Reklama

 Tytułowe pytanie nasuwa szereg niejasności, a może budzić nawet podejrzenie „niegramotności” autora. Tymczasem wspomniana zasada dotyczy wiarygodności naszej wiedzy ustalonej instrumentami "wyborczej mechaniki kwantowej", w podstawowej kwestii:
czy wynik wyborów ustalony przez system PKW oznacza rzeczywiste poparcie poszczególnych partii.
Otóż – NIEOZNACZA – a w każdym bądź razie – nie możemy być tego pewni, i tej niepewności usunąć na razie się nie da – chyba że…
.

Ale zacznijmy od początku.

Reklama

Pojawiło się już wiele wypowiedzi wyrażających przekonanie bądź zaniepokojenie, że coś może być nie tak z podliczaniem głosów w wyborach. Zaniepokojenie pojawiło się w sposób naturalny po informacji, że dane które wchodzą do systemu – są przechowywane i przekazywane do elementów tego systemu przez „ruskie serwery”.

Rzecz dotyczyła by tej fazy podliczania głosów, która zaczyna się podsumowywaniem liczb z protokołów komisji obwodowych – w komisjach rejonowych lub okręgowych. Zaintrygowała mnie opinia jednego z dyrektorów KBW od systemu elektronicznego podliczania głosów (zbieżność skrótu nazwy Krajowego Biura Wyborczego ze skrótem z czasów PRL – jest prawdopodobnie niezamierzona i przypadkowa). Wypowiedź była w czasie po pierwszych doniesieniach o serwerach. Były w niej zapewnienia, że „jeśliby choć jeden bit informacji zostałby podczas przesyłania przekłamany, to system wykryłby to i zaalarmował”, czy też stwierdzenia, że: „doszło do nieporozumienia, osoby wysuwające zarzuty nie rozumieją problemu i niewłaściwie interpretują fakty”.
Rzeczywistą i ważną informacją jest stwierdzenie tegoż pana, że „system podliczania głosów powyżej komisji obwodowej jest w praktyce nie do sprawdzenia”. Potwierdzam, że w tym momencie ta osoba wie co mówi.

W istocie, przez analogię można powiedzieć, że proces ustalania wyniku wyborów podlega regułom specyficznej wyborczej mechaniki kwantowej, którą stworzono dzięki systematycznej pracy różnych organów ukierunkowujących proces formowania systemu wyborczego III RP. Doprowadzono do tego, że istnieje i realizuję się „zasada nieoznaczaności” systemu zliczającego głosy. Aby zasada miała się dobrze – po wyborach sprząta się tak szybko, i z takim rozmachem, jak jest to możliwe. Kto nie wierzy, niech poczyta akty prawne regulujące to, co się ma dziać po wyborach.
Znamienne jest milczenie mediów głównego nurtu w tej sprawie. Z jakichś powodów, nawet organizowanie się od jakiegoś czasu przy pomocy internetu sporych grup obywateli, którzy chcą sprawdzać proces wyborczy III RP – na tym etapie rzecz jest nie warta nawet ćwierci funta drwiny, ale na pewno doczekamy się próby ośmieszania przez „autorytety”.
Właściwą drogą działania jest cierpliwe i skrupulatne sprawdzanie możliwie każdej kostki układanki jaką jest system liczenia głosów wyborców. Partia aspirująca do przebudowy systemu III RP, powinna być w stanie zorganizować grupę ludzi i podejmować próby sprawdzenia, a później realizować rzeczywiste sprawdzenie. Jeżeli wszystko nie wypali przy okazji wyborów do UE – to nic, są następne wybory.

Chyba wszystkie propozycje kontroli obecnego systemu wyborczego, jako jedyną możliwość rozważają różne wersje mobilizacji ochotników, którzy sfotografują protokoły obwodowych komisji wyborczych wywieszone w miejscach głosowania, następnie prześlą dane w postaci zdjęcia bądź pliku zawierającego liczby i tekst do większych centrów, te z kolei ostatecznie podliczą wszystkie głosy.
Proponuję – równolegle – skorzystać z zapisanych w Kodeksie wyborczym uprawnieniach męża zaufania przy komisjach okręgowych bądź regionalnych.

