Reklama

Żeby popatrzeć na siebie z niewielkiego dystansu, jedni płodzą dzieci, drudzy kupują lustro. Można też pójść na wybory, ale ja wybrałem tańszą opcję. Jeszcze mi nie odbiło. W przeciwieństwie do dzieci lustro można bezkarnie zbić lub powiesić na haku w łazience. Lustro nie czeka też 20 wydumanych lat, by nieudolnie wypaczyć nasze błędy, tylko w czasie rzeczywistym idzie z nami ręka w rękę, grymas w grymas, siniak w oko. I podobnie jak dzieci, poda nam herbatę tylko wtedy, kiedy sami sobie podamy. Tyle reklamy bezpłodności, witam Państwa po krótkiej przerwie.
Stało się. Co się stało, muszę sprawdzić. Wiem tylko tyle, że mógłbym więcej. Kto by wtedy za mnie sprawdził? Sprawdziłem, i nikt. Łatwo nie dam się oszukać. Trudno – to zupełnie co innego. Jak ta kobieta, która śpieszyła donieść ciążę na komisariat, czy może to moja mama była? Nie pamiętam, ale jestem. Po takim wstrząsie zapragnąłem jak nigdy poobcować z przyrodą, trafił mi się świniak. Wyszedłem z chlewu oczyszczony i lżejszy, może dlatego, że ktoś za mną dyszał z widłami.
Niezłapany poczułem jeszcze jeden smak w ustach, smak zasłużonego zwycięstwa. Poszedłem spać, ale gwałtownie się obudziłem. Nie konając, dokonawszy wrogiego przejęcia własnych jąder z cudzej garści, przeszedłem zrazu na pozycje ugodowe. Gestem krzyża i na znak pokoju podałem garstce rękę, nie przypuszczając, że zgniły kompromis może tak strasznie cuchnąć. Zmęczony położyłem się i na szali naszły mnie intensywne myśli zbierania resztek sił. Chcialem dodać sobie wagi, ale wyleciało ze mnie całe powietrze, z obawy, że zbyt nisko upadnę. Towarzystwo huku napawało mnie drgawką nie mniejszą niż nieprzyjemne wspomnienie zmiany pościeli. Przebrana za czystą zniekształcała pamięć niedoczekanego dzieciństwa w nadspodziewaną dojrzałość. Powspominałem, a jak było naprawdę?
Przejście do teraźniejszości również łudziło faktami, ale nie dałem się nabrać. Trudno. Przyszłość za to mamiła mnie wytrzebieniem raz na zawsze wszystkiego, co tu i teraz oraz tam i wtedy. Boże, to brzmiało jak raj na ziemi. Ale zaraz, zaraz, ”brzmiało”? Przyszłość nie może mamić czasem przeszłym, przyszłość nawet nie brzmi. Jedyne, co przyszłość może, to ”dopiero kiedyś zabrzmi”. Kiedyś zabrzmi i tylko wtedy, siłą definicji jeszcze nie teraz. Dlatego nie skłamię, jeśli głośno powiem, iż to, że teraz jest cicho i nie brzmi – i że wcześniej nigdy nie brzmiało – jest kolejnym dowodem na prawdziwość moich słów i żelazną logikę wywodu, a przede wszystkim na to, że w konsekwencji tak zabrzmi, aż wszystko huknie. Ale bez obaw, dopiero w przyszłości. Teraz natomiast najważniejsze jest jedno i tylko tyle wystarczy wbić sobie do głowy: będzie brzmiało, bo musi. Obiecany pewnik, za który kiedyś będę ręczył. Na razie jednak ani słowa, obowiązuje mnie cisza wyborcza.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. Dobry wieczór.
    Dobry wieczór.

    Ta narracja w pierwszej osobie zawsze budzi we mnie taki podskórny niepokój, że to kolejna wariacja autobiograficzna. To, że różne sobie przeczą, to mi nie przeszkadza, w końcu można brać poprawkę na autokreację, ale niektóre elementy się powtarzają 🙁

    A przecież Pańskie pisanie jest jak lustro z tekstu powyżej – każdy się w nim przegląda i co z niego wyciągnie, to świadczy o jego odbiciu. 

    Dostojnie a boleśnie zamyślony pozdrawiam Państwo!

