Reklama

 Jedenaście amerykańskich stanów rozpoczęło starania o większą niezależność od rządu federalnego, niedługo rozpocznie je kolejne sześć.

 Jedenaście amerykańskich stanów rozpoczęło starania o większą niezależność od rządu federalnego, niedługo rozpocznie je kolejne sześć. Wśród stanów, które chcą mieć większą swobodę są Alaska, Teksas, Nevada, czyli jedne z najbogatszych ( w surowce lub dolary ) części USA. Dlaczego stany buntują się przeciwko Waszyngtonowi? Chodzi o plan Obamy. Coraz mniej Amerykanów jest do niego przekonanych i coraz częściej pojawia się krytyka. Wielu ekonomistów twierdzi, że w planie jest za dużo pomysłów na pompowanie pieniędzy w bankrutów, a władze stanowe uważają, że rząd federalny nie ma prawa do tak wielkiego mieszania się w gospodarkę, bo jest to sprzeczne z amerykańską konstytucją i z ich własnym, lokalnym prawem.

Są jednak zwolennicy planu Obamy a także ludzie, którzy krytykują go, ale za to, że jest zbyt mało radykalny. Według nich w gospodarkę powinno być wpompowane jeszcze więcej pieniędzy, nie 700 miliardów, ale 1,5 biliona. Skąd brać te pieniądze? Z długu. Z długu, który wynosi już ponad 10 bilionów dolarów i rośnie w tempie ponad tysiąca dolarów na sekundę. Z długu i nie mówcie mi, że może być inaczej, bo Obama w swoim planie zawarł z jednej strony cięcia podatkowe ( podwyżki podatków dla niektórych też są, ale cięcia obejmują znacznie większą grupę ), a z drugiej wzrost wydatków państwa. Można nie być ekonomicznym orłem, ale widząc taki program nietrudno zauważyć, że bilans wyjdzie na minus. Wielu obawia się, że plan może nie wypalić i przyniesie tylko stratę pieniędzy, wielu, zwłaszcza po tym jak zarząd wspomaganego przez rząd AIG przyznał sobie gigantyczne premie, uważa plan za niemoralny i zastępujący uczciwą konkurencję dotowaniem bankrutów pieniędzmi podatników. Zarzuty są moim zdaniem zasadne, nie chcę krytykować całego planu z góry na dół, bo są w nim i elementy w miarę rozsądne, ale z drugiej strony nie rozumię tych, którzy bronią go jak niepodległości. Bronią, bo po pierwsze Obama, a wiadomo, że jak Obama to trendy, sexy i jazzy, a po drugie dlatego, że mamy kryzys, rynek zawiódł i rząd nas musi ratować.

Reklama

"Zawodność rynku" to hasło do znudzenia powtarzane przez wszelkich socjalistów, keynesistów i etatystów, którzy pragną jak najwięcej państwa w gospodarce. Teraz, gdy mamy kryzys, mantrujący o zawodności tryumfują, oto mają dowód na to, że rynek zawiódł, gdyby był doskonały, to kryzysu by nie było. Cóż, faktycznie mamy kryzys, ale warto się zastanowić z jakiego powodu. Czy dlatego, że wolny rynek to katastrofa i jeden wielki przekręt? Czy może dlatego, że po prostu część rynku, jaką jest rynek nieruchomości okazała się przegrzana, co pociągnęło za sobą zapaść na rynku niespłacalnych kredytów hipotecznych? Chyba jednak z tego drugiego powodu, zawiódł nie cały rynek, ale jego część i to część nagrzana m. in. przez polityczną decyzję o rozmontowaniu amerykańskiego nadzoru bankowego. No, ale zawsze można powiedzieć, że jednak coś na rynku poszło nie tak, nie na całym, ale na części, ale skoro idzie nie tak, to znaczy, że rynek nie jest doskonały. Owszem, nie jest, bo nic nie jest doskonałe, żaden rodzaj gospodarki nie jest ideałem, ale z tych rodzajów, jakie praktykowano dotychczas rynek okazał się być najlepszym. Dlaczego? Dlatego, że rynek to my. My – konsumenci, producenci, ludzie, którzy kupują, wytwarzają i sprzedają. My sami wiemy najlepiej czego chcemy i na co możmy sobie pozwolić, a kryzys jest wynikiem tego, że wielu z nas przeceniło swoje możliwości. Czy w związku z tym należy rynek czymś zastąpić? Zastąpić można, ale czym? Czy ktoś stworzył system działający lepiej od zawodnego rynku? Nie, za to ci, którzy postulują odwrót od normalnej, wolnorynkowej gospodarki, w której decyzje podejmują ludzie, chcą zastąpienia jej przez gospodarkę półplanową, w której "błędy i wypaczenia" omylnego rynku ma naprawić nieomylne państwo. Zaraz, zaraz… Na pewno nieomylne?

