wszystkim – z siedzeniem w ławce, ze szlaczkami, z odpowiadaniem na pytania, z chodzeniem w parach… Z rodzicami pogadać się nie da, z ojcem z powodów oczywistych, z matką – bo wystraszona popada w stupor i nie mówi. Przejęta pani nauczycielka posyła dziecko do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Panie się spieszą bo kawa i ciastko stygnie, zresztą kto się tam będzie przejmował i robił jakieś wypasione, nieobciążone testy dziecku menela. Mały Franek nie umie się posługiwać ołówkiem bo w domu takiego cudu techniki nie było. Mały Franek nie umie liczyć bo nikt go nie nauczył. Mały Franek zna mało słów, oprócz powszechnie uważanych. Mały Franek kładzie test bo słownictwo, arytmetykę i zrozumienie sytuacji społecznych ma grubo poniżej normy dla wieku. Mały Franek ląduje w szkole specjalnej. Rodzicom wszystko jedno. Nie rozumieją że po specjalnej to Franek wykształci się na pomocnika piekarza, a potem nikt go i tak nie zatrudni. Mały Franek właśnie przegrał, a ma raptem 8 lat. Jakby w ramach wyrównywania szans edukacyjnych poszedł do obowiązkowej zerówki to by go tam nauczyli chociaż trzymać ołówek i siedzieć w ławce i może skończyłby zwykłą masówkę. Może by się kiedyś nawet wydostał z getta. W imieniu małego Franka dziękuję prezydętowi za próbę rozwalenia tego projektu.

    • I rozumiem, że jak Franek
      I rozumiem, że jak Franek pójdzie do czegoś co będzie się nazywało obowiązkowa “Zerówka”, to się nauczy posługiwać ołówkiem w mig. Wiesz jak wy5glada program klasy “0” i klasy I? Niemal identycznie!! Jak to coś będzie się nazywało obowiązkowa klasa pierwsza, to Franek się zesra, a ołówka w dłoni nie utrzyma. Jak Franek ma 6 lat, to nie dostanie siusiakiem do kibelka, ale w ciągu roku Franek urośnie o 1,5 cm, siusiak mu podskoczy o milimetr i wyceluje. Z całym szacunkiem, ale reformy powinni robić młodzi ludzie, emerytowane nauczycielki mają to do siebie, że za “ich czasów było lepiej”. Mały Anglik i bodaj Holender chodzi od 5 roku do szkoły i sika i uczy się i zdecydowanie mniej Franków tam niż u nas.

      • hę?
        O co ci chodzi? Bo nie do końca zrozumiałam…
        Jestem za zerówką obowiązkową. Powiem więcej – jestem za obowiązkowym całym przedszkolem (chociaż wiem, że państwa zwyczajnie nie stać). Jestem przeciw prezydęckiemu wetu “bo tak” zwłaszcza że własną wnusię rozwiniętą aż strach posłał do potwornej zerówki. Jak ma lepszy plan to niech go ogłosi światu, najlepiej przed początkiem nowego roku szkolnego, tylko z konkretami poproszę. Siusiakiem Franka się w ogóle nie zajmowałam, mechanika sikania za pomocą siusiaka jest mi znana wyłącznie teoretycznie bo sama sikam raczej na siedząco, jak Franek nie wceluje to pani woźna będzie miała więcej roboty. Trudno, gdzie kible rąbią tam odpryski lecą. Wierzę niezłomnie, że dłuższa ekspozycja na ołówki i ławki może małemu Frankowi wyłącznie pomóc. Siedzenie w domu niewydolnym wychowawczo i opiekuńczo może mu wyłącznie zaszkodzić. Wyrównywanie szans ma służyć tym, którym trzeba pomóc, nie tym o których rodzice zadbają. Tak uważam, mimo wykształcenia dalekiego od pedagogicznego, nabytego sporo po wojnie. Nie zgadzasz się z tą opinią – wolno ci, mamy wolność.

          • Przeprosiny przyjęte :-).
            Przeprosiny przyjęte :-). Zdziwiłam się Twoją odpowiedzą bardzo, bo pisząc tekst uważałam że popieram tezy artykułu… Ale teraz rozumiem, użyłam niewłaściwych słów kluczowych i wyszło złe pierwsze wrażenie, za co ja z kolei przepraszam. Pozdrawiam,

          • Zawsze się wymądrzam, że
            Zawsze się wymądrzam, że trzeba czytać z uwagą, zatem nie ma mnie tu za co przepraszać, raczej opieprzyć z góry na dół jak mówi moja babcia. Słowa były właściwe, to mnie coś nie zajarzyło w półkulach. Pozdrawiam raz jeszcze.

          • Oj, kurak…
            Ty też chyba masz lewostronną lateralizację (tak to się nazywa i nie jest żadną chorobą, tylko cechą mózgu, więc się o dziecko nie bój – z resztą KAŻDY ma lewe oko do prawej ręki podpięte, bo nerwy oczne są skrzyżowane…) i pewne informacje do ciebie nie docierają. Popiera cię ktoś a ty zaraz z nim polemizujesz, chyba dla zasady…
            Wiem o jakiego typu szkole Aya pisze, znam też takich co tylko dzięki uporowi nauczycieli z podstawówki Jiimy nie podzieli losu Franka, jeden jest kucharzem i chyba ma się dobrze, a jako “dałna” chyba by go na szefa kuchni nie przyjęli.
            Problem w tym, że dzisiejszym nauczycielom się nie chce, lub nie mogą albo nie mają jak. Obniżenie wieku szkolnego – fajna rzecz, ale śmiem twierdzić, że niewiele zmieni. Czyli, weto bez sensu, ale też nie demonizujmy…

            Jiima do zerówki miało ten sam plecak co do pierwszej klasy, z resztą wtedy to się “tornister” nazywało, było z sztucznej podróby skóry i wytrzymało do klasy czwartej. Było niemal niezniszczalne, tylko szwy poszły, ale mamusia zszyła i tornister był znów do użytku. Od klasy piątej Jiima nabrało maniery noszenia książek w reklamówkach, ale wtedy zaczęło się w domu Jiimy pogarszać, więc może to dlatego? Co do kibelka, Jiima było kurduplem przez całą podstawówkę, dopiero w połowie liceum podrosło (jeszcze w pierwszej klasie chemik uciszał Jiimę mówiąc “takie małe a tyle hałasu robi”), a z korzystaniem z kibelka problemów nigdy nie miało.

  10. Zawsze oberwie dziecko…
    Przygodę ze szkolnictwem państwowym zakończyłam dawno temu (i dobrze mi z tym) ale moja matka zanim poszła na emeryturę pracowała w szkole. A właściwie w dwóch – jednej z nich “dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”. Więc mam opanowany następujący schemat: Mały Franek idzie do szkoły (do przedszkola nie ma szans, mama w domu). Mały Franek sobie nie radzi kompletnie, pomijam totalne wyśmianie za byle jakie ciuchy i brak plecaka ze Spidermanem, pomijam nawet brak szans na odrobienie pracy domowej bo tata po pijaku połamał stół i stłukł żarówkę. On po prostu ma problem ze wszystkim – z siedzeniem w ławce, ze szlaczkami, z odpowiadaniem na pytania, z chodzeniem w parach… Z rodzicami pogadać się nie da, z ojcem z powodów oczywistych, z matką – bo wystraszona popada w stupor i nie mówi. Przejęta pani nauczycielka posyła dziecko do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Panie się spieszą bo kawa i ciastko stygnie, zresztą kto się tam będzie przejmował i robił jakieś wypasione, nieobciążone testy dziecku menela. Mały Franek nie umie się posługiwać ołówkiem bo w domu takiego cudu techniki nie było. Mały Franek nie umie liczyć bo nikt go nie nauczył. Mały Franek zna mało słów, oprócz powszechnie uważanych. Mały Franek kładzie test bo słownictwo, arytmetykę i zrozumienie sytuacji społecznych ma grubo poniżej normy dla wieku. Mały Franek ląduje w szkole specjalnej. Rodzicom wszystko jedno. Nie rozumieją że po specjalnej to Franek wykształci się na pomocnika piekarza, a potem nikt go i tak nie zatrudni. Mały Franek właśnie przegrał, a ma raptem 8 lat. Jakby w ramach wyrównywania szans edukacyjnych poszedł do obowiązkowej zerówki to by go tam nauczyli chociaż trzymać ołówek i siedzieć w ławce i może skończyłby zwykłą masówkę. Może by się kiedyś nawet wydostał z getta. W imieniu małego Franka dziękuję prezydętowi za próbę rozwalenia tego projektu.

    • I rozumiem, że jak Franek
      I rozumiem, że jak Franek pójdzie do czegoś co będzie się nazywało obowiązkowa “Zerówka”, to się nauczy posługiwać ołówkiem w mig. Wiesz jak wy5glada program klasy “0” i klasy I? Niemal identycznie!! Jak to coś będzie się nazywało obowiązkowa klasa pierwsza, to Franek się zesra, a ołówka w dłoni nie utrzyma. Jak Franek ma 6 lat, to nie dostanie siusiakiem do kibelka, ale w ciągu roku Franek urośnie o 1,5 cm, siusiak mu podskoczy o milimetr i wyceluje. Z całym szacunkiem, ale reformy powinni robić młodzi ludzie, emerytowane nauczycielki mają to do siebie, że za “ich czasów było lepiej”. Mały Anglik i bodaj Holender chodzi od 5 roku do szkoły i sika i uczy się i zdecydowanie mniej Franków tam niż u nas.

      • hę?
        O co ci chodzi? Bo nie do końca zrozumiałam…
        Jestem za zerówką obowiązkową. Powiem więcej – jestem za obowiązkowym całym przedszkolem (chociaż wiem, że państwa zwyczajnie nie stać). Jestem przeciw prezydęckiemu wetu “bo tak” zwłaszcza że własną wnusię rozwiniętą aż strach posłał do potwornej zerówki. Jak ma lepszy plan to niech go ogłosi światu, najlepiej przed początkiem nowego roku szkolnego, tylko z konkretami poproszę. Siusiakiem Franka się w ogóle nie zajmowałam, mechanika sikania za pomocą siusiaka jest mi znana wyłącznie teoretycznie bo sama sikam raczej na siedząco, jak Franek nie wceluje to pani woźna będzie miała więcej roboty. Trudno, gdzie kible rąbią tam odpryski lecą. Wierzę niezłomnie, że dłuższa ekspozycja na ołówki i ławki może małemu Frankowi wyłącznie pomóc. Siedzenie w domu niewydolnym wychowawczo i opiekuńczo może mu wyłącznie zaszkodzić. Wyrównywanie szans ma służyć tym, którym trzeba pomóc, nie tym o których rodzice zadbają. Tak uważam, mimo wykształcenia dalekiego od pedagogicznego, nabytego sporo po wojnie. Nie zgadzasz się z tą opinią – wolno ci, mamy wolność.

