Reklama

Migalski był bardzo dobrym politologiem,

Migalski był bardzo dobrym politologiem, o ile w ogóle taka kategoria jak politolog cokolwiek znaczy i komukolwiek jest potrzebna. Wiadomo, że najlepsi gadają od rzeczy i robią straszne bzdury, czego Migalski nie uniknął, a wręcz się pogrążył zmieniając teorię na praktykę. Rozmydlam trochę tło, ale tylko po to, żeby nie było jak zwykle: „daj spokój Migalski, daj spokój, ktoś tam”. Nieważne, że Migalski, ważne jest coś zupełnie innego. Chłop trafił w punkt, w dodatku tak trafił, że mi ręce opadły, bo sam powinienem trafić. „Taśmy Newsweeka” nie zrobiły takiego wrażenia, jakie cholernie słusznie podpowiada Migalski. „Co nas łączy poza władzą?” – palnął Donald Tusk i tylko jeden jedyny Migalski zrobił z tej wpadki właściwy polityczny użytek. Ktoś powie, że nazywanie tych przecieków „taśmami Gyurcsániego” jest przesadą, a ja odpowiem: „Co z tego!?”. Więcej odpowiem. Na czym niby polega polityka, jeśli nie na przesadnym eksponowaniu wpadek przeciwników politycznych? Takie ZOMO, nic nie znaczące, do jakiej rangi urosło? Mega, hiper, super państwa policyjnego. Migalski trafia w punkt i tak się właśnie robi politykę, skuteczną politykę. Wokół wpadki Tuska powinno się rozkręcić wielkie „szoł”, na miarę konferencji prasowej o północy z udziałem: Tuska, Rokity i Komorowskiego, która się odbyła po prezentacji „taśm Beger”. Jeśli nie Gyurcsány, to Beger na pewno, ale nie ma powodu, by zaniżać skalę, natomiast jest powód, żeby grać na górnym „C”. Polityk w takiej sytuacji wyłazi przed kamerę i drze szaty, jakimi to cynikami są przeciwnicy polityczni, którzy szafują szczęściem i nieszczęściem ludzi zmagających się z wielkimi osobistymi dramatami, by załatwić swoje brudne gierki partyjne.

Reklama

Legenda głosi, a właściwie zwykły Morozowski chlapnął, że Donald Tusk po ujawnieniu nagrań z pokoju posłanki SO, w kuluarach TVN powiedział, że był kompletnie zaskoczony skalą afery. Donald szepnął Morozowskiemu, że takie rzeczy są w polityce normalne, nawet nie takie, gorsze są normalne. Towarzyska rozmówka w najmniejszym stopniu nie przeszkodziła Donaldowi w udawaniu kaznodziei, ani Bronkowi we wzruszeniu. Pamiętam tamten czas z detalami i właśnie tę pięknie odegraną scenkę przez Bronka zapamiętałem szczególnie. On był autentyczny w swoim cierpieniu jak Matka Joanna od Aniołów i tej sztuki musi się polityk nauczyć. Pewnie popełnię naiwność i kto wie, czy nie głupotę, ale „obóz przeciwny”, to są jakieś szalone „naturszczyki”. Coś w środku mi podpowiada, że „obóz przeciwny” bardzo by chciał, ale jednocześnie bardzo nie potrafi i się wstydzi rżnąć idiotę w takich tanich spektaklach. Chciałbym być dobrze zrozumiany w swojej naiwności, nie chodzi o to, że Kaczor z Brudzińskim nie potrafią polecieć cynizmem i wyrachowaniem, tyle potrafią. Chodzi o to, że oni nie potrafią grać wzruszeń, jak Komorowski, nie potrafią odstawiać szopek z polityką miłości, jak Tusk, nie umieją przekopać ziemi na metr w głąb i pożyczać rękawice od radzieckich koronerów. Z tych braków i tej indolencji, najprawdopodobniej na błyskotliwej uwadze Migalskiego się skończy.