    • Jest cisza wyborcza, więc nie
      Jest cisza wyborcza, więc nie mogę Panu odpowiedzieć, dziękuję i dobranoc. Natomiast chętnie skorzystam z prawa do sprostowania w trybie wyborczym. Dzień dobry.
      Pamięta Pan być może, szkoda, jak pisałem nowatorskie teksty nie tylko w pierwszej osobie, ale w Pierwszej Osobie w Państwie. Ów nawyk nabytej wyższości trudno jest wybić, on się rozrasta do boskich wymiarów, czego z uczciwości nigdy przed wyborcami nie skrywałem. Faktem powszechnie i z przyjemnością odnotowanym jest również to, że początki kariery na najwyższym szczeblu bywały w moim przypadku wyższe od samego Pana Boga, mianowicie wówczas, gdy byłem (cały) z krwi i kości Niemcem. Teraz zaś, już jako Anglik, mam wrodzony dystans do naturalnie przypisanej wyższości i korzystam z niej wyłącznie w kontaktach z ludźmi.
      Ma Pan rację wskazując, że autor może i sobie pisze, ale to Czytelnik sobą czyta. Na to nie ma rady, i chwala Najwyższemu. Strach nawet pomyśleć o szkodach, gdybyśmy mogli czytać wyłącznie to, co akurat piszący miał na myśli. Czytanie ma poszerzać świat Czytelnika, nie zawężać go do choćby i najbardziej wielowymiarowego świata pisarza.
      Wątków autobiograficznych się nie wypieram, ale proszę się specjalnie nie kierować monotonią natręctw jako ewentualną wskazówką. Mam rzecz jasna problemy z funkcjonowaniem ciała i umysłu i zdarza mi się tym publicznie pochwalić, ale kuku do rozpuku i takie tam hece omijają mnie na razie wielkim hukiem.
      Przyznaję jednocześnie bez bicia, że i tu i tam mnie boli, a czasem zalewa i że wyraźnie jestem zbzikowany na punkcie relacji ludzkich, ponieważ sam od nich z natury jakby stronię, chociaż nie z niechęci czy obrzydzenia. Tym bardziej nie wyznaję dość powszechnej w demoludach zasady „nie ufać nikomu, kto nie z tego domu; co w domu, to nie mów, bo ludzie powiedzą”, przeciwnie.
      Uważam też, i daję temu wyraz wielokrotnie złożonym w bólach zdaniem, że głównym problemem narodu niewybranego nie jest Rus, Żyd czy Niemiec, lecz tato synowi wilkiem, syn tacie Polakiem, Polak Polakowi s…synem. I stosunek do kobiet, w tym z widoczną brodą. Rosja może to nie jest, ale do Czech nam równie daleko. Polak na jednym wdechu głosi siłę i spryt, a gdy wypuszcza powietrze ustami, smarki mu lecą i żale z ogrania. Ponieważ jestem Polakiem i nie żałuję, staram się te swoje smarki powycierać, zamienić w kozę, złapać za rogi i niech mnie ciągnie jak najdalej od zodiakalnego barana, pod którym naród się nie tyle urodził, ile dał się nim ochrzcić (zbieżność religijna przypadkowa). Może Anglicy mnie trochę rozwydrzyli, ale tutaj facet jest facetem, nawet pod sukienką mają jaja i nie chronią ich na wszelki wypadek przed uściskiem przypadkowego przechodnia bojowym grymasem lub odszczeknięciem na uśmiech na wszelki wypadek. Ale komu ja to mówię? Pan wie doskonale, to prędzej sobie musiałem wszystko przypomnieć… A tak na marginesie, Pan ze mnie kpisz, czy pytasz o drogę?!

      • No proszę, widać, że jak
        No proszę, widać, że jak umiejętnie spytać, to czytelnik w ramach komentarza dostaje premię w postaci tekstu rozwiniętego nie gorzej niż sam wpis! Bardzo dziękuję, oczywiście o wielu rzeczach wiedziałem, kpić bym nie śmiał, a wskazówki na drogę to nawet Pan nie wie, jak bardzo by się przydały, albowiem wybory nie dzieją się tylko w niedzielę i nie tylko w tę.

        • Pan mi w sobotę dzień święty wypomina???
          Ja słowa dotrzymuję (zawsze! zawsze! jeden dowód, że kiedykolwiek nie dotrzymałem, a spotkamy się przed św Piotrem, może być  Wielgucki, tylko że dotrzymując, z całych sił dotrzymując, ono mnie nigdy nie chce puścić i czasem do Pana  – czy Pani, nie jestem seksistką! –  po prostu dojść nie może). Proszę mnie w trybie wyborczym natychmiast przeprosić!

  2. Dobry wieczór.
    Dobry wieczór.

    Ta narracja w pierwszej osobie zawsze budzi we mnie taki podskórny niepokój, że to kolejna wariacja autobiograficzna. To, że różne sobie przeczą, to mi nie przeszkadza, w końcu można brać poprawkę na autokreację, ale niektóre elementy się powtarzają 🙁

    A przecież Pańskie pisanie jest jak lustro z tekstu powyżej – każdy się w nim przegląda i co z niego wyciągnie, to świadczy o jego odbiciu. 

