Reklama

Jakież było oburzenie elit, gdy po zwycięskich wyborach Prezydent Kaczyński zażartował do swojego brata Jarosława “Melduję wykonanie zadania”.

Jakież było oburzenie elit, gdy po zwycięskich wyborach Prezydent Kaczyński zażartował do swojego brata Jarosława “Melduję wykonanie zadania”. Jak ciskali gromy wielbiciele myśli politycznej z Czerskiej, którzy mają tylko ustalone kierunki meldunków o wykonaniu zadania ukształtowane w latach 50-tych XX wieku. Bardzo starali się aby wszystko wróciło do normy. I wróciło w osobie naszego króla Bronisława Wąsatego, który stojąc na baczność niczym Jerzy Turek w “Misiu” Barei zaśpiewał “Łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu”, co było nowoczesnym, telefonicznym hołdem lennym dla władcy kurków wszelkich i atomowych przycisków Putina. Oczywiście nasze podpłacane gazpromowymi srebrnikami media chcą nam uświadomić, że Bronisław chciał powiedzieć “Oddajcie nam czarne skrzynki prezydenckiego Tupolewa”, ale ponoć, źle zostało to przez FSB przetłumaczone.
Dlatego po raz kolejny po takim hołdzie złożonym po sfałszowanych wyborach przez politycznego idola Bronisława Wąsatego należy się zastanowić czy przypadkiem podobną metodę liczenia głosów made in Russia, nie zastosowano w Polskich wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Kiedyś może ktoś sypnie w służbach, co było grane…

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. Odnośnie metody liczenia głosów
    Myślę że niekoniecznie musimy kopiować obce wzory, choć nie są one złe.
    Zasada że “nieważna jak kto głosuje – ważne kto liczy głosy” jest wprawdzie jedną z najkorzystniejszych, ale są i inne, w tym i rodzimej produkcji.
    Opiszę jedną z nich.
    Otóż w epoce późnego Gierka, w późnym etapie jednej z imprez towarzyskich wysłuchałem pewnego zwierzenia.
    Zwierzającym się był jeden z uczestników imprezy, który był znany z tego, że choć bezpartyjny, to cieszył się takim zaufaniem społecznym, że był zawsze wybierany do komisji wyborczej, a zdarzało się to w tym dziesięcioleciu wielokrotnie.
    Tenże Zwierzający się opowiedzał mi, a może innym też, że po zakończeniu głosowania przyjeżdżało dwóch, trzech panów, którzy zostawiali kilka półlitrówek i odjezdżali……z urną i zawartymi w nie kartkami.
    Czy to opowiadanie było prawdziwe czy też nie – nie wiem. Nigdy, ani poprzednio ani obecnie, nie cieszyłem się takim zaufaniem społecznym, aby być czlonkiem komisji wyborczej.
    Chociaż przyczyna mogła być i bardziej prozaiczna, bowiem o taką funkcję nigdy nie zabiegałem.
    W każdym bądź razie nie wiem czy taki tryb głosowania i liczenia głosów był zgodny z rzeczywistością? A jak sądzą inni?

    • Magia kłamstwa
      Jak się ogląda członków Państwowej Komisji Wyborczej z ich rozbieganymi oczami, to chciałoby się zatrudnić bohatera filmu “Magia kłamstwa” granego przez Tima Rotha, który z oczu, mimiki i twarzy wyczytuje kłamstwa interlokutorów. Chciałoby się w dobie komputeryzacji elektronicznie sprawdzać jakość wyborów w paru niezależnych źródłach. W tej chwili wybory są zawłaszczone jak media przez jedną opcję antykaczyńską. Mężowie zaufania w każdej komisji nie są bowiem w stanie całościowo objąć elekcji. Gdy tak jest to zawsze mogą wygrywać Tusk z Komorowskim żeby nigdy nie powtórzyły się w miarę sprawiedliwe wybory z 2005 roku. Jak w Rosji Putin na zmianę z Miedwiediewem.

      • Gdzieś tu kiedyś opisałem miejsko-gminne wybory
        z głosami po 50 złotych polskich i spalonymi samochodami konkurencji. Najciekawszy jest jednak skład komisji wyborczych – te same twarze od -nastu lat. Opowiadał mi kiedyś taki od zawsze członek komisji, jak po zamknięciu lokalu, przy rozlewaniu tradycyjnej półlitrówki, padło sakramentalne: komu dorzucamy?