Miedzy cynizmem, pragmatyzmem oraz innymi trudnymi słowami błąka się pytanie. Czy to dobrze, czy to źle? Jeśli do mnie to pytanie, to będzie mi trudno odpowiedzieć. Nic mnie tak nie molestuje, jak łzy i święte oburzenie polityka, ten tandetny teatr, ten spektakl mydlany. Ciężko znoszę podobne szopki, ale chyba jeszcze bardziej nie cierpię ułomności w dowolnej dziedzinie życia. Skoro się jeden z drugim bierzesz za profesję, nie męcz siebie i widza notorycznym: „damy z siebie wszystko… trudno, następnym razem będzie lepiej”. I nie jest wcale tak, że mamy do czynienia z „postpolityką” i tak dalej, to zaledwie fragment usprawiedliwienia. Adolf Hitler grał jak De Niro w „Przylądku strachu”. Mussolini grał jak Chaplin w „Dyktatorze”, Stalin zżynał z Bustera Keatona, Reagan z kowboja, Thatcher z Grety Garbo. Teatr w polityce był od zawsze, tylko teraz się zrobił teatr telewizji. Scenariusz napisał się sam, dramaturgia i podkład muzyczny był przerobiony, przy okazji wspomnianych tragifars i niestety nic się nie dzieje. Wcale nie tęsknię za mydlaną operą polityczną, ja tylko z uporem Niesiołowskiego powtarzam, że inaczej się nie da. W polityce nic dobrego nie zrobisz, jeśli nie załatwisz sobie frekwencji, jeśli nie sprzedasz biletów. Tak jest i długo się nie zmieni, że masy wygrywają w rzeczywistości zorganizowanej przez „bożka demokracji”. Zaprzestanę się wymądrzać i podsuwać trywialne rozwiązania, jeśli tylko ktoś mi zagra po swojemu, ale skutecznie jak Hiszpania.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. Polska samotna to banalnie łatwy łup
    Pytanie czy minister spraw zagranicznych PiSu potrafi zbudować paczkę przyjaciół wokół Polski, chodzi o przyjazd kandydata na Prezydenta USA, rządy Czech, Węgier Słowacji, Rumunii, Bułgarii, Litwy, Ukrainy i Białorusi? Czas idealny. Pytanie czy PiS potrafi zadziałać.

    Romney odwołuje się do Polski za prezydentury brata Jarosława Kaczyńskiego, w Czechach Klaus, na Wegrzech Orban, Rumunia sekowana przez KE, na Litwie wspominają Lecha Kaczyńskiego, Putin potraktował Janukowycza jak chłopca na posyłki, Łukaszenka siedzi cicho ale wie, że jest bardziej uwierający niż Janukowycz. Będzie lepszy moment na zbliżenie regionu i jednocześnie pokazanie wyborcom, że PiS potrafi się odnaleźć na arenie międzynarodowej?

  2. Polska samotna to banalnie łatwy łup
    Pytanie czy minister spraw zagranicznych PiSu potrafi zbudować paczkę przyjaciół wokół Polski, chodzi o przyjazd kandydata na Prezydenta USA, rządy Czech, Węgier Słowacji, Rumunii, Bułgarii, Litwy, Ukrainy i Białorusi? Czas idealny. Pytanie czy PiS potrafi zadziałać.

    Romney odwołuje się do Polski za prezydentury brata Jarosława Kaczyńskiego, w Czechach Klaus, na Wegrzech Orban, Rumunia sekowana przez KE, na Litwie wspominają Lecha Kaczyńskiego, Putin potraktował Janukowycza jak chłopca na posyłki, Łukaszenka siedzi cicho ale wie, że jest bardziej uwierający niż Janukowycz. Będzie lepszy moment na zbliżenie regionu i jednocześnie pokazanie wyborcom, że PiS potrafi się odnaleźć na arenie międzynarodowej?

  3. opylanie resztek po komunie
    Już od początku Euro Tusk trenuje minę zatroskanego gospodarza, któremu śmichy-chichy nie w głowie. A gdy nastaną chłody zacznie częściej rzucać szokujące słowa prawdy, aby lud pojął że jest za mało wydajny.
    Szmal się kończy.
    Gospodarka oparta na tanich miejscach pracy w obcych firmach i płodach leśnych, nie zarobi na odsetki, więc wiele bolesnych słów z ust Tuskowych wkrótce usłyszymy.

  4. opylanie resztek po komunie
    Już od początku Euro Tusk trenuje minę zatroskanego gospodarza, któremu śmichy-chichy nie w głowie. A gdy nastaną chłody zacznie częściej rzucać szokujące słowa prawdy, aby lud pojął że jest za mało wydajny.
    Szmal się kończy.
    Gospodarka oparta na tanich miejscach pracy w obcych firmach i płodach leśnych, nie zarobi na odsetki, więc wiele bolesnych słów z ust Tuskowych wkrótce usłyszymy.