Uprawnienie męża zaufania przy komisji rejonowej/okręgowej (dalej: okręgowej) do sfotografowania protokołów obwodowych komisji wyborczych (okw) wynika logicznie z przepisów Konstytucji i Kodeksu wyborczego:
Po pierwsze, jedynym zadaniem komisji okręgowej jest na podstawie protokołów okw podsumowanie wszystkich głosów oddanych w okręgu na poszczególne ugrupowania oraz później ustalenie kogo wybrano w okręgu; w trakcie podsumowywania, które jest realizowane na kilku stanowiskach jednocześnie – może dojść do błędów i jedynym rozwiązaniem, które pozwala na spełnienie dwóch przeciwstawnych dyspozycji, z jednej strony – możliwość skontrolowania przez wyborców popierających daną partię (poprzez instytucję męża zaufania) poprawności odczytu i rachunków komisji okręgowej, a z drugiej strony uprawnienia komisji do niczym nie zakłócanego działania w ciszy i spokoju – jest możliwość sfotografowania wszystkich protokołów, i później w oparciu o dane z fotografii wyborcy mają możliwość sprawdzenia poprawności pracy komisji.

Po drugie, np. instytucja męża zaufania przy komisji obwodowej jest wyposażona w szereg uprawnień, realizujących istotę demokracji: prawo obywateli do kontroli procesu, w rezultacie którego „dotychczasowe władze mogą być odwołane”; czyli: w komisji liczącej głosy mogą być przedstawiciele opozycji a dodatkowo z jej grona – prace tejże komisji obserwować mogą osoby nazwane „mężami zaufania”; mogą być przy zamykaniu urny i stwierdzić, że jest pusta, mogą często zmieniać się (mężowie zaufania) tak że zawsze jeden z nich, przez cały czas głosowania może obserwować jak do urny sekwencyjnie wrzucane są karty głosowania, mogą przebyć wraz z protokołem jego drogę do siedziby komisji okręgowej i być przy przekazaniu go do rąk upoważnionej osoby.

Wówczas nadchodzi czas roli męża zaufania przy komisji okręgowej. Co może taka osoba na miejscu skontrolować? Nic nie może, wszystko dzieje się bardzo szybko, ponieważ praktycznie wszystkie dane są wprowadzone wcześniej do systemu, a zadaniem członków komisji jest sprawdzenie czy liczby z przywiezionego protokołu okw zgadzają się z tzw. wydrukiem kontrolnym danych tegoż protokołu. Po zatwierdzeniu zgodności, głosy na poszczególne partie z tego obwodu są doliczane do puli okręgowej. Procesu doliczania nikt nie jest w stanie kontrolować, nawet komisja okręgowa, ponieważ odbywa się to równolegle na wielu stanowiskach.

Wniosek: zabronienie lub uniemożliwienie sfotografowania wszystkich protokołów, na podstawie których komisja ustala wynik wyborów, a które w tym momencie są już dokumentami podanymi do wiadomości publicznej – jest likwidacją instytucji męża zaufania, bo tak naprawdę ów mąż zaufania nic istotnego wówczas nie ma do zrobienia, nic oprócz przyglądaniu się z daleka tylnej strony monitorów, i pracy przy nich kilkunastu ludzi, z których przynajmniej pięciu jest z zawodu sędziami (członkowie komisji okręgowej).

W wyborach do Sejmu okręgów wyborczych jest 41 – i stanowią zasadniczy zrąb systemu w oparciu o który zlicza się głosy. Liczba obwodów głosowania w poszczególnych sejmowych okręgach wyborczych zawiera się w przedziale od około 700 do niewiele ponad 1000 (Warszawa I) i tyleż będzie protokołów. W wyborach do Parlamentu UE jest 13 dużych okręgów wyborczych i są podzielone na mniejsze tzw. regionalne (w sumie 51 komisji) – tak więc przeciętnie ilość protokołów do sfotografowania byłaby mniejsza niż w okręgu sejmowym, ale są wyjątki, największe miasta, np. okręg nr 4 do UE Warszawa I obejmuje ponad 1500 komisji obwodowych.

