Reklama

Zacznę od przykładu, dopier

Zacznę od przykładu, dopiero potem podam regułę, powtarzalną do bólu. Gdy Leszek Balcerowicz, jako jedyny w Europie czynny szef partii, zostawał prezesem NBP, na obrzeżach dyskusji co do zasadności samej nominacji, dyskutowano o wysokości zarobków. Argumentem rozstrzygającym miało być stwierdzenie, że Leszek Balcerowicz jest takim fachowcem, o którego wszystkie światowe banki zabijałyby się i wypłaciłyby sumy kilkukrotnie wyższe, żeby tylko mieć Balcerowicza w swoim zarządzie. Na szczęście dla Polski, Balcerowicz nie dbał o stawki i poświęcił się Ojczyźnie. No i? Gdzie jest ta kolejka pracodawców z zachodnich banków, a gdzie jest towarzysz Leszek? Tam gdzie zawsze, bankierzy takich Balcerowiczów widłami na przyczepę mogą ładować, zaś sam Balcerowicz znów żyje, z tego co wyżebrze/ukradnie, w jakieś fundacji, jak na neoliberała przystało. Przekład jest, teraz reguła. Od lat słyszę o tym, że istnieją w Polsce niezwykle wybitni i kompetentni ludzie, tak zwani ludzie sukcesu, którzy są zaszczuwani przez sfrustrowanych nieudaczników. Do tego zawołania dochodzi palący problem powiązań i wcale nie musi chodzić o powiązania polityczne, ale takie w ogóle. Za każdym razem gdy się okaże, że jakiś tatuś posadził swoją pociechę na wygodnym stołku, rozpoczyna się schemat działań. Ono (dziecko) jest bardzo zdolne, to po pierwsze, po drugie i tak naprawdę jest ofiarą swojego nazwiska, po trzecie, gdzie ma pracować, żeby wszystkich zadowolić, po czwarte mamy panikę pracownika, który pod wpływem społecznych nacisków z pracy ma wylecieć. Balcerowicz był jednym z pierwszy kowali ludzi sukcesu, potem dołączyli pomniejsi beneficjenci, choćby taki Tusk czy Kalemba, bo rzecz jasna trzeba mówić o klanach, nie o przypadkach jednostkowych. Nie będzie też specjalną złośliwością, jeśli dodam, że niemal każdy zdeklarowany „liberał”, który się obraca w polityce, wcześniej niż później kończy w państwowej firmie lub urzędzie, ale to tylko dygresja.

Reklama

Zostańmy przy młodym Tusku, ponieważ jest doskonałym przykładem, zatem namierza się i zaszczuwa biednego młodego Tuska, który płaci cenę za swoje nazwisko. Tak postępują ludzie podli, ludzie rozsądni sprawdzają kim jest i co robi tatuś młodego, a częściej z góry wiadomo i zaraz się okazuje, że młody Tusk to niezwykle wybitny ekspert. Od czego? Przede wszystkim od uratowania dupy zarządowi spółki państwowej. Taki zarząd jeśli zatrudni młodego Tuska może spać spokojnie, dopóki nie nastąpi konflikt interesów, czyli wymiana kadrowa lub przepychanki polityczne. Tusk robi na lotnisku od 16 kwietnia i siedział tam sobie jak u Pana Boga za piecem, dopiero jak się tatuś pożarł z wujkiem Władkiem, zaczęły lecieć wióry. Jest młody fachowcem w roli bufora, ale rzecz jasna ma swoje osobiste kompetencyjne przymioty. Od dziennikarstwa, pierwsza robota w GW, przez kolej, bo jego dziadek był kolejarzem, aż po lotnictwo. Wiercąc w CV Tuska dowiadujemy się, że młoda pociecha premiera skończyła socjologię. Tymczasem w ciągu kilku lat swojej burzliwej kariery była pociecha tak zdolna, że zaczynała jako dziennikarz bez dziennikarskiego wykształcenia i na koszt państwowego PKP pojechała do Chin, żeby zbierać materiały kolejarskie, bez wykształcenia kolejarskiego. Gdy już państwo poniosło te wszystkie inwestycje szkoleniowe, socjolog Tusk odkrył w sobie niezwykłe kompetencje lotnicze, bez wykształcenia lotniczego. Pasja zdecydowała o zatrudnieniu, co w tym dziwnego? W telewizji nie ma dziwne, ale proszę sobie wejść na dowolny serwis pracuj.pl i sprawdzić wymagania dla przeciętnego seles menagera, takiego co ma Seicento rozwozić tonery albo próbki kosmetyków.

