Reklama

 

 
Wizję nowego ładu społecznego, do którego budowania zgłosił się Prezydent B.H. Obama 4 lata temu, można streścić następująco: na jednym biegunie wszechwładne opiekuńcze państwo, na drugim zatomizowany i poddany  we wszystkim, bezradny i posłuszny obywatel.

Reklama

Obama ogłosił koniec epoki Reagana (ograniczonego rządu) oraz zapowiedział powrót wszechmogącego rządu („era of big government is back”).  Dla Reagana mandat i energia pochodziły od obywateli, dla Obamy suwerenem niejako  jest rząd (jak kiedyś monarcha, czy Politbiuro), który lepiej rozumie i reprezentuje interesy obywateli od nich samych.

W inauguracyjnej mowie zwycięski Prezydent B.H.Obama nawiązał do ideałów  i zasad konstytucyjnych z przed 237 lat jakimś cudem wyciągając z nich swoje lewackie wnioski:

„… wierność naszym założycielskim zasadom wymaga nowych odpowiedzi  wobec nowych wyzwań, zabezpieczenie naszych indywidualnych wolności bezwzględnie wymaga naszego zbiorowego działania (collective action).”

Problem z tym, że Ojcowie Założyciele zapobiegali o „prawo do samorealizacji” jednostki i równości szans, możliwości, a nie o  gwarantowanie równych rezultatów (komunizm?).  Zaś Obama zapowiedział, że jako prezydent, wykorzystując instytucje państwowe i zarządzenia zadba, aby każdy obywatel otrzymał równe rezultaty…

Przemówienie Obamy idzie zupełnie pod prąd specyfice amerykańskiego tradycyjnego ethosu idei wolności jednostki.  Prezydent jakby mówił o innej republice, o innych Ojcach Założycielach (raczej Politbiurze), które to my w Polsce już poznaliśmy.  Amerykańskie dokumenty założycielskie będąc wyrazami rewolucyjnego buntu, dotyczyły wolności jednostki i były zabezpieczeniem jej praw danych przez Boga (czyli niezależnych od rządzących), właśnie przed zakusami silnego, autorytarnego rządu, obciążającego obywateli ciężkimi podatkami.

Działania kolektywne są charakterystyczne dla ustroju socjalistycznego, który się ewidentnie nie sprawdził i odszedł do lamusa historii jako represyjna i despotyczna idea przeciwna prawom, wolnościom  i szczęściu człowieka.  Socjalizm jest dziś tak samo żywotny jak leżący w mauzoleum Włodzimierz Lenin.

 Atrakcyjność idei wyznawanych przez amerykańską rewolucję polegała na wolności jednostki w rozwijaniu i używaniu otrzymanych od Boga talentów twórczych, wyobraźni i innowacyjnego wysiłku, które poparte ciężką pracą dawały szansę ryzykującym nie tylko wynalazcom, przedsiębiorcom, ale pozwalały również zatrudnionym przy produkcji i wykorzystaniu idei ludziom żyć lepiej i godniej.

Jedno jest pewne: amerykańscy rewolucjoniści nie poszli drogą krwawej rewolucji francuskiej, która właśnie przyjęła model „egalite” podziwiany najpierw przez takich praktyków politycznych  jak Lenin i Stalin, a którym wydaje się być dzisiaj zachwycony prezydent Barack Hussein Obama.  Niepoznana i niezrozumiana historia, może się zemścić i powtórzyć farsą.

Niestety, podczas inauguracyjnej mowy prezydent nie miał wiele do powiedzenia o planach wzrostu ekonomicznego, nadmiernych wydatkach, deficycie i galopującym zadłużeniu.  Nie podjął też tematu konieczności reformowania programów świadczeń społecznych, którym grozi załamanie i niewypłacalność.  Jedyne co go pochłaniało to inwestowanie w zieloną energię, której sztandarowe firmy, wspomagane pieniędzmi podatnika , niestety bankrutują (np. Solyndra), nie mając żadnych szans w globalnej konkurencji z tanimi Chińczykami.

20 stycznia 1981 r., prezydent R. Reagan w swojej inauguracyjnej mowie powiedział:
Rząd nie jest odpowiedzią na nasze problemy, to rząd jest problemem”.    “Government is not the solution to our problem, government is the problem.”)

Jednak Obama uważa, że jest dokładnie odwrotnie.  To rząd jest lekarstwem na wszystkie społeczne problemy i właśnie tę wizję silnego (okradzonymi prawami obywateli) państwa, będzie starał się wprowadzić w życie.  Ta wizja Obamy żeruje na ludzkiej naiwności i głupocie: „bo rząd mi da za darmo…”.  Nie zawsze ludzie zadadzą sobie pytanie, czy jednak rząd aby coś dać, musi najpierw im zabrać… Pozostaje pytanie, czy republikański Kongres mu na to pozwoli?  Co na to wszystko szeregowi Amerykanie? Wiem, oni udzielą nam odpowiedzi w następnych wyborach do Kongresu w 2014 roku…

Dlaczego Obama chce Ameryce zafundować socjalizm?  Czy nie może wyzwolić się z realizacji marzeń swojego kenijskiego ojca i wysłuchiwanych dziecęcych baśni zastępczego ojca, członka Partii Komunistycznej USA, literata opiewającego Stalina, Franka M. Davisa?  Przecież dziś komunizm jest jak zardzewiały sierp, którym nie można już poderżnąć zbyt wielu gardeł współczesnych ludzi (?)…

Przecież nawet Kuba, komunistyczny eksperyment krwawych braci Castro odrzuca ten okrutny i bestialski wobec człowieka model organizacji społeczeństwa.  Komuniści kubańscy porzucają zbrodnicze idee i wychodzą z zabobonów naukowego komunizmu.  Raul Castro zwalnia milion państwowych pracowników, i wprowadza zachęty dla prywatnej inicjatywy.  Równocześnie Castro obcina system dofinansowań licznych programów pomocy rządowej  twierdząc, że dotuje gospodarkę od 1963 r. i na więcej już go niestety nie stać. 