          • Przeprosiny przyjęte :-).
            Przeprosiny przyjęte :-). Zdziwiłam się Twoją odpowiedzą bardzo, bo pisząc tekst uważałam że popieram tezy artykułu… Ale teraz rozumiem, użyłam niewłaściwych słów kluczowych i wyszło złe pierwsze wrażenie, za co ja z kolei przepraszam. Pozdrawiam,

          • Zawsze się wymądrzam, że
            Zawsze się wymądrzam, że trzeba czytać z uwagą, zatem nie ma mnie tu za co przepraszać, raczej opieprzyć z góry na dół jak mówi moja babcia. Słowa były właściwe, to mnie coś nie zajarzyło w półkulach. Pozdrawiam raz jeszcze.

          • Oj, kurak…
            Ty też chyba masz lewostronną lateralizację (tak to się nazywa i nie jest żadną chorobą, tylko cechą mózgu, więc się o dziecko nie bój – z resztą KAŻDY ma lewe oko do prawej ręki podpięte, bo nerwy oczne są skrzyżowane…) i pewne informacje do ciebie nie docierają. Popiera cię ktoś a ty zaraz z nim polemizujesz, chyba dla zasady…
            Wiem o jakiego typu szkole Aya pisze, znam też takich co tylko dzięki uporowi nauczycieli z podstawówki Jiimy nie podzieli losu Franka, jeden jest kucharzem i chyba ma się dobrze, a jako “dałna” chyba by go na szefa kuchni nie przyjęli.
            Problem w tym, że dzisiejszym nauczycielom się nie chce, lub nie mogą albo nie mają jak. Obniżenie wieku szkolnego – fajna rzecz, ale śmiem twierdzić, że niewiele zmieni. Czyli, weto bez sensu, ale też nie demonizujmy…

            Jiima do zerówki miało ten sam plecak co do pierwszej klasy, z resztą wtedy to się “tornister” nazywało, było z sztucznej podróby skóry i wytrzymało do klasy czwartej. Było niemal niezniszczalne, tylko szwy poszły, ale mamusia zszyła i tornister był znów do użytku. Od klasy piątej Jiima nabrało maniery noszenia książek w reklamówkach, ale wtedy zaczęło się w domu Jiimy pogarszać, więc może to dlatego? Co do kibelka, Jiima było kurduplem przez całą podstawówkę, dopiero w połowie liceum podrosło (jeszcze w pierwszej klasie chemik uciszał Jiimę mówiąc “takie małe a tyle hałasu robi”), a z korzystaniem z kibelka problemów nigdy nie miało.

  11. Zawsze oberwie dziecko…
    Przygodę ze szkolnictwem państwowym zakończyłam dawno temu (i dobrze mi z tym) ale moja matka zanim poszła na emeryturę pracowała w szkole. A właściwie w dwóch – jednej z nich “dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”. Więc mam opanowany następujący schemat: Mały Franek idzie do szkoły (do przedszkola nie ma szans, mama w domu). Mały Franek sobie nie radzi kompletnie, pomijam totalne wyśmianie za byle jakie ciuchy i brak plecaka ze Spidermanem, pomijam nawet brak szans na odrobienie pracy domowej bo tata po pijaku połamał stół i stłukł żarówkę. On po prostu ma problem ze wszystkim – z siedzeniem w ławce, ze szlaczkami, z odpowiadaniem na pytania, z chodzeniem w parach… Z rodzicami pogadać się nie da, z ojcem z powodów oczywistych, z matką – bo wystraszona popada w stupor i nie mówi. Przejęta pani nauczycielka posyła dziecko do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Panie się spieszą bo kawa i ciastko stygnie, zresztą kto się tam będzie przejmował i robił jakieś wypasione, nieobciążone testy dziecku menela. Mały Franek nie umie się posługiwać ołówkiem bo w domu takiego cudu techniki nie było. Mały Franek nie umie liczyć bo nikt go nie nauczył. Mały Franek zna mało słów, oprócz powszechnie uważanych. Mały Franek kładzie test bo słownictwo, arytmetykę i zrozumienie sytuacji społecznych ma grubo poniżej normy dla wieku. Mały Franek ląduje w szkole specjalnej. Rodzicom wszystko jedno. Nie rozumieją że po specjalnej to Franek wykształci się na pomocnika piekarza, a potem nikt go i tak nie zatrudni. Mały Franek właśnie przegrał, a ma raptem 8 lat. Jakby w ramach wyrównywania szans edukacyjnych poszedł do obowiązkowej zerówki to by go tam nauczyli chociaż trzymać ołówek i siedzieć w ławce i może skończyłby zwykłą masówkę. Może by się kiedyś nawet wydostał z getta. W imieniu małego Franka dziękuję prezydętowi za próbę rozwalenia tego projektu.

    • I rozumiem, że jak Franek
      I rozumiem, że jak Franek pójdzie do czegoś co będzie się nazywało obowiązkowa “Zerówka”, to się nauczy posługiwać ołówkiem w mig. Wiesz jak wy5glada program klasy “0” i klasy I? Niemal identycznie!! Jak to coś będzie się nazywało obowiązkowa klasa pierwsza, to Franek się zesra, a ołówka w dłoni nie utrzyma. Jak Franek ma 6 lat, to nie dostanie siusiakiem do kibelka, ale w ciągu roku Franek urośnie o 1,5 cm, siusiak mu podskoczy o milimetr i wyceluje. Z całym szacunkiem, ale reformy powinni robić młodzi ludzie, emerytowane nauczycielki mają to do siebie, że za “ich czasów było lepiej”. Mały Anglik i bodaj Holender chodzi od 5 roku do szkoły i sika i uczy się i zdecydowanie mniej Franków tam niż u nas.

      • hę?
        O co ci chodzi? Bo nie do końca zrozumiałam…
        Jestem za zerówką obowiązkową. Powiem więcej – jestem za obowiązkowym całym przedszkolem (chociaż wiem, że państwa zwyczajnie nie stać). Jestem przeciw prezydęckiemu wetu “bo tak” zwłaszcza że własną wnusię rozwiniętą aż strach posłał do potwornej zerówki. Jak ma lepszy plan to niech go ogłosi światu, najlepiej przed początkiem nowego roku szkolnego, tylko z konkretami poproszę. Siusiakiem Franka się w ogóle nie zajmowałam, mechanika sikania za pomocą siusiaka jest mi znana wyłącznie teoretycznie bo sama sikam raczej na siedząco, jak Franek nie wceluje to pani woźna będzie miała więcej roboty. Trudno, gdzie kible rąbią tam odpryski lecą. Wierzę niezłomnie, że dłuższa ekspozycja na ołówki i ławki może małemu Frankowi wyłącznie pomóc. Siedzenie w domu niewydolnym wychowawczo i opiekuńczo może mu wyłącznie zaszkodzić. Wyrównywanie szans ma służyć tym, którym trzeba pomóc, nie tym o których rodzice zadbają. Tak uważam, mimo wykształcenia dalekiego od pedagogicznego, nabytego sporo po wojnie. Nie zgadzasz się z tą opinią – wolno ci, mamy wolność.

          • Przeprosiny przyjęte :-).
            Przeprosiny przyjęte :-). Zdziwiłam się Twoją odpowiedzą bardzo, bo pisząc tekst uważałam że popieram tezy artykułu… Ale teraz rozumiem, użyłam niewłaściwych słów kluczowych i wyszło złe pierwsze wrażenie, za co ja z kolei przepraszam. Pozdrawiam,

          • Zawsze się wymądrzam, że
            Zawsze się wymądrzam, że trzeba czytać z uwagą, zatem nie ma mnie tu za co przepraszać, raczej opieprzyć z góry na dół jak mówi moja babcia. Słowa były właściwe, to mnie coś nie zajarzyło w półkulach. Pozdrawiam raz jeszcze.

          • Oj, kurak…
            Ty też chyba masz lewostronną lateralizację (tak to się nazywa i nie jest żadną chorobą, tylko cechą mózgu, więc się o dziecko nie bój – z resztą KAŻDY ma lewe oko do prawej ręki podpięte, bo nerwy oczne są skrzyżowane…) i pewne informacje do ciebie nie docierają. Popiera cię ktoś a ty zaraz z nim polemizujesz, chyba dla zasady…
            Wiem o jakiego typu szkole Aya pisze, znam też takich co tylko dzięki uporowi nauczycieli z podstawówki Jiimy nie podzieli losu Franka, jeden jest kucharzem i chyba ma się dobrze, a jako “dałna” chyba by go na szefa kuchni nie przyjęli.
            Problem w tym, że dzisiejszym nauczycielom się nie chce, lub nie mogą albo nie mają jak. Obniżenie wieku szkolnego – fajna rzecz, ale śmiem twierdzić, że niewiele zmieni. Czyli, weto bez sensu, ale też nie demonizujmy…

            Jiima do zerówki miało ten sam plecak co do pierwszej klasy, z resztą wtedy to się “tornister” nazywało, było z sztucznej podróby skóry i wytrzymało do klasy czwartej. Było niemal niezniszczalne, tylko szwy poszły, ale mamusia zszyła i tornister był znów do użytku. Od klasy piątej Jiima nabrało maniery noszenia książek w reklamówkach, ale wtedy zaczęło się w domu Jiimy pogarszać, więc może to dlatego? Co do kibelka, Jiima było kurduplem przez całą podstawówkę, dopiero w połowie liceum podrosło (jeszcze w pierwszej klasie chemik uciszał Jiimę mówiąc “takie małe a tyle hałasu robi”), a z korzystaniem z kibelka problemów nigdy nie miało.

  12. Zawsze oberwie dziecko…
    Przygodę ze szkolnictwem państwowym zakończyłam dawno temu (i dobrze mi z tym) ale moja matka zanim poszła na emeryturę pracowała w szkole. A właściwie w dwóch – jednej z nich “dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi”. Więc mam opanowany następujący schemat: Mały Franek idzie do szkoły (do przedszkola nie ma szans, mama w domu). Mały Franek sobie nie radzi kompletnie, pomijam totalne wyśmianie za byle jakie ciuchy i brak plecaka ze Spidermanem, pomijam nawet brak szans na odrobienie pracy domowej bo tata po pijaku połamał stół i stłukł żarówkę. On po prostu ma problem ze wszystkim – z siedzeniem w ławce, ze szlaczkami, z odpowiadaniem na pytania, z chodzeniem w parach… Z rodzicami pogadać się nie da, z ojcem z powodów oczywistych, z matką – bo wystraszona popada w stupor i nie mówi. Przejęta pani nauczycielka posyła dziecko do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Panie się spieszą bo kawa i ciastko stygnie, zresztą kto się tam będzie przejmował i robił jakieś wypasione, nieobciążone testy dziecku menela. Mały Franek nie umie się posługiwać ołówkiem bo w domu takiego cudu techniki nie było. Mały Franek nie umie liczyć bo nikt go nie nauczył. Mały Franek zna mało słów, oprócz powszechnie uważanych. Mały Franek kładzie test bo słownictwo, arytmetykę i zrozumienie sytuacji społecznych ma grubo poniżej normy dla wieku. Mały Franek ląduje w szkole specjalnej. Rodzicom wszystko jedno. Nie rozumieją że po specjalnej to Franek wykształci się na pomocnika piekarza, a potem nikt go i tak nie zatrudni. Mały Franek właśnie przegrał, a ma raptem 8 lat. Jakby w ramach wyrównywania szans edukacyjnych poszedł do obowiązkowej zerówki to by go tam nauczyli chociaż trzymać ołówek i siedzieć w ławce i może skończyłby zwykłą masówkę. Może by się kiedyś nawet wydostał z getta. W imieniu małego Franka dziękuję prezydętowi za próbę rozwalenia tego projektu.