Na stracie mamy barierę, której młody Tusk nie przeskoczy: co najmniej roczne doświadczenie w branży, na stanowisku handlowca. Dalej, w zależności od firmy, dopisywane są rozmaite fanaberie, wykształcenie kierunkowe, znajomość języków, prawo jazdy, dyspozycyjność i tak dalej. Cały czas trzeba pamiętać, że mówimy od firmach takich ogólnie dostępnych na rynku pracy, chociaż markowych, jak Volvo, czy Michelin. Te firmy mają takie kryteria rekrutacji, że każdy, kto choć raz wysłał jakieś CV wie, że szkoda kasy na znaczki, żeby pisać o swojej pasji, marzeniach z dzieciństwa i dziadku kolejarzu. „Łowcy głów” mają proste kryteria, które wymieniłem powyżej i zawsze wygrywa ten, który jest „gotowym” pracownikiem. Innymi słowy w Michelinie wygrywa handlowiec, który przez ostatnie 5 lat pracował w Continentalu, a w Volvo handlowiec Mercedesa z 4 letnim stażem. Człowiek, który przyjmował młodego Tuska, do tak specyficznej pracy jaką jest obsługa portu lotniczego, był w bezczelności swojej łaskaw powiedzieć, że nie organizował żadnej rekrutacji, ani konkursów, bo młody Tusk i tak by wygrał. Wybitnie zdolny socjolog z kilkuletnim stażem w GW, gdzie pisywał artykuły o komunikacji publicznej, został lotnikiem, bo miał pasję przejętą od dziadka kolejarza. Na resztę rubryk nikt nie spoglądał, nazwisko i pasja wystarczyło do zatrudnienia w dziale marketingu i zarządzania, co dopełnia niezawodny schemat. Od wielu lat dla wybranych, czyli najzdolniejszych, cierpiących z powodu swoich nazwisk, stworzono specjalne działy marketingu i zarządzania i chociaż jak kraj długi i szeroki, w każdym zadupiu mamy anegdotyczne już Szkoły Marketingu-Zarządzania, to na fuchy dostają się psycholodzy, filozofowie i socjolodzy.

