Reklama

Zastanówmy się nad argumentami przeciwników legalizacji (zwłaszcza marihuany), którzy zapewne tego tekstu nie przeczytają:

1.Zażywanie narkotyków jest złe, a ze złem państwo musi walczyć.

Zastanówmy się nad argumentami przeciwników legalizacji (zwłaszcza marihuany), którzy zapewne tego tekstu nie przeczytają:

Reklama

1.Zażywanie narkotyków jest złe, a ze złem państwo musi walczyć.
Ciężki to argument do odparcia, bowiem za złe możemy uznać dowolną rzecz: masturbację, holocaust, jedzenie mięsa itd. itp. Zauważmy że rzekome zło popełniane jest za zgodą ofiary-a jeśli chcącemu nie dzieje się krzywda, to czemu państwo miałoby przed rzekomym złem chronić delikwenta? Po co walczy się ze złem którego ludzie chcą dla siebie samych? Odnotujmy także, że posiadanie narzędzia do zabijania ludzi (która to czynność przez większość jest uznana za złą) jest w Polsce dopuszczona po spełnieniu pewnych kryteriów. Uznaje się więc część ludzi za wystarczająco odpowiedzialnych do posiadania broni palnej, służącej do zabijania bliźniego w akcie samoobrony, a nie pozwala się na zmianę własnego stanu świadomości zakazaną substancją, co w ogóle bliźnich nie dotyka. Gdzie tu sprawiedliwość? Niesprawiedliwość jest tym większa, że odurzanie się toksycznym alkoholem i rakotwórczym tytoniem jest w Polsce dozwolone.

Częstym błędem jest wysnuwanie wskazówek etycznych z religii (błędem ponieważ nie ma dowodów ani na istnienie bogów, ani na konieczność przestrzegania ich woli, ani nawet na istnienie zła lub dobra). Nawet wśród autorytetów religijnych powszechną praktyką było zażywanie narkotyków. Ograniczę się do chrześcijaństwa: Chrystus i Jan Paweł II wielokrotnie zażywali twardy narkotyk – alkohol etylowy zawarty w winie. Rozmaite ekstazy i widzenia rozmaitych świętych, nawet jeżeli bezpośrednio nie były wynikiem działania narkotyków, to z dużym prawdopodobieństwem były wynikiem wprawiania umysłu w odmienny, narkotyczny stan świadomości (np. poprzez wyniszczanie mózgu głodówką). Tak więc odurzanie się jest istotnym składnikiem naszej religii (i religii w ogóle-vide plemienni szamani)

2.Marihuana szkodzi zdrowiu.
Owszem szkodzi-obniża motywację, pogarsza funkcjonowanie pamięci krótkotrwałej, dym szkodzi płucom. Ma też kilka pozytywnych cech, dlatego stosuje się ją jako lek (przeciwbólowy, zwiększający łaknienie, przeciwdepresyjny). Bezsprzecznie bardziej zdrowiu szkodzą: alkohol, papierosy, “chrzczona” chemikaliami przez dilerów nielegalna marihuana. Zapewne wśród niezdrowej żywności znajdą się produkty bardziej od marihuany szkodliwe w długotrwałym stosowaniu (np. tłuste fast foody:) Z powyższego wynika, że szkodliwość marihuany jest znikoma, ale nie to powinno być najważniejszym argumentem za legalizacją. Winno nim być uszanowanie osobistego, wolnego wyboru użytkowników (marihuana nie uzależnia fizycznie-jej konsument ma więc dużo bardziej wolny i świadomy wybór od heroinistów czy alkoholików)

3.Legalizacja sprawi że wszyscy będą ćpać, a społeczeństwo upadnie.
Wierutna bzdura-w Holandii mniej procent ludzi pali marihuanę niż w Polsce. W Portugalii liberalizacja spowodowała spadek użytkowników wszystkich narkotyków prócz marihuany, co związane było z ogólnoeuropejskim wzrostem jej spożycia, najniższy oczywiście odnotowano w Portugalii (żródło:”Monar na Bajzlu”, Jesień 2009, s.34-35; “Narkotyki w Portugalii…”, M. Szalavit, “Time”, 6.05.2009). Zaprzestanie ścigania i rozpoczęcie medycznej pomocy jest wyjątkowo potrzebne najbardziej zagrożonej grupie-heroinistom. Dzięki klinikom z legalnymi iniekcjami w Szwajcarii znacząco zredukowano śmiertelne przedawkowania.