Protokół obwodowej komisji wyborczej (okw) w wyborach do Sejmu składa się z kilkunastu (przeważnie od 14 do 17) jednostronnie drukowanych kartek A4. Protokół obwodowej komisji wyborczej z wyborów Prezydenta RP, albo do Senatu bądź do Parlamentu UE zawiera mniej kart.
Załóżmy, że dysponujemy danymi, popartymi zdjęciami protokołów, które dotyczą np. jednego okręgu wyborczego i nasze wyniki są różne od tego, co ogłosiła okręgowa komisja wyborcza. Aby móc pójść do Sądu Najwyższego (SN) i wyprostować wyniki – trzeba dysponować absolutnie wiarygodnymi dla tegoż SN danymi ze wszystkich komisji obwodowych tego okręgu.

Dopiero wtedy, chcąc nie chcąc, sąd będzie musiał podważyć prawidłowość podliczenia głosów przez tę okręgową komisję – a konkretnie przez ogólnokrajowy system komputerowy, którym posługują się komisje okręgowe i PKW. Protest wyborczy najpierw rozpatruje SN w składzie trzy osobowym, a po rozpatrzeniu wydaje „opinię” w temacie: czy zgłoszony protest jest zasadny i czy nieprawidłowości mogły mieć wpływ na wynik wyborczy.
„Opinii” chyba nie można zaskarżyć i chyba o to chodziło konstruktorom systemu.
I dopiero po stwierdzeniu „wpływu na wynik” sprawę rozpatruje pełny skład SN przewidziany przepisami Kodeksu wyborczego.

Dla strony przeciwnej nietrudno jest wysunąć argumenty podważające wiarygodność pliku zdjęciowego zrobionego popularnym aparatem bądź komórką. Aby obronić wartość dowodową tego zdjęcia, trzeba by przedstawić autora jako świadka – i z kolei dowodzić jego wiarygodności. Gdyby bazować tylko na danych zebranych w drodze „pospolitego ruszenia” – wówczas trzeba mieć na względzie, że strona przeciwna może wprowadzić w grono ochotników swoich ludzi, a także zaburzać i fałszować dane podczas przesyłania ich internetem, itp.

Bezsporną samoistną wartość dowodową posiadają zdjęcia w formacie RAW (tzw. negatyw cyfrowy) na oryginalnym nośniku, załączamy dodatkowo do dyspozycji biegłych sądu aparat, którym dokonano zdjęć – oczywiście wcześnie sporządzamy kopie, którymi dysponujemy, gdyby coś się stało z danymi na pierwotnym nośniku.
Jeżeliby grono autorów wszystkich zdjęć dokumentujących wszystkie protokoły okw z tego okręgu składało się z kilku osób, a z dowodów wynikałby inny wynik wyborczy – to strona przeciwna ma ciężki orzech do zgryzienia. Chociaż nie jest w beznadziejnej sytuacji: prokuratura, policja, biegli gubią dowody, w skutek zbiegu okoliczności dowody ulegają zniszczeniu, uszkodzeniu, zalaniu wodą z pękniętej rury, itp.

W 2005 r. w wyborach do Sejmu w okręgu nr 5 w Toruniu, jako mąż zaufania jednej z partii – zgłosiłem się do zastępcy przewodniczącego komisji okręgowej i przedstawiłem wymagane dokumenty – uzyskałem „akredytację” jako mąż zaufania. Następnie wyraziłem życzenie abym mógł sfotografować wszystkie protokoły obwodowych komisji wyborczych (okw) na podstawie których są podliczane głosy, przy tym zakomunikowałem, że nie będę używać lampy błyskowej, aparat jest cichy, itp.
Odpowiedź była natychmiastowa: NIE. Odparłem, że w takim razie proszę mi podać podstawę prawną odmowy z uzasadnieniem – ponieważ fakt odmowy chcę wpisać w protokole jako zarzut pracy komisji.
Nadmienię, że obecnie można przedstawić szczegółową argumentację, której wątkiem przewodnim byłoby wykazanie, punkt po punkcie, że odmowa lub uniemożliwienie sfotografowania wszystkich protokołów byłaby obrazą kilku konstytucyjnych zasad oraz przepisów Kodeksu wyborczego.