    • I rozumiem, że jak Franek
      I rozumiem, że jak Franek pójdzie do czegoś co będzie się nazywało obowiązkowa “Zerówka”, to się nauczy posługiwać ołówkiem w mig. Wiesz jak wy5glada program klasy “0” i klasy I? Niemal identycznie!! Jak to coś będzie się nazywało obowiązkowa klasa pierwsza, to Franek się zesra, a ołówka w dłoni nie utrzyma. Jak Franek ma 6 lat, to nie dostanie siusiakiem do kibelka, ale w ciągu roku Franek urośnie o 1,5 cm, siusiak mu podskoczy o milimetr i wyceluje. Z całym szacunkiem, ale reformy powinni robić młodzi ludzie, emerytowane nauczycielki mają to do siebie, że za “ich czasów było lepiej”. Mały Anglik i bodaj Holender chodzi od 5 roku do szkoły i sika i uczy się i zdecydowanie mniej Franków tam niż u nas.

      • hę?
        O co ci chodzi? Bo nie do końca zrozumiałam…
        Jestem za zerówką obowiązkową. Powiem więcej – jestem za obowiązkowym całym przedszkolem (chociaż wiem, że państwa zwyczajnie nie stać). Jestem przeciw prezydęckiemu wetu “bo tak” zwłaszcza że własną wnusię rozwiniętą aż strach posłał do potwornej zerówki. Jak ma lepszy plan to niech go ogłosi światu, najlepiej przed początkiem nowego roku szkolnego, tylko z konkretami poproszę. Siusiakiem Franka się w ogóle nie zajmowałam, mechanika sikania za pomocą siusiaka jest mi znana wyłącznie teoretycznie bo sama sikam raczej na siedząco, jak Franek nie wceluje to pani woźna będzie miała więcej roboty. Trudno, gdzie kible rąbią tam odpryski lecą. Wierzę niezłomnie, że dłuższa ekspozycja na ołówki i ławki może małemu Frankowi wyłącznie pomóc. Siedzenie w domu niewydolnym wychowawczo i opiekuńczo może mu wyłącznie zaszkodzić. Wyrównywanie szans ma służyć tym, którym trzeba pomóc, nie tym o których rodzice zadbają. Tak uważam, mimo wykształcenia dalekiego od pedagogicznego, nabytego sporo po wojnie. Nie zgadzasz się z tą opinią – wolno ci, mamy wolność.

          • Przeprosiny przyjęte :-).
            Przeprosiny przyjęte :-). Zdziwiłam się Twoją odpowiedzą bardzo, bo pisząc tekst uważałam że popieram tezy artykułu… Ale teraz rozumiem, użyłam niewłaściwych słów kluczowych i wyszło złe pierwsze wrażenie, za co ja z kolei przepraszam. Pozdrawiam,

          • Zawsze się wymądrzam, że
            Zawsze się wymądrzam, że trzeba czytać z uwagą, zatem nie ma mnie tu za co przepraszać, raczej opieprzyć z góry na dół jak mówi moja babcia. Słowa były właściwe, to mnie coś nie zajarzyło w półkulach. Pozdrawiam raz jeszcze.

          • Oj, kurak…
            Ty też chyba masz lewostronną lateralizację (tak to się nazywa i nie jest żadną chorobą, tylko cechą mózgu, więc się o dziecko nie bój – z resztą KAŻDY ma lewe oko do prawej ręki podpięte, bo nerwy oczne są skrzyżowane…) i pewne informacje do ciebie nie docierają. Popiera cię ktoś a ty zaraz z nim polemizujesz, chyba dla zasady…
            Wiem o jakiego typu szkole Aya pisze, znam też takich co tylko dzięki uporowi nauczycieli z podstawówki Jiimy nie podzieli losu Franka, jeden jest kucharzem i chyba ma się dobrze, a jako “dałna” chyba by go na szefa kuchni nie przyjęli.
            Problem w tym, że dzisiejszym nauczycielom się nie chce, lub nie mogą albo nie mają jak. Obniżenie wieku szkolnego – fajna rzecz, ale śmiem twierdzić, że niewiele zmieni. Czyli, weto bez sensu, ale też nie demonizujmy…

            Jiima do zerówki miało ten sam plecak co do pierwszej klasy, z resztą wtedy to się “tornister” nazywało, było z sztucznej podróby skóry i wytrzymało do klasy czwartej. Było niemal niezniszczalne, tylko szwy poszły, ale mamusia zszyła i tornister był znów do użytku. Od klasy piątej Jiima nabrało maniery noszenia książek w reklamówkach, ale wtedy zaczęło się w domu Jiimy pogarszać, więc może to dlatego? Co do kibelka, Jiima było kurduplem przez całą podstawówkę, dopiero w połowie liceum podrosło (jeszcze w pierwszej klasie chemik uciszał Jiimę mówiąc “takie małe a tyle hałasu robi”), a z korzystaniem z kibelka problemów nigdy nie miało.

  13. Ale głupot napisałaś, że aż
    Ale głupot napisałaś, że aż oczy pieką. Istnieje jednak coś takiego jak pisowskie “myślenie”, żeby nie daj Bóg jakiś producent tornistra się nie dorobił, to na wszelki wielki rozpieprzmy wszystko. Za każdym razem gdy się zastanawiam skąd ten fenomen poparcia dla przeciętnej PO, dostaję odpowiedź w postaci takich bzdur firmowanych przez PiS i zwolenników PiS. Polityczny zaklęty krąg, przeciętność polityczna napędzana głupotą beznadziejnych politycznie.

    Nawet jeśli ta ustawa jest pisana za łapówki od producentów tornistrów, to mi powiewa, bo skutki tej ustawy jak dla mnie są błogosławione. Cała ta demagogia, jest kryzys i matki zamiast wydać 90 PLN na bezsensowną poczekalnię zwaną klasą “O”, wydadzą 140 na klasę pierwszą i to rozwali domowe budżety, jest nawet poniżej poziomu Ikonowicza. Nie che mi się strzępić klawiatury na komentowanie takich bzdetów.

    No i w końcu trzeba się zdecydować, na myśłenie, albo na ślepą wierność. Trzeba się zdecydować, które pieprzenie prezia się popiera, to kiedy mówi, żeby zwiększać inwestycje i deficyt, reformować odważnie, czy to, że kryzys idzie i dzieci lepiej nie puszczać do szkoły. Trzeba się zdecydować, bo gdy się popiera sprzeczne ze sobą pieprzenie, to pozostaje się wiernym pisowcem, ale rozum odbiera. Dawno nie czytałem tak durnego komentarza, “przepraszam, uniosłem się”.

  14. Ale głupot napisałaś, że aż
    Ale głupot napisałaś, że aż oczy pieką. Istnieje jednak coś takiego jak pisowskie “myślenie”, żeby nie daj Bóg jakiś producent tornistra się nie dorobił, to na wszelki wielki rozpieprzmy wszystko. Za każdym razem gdy się zastanawiam skąd ten fenomen poparcia dla przeciętnej PO, dostaję odpowiedź w postaci takich bzdur firmowanych przez PiS i zwolenników PiS. Polityczny zaklęty krąg, przeciętność polityczna napędzana głupotą beznadziejnych politycznie.

    Nawet jeśli ta ustawa jest pisana za łapówki od producentów tornistrów, to mi powiewa, bo skutki tej ustawy jak dla mnie są błogosławione. Cała ta demagogia, jest kryzys i matki zamiast wydać 90 PLN na bezsensowną poczekalnię zwaną klasą “O”, wydadzą 140 na klasę pierwszą i to rozwali domowe budżety, jest nawet poniżej poziomu Ikonowicza. Nie che mi się strzępić klawiatury na komentowanie takich bzdetów.

    No i w końcu trzeba się zdecydować, na myśłenie, albo na ślepą wierność. Trzeba się zdecydować, które pieprzenie prezia się popiera, to kiedy mówi, żeby zwiększać inwestycje i deficyt, reformować odważnie, czy to, że kryzys idzie i dzieci lepiej nie puszczać do szkoły. Trzeba się zdecydować, bo gdy się popiera sprzeczne ze sobą pieprzenie, to pozostaje się wiernym pisowcem, ale rozum odbiera. Dawno nie czytałem tak durnego komentarza, “przepraszam, uniosłem się”.

  15. Ale głupot napisałaś, że aż
    Ale głupot napisałaś, że aż oczy pieką. Istnieje jednak coś takiego jak pisowskie “myślenie”, żeby nie daj Bóg jakiś producent tornistra się nie dorobił, to na wszelki wielki rozpieprzmy wszystko. Za każdym razem gdy się zastanawiam skąd ten fenomen poparcia dla przeciętnej PO, dostaję odpowiedź w postaci takich bzdur firmowanych przez PiS i zwolenników PiS. Polityczny zaklęty krąg, przeciętność polityczna napędzana głupotą beznadziejnych politycznie.

    Nawet jeśli ta ustawa jest pisana za łapówki od producentów tornistrów, to mi powiewa, bo skutki tej ustawy jak dla mnie są błogosławione. Cała ta demagogia, jest kryzys i matki zamiast wydać 90 PLN na bezsensowną poczekalnię zwaną klasą “O”, wydadzą 140 na klasę pierwszą i to rozwali domowe budżety, jest nawet poniżej poziomu Ikonowicza. Nie che mi się strzępić klawiatury na komentowanie takich bzdetów.

    No i w końcu trzeba się zdecydować, na myśłenie, albo na ślepą wierność. Trzeba się zdecydować, które pieprzenie prezia się popiera, to kiedy mówi, żeby zwiększać inwestycje i deficyt, reformować odważnie, czy to, że kryzys idzie i dzieci lepiej nie puszczać do szkoły. Trzeba się zdecydować, bo gdy się popiera sprzeczne ze sobą pieprzenie, to pozostaje się wiernym pisowcem, ale rozum odbiera. Dawno nie czytałem tak durnego komentarza, “przepraszam, uniosłem się”.

  16. Ale głupot napisałaś, że aż
    Ale głupot napisałaś, że aż oczy pieką. Istnieje jednak coś takiego jak pisowskie “myślenie”, żeby nie daj Bóg jakiś producent tornistra się nie dorobił, to na wszelki wielki rozpieprzmy wszystko. Za każdym razem gdy się zastanawiam skąd ten fenomen poparcia dla przeciętnej PO, dostaję odpowiedź w postaci takich bzdur firmowanych przez PiS i zwolenników PiS. Polityczny zaklęty krąg, przeciętność polityczna napędzana głupotą beznadziejnych politycznie.

    Nawet jeśli ta ustawa jest pisana za łapówki od producentów tornistrów, to mi powiewa, bo skutki tej ustawy jak dla mnie są błogosławione. Cała ta demagogia, jest kryzys i matki zamiast wydać 90 PLN na bezsensowną poczekalnię zwaną klasą “O”, wydadzą 140 na klasę pierwszą i to rozwali domowe budżety, jest nawet poniżej poziomu Ikonowicza. Nie che mi się strzępić klawiatury na komentowanie takich bzdetów.