Gdy prześledzimy historię zauważymy, że wielkie kryzysy gospodarcze, będące dowodem na zawodność rynku, zdarzały się dość rzadko. Takich kryzysów możemy wymienić najwyżej kilka, zdarzały się one zwykle w sporych odstępach czasu i zawsze następowała po nich poprawa sytuacji i dalszy rozwój. Zresztą nie wszystkie one były skutkiem błędów rynku, niektóre, jak kryzys z lat siedemdziesiątych, dowodziły raczej nieskuteczności interwencjonizmu państwowego i błędów popełnianych przez polityków. No właśnie, politycy też popełniają błędy, ale w przeciwieństwie do rynku nie robią tego co kilkanaście – kilkadziesiąt lat, robią to na codzień. Czasem są to błędy mniejsze, czasem większe, czasem zabawne, czasem tragiczne, w każdym razie politycy są dużo bardziej zawodni i omylni niż wolny rynek. Na rynku to my decydujemy o tym jaka gałąź gospodarki ma się rozwijać, a jaka upaść, na rynku kierujemy się własnymi potrzebami i pragnieniami. Politycy tego nie rozumieją, centralny planista nie inwestuje w to, co jest potrzebne społeczeństwu i nie może w to inwestować. Dlaczego nie? Dlatego, że społeczeństwo jest zróżnicowane, każdy chce czegoś innego, każdy kieruje się własnym rozumem ( lub jego brakiem, ale na to nie ma lekarstwa ), a tymczasem planista kieruje się własnymi teoriami i poglądami, teoriami, które mogą okazać się błędne, tak jak błędne okazały się teorie Keynesa, Marksa, Gierka i wielu innych, którzy chcieli wszechmocnego państwa naprawiającego gospodarkę. Ta chcica jest wręcz głupia, bo opiera się na przezabawnej i naiwnej wierze w to, że polityk wie lepiej niż obywatel, polityk poprowadzi obywatela za rączkę i polityk znajdzie remedium na wszelkie gospodarcze bolączki. Nie znajdzie nigdy, bo procesy rynkowe są procesami naturalnymi i są znacznie mniej omylne, niż państwo, na którego czele często stają zwyczajni dyletanci ekonomiczni.