Ale wówczas zastępca powiedział – proszę chwilę zaczekać. Podszedł do grupy – członków komisji. Poszeptali między sobą przez krótką chwilę – zastępca przewodniczącego wrócił i powiedział zgoda, ale proszę zająć miejsce z boku pod ścianą, nie chodzić, asystent będzie przynosił i odnosił protokoły. Zrobiłem wówczas około 800 zdjęć – z każdego protokołu jedną kartkę, o ile pamiętam, to na tej stronie był numer okw. Miałem ze sobą długi kabel przedłużacza i skorzystałem z gniazdka kilkanaście metrów dalej. W wypadku, gdyby nie było możliwości skorzystania z 230 V – miałem osobny akumulator i lampy 12V.
Zdjęcia przegrałem na płytkę CD i wysłałem do biura w Warszawie – o ile wiem to nie wykorzystali ich. Po kilku miesiącach, gdy na stronach PKW można było zobaczyć głosy oddane w poszczególnych okw – sprawdziłem kilkanaście przypadkowych obwodów: dane zgadzały się. Ale po kilkunastu wejściach na strony PKW – połączenie było coraz wolniejsze, w końcu było zrywanie. Nie przywiązywałem wtedy do tego większej wagi, nie podsumowywałem także głosów z wszystkich fotografii, ponieważ nie miałem na nich wszystkich protokołów.

Wówczas, w 2005 r. praca komisji okręgowej polegała na wiernym wprowadzeniu danych liczbowych w lokalny system, który obejmował kilka/kilkanaście komputerów tylko tej komisji. Za wprowadzenie prawidłowego programu komputerowego dostarczonego przez KBW, odpowiedzialny najprawdopodobniej był dyrektor delegatury KBW. W przypadku gdyby ktoś udowodnił niezbicie, że wynik wyborów w okręgu jest inny, po pewnym czasie można by dojść do osoby odpowiedzialnej za zafałszowania.

Dzisiaj sytuacja jest inna. Odpowiedzialność rozmywa się, bo system obejmuje cały kraj, a „biegli” mogą stwierdzić, że skaner „źle odczytał” albo doszło do włamania do systemu przez nieustalonych sprawców, itp.
Ponadto, jak już wspomniałem wcześniej, osoby które zawiadują systemem, doskonale znają skalę trudności związanych z policzeniem głosów z obwodów, trudności dwojakiego rodzaju: organizacyjnych oraz barier prawnych – więc są przekonane, że skontrolowanie ich – jest praktycznie niemożliwe. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że jest to potencjalnie bardzo ryzykowna sytuacja.

I aby potencję ryzyka istotnie zmniejszyć, moim zdaniem, jedynym sposobem na złamanie przekonania o obowiązywaniu zasady nieoznaczaności wyniku wyborów – jest wyegzekwowanie prawa do sfotografowania danych w komisjach okręgowych.
I robić to stale i systematycznie podczas każdych wyborów.

W praktyce wyglądałoby to mniej więcej tak: np. w wyborach do Sejmu w wieczór wyborczy do komisji okręgowej zgłaszają się osoby z danego komitetu wyborczego, które zgłaszały okręgowe listy wyborcze do Sejmu (jedna osoba) i do Senatu (kilka osób – tyle, ile jednomandatowych okręgów do Senatu zawiera się w okręgu sejmowym). Formalnie tylko te osoby mają prawa męża zaufania i mogą obserwować prace komisji okręgowej podczas podliczania głosów i ustalania wyniku wyborów w okręgu. Do rozważenia jest sprawa: czy mężom zaufania w obsłudze sprzętu do archiwizowania mogą pomagać inne osoby.

W tym momencie, powołam się na następujący fakt: w Kodeksie wyborczym instytucjami powołanymi do ustalenia wyniku wyborów są różnego rodzaju komisje, nas interesują zwłaszcza regionalne, okręgowe, terytorialne; ale faktyczną pracę nad podsumowaniem głosów wyborców dokonują członkowie komisji oraz wielokrotnie liczniejszy personel obsługujący sprzęt (w języku PKW są to osoby pracujące pod nadzorem członków komisji). Gdyby członkowie komisji samodzielnie podliczaliby głosy – trwało to by o wiele dłużej, i można przypuszczać, że prawdopodobieństwo błędu byłoby większe.