    No i w końcu trzeba się zdecydować, na myśłenie, albo na ślepą wierność. Trzeba się zdecydować, które pieprzenie prezia się popiera, to kiedy mówi, żeby zwiększać inwestycje i deficyt, reformować odważnie, czy to, że kryzys idzie i dzieci lepiej nie puszczać do szkoły. Trzeba się zdecydować, bo gdy się popiera sprzeczne ze sobą pieprzenie, to pozostaje się wiernym pisowcem, ale rozum odbiera. Dawno nie czytałem tak durnego komentarza, “przepraszam, uniosłem się”.

  17. Racjonalnie nad problemem nauki dla
    sześciolatka się pochylając to się nie wypowiem, bo to złożona kwestia. Irracjonalnie i intuicyjnie popieram Cię, Matko, i raczej nie z powodu wyrównania szans a raczej z powodów przyziemnych i ekonomicznych. Szybsze rozpoczęcie nauki, szybsze ukończenie i szybszy start do produktywnego etapu – czyli zarabiania na swoją i moją emeryturę.

    Jeszcze przy okazji zupa dla dzieciaków. Nie wiem jak inni liberałowie, ale ja – uważający się za liberała – sądzę, że wydatki z moich podatków na naukę dzieciaków, na profilaktykę zdrowotną, na stypendia dla zdolnych (tylko jak ku…wa zredukować znacząco nieuczciwą alokację środków na dzieci i znajomych tego, no, królika czy kaczora ) to jedna z najlepszych inwestycji i warto inwestować , bo to się wspaniale statystycznie zwróci.

    P.S. Życzę paniom aby panie nie musiały sobie pudrować oczu ani innych części ciała gdy zdarzy im się "zupę przesolić", etc.

  18. Racjonalnie nad problemem nauki dla
    sześciolatka się pochylając to się nie wypowiem, bo to złożona kwestia. Irracjonalnie i intuicyjnie popieram Cię, Matko, i raczej nie z powodu wyrównania szans a raczej z powodów przyziemnych i ekonomicznych. Szybsze rozpoczęcie nauki, szybsze ukończenie i szybszy start do produktywnego etapu – czyli zarabiania na swoją i moją emeryturę.

    Jeszcze przy okazji zupa dla dzieciaków. Nie wiem jak inni liberałowie, ale ja – uważający się za liberała – sądzę, że wydatki z moich podatków na naukę dzieciaków, na profilaktykę zdrowotną, na stypendia dla zdolnych (tylko jak ku…wa zredukować znacząco nieuczciwą alokację środków na dzieci i znajomych tego, no, królika czy kaczora ) to jedna z najlepszych inwestycji i warto inwestować , bo to się wspaniale statystycznie zwróci.

    P.S. Życzę paniom aby panie nie musiały sobie pudrować oczu ani innych części ciała gdy zdarzy im się "zupę przesolić", etc.

  19. Racjonalnie nad problemem nauki dla
    sześciolatka się pochylając to się nie wypowiem, bo to złożona kwestia. Irracjonalnie i intuicyjnie popieram Cię, Matko, i raczej nie z powodu wyrównania szans a raczej z powodów przyziemnych i ekonomicznych. Szybsze rozpoczęcie nauki, szybsze ukończenie i szybszy start do produktywnego etapu – czyli zarabiania na swoją i moją emeryturę.

    Jeszcze przy okazji zupa dla dzieciaków. Nie wiem jak inni liberałowie, ale ja – uważający się za liberała – sądzę, że wydatki z moich podatków na naukę dzieciaków, na profilaktykę zdrowotną, na stypendia dla zdolnych (tylko jak ku…wa zredukować znacząco nieuczciwą alokację środków na dzieci i znajomych tego, no, królika czy kaczora ) to jedna z najlepszych inwestycji i warto inwestować , bo to się wspaniale statystycznie zwróci.

    P.S. Życzę paniom aby panie nie musiały sobie pudrować oczu ani innych części ciała gdy zdarzy im się "zupę przesolić", etc.

  20. Racjonalnie nad problemem nauki dla
    sześciolatka się pochylając to się nie wypowiem, bo to złożona kwestia. Irracjonalnie i intuicyjnie popieram Cię, Matko, i raczej nie z powodu wyrównania szans a raczej z powodów przyziemnych i ekonomicznych. Szybsze rozpoczęcie nauki, szybsze ukończenie i szybszy start do produktywnego etapu – czyli zarabiania na swoją i moją emeryturę.

    Jeszcze przy okazji zupa dla dzieciaków. Nie wiem jak inni liberałowie, ale ja – uważający się za liberała – sądzę, że wydatki z moich podatków na naukę dzieciaków, na profilaktykę zdrowotną, na stypendia dla zdolnych (tylko jak ku…wa zredukować znacząco nieuczciwą alokację środków na dzieci i znajomych tego, no, królika czy kaczora ) to jedna z najlepszych inwestycji i warto inwestować , bo to się wspaniale statystycznie zwróci.

    P.S. Życzę paniom aby panie nie musiały sobie pudrować oczu ani innych części ciała gdy zdarzy im się "zupę przesolić", etc.

  21. Chyba znów zacznę i to ślepo wpsierać PO!
    Nie ważne, kto zarobi, ważne kto za to zapłaci. Małostkowe, złośliwe i demolujące zachowanie prezia, wiedział, że ustawa i tak przejdzie, więc po co kolejny raz było psuć i komplikować coś, nad czymś ktoś inny się napracował i wcale mu źle nie wyszło. Nie dość, że ta ekipa niewiele robi, to jeszcze mamy prezia małostkowego. Może to i racja, może ja się przez ostatnie tygodnie wygłupiam z tą krytyką PO, mało, ale przynajmniej coś robią, pajace bliźniacze nie mają innego pomysłu na władzę niż psucie i coraz durniejsze spoty. Przemyślę raz jeszcze, czy w tej sytuacji ma kopać tych co śladowo, ale jednak coś robią, bo wspierać psujów nie zamierzam.

  22. Chyba znów zacznę i to ślepo wpsierać PO!
    Nie ważne, kto zarobi, ważne kto za to zapłaci. Małostkowe, złośliwe i demolujące zachowanie prezia, wiedział, że ustawa i tak przejdzie, więc po co kolejny raz było psuć i komplikować coś, nad czymś ktoś inny się napracował i wcale mu źle nie wyszło. Nie dość, że ta ekipa niewiele robi, to jeszcze mamy prezia małostkowego. Może to i racja, może ja się przez ostatnie tygodnie wygłupiam z tą krytyką PO, mało, ale przynajmniej coś robią, pajace bliźniacze nie mają innego pomysłu na władzę niż psucie i coraz durniejsze spoty. Przemyślę raz jeszcze, czy w tej sytuacji ma kopać tych co śladowo, ale jednak coś robią, bo wspierać psujów nie zamierzam.

  23. Chyba znów zacznę i to ślepo wpsierać PO!
    Nie ważne, kto zarobi, ważne kto za to zapłaci. Małostkowe, złośliwe i demolujące zachowanie prezia, wiedział, że ustawa i tak przejdzie, więc po co kolejny raz było psuć i komplikować coś, nad czymś ktoś inny się napracował i wcale mu źle nie wyszło. Nie dość, że ta ekipa niewiele robi, to jeszcze mamy prezia małostkowego. Może to i racja, może ja się przez ostatnie tygodnie wygłupiam z tą krytyką PO, mało, ale przynajmniej coś robią, pajace bliźniacze nie mają innego pomysłu na władzę niż psucie i coraz durniejsze spoty. Przemyślę raz jeszcze, czy w tej sytuacji ma kopać tych co śladowo, ale jednak coś robią, bo wspierać psujów nie zamierzam.

  24. Chyba znów zacznę i to ślepo wpsierać PO!
    Nie ważne, kto zarobi, ważne kto za to zapłaci. Małostkowe, złośliwe i demolujące zachowanie prezia, wiedział, że ustawa i tak przejdzie, więc po co kolejny raz było psuć i komplikować coś, nad czymś ktoś inny się napracował i wcale mu źle nie wyszło. Nie dość, że ta ekipa niewiele robi, to jeszcze mamy prezia małostkowego. Może to i racja, może ja się przez ostatnie tygodnie wygłupiam z tą krytyką PO, mało, ale przynajmniej coś robią, pajace bliźniacze nie mają innego pomysłu na władzę niż psucie i coraz durniejsze spoty. Przemyślę raz jeszcze, czy w tej sytuacji ma kopać tych co śladowo, ale jednak coś robią, bo wspierać psujów nie zamierzam.

  25. Poza słusznie wymienionymi
    Poza słusznie wymienionymi argumentami przemawiającymi za nauką od 6-stego roku, jest jszcze jeden argument ( trochę zgryźliwy, ale z własnych obserwacji ), a mianowicie niektórzy rodzice mają trudności z odcięciem pępowiny, co prowadzi do wychowania swoich pociech na “nieporadki życiowe”.

    PS. Danie dzieciakom równych szans nie kłóci się z ideami liberalizmu, przynajmniej dla mnie, a poza tym tekst jest świetny.

  26. Poza słusznie wymienionymi
    Poza słusznie wymienionymi argumentami przemawiającymi za nauką od 6-stego roku, jest jszcze jeden argument ( trochę zgryźliwy, ale z własnych obserwacji ), a mianowicie niektórzy rodzice mają trudności z odcięciem pępowiny, co prowadzi do wychowania swoich pociech na “nieporadki życiowe”.

    PS. Danie dzieciakom równych szans nie kłóci się z ideami liberalizmu, przynajmniej dla mnie, a poza tym tekst jest świetny.

  27. Poza słusznie wymienionymi
    Poza słusznie wymienionymi argumentami przemawiającymi za nauką od 6-stego roku, jest jszcze jeden argument ( trochę zgryźliwy, ale z własnych obserwacji ), a mianowicie niektórzy rodzice mają trudności z odcięciem pępowiny, co prowadzi do wychowania swoich pociech na “nieporadki życiowe”.

    PS. Danie dzieciakom równych szans nie kłóci się z ideami liberalizmu, przynajmniej dla mnie, a poza tym tekst jest świetny.

  28. Poza słusznie wymienionymi
    Poza słusznie wymienionymi argumentami przemawiającymi za nauką od 6-stego roku, jest jszcze jeden argument ( trochę zgryźliwy, ale z własnych obserwacji ), a mianowicie niektórzy rodzice mają trudności z odcięciem pępowiny, co prowadzi do wychowania swoich pociech na “nieporadki życiowe”.

    PS. Danie dzieciakom równych szans nie kłóci się z ideami liberalizmu, przynajmniej dla mnie, a poza tym tekst jest świetny.

  29. o co chodzi?
    Czytam te komentarze i ciągle nie rozumiem o co to całe bicie piany. Za głębokiej komuny można było posłać dziecko do szkoły w wieku lat 6 i było to dość częste zjawisko. W mojej klasie była grupka takich wcześniaków i średnio rzecz biorąc radzili sobie identycznie jak pozostali. Ani nie błyszczeli, ani nie zostawali z tyłu. Spotykamy się do tej pory, i nie widzę związku pomiędzy ich obecnym losem a momentem zaczęcia nauki. Zostawmy to po prostu do decyzji rodzicom i samym dzieciakom.