    Dostojnie a boleśnie zamyślony pozdrawiam Państwo!

    • Jest cisza wyborcza, więc nie
      Jest cisza wyborcza, więc nie mogę Panu odpowiedzieć, dziękuję i dobranoc. Natomiast chętnie skorzystam z prawa do sprostowania w trybie wyborczym. Dzień dobry.
      Pamięta Pan być może, szkoda, jak pisałem nowatorskie teksty nie tylko w pierwszej osobie, ale w Pierwszej Osobie w Państwie. Ów nawyk nabytej wyższości trudno jest wybić, on się rozrasta do boskich wymiarów, czego z uczciwości nigdy przed wyborcami nie skrywałem. Faktem powszechnie i z przyjemnością odnotowanym jest również to, że początki kariery na najwyższym szczeblu bywały w moim przypadku wyższe od samego Pana Boga, mianowicie wówczas, gdy byłem (cały) z krwi i kości Niemcem. Teraz zaś, już jako Anglik, mam wrodzony dystans do naturalnie przypisanej wyższości i korzystam z niej wyłącznie w kontaktach z ludźmi.
      Ma Pan rację wskazując, że autor może i sobie pisze, ale to Czytelnik sobą czyta. Na to nie ma rady, i chwala Najwyższemu. Strach nawet pomyśleć o szkodach, gdybyśmy mogli czytać wyłącznie to, co akurat piszący miał na myśli. Czytanie ma poszerzać świat Czytelnika, nie zawężać go do choćby i najbardziej wielowymiarowego świata pisarza.
      Wątków autobiograficznych się nie wypieram, ale proszę się specjalnie nie kierować monotonią natręctw jako ewentualną wskazówką. Mam rzecz jasna problemy z funkcjonowaniem ciała i umysłu i zdarza mi się tym publicznie pochwalić, ale kuku do rozpuku i takie tam hece omijają mnie na razie wielkim hukiem.
      Przyznaję jednocześnie bez bicia, że i tu i tam mnie boli, a czasem zalewa i że wyraźnie jestem zbzikowany na punkcie relacji ludzkich, ponieważ sam od nich z natury jakby stronię, chociaż nie z niechęci czy obrzydzenia. Tym bardziej nie wyznaję dość powszechnej w demoludach zasady „nie ufać nikomu, kto nie z tego domu; co w domu, to nie mów, bo ludzie powiedzą”, przeciwnie.
      Uważam też, i daję temu wyraz wielokrotnie złożonym w bólach zdaniem, że głównym problemem narodu niewybranego nie jest Rus, Żyd czy Niemiec, lecz tato synowi wilkiem, syn tacie Polakiem, Polak Polakowi s…synem. I stosunek do kobiet, w tym z widoczną brodą. Rosja może to nie jest, ale do Czech nam równie daleko. Polak na jednym wdechu głosi siłę i spryt, a gdy wypuszcza powietrze ustami, smarki mu lecą i żale z ogrania. Ponieważ jestem Polakiem i nie żałuję, staram się te swoje smarki powycierać, zamienić w kozę, złapać za rogi i niech mnie ciągnie jak najdalej od zodiakalnego barana, pod którym naród się nie tyle urodził, ile dał się nim ochrzcić (zbieżność religijna przypadkowa). Może Anglicy mnie trochę rozwydrzyli, ale tutaj facet jest facetem, nawet pod sukienką mają jaja i nie chronią ich na wszelki wypadek przed uściskiem przypadkowego przechodnia bojowym grymasem lub odszczeknięciem na uśmiech na wszelki wypadek. Ale komu ja to mówię? Pan wie doskonale, to prędzej sobie musiałem wszystko przypomnieć… A tak na marginesie, Pan ze mnie kpisz, czy pytasz o drogę?!

      • No proszę, widać, że jak
        No proszę, widać, że jak umiejętnie spytać, to czytelnik w ramach komentarza dostaje premię w postaci tekstu rozwiniętego nie gorzej niż sam wpis! Bardzo dziękuję, oczywiście o wielu rzeczach wiedziałem, kpić bym nie śmiał, a wskazówki na drogę to nawet Pan nie wie, jak bardzo by się przydały, albowiem wybory nie dzieją się tylko w niedzielę i nie tylko w tę.

        • Pan mi w sobotę dzień święty wypomina???
          Ja słowa dotrzymuję (zawsze! zawsze! jeden dowód, że kiedykolwiek nie dotrzymałem, a spotkamy się przed św Piotrem, może być  Wielgucki, tylko że dotrzymując, z całych sił dotrzymując, ono mnie nigdy nie chce puścić i czasem do Pana  – czy Pani, nie jestem seksistką! –  po prostu dojść nie może). Proszę mnie w trybie wyborczym natychmiast przeprosić!