Reklama


Reklama

Mój znajomy ma pewną teorię, którą zawsze mnie uraczy w odpowiednim momencie, ale przy każdym naszym spotkaniu. Brzmi ona tak: „W tym kraju 1/5 ludzi to zwykli kretyni, natomiast ¾ to kompletni idioci. Pozostała część jest normalna.” Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej myślę, że on ma rację, ten mój znajomy. Im więcej osób spotykam na swojej drodze, tym częściej mam do czynienia z debilami, którzy sprawiają wrażenie żyjących gdzieś w rzeczywistości z polskich seriali, niż w tak zwanym realu.

 

Ja rozumiem i liczę się z tym, że większość firm, a szczególnie korporacji ma na celu wyciągnięcie od nas kasy, za wszelką cenę. Każdy właściwie nas okrada, cóż począć. Komórki, raty, kredyty służą temu, żebyśmy czuli że żyjemy jak ludzie. Ja to wszystko rozumiem, ale czy to musi działać wbrew jakiejkolwiek logice? Przecież ja bym i tak płacił bo akurat, taka komórka na przykład, jest mi do czegoś potrzebna. Ale nie. Muszą mnie tam traktować jak kompletnego debila i już. Widocznie tak im lepiej. Kupujemy paczuszkę na jakimś portalu aukcyjnym czy co tam, i prosimy o wysyłkę kurierem. Wszystko pięknie. Podajemy adres i czekamy. Okazuje się, że paczuszka przyjdzie dnia następnego, kiedy akurat jesteśmy w pracy. Nic prostszego, dzwonimy do kuriera żeby podać mu adres naszego miejsca pracy. Ha ha ha. Najpierw kurier musi dostarczyć przesyłkę do domu (czyli nie dostarczyć bo nas tam nie ma), a potem można mu zgłosić nowy adres, a następnego dnia dostarczy. W jakich godzinach to się zobaczy. Módlmy się żeby to był jeden z tych kurierów, którzy dzwonią i pytają gdzie jesteśmy. Daj Boże.

 

Ale zanim kurier z paczką wyjedzie, trzeba za nią zapłacić przelewem. Dane do przelewu wysyła nam sprzedający mailem. No i co? A zapomniało się o przecinkach. Niech kupujący duma czy to nazwisko czy nazwa miejscowości. A wystarczyłby przecinek. No ale to trzeba pomyśleć, a z tym ciężko.

 

Miałem kiedyś stłuczkę. Policji nie wzywałem bo się dogadałem z drugim kierowcą. Podpisał papiery o swojej winie. I co? Dostaję papierek od ubezpieczyciela, że moja wina z podaniem dokładnych warunków w jakich jechałem i dlaczego zawiniłem. Z tych właśnie danych wychodziło ewidentnie, że żeby dojechać do auta w podanym czasie (przejechać podaną drogę) musiałbym pruć z prędkością ponad 600 kilometrów na godzinę. Nic prostszego, zważywszy, że jechałem Seicento.

 

Ukradziono nam tablice rejestracyjne z samochodu? Idziemy zgłosić na policję. Policja takich zgłoszeń nie chce przyjmować. Po długiej rozmowie, pan policjant oświadcza, że taka kradzież jest niegroźna. Dopytuję się co jeśli ktoś te tablice zamontuje na samochód i zatankuje dużo paliwa na jakiejś stacji, nie płacąc. Pan policjant odpowiada, że przecież będzie to inne auto. Dopytuję, co jeśli zamontuje na taki sam model samochodu. Pan policjant z pobłażliwym uśmiechem mówi, że przecież kamery pokażą kierowcę i będzie widać, że to nie ja. Co jeśli założy czapkę, ciemne okulary i bluzę z kapturem? – nie rezygnuję. W tym momencie pan policjant pomyślał. Wreszcie. Pana policjanta, który dba o prawo i porządek w naszym kraju, trzeba pobudzać do myślenia. Inaczej jest to jałowy mózg w bezkształtnej powłoce. I jeszcze ten wyraz twarzy. Że przyszedł facet i coś chce. A on musi siedzieć i słuchać.