  30. o co chodzi?
    Czytam te komentarze i ciągle nie rozumiem o co to całe bicie piany. Za głębokiej komuny można było posłać dziecko do szkoły w wieku lat 6 i było to dość częste zjawisko. W mojej klasie była grupka takich wcześniaków i średnio rzecz biorąc radzili sobie identycznie jak pozostali. Ani nie błyszczeli, ani nie zostawali z tyłu. Spotykamy się do tej pory, i nie widzę związku pomiędzy ich obecnym losem a momentem zaczęcia nauki. Zostawmy to po prostu do decyzji rodzicom i samym dzieciakom.

  31. o co chodzi?
    Czytam te komentarze i ciągle nie rozumiem o co to całe bicie piany. Za głębokiej komuny można było posłać dziecko do szkoły w wieku lat 6 i było to dość częste zjawisko. W mojej klasie była grupka takich wcześniaków i średnio rzecz biorąc radzili sobie identycznie jak pozostali. Ani nie błyszczeli, ani nie zostawali z tyłu. Spotykamy się do tej pory, i nie widzę związku pomiędzy ich obecnym losem a momentem zaczęcia nauki. Zostawmy to po prostu do decyzji rodzicom i samym dzieciakom.

  32. o co chodzi?
    Czytam te komentarze i ciągle nie rozumiem o co to całe bicie piany. Za głębokiej komuny można było posłać dziecko do szkoły w wieku lat 6 i było to dość częste zjawisko. W mojej klasie była grupka takich wcześniaków i średnio rzecz biorąc radzili sobie identycznie jak pozostali. Ani nie błyszczeli, ani nie zostawali z tyłu. Spotykamy się do tej pory, i nie widzę związku pomiędzy ich obecnym losem a momentem zaczęcia nauki. Zostawmy to po prostu do decyzji rodzicom i samym dzieciakom.

  33. A ja
    uważam, że dzieci powinny chodzić od 7 roku życia do szkoły. Ale pod jednym warunkiem. Państwo powinno zapewnić wszystkim dzieciom obowiązkowe przedszkole od 3 roku życia (za niewielką opłatą – np koszt posiłkow, kogo nie stać – bezpłatnie). Teraz jest tak, że rodziny patologiczne, te których nie stać i tam gdzie nie ma przedszkoli bądź jest mało miejsc, nie posyłają pociech do przedszkoli. Tutaj jest szansa dla tych z gorszych (biedniejszych) domów – wczesniej te dzieci będą socjalizowane, wcześniej wyrywane z środowisk z których później jest się coraz trudniej wyrwać.
    A i jeszcze jeden argument mi przyszedł do głowy – jeśli będzie wprowadzony obowiązek szkolny od 6tego roku życia, to w wyniku wyścigu szczurów ludzie których stać na prywatne szkoły będą posyłać do nich dzieci w wieku lat pięciu. Czyli mamy dalej tę (tą? nie wiem ja się poprawnie pisze) samą sytuację.

  34. A ja
    uważam, że dzieci powinny chodzić od 7 roku życia do szkoły. Ale pod jednym warunkiem. Państwo powinno zapewnić wszystkim dzieciom obowiązkowe przedszkole od 3 roku życia (za niewielką opłatą – np koszt posiłkow, kogo nie stać – bezpłatnie). Teraz jest tak, że rodziny patologiczne, te których nie stać i tam gdzie nie ma przedszkoli bądź jest mało miejsc, nie posyłają pociech do przedszkoli. Tutaj jest szansa dla tych z gorszych (biedniejszych) domów – wczesniej te dzieci będą socjalizowane, wcześniej wyrywane z środowisk z których później jest się coraz trudniej wyrwać.
    A i jeszcze jeden argument mi przyszedł do głowy – jeśli będzie wprowadzony obowiązek szkolny od 6tego roku życia, to w wyniku wyścigu szczurów ludzie których stać na prywatne szkoły będą posyłać do nich dzieci w wieku lat pięciu. Czyli mamy dalej tę (tą? nie wiem ja się poprawnie pisze) samą sytuację.

  35. A ja
    uważam, że dzieci powinny chodzić od 7 roku życia do szkoły. Ale pod jednym warunkiem. Państwo powinno zapewnić wszystkim dzieciom obowiązkowe przedszkole od 3 roku życia (za niewielką opłatą – np koszt posiłkow, kogo nie stać – bezpłatnie). Teraz jest tak, że rodziny patologiczne, te których nie stać i tam gdzie nie ma przedszkoli bądź jest mało miejsc, nie posyłają pociech do przedszkoli. Tutaj jest szansa dla tych z gorszych (biedniejszych) domów – wczesniej te dzieci będą socjalizowane, wcześniej wyrywane z środowisk z których później jest się coraz trudniej wyrwać.
    A i jeszcze jeden argument mi przyszedł do głowy – jeśli będzie wprowadzony obowiązek szkolny od 6tego roku życia, to w wyniku wyścigu szczurów ludzie których stać na prywatne szkoły będą posyłać do nich dzieci w wieku lat pięciu. Czyli mamy dalej tę (tą? nie wiem ja się poprawnie pisze) samą sytuację.

  36. A ja
    uważam, że dzieci powinny chodzić od 7 roku życia do szkoły. Ale pod jednym warunkiem. Państwo powinno zapewnić wszystkim dzieciom obowiązkowe przedszkole od 3 roku życia (za niewielką opłatą – np koszt posiłkow, kogo nie stać – bezpłatnie). Teraz jest tak, że rodziny patologiczne, te których nie stać i tam gdzie nie ma przedszkoli bądź jest mało miejsc, nie posyłają pociech do przedszkoli. Tutaj jest szansa dla tych z gorszych (biedniejszych) domów – wczesniej te dzieci będą socjalizowane, wcześniej wyrywane z środowisk z których później jest się coraz trudniej wyrwać.
    A i jeszcze jeden argument mi przyszedł do głowy – jeśli będzie wprowadzony obowiązek szkolny od 6tego roku życia, to w wyniku wyścigu szczurów ludzie których stać na prywatne szkoły będą posyłać do nich dzieci w wieku lat pięciu. Czyli mamy dalej tę (tą? nie wiem ja się poprawnie pisze) samą sytuację.

  37. Ale w bierniku l.poj.
    (kogo? co?) zawsze będziesz miał przy rzeczownikach żeńskich "ę": książkę, rybę, miotłę, córkę etc. Chodziło tu o biernik – "biorę tę książkę" czy "biorę tą książkę" – o tej sytuacji pisałem. "Tą miotłą" to narzędnik.

    Z Bralczykiem się zgadzam, ale tego punktu nikomu nie narzucam – gdyby się w 100% stosować do jego zaleceń, to właśnie powinno się stosować w bierniku formę "tę".

  38. Ale w bierniku l.poj.
    (kogo? co?) zawsze będziesz miał przy rzeczownikach żeńskich "ę": książkę, rybę, miotłę, córkę etc. Chodziło tu o biernik – "biorę tę książkę" czy "biorę tą książkę" – o tej sytuacji pisałem. "Tą miotłą" to narzędnik.

    Z Bralczykiem się zgadzam, ale tego punktu nikomu nie narzucam – gdyby się w 100% stosować do jego zaleceń, to właśnie powinno się stosować w bierniku formę "tę".

  39. Ale w bierniku l.poj.
    (kogo? co?) zawsze będziesz miał przy rzeczownikach żeńskich "ę": książkę, rybę, miotłę, córkę etc. Chodziło tu o biernik – "biorę tę książkę" czy "biorę tą książkę" – o tej sytuacji pisałem. "Tą miotłą" to narzędnik.

    Z Bralczykiem się zgadzam, ale tego punktu nikomu nie narzucam – gdyby się w 100% stosować do jego zaleceń, to właśnie powinno się stosować w bierniku formę "tę".

  40. Ale w bierniku l.poj.
    (kogo? co?) zawsze będziesz miał przy rzeczownikach żeńskich "ę": książkę, rybę, miotłę, córkę etc. Chodziło tu o biernik – "biorę tę książkę" czy "biorę tą książkę" – o tej sytuacji pisałem. "Tą miotłą" to narzędnik.

    Z Bralczykiem się zgadzam, ale tego punktu nikomu nie narzucam – gdyby się w 100% stosować do jego zaleceń, to właśnie powinno się stosować w bierniku formę "tę".

  41. Przepraszam, że się wtrącę
    Spolegliwość językowa Bralczyka jest od pewnego czasu wprost proporcjonalna do jego medialności. Jakoś starciłam wiarę w jego autorytet, kiedy oznajmił, że już niedługo forma “poszłem” będzie poprawna. Uważam to za zwykłe podlizywanie się publice. Nie należę do zajadłych purystów, jestem za rozwojem języka, ale nie za rozwojem w każdą stronę i za wszelką cenę. Jak słyszę “półtorej miesiąca” albo “Półtorej roku”, to mnie po prostu szlag trafia.

    • popieram Graz
      Bralczyka od dawna uważam za dyletanta. To jest w ogóle skandal, a właściwie komedia, że taki leń umyslowy jak on, który publicznie oświadcza, że nie może wypowiadać się na temat etymologii, bo nic o niej nie wie i ktory zanim odpowie na pytanie, musi za każdym razem zaglądać do słownika, uznawany był za wyrocznię poprawności językowej.

      Ryba psuje się od glowy. To przez takich ignorantów polszczyzna dogorywa.

      Mówię to całkowicie na serio.

      • Cześć, cześć Quelle
        Bralczyk kiedyś był całkiem normalny, po prostu w głowie mu się przewróciło, kiedy zaczęli go pokazywać w tv i dawać programy, np. “Mówi się”. Dziś rano czytałam (chyba) wczorajszą dyskusję językową na temat słowa “pojedynczy”, w której mówiłeś, że nie wierzysz słownikom. To prawda, w niektórych panuje bałagan, ale PWN wydaje całkiem niezłe. Zachęcam do korzystanie. Dla ścisłości, nie jestem zawodowo związana z PWN, mam po prostu hopla na punkcie słowników i języków. Mówiąc wprost, jestem porąbana, bo lubię czytać słowniki.
        Pozdrawiam.

        PS. “Co by nie mówić” to rusycyzm, poprawnie po polsku: “cokolwiek by powiedzieć” (ale to na marginesie) 🙂

        • @ Graz
          Bralczyka pamiętam z jednego z programów “Mówi się”. Któryś z telewidzów zadał mu takie pytanie: “panie profesorze, mówimy o książętach mazowieckich… tak?” Bralczyk przytaknął uśmiechnięty “tak, tak, proszę mówić”. Na co telewidz, “ale jak powiedzieć zamek…?” i zawiesił głos. “Zamek…?”, powtorzył Bralczyk. “No właśnie…”.

          Bralczyk zamilkł i powiedział pewnym głosem “zamek książąt mazowieckich”, ale w tej samej chwili poczerwieniał na twarzy.