Taka większa ilość osób, pracując zespołowo bez problemu wykona 800 fotografii, w dwie godziny, a nawet szybciej; przy czym jedno zdjęcie obejmować będzie wszystkie kartki danego protokołu rozłożone tak, aby wykorzystać możliwie całą matrycę aparatu.
Wyobrazić można sobie taki podział pracy, że dwie osoby, każda na innym blacie, który można przesuwać pod obiektyw aparatu i po zrobieniu zdjęcia wrócić nim z powrotem, aby zebrać karty i rozłożyć nowe – rozkłada nawet po 18 kart protokołu na raz. Co 7 – 10 sekund byłby fotografowany cały jeden protokół. Czyli w 2 godziny można zarejestrować 800 protokołów, następnie, lub najprawdopodobniej w międzyczasie, 1,5 godziny na Senat. Do jednego aparatu wystarczą trzy osoby. Wszystko zależałoby od ilości list do Senatu w danym „okręgu sejmowym” oraz od tego czy mężom zaufania mogłyby pomagać inne osoby.

Ale możliwe jest wyjście najprostsze: pracować będą trzy, cztery aparaty fotograficzne, z jedną osobą przy aparacie, która rozkłada karty, fotografuje, zbiera do koperty.
W przypadku najbliższych wyborów (do Parlamentu UE – 13 okręgów głosowania) protokoły prawdopodobnie będą mieć o wiele mniej kart, można wysłać tylko jednego męża zaufania do jednej z trzech regionalnej komisji (Bydgoszcz, Toruń, Włocławek).
Ważną i konieczną czynnością osób biorących udział w dokumentowaniu protokołów – jest dokładne zapisywanie numerów okw, protokoły których już są sfotografowane – tak aby szybko wychwycić hipotetyczną sytuację, że asystent komisji donoszący kolejne protokoły pomylił się i donosi jeszcze raz te, które już były. Po zakończeniu prac komisji nikt już nie udostępni protokołów.
Uważam, że na koniec osoby fotografujące powinny dokonać wpisu do protokołu, że komisja udostępniła im tyle a tyle protokołów, które sfotografowali, nawet w sytuacji gdy „wszystko będzie w porządku” w sensie ilości dostarczonych protokołów – w celu udokumentowania faktu fotografowania, ponieważ obserwując sprawy w sądzie okręgowym z protestów w wyborach samorządowych, zauważyłem, że dla tegoż sądu – fakt zgłoszony do protokołu dla sądu istniał, w przeciwnym razie nawet elementarne fakty trzeba udowadniać.

Następnie do pracy przystąpi grupa osób odczytująca i wprowadzająca dane z fotografii do bazy danych – tu nie ma pośpiechu, bo na zgłoszenie protestu jest 7 dni po ogłoszeniu przez PKW w Dzienniku Ustaw wyniku wyborów.

Sprawdziłem w praktyce możliwość zarejestrowania kilkunastu kart protokołu na jednym zdjęciu robionym ze statywu – nawet małe szczegóły są dobrze widoczne. Na pewno sporo problemów wyniknie, ale generalnie wszystko jest do zrobienia i zorganizowania.

Kwestie techniczne: aparaty, które zapisują jednocześnie zdjęcia w formacie RAW oraz w JPEG (bezlusterkowce z wymienną optyką albo lustrzanki) i mają matrycę APS-C 16-24 Mpix – kosztują około 1500 – 3500 zł. Pożądane byłoby, aby aparat miał ruchomy albo wychylny ekran, dzięki któremu fotografujący może szybko naocznie przekonać się, że zdjęcie zostało zapisane na karcie i widać druk na kartkach. Odpowiedni statyw fotograficzny około 200 zł, nośniki danych 150 zł, zapasowe akumulatory do foto ok. 200 zł, materiały na rozkładany stół około 100 – 200 zł; żarówki LED źródło światła 100 zł oraz akumulator jako zasilanie żarówek.

Reklama