W tych działach nie liczy się wykształcenie, kompetencje, zawodowe doświadczenie, ale najważniejsze jest, żeby być „dobrym menedżerem”. Jak donoszą wścibscy ludzie, młody Tusk zarabia w nowej robocie, na pełnym etacie, około 3.5 tysiąca złotych. Dla niego to musi być postęp, po śmieciowej umowie w GW, ale dwie rzeczy układające wisienki na schemacie nie dają mi spokoju. Skoro Tusk jest tak wybitnym fachowcem od marketingu lotniczego, to dlaczego zarabia tak nędzne grosze w państwowej firmie? Przy jego zdolnościach nie wymagających kierunkowego wykształcenia i kosztownych rekrutacji, nie lokalne lotnisko w Gdańsku, ale Lufthansa z American Airlines powinny się ustawić w kolejce, tym bardziej, że mieliby pracownika z marketingowym nazwiskiem. A druga rzecz, dlaczego młody Tusk, czy inny Kalemba, na samą myśl, że mogliby stracić robotę w państwowej firmie, za marne 3,5 tysiąca, dostają sraczki? Przecież z ich kompetencjami i wybitnymi talentami znajdą robotę wszędzie albo założą własne wybitne agencje rolne i lotniska, z których mogą żyć jak ludzie, na miarę swojej wybitności. Pomijając wszelki nepotyzm, politykę i inne koligacje, takiego Tuska, czy Kalembę wypierdoliłbym z roboty za przeciętność, za brak ambicji, za asekuranctwo, co wszystko razem nie może się złożyć na kreatywność. Największym problem nie jest to, że Kalemba z Tuskiem siedzą na państwowym wikcie, dzięki znajomościom tatusiów. Największym problemem jest to, że ich nikt inny do roboty nie chciał, co znaczy, że państwowe spółki uginają się od ignorantów z medialnymi nazwiskami. A te wszystkie moralitety i piętrowe apoteozy kompetencji brakorobów, są dodatkowym kosztem społecznym – wkurwiają ludzi.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. A jakkby tak Twoja matka
    A jakkby tak Twoja matka przyszła i powiedziała: “Synuś załatw mi jakąś posadę , bo kasy na życie nie starcza” to co byś zrobił?
    I tak właśnie to się ciągnie. Na zachodzie w porządnych firmach PRYWATNYCH właściciel firmy, lokuje syna na początku na samym dole. Wiadomo, że on firmę przejmie, ale niech pozna ścieżkę kariery i poczuje smak pracy, często fizycznej.
    U nas niestety trwa pozostałość po PRL – stanowiska dla rodziny przede wszystkim, co tam mierna bierna czy jakaś taka lewa. Więc jeżeli ktoś nazywa to co zrobili z Polski – PRLbis to właśnie jest jeden z dowodów właśnie na to.

  2. A jakkby tak Twoja matka
    A jakkby tak Twoja matka przyszła i powiedziała: “Synuś załatw mi jakąś posadę , bo kasy na życie nie starcza” to co byś zrobił?
    I tak właśnie to się ciągnie. Na zachodzie w porządnych firmach PRYWATNYCH właściciel firmy, lokuje syna na początku na samym dole. Wiadomo, że on firmę przejmie, ale niech pozna ścieżkę kariery i poczuje smak pracy, często fizycznej.
    U nas niestety trwa pozostałość po PRL – stanowiska dla rodziny przede wszystkim, co tam mierna bierna czy jakaś taka lewa. Więc jeżeli ktoś nazywa to co zrobili z Polski – PRLbis to właśnie jest jeden z dowodów właśnie na to.

  3. Kurka, ugryzłeś problem z samego brzegu
    “młodzi zdolni wykształceni nie znajdą innej pracy” to samo możesz napisac o ludziach którzy idą do polityki i którzy są w polityce. dlatego podniosą ręce za wszystkim, nie czytając.

    An najlepszy kierunek jaki jest to nie filozofia, tylko akademia rolnicza. Po niej mozna znaleźć wszędzie najlepszych fachowców od lotnictwa, kolejnictwa itd.

  4. Kurka, ugryzłeś problem z samego brzegu
    “młodzi zdolni wykształceni nie znajdą innej pracy” to samo możesz napisac o ludziach którzy idą do polityki i którzy są w polityce. dlatego podniosą ręce za wszystkim, nie czytając.

    An najlepszy kierunek jaki jest to nie filozofia, tylko akademia rolnicza. Po niej mozna znaleźć wszędzie najlepszych fachowców od lotnictwa, kolejnictwa itd.