          “Pan wybaczy”, wymamrotał, muszę to sprawdzić w słowniku. “Prawdę mówiąc, nie jestem pewien… Książąt mazowieckich? Przyznaję, zbił mnie pan z tropu. To przecież nie może być deklinacja niemęskoosobowa…”

          Niby żartując zaczął przerzucać coraz bardziej nerwowo kartki słownika.

          “Książętów mazowieckich…?”, zapytał sam siebie ściszonym głosem.

          Po czym przerwał komedię. Przyznał się, że nie wiei i obiecał telewidzowi, że po sprawdzeniu da mu odpowiedź w następnym programie.

          Pytanie było za trudne.

          pozdrawiam

        • @ Graz
          Bralczyka jako osobowość lubię przecież. Ma tyle wdzięku. Z przyjemnością spędziłbym z nim wieczór w knajpie przy piwie. Ale z drugiej strony jestem świadom, że jest komediantem. Ośmiesza się w telewizji. Kompromituje siebie i swój cech. Na pewno jest inteligentny, ale jest także klasycznym przykładem intelektualnego lenia, hochsztaplera, który uwierzył, że można obejść się bez wiedzy i że wystarczy robić dobre wrażenie. Podejrzewam, że przez studia przemykał się bokiem.

          Jak można na serio braż za językoznawcę, który woli nie odpowiadać na pytania związane z etymologią, bo się na niej nie zna?

          pozxdrawiam

          • Wiem, że nic nie wiem.
            Pewien klasyczny ignorant tak powiedział. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby profesorem zostać. Tak mi się wydaje, choć przyznam, nie próbowałam. Etymologia to dosyć wąska specjalność, nie każdy językoznawca jest w niej ekspertem. Tak, jak nie każdy biolog odróżni podgatunek ważki po wzorku na odwłoku (czy czymkolwiek się te stwory różnią od siebie)

          • @ Izis
            Zgadzam się. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby zostać profesorem. Ale popatrz, Bralczykowi się udało. Mimo że po proponowanych przez niego wzorach deklinacyjnych w rodzaju “zamek książętów mazowieckich”, aż trudno uwierzyć, że na studia w ogóle się dostał.

            Szczęściarz i tyle. A etymoligia, masz rację, jest wąska i niepotrzebna – szczególnie dla telewizyjnego “językoznawcy”, który rozstrzyga jak “się mówi”…

      • Nie macie racji.
        Jego błąd polega na tym, że w tv mówi czasem jak do studentów trzeciego roku polonistyki zapominając, że słuchają go “koty” i to często takie, co to wpadają na co piąty wykład.A w trakcie wyskakują po kawę lub odpytują latorośl z wiersza, co pani zadała. Choć i mnie pomysł ze słownikiem też wydaje się głupawy, dopatruję się tu jednak bardziej prób dawania budującego przykładu, niż ignorancji. I jakkolwiek okrutnie to brzmi, ma rację z tym “poszłem” – doczekamy, choć w uchu zgrzyta. Rozwój języka można hamować i można nań psioczyć, ale i tak przyjdzie się z nim pogodzić, tu niestety użytkownicy dyktują warunki według prawideł demokracji. Kryterium uzualne najczęściej decyduje i to tym prędzej, im mniej drastycznie łamie gramatyczne reguły. Upraszczamy, usuwamy niewygodne wyjątki, skracamy. My dziś już piszemy i wygadujemy rzeczy, za które nasi dziadkowie i babcie lądowali na grochu. I nie dramatyzowałabym, w końcu to język dla nas, a nie my dla niego.

  42. Przepraszam, że się wtrącę
    Spolegliwość językowa Bralczyka jest od pewnego czasu wprost proporcjonalna do jego medialności. Jakoś starciłam wiarę w jego autorytet, kiedy oznajmił, że już niedługo forma “poszłem” będzie poprawna. Uważam to za zwykłe podlizywanie się publice. Nie należę do zajadłych purystów, jestem za rozwojem języka, ale nie za rozwojem w każdą stronę i za wszelką cenę. Jak słyszę “półtorej miesiąca” albo “Półtorej roku”, to mnie po prostu szlag trafia.

    • popieram Graz
      Bralczyka od dawna uważam za dyletanta. To jest w ogóle skandal, a właściwie komedia, że taki leń umyslowy jak on, który publicznie oświadcza, że nie może wypowiadać się na temat etymologii, bo nic o niej nie wie i ktory zanim odpowie na pytanie, musi za każdym razem zaglądać do słownika, uznawany był za wyrocznię poprawności językowej.

      Ryba psuje się od glowy. To przez takich ignorantów polszczyzna dogorywa.

      Mówię to całkowicie na serio.

      • Cześć, cześć Quelle
        Bralczyk kiedyś był całkiem normalny, po prostu w głowie mu się przewróciło, kiedy zaczęli go pokazywać w tv i dawać programy, np. “Mówi się”. Dziś rano czytałam (chyba) wczorajszą dyskusję językową na temat słowa “pojedynczy”, w której mówiłeś, że nie wierzysz słownikom. To prawda, w niektórych panuje bałagan, ale PWN wydaje całkiem niezłe. Zachęcam do korzystanie. Dla ścisłości, nie jestem zawodowo związana z PWN, mam po prostu hopla na punkcie słowników i języków. Mówiąc wprost, jestem porąbana, bo lubię czytać słowniki.
        Pozdrawiam.

        PS. “Co by nie mówić” to rusycyzm, poprawnie po polsku: “cokolwiek by powiedzieć” (ale to na marginesie) 🙂

        • @ Graz
          Bralczyka pamiętam z jednego z programów “Mówi się”. Któryś z telewidzów zadał mu takie pytanie: “panie profesorze, mówimy o książętach mazowieckich… tak?” Bralczyk przytaknął uśmiechnięty “tak, tak, proszę mówić”. Na co telewidz, “ale jak powiedzieć zamek…?” i zawiesił głos. “Zamek…?”, powtorzył Bralczyk. “No właśnie…”.

          Bralczyk zamilkł i powiedział pewnym głosem “zamek książąt mazowieckich”, ale w tej samej chwili poczerwieniał na twarzy.

          “Pan wybaczy”, wymamrotał, muszę to sprawdzić w słowniku. “Prawdę mówiąc, nie jestem pewien… Książąt mazowieckich? Przyznaję, zbił mnie pan z tropu. To przecież nie może być deklinacja niemęskoosobowa…”

          Niby żartując zaczął przerzucać coraz bardziej nerwowo kartki słownika.

          “Książętów mazowieckich…?”, zapytał sam siebie ściszonym głosem.

          Po czym przerwał komedię. Przyznał się, że nie wiei i obiecał telewidzowi, że po sprawdzeniu da mu odpowiedź w następnym programie.

          Pytanie było za trudne.

          pozdrawiam

        • @ Graz
          Bralczyka jako osobowość lubię przecież. Ma tyle wdzięku. Z przyjemnością spędziłbym z nim wieczór w knajpie przy piwie. Ale z drugiej strony jestem świadom, że jest komediantem. Ośmiesza się w telewizji. Kompromituje siebie i swój cech. Na pewno jest inteligentny, ale jest także klasycznym przykładem intelektualnego lenia, hochsztaplera, który uwierzył, że można obejść się bez wiedzy i że wystarczy robić dobre wrażenie. Podejrzewam, że przez studia przemykał się bokiem.

          Jak można na serio braż za językoznawcę, który woli nie odpowiadać na pytania związane z etymologią, bo się na niej nie zna?

          pozxdrawiam

          • Wiem, że nic nie wiem.
            Pewien klasyczny ignorant tak powiedział. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby profesorem zostać. Tak mi się wydaje, choć przyznam, nie próbowałam. Etymologia to dosyć wąska specjalność, nie każdy językoznawca jest w niej ekspertem. Tak, jak nie każdy biolog odróżni podgatunek ważki po wzorku na odwłoku (czy czymkolwiek się te stwory różnią od siebie)

          • @ Izis
            Zgadzam się. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby zostać profesorem. Ale popatrz, Bralczykowi się udało. Mimo że po proponowanych przez niego wzorach deklinacyjnych w rodzaju “zamek książętów mazowieckich”, aż trudno uwierzyć, że na studia w ogóle się dostał.

            Szczęściarz i tyle. A etymoligia, masz rację, jest wąska i niepotrzebna – szczególnie dla telewizyjnego “językoznawcy”, który rozstrzyga jak “się mówi”…

      • Nie macie racji.
        Jego błąd polega na tym, że w tv mówi czasem jak do studentów trzeciego roku polonistyki zapominając, że słuchają go “koty” i to często takie, co to wpadają na co piąty wykład.A w trakcie wyskakują po kawę lub odpytują latorośl z wiersza, co pani zadała. Choć i mnie pomysł ze słownikiem też wydaje się głupawy, dopatruję się tu jednak bardziej prób dawania budującego przykładu, niż ignorancji. I jakkolwiek okrutnie to brzmi, ma rację z tym “poszłem” – doczekamy, choć w uchu zgrzyta. Rozwój języka można hamować i można nań psioczyć, ale i tak przyjdzie się z nim pogodzić, tu niestety użytkownicy dyktują warunki według prawideł demokracji. Kryterium uzualne najczęściej decyduje i to tym prędzej, im mniej drastycznie łamie gramatyczne reguły. Upraszczamy, usuwamy niewygodne wyjątki, skracamy. My dziś już piszemy i wygadujemy rzeczy, za które nasi dziadkowie i babcie lądowali na grochu. I nie dramatyzowałabym, w końcu to język dla nas, a nie my dla niego.

  43. Przepraszam, że się wtrącę
    Spolegliwość językowa Bralczyka jest od pewnego czasu wprost proporcjonalna do jego medialności. Jakoś starciłam wiarę w jego autorytet, kiedy oznajmił, że już niedługo forma “poszłem” będzie poprawna. Uważam to za zwykłe podlizywanie się publice. Nie należę do zajadłych purystów, jestem za rozwojem języka, ale nie za rozwojem w każdą stronę i za wszelką cenę. Jak słyszę “półtorej miesiąca” albo “Półtorej roku”, to mnie po prostu szlag trafia.

    • popieram Graz
      Bralczyka od dawna uważam za dyletanta. To jest w ogóle skandal, a właściwie komedia, że taki leń umyslowy jak on, który publicznie oświadcza, że nie może wypowiadać się na temat etymologii, bo nic o niej nie wie i ktory zanim odpowie na pytanie, musi za każdym razem zaglądać do słownika, uznawany był za wyrocznię poprawności językowej.

      Ryba psuje się od glowy. To przez takich ignorantów polszczyzna dogorywa.

      Mówię to całkowicie na serio.

      • Cześć, cześć Quelle
        Bralczyk kiedyś był całkiem normalny, po prostu w głowie mu się przewróciło, kiedy zaczęli go pokazywać w tv i dawać programy, np. “Mówi się”. Dziś rano czytałam (chyba) wczorajszą dyskusję językową na temat słowa “pojedynczy”, w której mówiłeś, że nie wierzysz słownikom. To prawda, w niektórych panuje bałagan, ale PWN wydaje całkiem niezłe. Zachęcam do korzystanie. Dla ścisłości, nie jestem zawodowo związana z PWN, mam po prostu hopla na punkcie słowników i języków. Mówiąc wprost, jestem porąbana, bo lubię czytać słowniki.
        Pozdrawiam.

