Reklama

Poprzednio zwróciłem uwagę na bardzo wysoki, wynoszący 250%, poziom zadłużenia gospodarstw domowych w Holandii. Wskaźnik ten w Stanach Zjednoczonych, nawet w czasie wstrząsu wywołanego upadkiem Lehman Brothers, wynosił 160%. W jednym z komentarzy pojawiło się ciekawe pytanie: Czy problem ten dotyczy wyłącznie gospodarstw domowych? Co z gospodarką krajową?
Otóż, pomimo pęknięcia bańki na rynku nieruchomości, nadwyżka na rachunku bieżącym Holandii się zwiększa, w porównaniu z latami 2008 i 2009. Czyli mamy dwie, jakby przeciwstawne tendencje. Czy jest ot możliwe? Owszem, z taką sytuacją zmierzyła się kiedyś Japonia. A wytłumaczyć to można bardzo prosto: nadmiernie zadłużone, holenderskie gospodarstwa domowe zmniejszają swoją konsumpcję. W efekcie tego podaż, czyli „moc zasilania rynku” przez holenderskie firmy jest zbyt wielka, w stosunku do zapotrzebowania kraju. Dlatego holenderskie firmy koncentrują swoją aktywność na zwiększeniu popytu zewnętrznego, czyli na eksporcie. Jak się można domyślać, to pozwoliło na utrzymanie nadwyżki na rachunku bieżącym. Nawiasem mówiąc, Japonia swego czasu, poszła dokładnie tą samą drogą.
Wypracowana przez Holandię nadwyżka na rachunku bieżącym powinna teraz zostać wykorzystana do stymulowania rynku krajowego, co „ulżyłoby” gospodarstwom domowym. Ruchy rządu wprowadzającego pakiet polityki fiskalnej oraz monetarnej, na podobieństwo japońskiej strategii „Abenomics”, mogłyby w znaczący sposób zniwelować drastyczny problem pęknięcia bańki nieruchomości.
Jednak Holandia, będąc członkiem strefy Euro, nie posiada swobody prowadzenia polityki pieniężnej. I dlatego pomóc swoim obywatelom nie może. Co więcej, to właśnie ten brak możliwości prowadzenia suwerennej polityki pieniężnej, spowodował powstanie bańki nieruchomości, w wyniku obniżania stóp procentowych przez Europejki Bank Centralny, o czym pisałem poprzednio.
Gdyby teraz Holandia konsekwentnie zaczęła realizować strategię oszczędności budżetowych w stylu niemieckim, a nie mogła nic „poluzować” w polityce pieniężnej, to poparcie Holendrów dla euro zostałoby stracone bezpowrotnie.
Co więcej, obserwowane obecnie osłabienie jena japońskiego ma wpływ na każdy kraj, którego dobrobyt opiera się na eksporcie. A więc i na Niemcy, i na Holandię właśnie. Łatwo sobie przecież wyobrazić, jak ciężka musi być sytuacja kraju zmagającego się z olbrzymim długiem prywatnym i jednoczesnym spadkiem eksportu. Z podobną sytuacją przez wiele lat zmagała się Japonia.
Wieloletnia stagnacja gospodarki japońskiej była wynikiem działań polityków, którzy mając kraj w stanie deflacji, wdrażali działania przeznaczone na czas inflacji. I dopiero teraz, po zmarnowaniu 20 lat, Japonia ma szansę na realne wyjście z deflacji.
Czy Holandia powtórzy błędy Japonii?
Niestety, dopóty Holandia jest członkiem strefy euro, dopóty nie ma innej możliwości jak błądzenie na wzór Japonii. Po prostu prowadzenie innej polityki, realizacja korzystnej dla siebie, czylistrategii stymulacji krajowego rynku, nie jest możliwa dla członków eurozony. I to jest rzeczywiście problem.
A może dlatego właśnie racjonalna Holandia, będzie pierwszym krajem, który odejdzie ze strefy euro?
 

Reklama