  5. To nieprawda, że młody Tusk
    To nieprawda, że młody Tusk nie ma odpowiedniego wykształcenia i kwalifikacji aby w jakiejkolwiek państwowej spółce, na jakimkolwiek państwowy etacie czy też w jakiejkolwiek prywatnej firmie należącej do jakiegokolwiek znajomego ojca-premiera mógł otrzymać zatrudnienie bez niepotrzebnych ceregieli nazywanych procesem kwalifikacyjnym. Michał Tusk jest socjologiem, więc badanie zależności społecznych, w tym przede wszystkim więzi rodzinnych leży jak najbardziej w sferze jego kompetencji. Michał Tusk jako socjolog i syn wpływowego polityka nie ma lekkiego życia. Sława ojca przeszkadza mu w rozwinięciu skrzydeł. Michał Tusk tęskni za prawdziwą rozmową kwalifikacyjną podczas której mógłby przekonać pracodawcę, że jest najlepszym kandydatem nie ze względu na koneksje rodzinne lecz ze względu na swoje niezliczone talenty. Michał Tusk codziennie rano przy goleniu gryzie się z własnym sumieniem, które mu jako socjologowi i specjaliście od nepotyzmu sugeruje jakoby kolejną pracę otrzymał nie ze względu na swoje wszechstronne uzdolnienia lecz ze względu na osobę tatusia. Tak naprawdę Michał Tusk nienawidzi swojego nazwiska, najchętniej pozbyłby się tego balastu, spakował plecak, zabrał gitarę i ruszył w świat aby udowodnić sobie i tatusiowi, na co go naprawdę stać. Dlaczego tego nie zrobi? Odpowiedź jest prosta, raz już próbował, poleciał do Chin…

  6. To nieprawda, że młody Tusk
    To nieprawda, że młody Tusk nie ma odpowiedniego wykształcenia i kwalifikacji aby w jakiejkolwiek państwowej spółce, na jakimkolwiek państwowy etacie czy też w jakiejkolwiek prywatnej firmie należącej do jakiegokolwiek znajomego ojca-premiera mógł otrzymać zatrudnienie bez niepotrzebnych ceregieli nazywanych procesem kwalifikacyjnym. Michał Tusk jest socjologiem, więc badanie zależności społecznych, w tym przede wszystkim więzi rodzinnych leży jak najbardziej w sferze jego kompetencji. Michał Tusk jako socjolog i syn wpływowego polityka nie ma lekkiego życia. Sława ojca przeszkadza mu w rozwinięciu skrzydeł. Michał Tusk tęskni za prawdziwą rozmową kwalifikacyjną podczas której mógłby przekonać pracodawcę, że jest najlepszym kandydatem nie ze względu na koneksje rodzinne lecz ze względu na swoje niezliczone talenty. Michał Tusk codziennie rano przy goleniu gryzie się z własnym sumieniem, które mu jako socjologowi i specjaliście od nepotyzmu sugeruje jakoby kolejną pracę otrzymał nie ze względu na swoje wszechstronne uzdolnienia lecz ze względu na osobę tatusia. Tak naprawdę Michał Tusk nienawidzi swojego nazwiska, najchętniej pozbyłby się tego balastu, spakował plecak, zabrał gitarę i ruszył w świat aby udowodnić sobie i tatusiowi, na co go naprawdę stać. Dlaczego tego nie zrobi? Odpowiedź jest prosta, raz już próbował, poleciał do Chin…

  7. potrzebne cięcia
    Na Zachodzie mają podobny problem, ale tam z uwagi na wyższą cywilizację rodziny są znacznie mniejsze i obejmują najwyżej partnerów i jakieś dziecko z trzeciego małżeństwa. W szczególnie rozwiniętych krajach dominują wręcz rodziny jednoosobowe.
    My jeszcze nadal mamy obyczaje plemienno-klanowe, z gromadą stryjków, szwagrów oraz kuzynów żony.
    W takiej sytuacji mentalnej jedyne wyjście to likwidacja większości niepotrzebnych wyższych stanowisk, żeby nie kusiły do złego.

  8. potrzebne cięcia
    Na Zachodzie mają podobny problem, ale tam z uwagi na wyższą cywilizację rodziny są znacznie mniejsze i obejmują najwyżej partnerów i jakieś dziecko z trzeciego małżeństwa. W szczególnie rozwiniętych krajach dominują wręcz rodziny jednoosobowe.
    My jeszcze nadal mamy obyczaje plemienno-klanowe, z gromadą stryjków, szwagrów oraz kuzynów żony.
    W takiej sytuacji mentalnej jedyne wyjście to likwidacja większości niepotrzebnych wyższych stanowisk, żeby nie kusiły do złego.