        PS. “Co by nie mówić” to rusycyzm, poprawnie po polsku: “cokolwiek by powiedzieć” (ale to na marginesie) 🙂

        • @ Graz
          Bralczyka pamiętam z jednego z programów “Mówi się”. Któryś z telewidzów zadał mu takie pytanie: “panie profesorze, mówimy o książętach mazowieckich… tak?” Bralczyk przytaknął uśmiechnięty “tak, tak, proszę mówić”. Na co telewidz, “ale jak powiedzieć zamek…?” i zawiesił głos. “Zamek…?”, powtorzył Bralczyk. “No właśnie…”.

          Bralczyk zamilkł i powiedział pewnym głosem “zamek książąt mazowieckich”, ale w tej samej chwili poczerwieniał na twarzy.

          “Pan wybaczy”, wymamrotał, muszę to sprawdzić w słowniku. “Prawdę mówiąc, nie jestem pewien… Książąt mazowieckich? Przyznaję, zbił mnie pan z tropu. To przecież nie może być deklinacja niemęskoosobowa…”

          Niby żartując zaczął przerzucać coraz bardziej nerwowo kartki słownika.

          “Książętów mazowieckich…?”, zapytał sam siebie ściszonym głosem.

          Po czym przerwał komedię. Przyznał się, że nie wiei i obiecał telewidzowi, że po sprawdzeniu da mu odpowiedź w następnym programie.

          Pytanie było za trudne.

          pozdrawiam

        • @ Graz
          Bralczyka jako osobowość lubię przecież. Ma tyle wdzięku. Z przyjemnością spędziłbym z nim wieczór w knajpie przy piwie. Ale z drugiej strony jestem świadom, że jest komediantem. Ośmiesza się w telewizji. Kompromituje siebie i swój cech. Na pewno jest inteligentny, ale jest także klasycznym przykładem intelektualnego lenia, hochsztaplera, który uwierzył, że można obejść się bez wiedzy i że wystarczy robić dobre wrażenie. Podejrzewam, że przez studia przemykał się bokiem.

          Jak można na serio braż za językoznawcę, który woli nie odpowiadać na pytania związane z etymologią, bo się na niej nie zna?

          pozxdrawiam

          • Wiem, że nic nie wiem.
            Pewien klasyczny ignorant tak powiedział. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby profesorem zostać. Tak mi się wydaje, choć przyznam, nie próbowałam. Etymologia to dosyć wąska specjalność, nie każdy językoznawca jest w niej ekspertem. Tak, jak nie każdy biolog odróżni podgatunek ważki po wzorku na odwłoku (czy czymkolwiek się te stwory różnią od siebie)

          • @ Izis
            Zgadzam się. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby zostać profesorem. Ale popatrz, Bralczykowi się udało. Mimo że po proponowanych przez niego wzorach deklinacyjnych w rodzaju “zamek książętów mazowieckich”, aż trudno uwierzyć, że na studia w ogóle się dostał.

            Szczęściarz i tyle. A etymoligia, masz rację, jest wąska i niepotrzebna – szczególnie dla telewizyjnego “językoznawcy”, który rozstrzyga jak “się mówi”…

      • Nie macie racji.
        Jego błąd polega na tym, że w tv mówi czasem jak do studentów trzeciego roku polonistyki zapominając, że słuchają go “koty” i to często takie, co to wpadają na co piąty wykład.A w trakcie wyskakują po kawę lub odpytują latorośl z wiersza, co pani zadała. Choć i mnie pomysł ze słownikiem też wydaje się głupawy, dopatruję się tu jednak bardziej prób dawania budującego przykładu, niż ignorancji. I jakkolwiek okrutnie to brzmi, ma rację z tym “poszłem” – doczekamy, choć w uchu zgrzyta. Rozwój języka można hamować i można nań psioczyć, ale i tak przyjdzie się z nim pogodzić, tu niestety użytkownicy dyktują warunki według prawideł demokracji. Kryterium uzualne najczęściej decyduje i to tym prędzej, im mniej drastycznie łamie gramatyczne reguły. Upraszczamy, usuwamy niewygodne wyjątki, skracamy. My dziś już piszemy i wygadujemy rzeczy, za które nasi dziadkowie i babcie lądowali na grochu. I nie dramatyzowałabym, w końcu to język dla nas, a nie my dla niego.

  44. Przepraszam, że się wtrącę
    Spolegliwość językowa Bralczyka jest od pewnego czasu wprost proporcjonalna do jego medialności. Jakoś starciłam wiarę w jego autorytet, kiedy oznajmił, że już niedługo forma “poszłem” będzie poprawna. Uważam to za zwykłe podlizywanie się publice. Nie należę do zajadłych purystów, jestem za rozwojem języka, ale nie za rozwojem w każdą stronę i za wszelką cenę. Jak słyszę “półtorej miesiąca” albo “Półtorej roku”, to mnie po prostu szlag trafia.

    • popieram Graz
      Bralczyka od dawna uważam za dyletanta. To jest w ogóle skandal, a właściwie komedia, że taki leń umyslowy jak on, który publicznie oświadcza, że nie może wypowiadać się na temat etymologii, bo nic o niej nie wie i ktory zanim odpowie na pytanie, musi za każdym razem zaglądać do słownika, uznawany był za wyrocznię poprawności językowej.

      Ryba psuje się od glowy. To przez takich ignorantów polszczyzna dogorywa.

      Mówię to całkowicie na serio.

      • Cześć, cześć Quelle
        Bralczyk kiedyś był całkiem normalny, po prostu w głowie mu się przewróciło, kiedy zaczęli go pokazywać w tv i dawać programy, np. “Mówi się”. Dziś rano czytałam (chyba) wczorajszą dyskusję językową na temat słowa “pojedynczy”, w której mówiłeś, że nie wierzysz słownikom. To prawda, w niektórych panuje bałagan, ale PWN wydaje całkiem niezłe. Zachęcam do korzystanie. Dla ścisłości, nie jestem zawodowo związana z PWN, mam po prostu hopla na punkcie słowników i języków. Mówiąc wprost, jestem porąbana, bo lubię czytać słowniki.
        Pozdrawiam.

        PS. “Co by nie mówić” to rusycyzm, poprawnie po polsku: “cokolwiek by powiedzieć” (ale to na marginesie) 🙂

        • @ Graz
          Bralczyka pamiętam z jednego z programów “Mówi się”. Któryś z telewidzów zadał mu takie pytanie: “panie profesorze, mówimy o książętach mazowieckich… tak?” Bralczyk przytaknął uśmiechnięty “tak, tak, proszę mówić”. Na co telewidz, “ale jak powiedzieć zamek…?” i zawiesił głos. “Zamek…?”, powtorzył Bralczyk. “No właśnie…”.

          Bralczyk zamilkł i powiedział pewnym głosem “zamek książąt mazowieckich”, ale w tej samej chwili poczerwieniał na twarzy.

          “Pan wybaczy”, wymamrotał, muszę to sprawdzić w słowniku. “Prawdę mówiąc, nie jestem pewien… Książąt mazowieckich? Przyznaję, zbił mnie pan z tropu. To przecież nie może być deklinacja niemęskoosobowa…”

          Niby żartując zaczął przerzucać coraz bardziej nerwowo kartki słownika.

          “Książętów mazowieckich…?”, zapytał sam siebie ściszonym głosem.

          Po czym przerwał komedię. Przyznał się, że nie wiei i obiecał telewidzowi, że po sprawdzeniu da mu odpowiedź w następnym programie.

          Pytanie było za trudne.

          pozdrawiam

        • @ Graz
          Bralczyka jako osobowość lubię przecież. Ma tyle wdzięku. Z przyjemnością spędziłbym z nim wieczór w knajpie przy piwie. Ale z drugiej strony jestem świadom, że jest komediantem. Ośmiesza się w telewizji. Kompromituje siebie i swój cech. Na pewno jest inteligentny, ale jest także klasycznym przykładem intelektualnego lenia, hochsztaplera, który uwierzył, że można obejść się bez wiedzy i że wystarczy robić dobre wrażenie. Podejrzewam, że przez studia przemykał się bokiem.

          Jak można na serio braż za językoznawcę, który woli nie odpowiadać na pytania związane z etymologią, bo się na niej nie zna?

          pozxdrawiam

          • Wiem, że nic nie wiem.
            Pewien klasyczny ignorant tak powiedział. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby profesorem zostać. Tak mi się wydaje, choć przyznam, nie próbowałam. Etymologia to dosyć wąska specjalność, nie każdy językoznawca jest w niej ekspertem. Tak, jak nie każdy biolog odróżni podgatunek ważki po wzorku na odwłoku (czy czymkolwiek się te stwory różnią od siebie)

          • @ Izis
            Zgadzam się. Nie wystarczy skończyć studia i być inteligentnym, żeby zostać profesorem. Ale popatrz, Bralczykowi się udało. Mimo że po proponowanych przez niego wzorach deklinacyjnych w rodzaju “zamek książętów mazowieckich”, aż trudno uwierzyć, że na studia w ogóle się dostał.

            Szczęściarz i tyle. A etymoligia, masz rację, jest wąska i niepotrzebna – szczególnie dla telewizyjnego “językoznawcy”, który rozstrzyga jak “się mówi”…

      • Nie macie racji.
        Jego błąd polega na tym, że w tv mówi czasem jak do studentów trzeciego roku polonistyki zapominając, że słuchają go “koty” i to często takie, co to wpadają na co piąty wykład.A w trakcie wyskakują po kawę lub odpytują latorośl z wiersza, co pani zadała. Choć i mnie pomysł ze słownikiem też wydaje się głupawy, dopatruję się tu jednak bardziej prób dawania budującego przykładu, niż ignorancji. I jakkolwiek okrutnie to brzmi, ma rację z tym “poszłem” – doczekamy, choć w uchu zgrzyta. Rozwój języka można hamować i można nań psioczyć, ale i tak przyjdzie się z nim pogodzić, tu niestety użytkownicy dyktują warunki według prawideł demokracji. Kryterium uzualne najczęściej decyduje i to tym prędzej, im mniej drastycznie łamie gramatyczne reguły. Upraszczamy, usuwamy niewygodne wyjątki, skracamy. My dziś już piszemy i wygadujemy rzeczy, za które nasi dziadkowie i babcie lądowali na grochu. I nie dramatyzowałabym, w końcu to język dla nas, a nie my dla niego.

  45. Przyjmuję z podziękowaniem
    PS. Wszystkie limeryki zarchiwizowałam. Wszystkie! I chyba głupio z tego pośpiechu, bo bez kontekstu. Jak się odwrócę twarzą do świata (na razie siedzę tyłem w pieczarze, ale nie platońskiej, a może, kto to wie) to pomyślę bardziej. Jesteście wszyscy cudowni w swojej twórczości.