Nie muszę przypominać, że jakiś czas temu upadł niewydolny, skorumpowany (wykończywszy wcześniej wiele milionów ludzi!) rosyjski imperialny socjalizm, który w sferze ekonomicznej był niczym innym jak kopią wojennego dyrektywnego zarządzania gospodarką kaizerowskich Niemiec z I w.ś. , podpatrzoną przez siedzącego w Szwajcarii, zachwyconego nim Lenina.

 A co dzieje się w krajach, które urwały się wcześniej z niewoli socjalistyczego łańcucha szczytnych idei?  W wypalonym centrum socjalistycznego eksperymentu, w Rosji Putin ma 13% liniowego podatku, w Rumunii 16%, w Bułgarii 10%, w Czechach 15%, na Litwie 15%, na Węgrzech 16%. 

Wiemy dziś, że Miłościwie nam Panująca Unia Europejska, zaadoptowała pewne idee i elementy socjalizmu przez co jest teraz w kłopotach.  Nie wspomnę już o Chińczykach, którzy mimo partyjnej kontroli, do ekonomii wprowadzili elementy zwycięskiego wolnego rynku i dlatego prosperują.

Oglądając akt zaprzysiężenia Obamy, zauważyłem, że okropnie stara się on przeciągnąć na swoją stronę chrześcijan, chyba dlatego aby ich zaczarować przysięgał, aż na dwie kopie Bibli (Boże, przecież prezydent B. Bierut, stary agent Kominternu, został bezpartyjnym i na Mszę Św. uczęszczał, do jakich śmieszności doprowadzić potrafi polityka!).  Jedna Biblia należała do prezydenta Abrahama Lincolna, druga do ( także zabitego!) Martina Lutra Kinga Jr.  Przysięgał na Konstytucję (którą chce zmienić), która jest najstarszą obowiązujacą ciągle na świecie.

Obama w swoim przemówieniu był imperialnie hojny, obiecał więcej długów, więcej wojen (ale kierowanych z tylniego siedzenia), wojny płciowe, rasowe, etniczne, klasowe i nawet klimatyczne. A przede wszystkim przedstawił się jako Abe Lincoln (przecież też ze stanu Illinois), który pragnie wszystkich uszczęśliwić, a szczególnie tych którzy mają mniej i czują się źle.  Oczywiście gdyby porozmawiał z pierwszym lepszym psychiatrą, byłby wyśmiany i musiałby zająć się czymś innym.

W swojej mowie Obama stanął ostro po stronie gejów i lesbijek (przecież oni się wzajemnie nie znoszą!), zapowiadając pełne zrównanie ich praw z innymi obywatelami (chociaż ci pierwsi dostarczają materię i energię przyszłości, a drudzy tylko ją używają) w sprawach adopcji, ślubów, małżeństw. 
 
Obama zapowiedział również  walkę o szybkie przyznanie praw obywatelskich wszystkim tym, którzy złamali prawo nielegalnie przekraczając granicę USA (ci chętni na emigrację, którzy wierzą w przestrzeganie prawa mogą sobie poczekać…).  Oczywiście aby zniszczyć ethos armii jest za posłaniem kobiet  (w ramach równouprawnienia) na pierwszą linię bojową (sowieci bardziej posyłali kobiety na traktory, nie czołgi, chociaż chińczycy tak).

Po marksistowsku dzieląc, różnicując i przeciwstawiając sobie różne człony społeczeństwa, ciągle atakując (podniósł podatki) tych, którym się powiodło, nawołuje do klasycznej walki klasowej (zupełnie facet bez klasy) i wyrównania kroku w tył, tak aby wszyscy mieli równe rezultaty…

Ci którzy zdobyli dziś władzę w USA (prezydencja, Senat, mainstream media, szkolnictwo, większość w sądownictwie) i szumnie z fanfarami wsiadają do tramwaju „Socjalizm”, nie odróżniając faktów od fantazji, nie zauważyli, że z kierunku do którego zmierzają  ewakuują  się już ostatni zagubieni i zdegustowani nieszczęśnicy…

Jacek K. Matysiak


 

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Ci którzy zdobyli dziś władzę w USA

    Glattfelder and Battiston w google 🙂
     
    Jak zwykle Pareto rządzi.
     
    Spengler twierdził, że krew wygrywa ze złotem.
     

     
    Przy okazji, jaką profesjonalną opinię ma T.Woods Jr, Niepoprawna politycznie historia USA?
  2. Ci którzy zdobyli dziś władzę w USA

    Glattfelder and Battiston w google 🙂
     
    Jak zwykle Pareto rządzi.
     
    Spengler twierdził, że krew wygrywa ze złotem.
     

     
    Przy okazji, jaką profesjonalną opinię ma T.Woods Jr, Niepoprawna politycznie historia USA?