Problem narkotyków nie był istotną plagą społeczną przed XX-wieczną wojną z narkotykami. Owszem zdażały się miejscowe plagii eteromanii na Śląsku czy popularność opium w Chinach, czy ogólnozachodnia plaga pijaństwa. Marihuana z tego co mi wiadomo nigdy nie wywołała tej skali patologii społecznej. Wepchnięcie handlu narkotykami w ręce mafii i uczynienie z użytkowników wyrzutków wyjętych spod prawa spowodowało narastanie problemów. Gram marihuany (z pospolitego zielska-konopii:) kosztuje więcej niż gram złota, gram heroiny (z wszędobylskiego maku) więcej niż gram platyny. Dla takich pieniędzy opłaca się ryzykować i zostać dilerem. Przeciwskuteczność delegalizacji wykazała prohibicja alkoholu w USA. Mafia zbiła majątek, przestępstw przybyło, ludzie truli się bimbrem, a po początkowym spadku, ostatecznie wzrosła także ogólna konsumpcja alkoholu. Po legalizacji społeczeństwo nie upadnie skoro dziś tak wielka jego część zażywa twardy narkotyk-alkohol, a na kacu daje radę pójść do pracy. Poza tym jeśli czarna legenda nielegalnych narkotyków jest tak żywa, to mało prawdopodobne by większość rzuciła się na tak oczernione środki. W społeczności liczba problematycznie biorących używki jest stała, przy czym wojna z narkotykami wydaje się ją zwiększać. Społeczeństwo podupada gdy gangi rosną w siłę (vide Meksyk), a pieniądze podatników marnowane na przeciwskuteczną wojnę z wolnym wyborem ludzi. Dodatkowo uczciwi przedsiębiorcy nie są w stanie konkurować z pralniami narkotykowych pieniędzy.

4. Legalizacja zaszkodzi naszym dzieciom.
Wręcz przeciwnie, to delegalizacja szkodzi dzieciom-diler nie spyta o dowód. Mafii opłaca się zatrudnić dziecko-jest tańsze, naiwniejsze, nie pójdzie do więzienia tylko do poprawczaka. Niepełnoletnim czasem uda się kupić narkotyki w monopolowym czy aptece, podobnie byłoby pewnie z cofee shopami. Wychowanie i kontrola nad dziećmi to jednak sprawa rodziców (którzy często sami podają im “na spróbowanie” twardy narkotyk-alkohol). Lepiej gdy w legalnym sklepie jest legalny, sprawdzony towar sprzedawany po okazaniu dowodu, niż gdy towar jest kupowany na ulicy lub w omijającym prawo sklepie z dopalaczami. Jeszcze raz podkreślam-część ludzi i tak będzie ćpać, tylko że po legalizacji mniej, bezpieczniej, rozsądniej i taniej. Obecnie narkotyk to rarytas, więc jak się trafi okazja trzeba go kupić, nie licząc się z innymi punktami w osobistym budżecie. Legalizacja i zakończenie piętnowania użytkowników, pomoże wyjść im z marginesu i zadbać o zdrowie (zwłaszcza zażywającym twarde narkotyki).

Przeciwnicy legalizacji mają na sumieniu ofiary wojny z narkotykami. Powinni się wstydzić swej irracjonalnej, pełnej uprzedzeń i niechęci postawy. Jeśli przyjdą wam do głowy inne często używane przez narkofobów argumenty to podajcie, zajmiemy się ich zbijaniem:)

PS: moje konto zostało napadnięte przez byłą dziewczynę która usunęła sporo rzeczy, na szczęście google zapamiętuje stare strony, dzięki czemu mogę odtworzyć zasadniczą większość zamieszczonych treści

Reklama

96 KOMENTARZE

  1. Szanowny Autorze
    Zasadniczo zgoda – w kwestii alkoholu jako narkotyku twardego, a także ogólnej kwestii odpowiedzialności za własne czyny i związanej z tym rozwagi przy używaniu wszelkich środków odurzających i uzależniających.

    Jednak powtarzające się tu i w innych wpisach zdanie “Marihuana nie uzależnia” nie jest niestety prawdą. Osobiście znałem osoby uzależnione od trawki, które wyjście z tego uzależnienia kosztowało wiele zdrowia i sił. Uzależnienie to NIE wiązało się automatycznie z przejściem na mocniejsze narkotyki, niemniej występowało.

    Nie zapominam przy tym, że – i tutaj znowu zgoda – usankcjonowany przez państwo alkohol również uzależnia. Brak zgody państwa na legalizację marihuany może oznaczać po prostu niechęć do brania sobie na kark jeszcze jednej grupy uzależnionych (mam na myśli przypuszczalny wzrost liczby uzależnionych po hipotetycznej legalizacji marihuany).