  2. Odnośnie metody liczenia głosów
    Myślę że niekoniecznie musimy kopiować obce wzory, choć nie są one złe.
    Zasada że “nieważna jak kto głosuje – ważne kto liczy głosy” jest wprawdzie jedną z najkorzystniejszych, ale są i inne, w tym i rodzimej produkcji.
    Opiszę jedną z nich.
    Otóż w epoce późnego Gierka, w późnym etapie jednej z imprez towarzyskich wysłuchałem pewnego zwierzenia.
    Zwierzającym się był jeden z uczestników imprezy, który był znany z tego, że choć bezpartyjny, to cieszył się takim zaufaniem społecznym, że był zawsze wybierany do komisji wyborczej, a zdarzało się to w tym dziesięcioleciu wielokrotnie.
    Tenże Zwierzający się opowiedzał mi, a może innym też, że po zakończeniu głosowania przyjeżdżało dwóch, trzech panów, którzy zostawiali kilka półlitrówek i odjezdżali……z urną i zawartymi w nie kartkami.
    Czy to opowiadanie było prawdziwe czy też nie – nie wiem. Nigdy, ani poprzednio ani obecnie, nie cieszyłem się takim zaufaniem społecznym, aby być czlonkiem komisji wyborczej.
    Chociaż przyczyna mogła być i bardziej prozaiczna, bowiem o taką funkcję nigdy nie zabiegałem.
    W każdym bądź razie nie wiem czy taki tryb głosowania i liczenia głosów był zgodny z rzeczywistością? A jak sądzą inni?

    • Magia kłamstwa
      Jak się ogląda członków Państwowej Komisji Wyborczej z ich rozbieganymi oczami, to chciałoby się zatrudnić bohatera filmu “Magia kłamstwa” granego przez Tima Rotha, który z oczu, mimiki i twarzy wyczytuje kłamstwa interlokutorów. Chciałoby się w dobie komputeryzacji elektronicznie sprawdzać jakość wyborów w paru niezależnych źródłach. W tej chwili wybory są zawłaszczone jak media przez jedną opcję antykaczyńską. Mężowie zaufania w każdej komisji nie są bowiem w stanie całościowo objąć elekcji. Gdy tak jest to zawsze mogą wygrywać Tusk z Komorowskim żeby nigdy nie powtórzyły się w miarę sprawiedliwe wybory z 2005 roku. Jak w Rosji Putin na zmianę z Miedwiediewem.

      • Gdzieś tu kiedyś opisałem miejsko-gminne wybory
        z głosami po 50 złotych polskich i spalonymi samochodami konkurencji. Najciekawszy jest jednak skład komisji wyborczych – te same twarze od -nastu lat. Opowiadał mi kiedyś taki od zawsze członek komisji, jak po zamknięciu lokalu, przy rozlewaniu tradycyjnej półlitrówki, padło sakramentalne: komu dorzucamy?

  3. Odnośnie metody liczenia głosów
    Myślę że niekoniecznie musimy kopiować obce wzory, choć nie są one złe.
    Zasada że “nieważna jak kto głosuje – ważne kto liczy głosy” jest wprawdzie jedną z najkorzystniejszych, ale są i inne, w tym i rodzimej produkcji.
    Opiszę jedną z nich.
    Otóż w epoce późnego Gierka, w późnym etapie jednej z imprez towarzyskich wysłuchałem pewnego zwierzenia.
    Zwierzającym się był jeden z uczestników imprezy, który był znany z tego, że choć bezpartyjny, to cieszył się takim zaufaniem społecznym, że był zawsze wybierany do komisji wyborczej, a zdarzało się to w tym dziesięcioleciu wielokrotnie.
    Tenże Zwierzający się opowiedzał mi, a może innym też, że po zakończeniu głosowania przyjeżdżało dwóch, trzech panów, którzy zostawiali kilka półlitrówek i odjezdżali……z urną i zawartymi w nie kartkami.
    Czy to opowiadanie było prawdziwe czy też nie – nie wiem. Nigdy, ani poprzednio ani obecnie, nie cieszyłem się takim zaufaniem społecznym, aby być czlonkiem komisji wyborczej.
    Chociaż przyczyna mogła być i bardziej prozaiczna, bowiem o taką funkcję nigdy nie zabiegałem.
    W każdym bądź razie nie wiem czy taki tryb głosowania i liczenia głosów był zgodny z rzeczywistością? A jak sądzą inni?

    • Magia kłamstwa
      Jak się ogląda członków Państwowej Komisji Wyborczej z ich rozbieganymi oczami, to chciałoby się zatrudnić bohatera filmu “Magia kłamstwa” granego przez Tima Rotha, który z oczu, mimiki i twarzy wyczytuje kłamstwa interlokutorów. Chciałoby się w dobie komputeryzacji elektronicznie sprawdzać jakość wyborów w paru niezależnych źródłach. W tej chwili wybory są zawłaszczone jak media przez jedną opcję antykaczyńską. Mężowie zaufania w każdej komisji nie są bowiem w stanie całościowo objąć elekcji. Gdy tak jest to zawsze mogą wygrywać Tusk z Komorowskim żeby nigdy nie powtórzyły się w miarę sprawiedliwe wybory z 2005 roku. Jak w Rosji Putin na zmianę z Miedwiediewem.

      • Gdzieś tu kiedyś opisałem miejsko-gminne wybory
        z głosami po 50 złotych polskich i spalonymi samochodami konkurencji. Najciekawszy jest jednak skład komisji wyborczych – te same twarze od -nastu lat. Opowiadał mi kiedyś taki od zawsze członek komisji, jak po zamknięciu lokalu, przy rozlewaniu tradycyjnej półlitrówki, padło sakramentalne: komu dorzucamy?