  46. Przyjmuję z podziękowaniem
    PS. Wszystkie limeryki zarchiwizowałam. Wszystkie! I chyba głupio z tego pośpiechu, bo bez kontekstu. Jak się odwrócę twarzą do świata (na razie siedzę tyłem w pieczarze, ale nie platońskiej, a może, kto to wie) to pomyślę bardziej. Jesteście wszyscy cudowni w swojej twórczości.

  47. Przyjmuję z podziękowaniem
    PS. Wszystkie limeryki zarchiwizowałam. Wszystkie! I chyba głupio z tego pośpiechu, bo bez kontekstu. Jak się odwrócę twarzą do świata (na razie siedzę tyłem w pieczarze, ale nie platońskiej, a może, kto to wie) to pomyślę bardziej. Jesteście wszyscy cudowni w swojej twórczości.

  48. Przyjmuję z podziękowaniem
    PS. Wszystkie limeryki zarchiwizowałam. Wszystkie! I chyba głupio z tego pośpiechu, bo bez kontekstu. Jak się odwrócę twarzą do świata (na razie siedzę tyłem w pieczarze, ale nie platońskiej, a może, kto to wie) to pomyślę bardziej. Jesteście wszyscy cudowni w swojej twórczości.

  49. to nie tylko malostkowosc
    Kiedys, dawno temu Jacek Fedorowicz popelnil ksiazke “W zasadzie tak” i tam napisal, ze chuligan mogac odlaczyc jednym ruchem cala dzielnice od jedynego polaczenia ze swiatem z radoscia wyszarpie sznur z telefonicznej budki (jedynej w promieniu 10 km), z radoscia, bo co to za wysilek, a jaki rezultat!, gdyby budek bylo 60, to musialby sie dopiero napracowac. Ilez wiec satysfakcji musial miec prezio jednym ruchem odcinajac narodowi szanse dochodzenia do normalnosci, chyba nie moze sie nacieszyc, ze tak mu sie udalo.
    To bylo dawno temu, ale prawda. Sama nauczylam sie czytac w wieku lat pieciu, ale oczywiscie do szkoly poszlam jako siedmioletnie dziecko i tak bardzo nudzilam sie na lekcjach i tak przerazliwie przeszkadzalam chwalac sie, ze dawno wiem, czego te tepaki (reszta klasy) jeszcze nie kapuja, ze zmeczeni mna nauczyciele nawet nie konsultujac tego z rodzicami przeniesli mnie do drugiej klasy, w ktorej tez zreszta sie nudzilam i uznalam szkole za jedna z najnudniejszych instytucji na swiecie, druga po kosciele (jeszcze nudniejszym). Pozniej przez to, w pozniejszych klasach musialam nadganiac program, bo troche za bardzo przyzwyczailam sie do nic nierobienia. Dlatego uwazam, ze zeby bylo normalnie i zeby poziomy byly wyrownane, nalezaloby posylac dzieci do szkoly od 5 roku zycia, a uczyc nalezy poprzez zabawe i to nie tylko dzieci, ale wszystkich, doroslych tez, nauka wcale nie musi byc nudna.
    No ale czego mozna wymagac od prezia? Jaki jest kazdy widzi, najlepiej byloby caly ten urzad zlikwidowac wraz z kancelaria, to dopiero bylyby oszczednosci!

  50. to nie tylko malostkowosc
    Kiedys, dawno temu Jacek Fedorowicz popelnil ksiazke “W zasadzie tak” i tam napisal, ze chuligan mogac odlaczyc jednym ruchem cala dzielnice od jedynego polaczenia ze swiatem z radoscia wyszarpie sznur z telefonicznej budki (jedynej w promieniu 10 km), z radoscia, bo co to za wysilek, a jaki rezultat!, gdyby budek bylo 60, to musialby sie dopiero napracowac. Ilez wiec satysfakcji musial miec prezio jednym ruchem odcinajac narodowi szanse dochodzenia do normalnosci, chyba nie moze sie nacieszyc, ze tak mu sie udalo.
    To bylo dawno temu, ale prawda. Sama nauczylam sie czytac w wieku lat pieciu, ale oczywiscie do szkoly poszlam jako siedmioletnie dziecko i tak bardzo nudzilam sie na lekcjach i tak przerazliwie przeszkadzalam chwalac sie, ze dawno wiem, czego te tepaki (reszta klasy) jeszcze nie kapuja, ze zmeczeni mna nauczyciele nawet nie konsultujac tego z rodzicami przeniesli mnie do drugiej klasy, w ktorej tez zreszta sie nudzilam i uznalam szkole za jedna z najnudniejszych instytucji na swiecie, druga po kosciele (jeszcze nudniejszym). Pozniej przez to, w pozniejszych klasach musialam nadganiac program, bo troche za bardzo przyzwyczailam sie do nic nierobienia. Dlatego uwazam, ze zeby bylo normalnie i zeby poziomy byly wyrownane, nalezaloby posylac dzieci do szkoly od 5 roku zycia, a uczyc nalezy poprzez zabawe i to nie tylko dzieci, ale wszystkich, doroslych tez, nauka wcale nie musi byc nudna.
    No ale czego mozna wymagac od prezia? Jaki jest kazdy widzi, najlepiej byloby caly ten urzad zlikwidowac wraz z kancelaria, to dopiero bylyby oszczednosci!

  51. to nie tylko malostkowosc
    Kiedys, dawno temu Jacek Fedorowicz popelnil ksiazke “W zasadzie tak” i tam napisal, ze chuligan mogac odlaczyc jednym ruchem cala dzielnice od jedynego polaczenia ze swiatem z radoscia wyszarpie sznur z telefonicznej budki (jedynej w promieniu 10 km), z radoscia, bo co to za wysilek, a jaki rezultat!, gdyby budek bylo 60, to musialby sie dopiero napracowac. Ilez wiec satysfakcji musial miec prezio jednym ruchem odcinajac narodowi szanse dochodzenia do normalnosci, chyba nie moze sie nacieszyc, ze tak mu sie udalo.
    To bylo dawno temu, ale prawda. Sama nauczylam sie czytac w wieku lat pieciu, ale oczywiscie do szkoly poszlam jako siedmioletnie dziecko i tak bardzo nudzilam sie na lekcjach i tak przerazliwie przeszkadzalam chwalac sie, ze dawno wiem, czego te tepaki (reszta klasy) jeszcze nie kapuja, ze zmeczeni mna nauczyciele nawet nie konsultujac tego z rodzicami przeniesli mnie do drugiej klasy, w ktorej tez zreszta sie nudzilam i uznalam szkole za jedna z najnudniejszych instytucji na swiecie, druga po kosciele (jeszcze nudniejszym). Pozniej przez to, w pozniejszych klasach musialam nadganiac program, bo troche za bardzo przyzwyczailam sie do nic nierobienia. Dlatego uwazam, ze zeby bylo normalnie i zeby poziomy byly wyrownane, nalezaloby posylac dzieci do szkoly od 5 roku zycia, a uczyc nalezy poprzez zabawe i to nie tylko dzieci, ale wszystkich, doroslych tez, nauka wcale nie musi byc nudna.
    No ale czego mozna wymagac od prezia? Jaki jest kazdy widzi, najlepiej byloby caly ten urzad zlikwidowac wraz z kancelaria, to dopiero bylyby oszczednosci!

  52. to nie tylko malostkowosc
    Kiedys, dawno temu Jacek Fedorowicz popelnil ksiazke “W zasadzie tak” i tam napisal, ze chuligan mogac odlaczyc jednym ruchem cala dzielnice od jedynego polaczenia ze swiatem z radoscia wyszarpie sznur z telefonicznej budki (jedynej w promieniu 10 km), z radoscia, bo co to za wysilek, a jaki rezultat!, gdyby budek bylo 60, to musialby sie dopiero napracowac. Ilez wiec satysfakcji musial miec prezio jednym ruchem odcinajac narodowi szanse dochodzenia do normalnosci, chyba nie moze sie nacieszyc, ze tak mu sie udalo.
    To bylo dawno temu, ale prawda. Sama nauczylam sie czytac w wieku lat pieciu, ale oczywiscie do szkoly poszlam jako siedmioletnie dziecko i tak bardzo nudzilam sie na lekcjach i tak przerazliwie przeszkadzalam chwalac sie, ze dawno wiem, czego te tepaki (reszta klasy) jeszcze nie kapuja, ze zmeczeni mna nauczyciele nawet nie konsultujac tego z rodzicami przeniesli mnie do drugiej klasy, w ktorej tez zreszta sie nudzilam i uznalam szkole za jedna z najnudniejszych instytucji na swiecie, druga po kosciele (jeszcze nudniejszym). Pozniej przez to, w pozniejszych klasach musialam nadganiac program, bo troche za bardzo przyzwyczailam sie do nic nierobienia. Dlatego uwazam, ze zeby bylo normalnie i zeby poziomy byly wyrownane, nalezaloby posylac dzieci do szkoly od 5 roku zycia, a uczyc nalezy poprzez zabawe i to nie tylko dzieci, ale wszystkich, doroslych tez, nauka wcale nie musi byc nudna.
    No ale czego mozna wymagac od prezia? Jaki jest kazdy widzi, najlepiej byloby caly ten urzad zlikwidowac wraz z kancelaria, to dopiero bylyby oszczednosci!

  53. A’propos lateralizacji
    Kiedy się okazało, że moja córeczka “byzdymyli” (ładne słowo, co?) to jedna pani doktor od tych spraw nauczyła ją w ciągu minuty rozróżnienia:
    “Patrz na literki i porównaj je do dziecka idącego w tym kierunku, w którym stawiasz literki.
    To dziecko z przodu ma brzuszek a z tyłu dupkę, czy już wiesz jak odróżnić b od d ?”
    Dziecko wiedziało i już nigdy nie pomyliło…

  54. A’propos lateralizacji
    Kiedy się okazało, że moja córeczka “byzdymyli” (ładne słowo, co?) to jedna pani doktor od tych spraw nauczyła ją w ciągu minuty rozróżnienia:
    “Patrz na literki i porównaj je do dziecka idącego w tym kierunku, w którym stawiasz literki.
    To dziecko z przodu ma brzuszek a z tyłu dupkę, czy już wiesz jak odróżnić b od d ?”
    Dziecko wiedziało i już nigdy nie pomyliło…

  55. A’propos lateralizacji
    Kiedy się okazało, że moja córeczka “byzdymyli” (ładne słowo, co?) to jedna pani doktor od tych spraw nauczyła ją w ciągu minuty rozróżnienia:
    “Patrz na literki i porównaj je do dziecka idącego w tym kierunku, w którym stawiasz literki.
    To dziecko z przodu ma brzuszek a z tyłu dupkę, czy już wiesz jak odróżnić b od d ?”
    Dziecko wiedziało i już nigdy nie pomyliło…

  56. A’propos lateralizacji
    Kiedy się okazało, że moja córeczka “byzdymyli” (ładne słowo, co?) to jedna pani doktor od tych spraw nauczyła ją w ciągu minuty rozróżnienia:
    “Patrz na literki i porównaj je do dziecka idącego w tym kierunku, w którym stawiasz literki.
    To dziecko z przodu ma brzuszek a z tyłu dupkę, czy już wiesz jak odróżnić b od d ?”
    Dziecko wiedziało i już nigdy nie pomyliło…