Czas skończyć z mitem niezawodnego polityka, który przyjedzie na białym koniu i naprawi zawodny rynek, pompując wirtualne pieniądze w gospodarkę. Politycy są zawodni, praktyka to pokazuje, politycy opierają się zbyt często na ideologicznych mrzonkach, podczas gdy ekonomia to przede wszystkim nauka. Co nam ta nauka dała? Ano dała nam tyle, że choć na wolny rynek można psioczyć, to nie znalazł się jeszcze nikt kto wymyśliłby cokolwiek lepszego. A państwo? Państwo jest potrzebne, ale nie do wszystkiego. Rolą państwa w normalnej, zdrowej gospodarce powinno być prowadzenie polityki antyinflacyjnej i antymonopolowej, tworzenie infrastruktury, podstawowe ubezpieczenia i wyrównywanie szans tych, którzy są zdolni i pracowici, ale z różnych, niezależnych od siebie powodów nie mogą się wybić i odnieść sukcesu. Na tym rola państwa się kończy, każde dodatkowe działanie, każda dotacja dla nierentownej firmy, każda koncesja i procedura ograniczająca wolność gospodarczą, każde rozdawnictwo publicznych pieniędzy i każda próba centralnego planowania to psucie gospodarki, leczenie kataru HIVem i zwyczajne szkodzenie obywatelom przy jednoczesnej gadce o "chronieniu" i "ratowaniu". Czas więc przestać wierzyć w mity i powiedzieć socjalistycznym mesjaszom w czerwonym stanowcze NIE.

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. 🙂
    Jednak…
    Uparcie i nie pierwszy raz wskazujesz bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości jako przyczynę kryzysu – przynajmniej taki jest wydźwięk Twoich słów.
    Tymczasem to był skutek błędów i katalizator reakcji łańcuchowej – system puścił w najsłabszym miejscu.
    Tani pieniądz i ekonomia wojenna – to są źródła kryzysu, bańka spekulacyjna to tylko jego manifestacja.

    •  Mówi się trudno, takie są
       Mówi się trudno, takie są fakty. Bezpośrednią przyczyną kryzysu jest bańka, natomiast tym co bańkę napędzało, i tu masz pełną rację, jest pompowanie w gospodarkę taniego pieniądza i bezmyślne zadłużanie się niemal wszystkich – od pojedynczych obywateli po rządy. To jest też pośrednią i najbardziej pierwotną przyczyną kryzysu i jeśli chcemy walczyć z kryzysem to musimy po pierwsze, drugie i trzecie zrezygnować z życia na kredyt.

  2. 🙂
    Jednak…
    Uparcie i nie pierwszy raz wskazujesz bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości jako przyczynę kryzysu – przynajmniej taki jest wydźwięk Twoich słów.
    Tymczasem to był skutek błędów i katalizator reakcji łańcuchowej – system puścił w najsłabszym miejscu.
    Tani pieniądz i ekonomia wojenna – to są źródła kryzysu, bańka spekulacyjna to tylko jego manifestacja.

    •  Mówi się trudno, takie są
       Mówi się trudno, takie są fakty. Bezpośrednią przyczyną kryzysu jest bańka, natomiast tym co bańkę napędzało, i tu masz pełną rację, jest pompowanie w gospodarkę taniego pieniądza i bezmyślne zadłużanie się niemal wszystkich – od pojedynczych obywateli po rządy. To jest też pośrednią i najbardziej pierwotną przyczyną kryzysu i jeśli chcemy walczyć z kryzysem to musimy po pierwsze, drugie i trzecie zrezygnować z życia na kredyt.

  3. 🙂
    Jednak…
    Uparcie i nie pierwszy raz wskazujesz bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości jako przyczynę kryzysu – przynajmniej taki jest wydźwięk Twoich słów.
    Tymczasem to był skutek błędów i katalizator reakcji łańcuchowej – system puścił w najsłabszym miejscu.
    Tani pieniądz i ekonomia wojenna – to są źródła kryzysu, bańka spekulacyjna to tylko jego manifestacja.

    •  Mówi się trudno, takie są
       Mówi się trudno, takie są fakty. Bezpośrednią przyczyną kryzysu jest bańka, natomiast tym co bańkę napędzało, i tu masz pełną rację, jest pompowanie w gospodarkę taniego pieniądza i bezmyślne zadłużanie się niemal wszystkich – od pojedynczych obywateli po rządy. To jest też pośrednią i najbardziej pierwotną przyczyną kryzysu i jeśli chcemy walczyć z kryzysem to musimy po pierwsze, drugie i trzecie zrezygnować z życia na kredyt.