 

Pominę sprawy we wszystkiego typu urzędach. Do czego to prowadzi? Do patologii. Fachowiec źle zrobi na przykład kran panu strażnikowi miejskiemu, ten się z nim pokłóci i wkurwiony pójdzie do pracy. W pracy wlepi mandat za jakieś tam parkowanie jakiemuś dentyście, dajmy na to. Ten jak tylko trafi mu się jako pacjent jakiś strażnik miejski, odgrywa się Bogu ducha winnemu (ha ha) pracownikowi publicznemu za tamtego co mu mandat wlepił. I działa to na zasadzie „ty mi tak, to ja ci jeszcze gorzej”. Kto kogo. A wystarczyłoby chociaż trochę pomyśleć. Można sobie ułatwić życie, ale nie. Lepiej jest utrudniać. Zdrowy rozsądek zawsze pomaga, ale nie w naszym pięknym kraju. Tutaj najważniejsze jest się pokłócić, zakrzyczeć i tyle. Skoro nikomu nie chce się myśleć, to po co się wysilać. Najlepiej jest po prostu wciskać ten swój przycisk i robić durne czynności bo przecież taki regulamin, taka praca, taki zakres obowiązków. Masz z tym problem? To spieprzaj i nie przeszkadzaj w robocie, bo cię jeszcze udupimy. Wygodnie jest tak sobie być idiotą i wyłączyć myślenie, w telewizji wytłumaczą, powiedzą. Tylko, że jak jeden z drugim idiota za interesy się biorą, to niech się potem nie dziwią, że nerwy, stres, zawał itd. A jak im się trafia ktoś kto udaje naprawdę głupiego, naiwnego niczym dzieciak, to ci idioci idiocieją jeszcze bardziej. Bo wystarczy w stoickim spokoju zadawać cały czas jedno pytanie: ”dlaczego?”, z tymże konieczny jest przy tym naprawdę naiwny, ale poczciwy wyraz twarzy, na zasadzie „wytłumacz mi, proszę” i wtedy ci wszyscy idioci naprawdę nie wiedzą dlaczego. Wali im się cały świat bo nijak nic wytłumaczyć nie potrafią. Tylko, że na dłuższą metę to niewiele pomaga. Poprawia samopoczucie, owszem, ale zmienia niewiele, bo przecież w taki sposób idiota nie zmądrzeje, co najwyżej troszeczkę tylko się zastanowi, ale bardziej się zapieni. I tak to w tym naszym wspaniałym kraju się toczy. Nie wierzę, że tu kiedyś będzie normalnie bo na co dzień spotykam zbyt dużo ludzi żeby wyłowić tych normalnych. Zdarzają się, owszem, ale nie stanowią o sile tego kraju niestety. Dlaczego? Niech to pytanie zostanie zarezerwowane dla tych wszystkich wymienionych idiotów, wraz z uśmiechem na mojej twarzy i trochę lepszym humorem, bo jeśli humor trochę lepszy, to i samopoczucie żwawsze, a to już duży plus. A ci normalni? Z teorii mojego znajomego wynika (proste zadanie matematyczne), że to tylko 5% …

Reklama

7 KOMENTARZE

  1. “I jeszcze ten wyraz twarzy. Że przyszedł facet i coś chce.
    A on musi siedzieć i słuchać.”

    Taka postawa ma dłuugą tradycję, idącą z dawien dawna i z góry waadzy, zapewne przynajmniej z czasów biurokracji austro-węgierskiej i/lub carskiej. Przykład z czasów nieco nowszych – J. Głowacki, “Z głowy”:

    “(…) do tej pory osobiście znałem tylko jednego polskiego dyplomatę (i to na dodatek byłego), mianowicie konsula w Glasgow. Słabym jego punktem był brak znajomości języków obcych. Mocnym posiadanie ładnej żony aktorki. Z tego powodu konsul spędzał wakacje w warszawskim SPATiF-ie i po kilku setach chętnie dzielił się ze słuchaczami doświadczeniami z pracy dyplomatycznej. – Robota – mówił – jest w zasadzie przyjemna, tyle że od czasu do czasu do gabinetu wpieprzy ci się Anglik i czegoś chce. To by też nie było najgorsze, gdyby nie to, że go nic a nic nie można zrozumieć. (…) Trochę mnie pokrzepiał przykład wspomnianego konsula z Glasgow, który sobie bez angielskiego radził. Opracował taki system, że jak już mu się do gabinetu ten Anglik wpierdolił, to konsul nic nie mówił, tylko się na niego z wyrzutem patrzył. I ten Anglik albo Szkot coś tam pieprzył, pieprzył, przeciętnie trzy minuty, a jak był bezczelny, to cztery. Potem przerywał i jakby na coś czekał, ale konsul też czekał. I tak sobie siedzieli cicho znów różnie – czasem minutę, a czasem i dwie. I potem ten Anglik wstawał i wychodził. Bo jak z godnością wyjaśniał w SPATiF-ie konsul: “On mnie w chuja nie będzie robił”.”

    Ty się jednak z policjantem dogadałeś – sukces!

  2. 5% normalnych…
    To mi przypomina postulat na jaki natknąłem się w heroicznych czasach “Solidarności”:
    – Żądamy dla każdego pensji w wysokości podwójnej średniej krajowej….

    Prawda jest trochę dramatyczniejsza. To głupcy są normą; te 5% naszych bliskich i znajomych to chlubne wyjątki.