    Nie wiem natomiast, w jakim stopniu brak decyzji o legalizacji jest wymuszany przez grupy nacisku, zarabiające na nielegalnym handlu marihuaną. Śmiem twierdzić, że gdyby ten handel został zalegalizowany, handlarze trwaką wyszliby z podziemia podobnie jak cinkciarze przekształcili się we właścicieli kantorów.

    • piszę że nie uzależnia FIZYCZNIE
      oczywiście że uzależnia, tylko że PSYCHICZNIE, takie uzależnienie też istnieje (np. ja jestem uzależniony od komputera:), oczywiście że niszczy, widziałem sporo “bananowych chłopców” z nieustannym bananem na ustach i ciężko kontaktujących co się dzieje dookoła, ale mimo wszystko alkohol jest groźniejszy i tego akurat jestem pewien (po trawie nigdy nie straciłem przytomności, nie rzygałem, nie byłem “nie do życia” na następny dzień, nie podejmowałem ryzykownych zachowań:) Poza tym nie wiem czym miałoby być branie na kark? Uzależnieni istnieją niezależnie od legalizacji

        • co do detoksu
          detoks tylko na filmach, ale widziałem pijaków co się im ręce trzęsły bo długo nie pili, jak dla mnie wystarczająco obrzydliwe, sądzisz że delgalizacja ochroniła tych ludzi przed narkotykami? czy może sugerujesz że wszyscy rzucą się na twarde narkotyki i się uzależnią? sorry ale doświadczenia mówią co innego-skromne przykłady liberalizacji oznaczały mniejszą liczbę uzależnionych od twardych narkoków

      • Czy alkohol
        jest groźniejszy i o ile, nie chcę wyrokować, bardzo możliwe, ale nie chce mi się szukać ew. źródeł, wskazujących, od czego się łatwiej i szybciej uzależnić (rozumiem, że ciągniemy TYLKO wątek alk vs trawa). Zresztą MK już napisał, że łatwiej zobaczyć mrówkę wielkości nosorożca lub vice versa po pierwszej (powiedzmy: drugiej) dawce (joincie) niż po drugiej setce wódki; przy wódce to już trzeba dojść do delirium, żeby takie rzeczy oglądać.

        Na pewno alkohol jest akceptowa(l)ny społecznie w PL (ciekawe, jak jest na Jamajce) i państwo ciągnie zeń zyski (akcyza). Niewątpliwie po marihuanie nie rośnie poziom agresji (unlike po alkoholu) i tu by się przydało zestawienie z państw z zalegalizowaną marihuaną, jak wyglądają straty powodowane przez palących trawę w stosunku do strat powodowanych przez pijanych (wypadki przy pracy, samochodowe etc.), plus oczywiście ilu było jednych i drugich (bo nie ma sensu porównywanie strat spowodowanych przez 100 palaczy ze stratami spow. przez 5000 pijanych). A także – ile się w tym samym okresie (rocznie np.) wydaje na leczenie jednych i drugich uzależnionych.

        • co lepsze dla narodu?
          Chyba trudno o jakieś dane porównawcze. O ile są kraje w których sporo ludzi dużo chleje, to krajów w podobnej skali skażonych marychą, a nie pijących, raczej nie ma.
          Chociaż może Bliski Wschód?
          Zapewne lepiej gdy naród pali niż pije, ale przecież nie da się wybrać modelu odurzania i narzucić społeczeństwu, to siedzi od pokoleń.
          Koszty leczenia marycholubców raczej nie istnieją, tego się nie leczy.
          Są uboczne koszty skutków zażywania, czyli niższa wydajność siły roboczej.

          • To nie tak. Przerabiali
            To nie tak. Przerabiali Holendrzy ten teoretyczny model błogosławieństwa. Kończy się eksperyment hasłami: “Polacy do gazu”, “maryha po trzynastej”. Nie ma krajów uzależnionych od działek, bo nie ma krajów, które tak naprawdę te działki wprowadziły w wolnorynkowy obieg. Nawet w Holandii nie kupisz działki w Tessco, tylko trzeba było wejść do specjalnego shopu, a ten shop jest trochę jak Sexshop, czyli nie każdy ma odwagę, a sprzedawca musi mieć koncesję. Ja tam uważam, że masom dostarczanie legalnych narkotyków nie służy, wystarczy, że popatrzymy na legalną działalność mediów. Podobnie jest z legalną bronią, zawsze i wszędzie jako pierwsi zgłoszą się zajoby, których nie stać było na czarny rynek. Człowiekowi wolność, masom ograniczone zaufanie.

  2. Szanowny Autorze
    Zasadniczo zgoda – w kwestii alkoholu jako narkotyku twardego, a także ogólnej kwestii odpowiedzialności za własne czyny i związanej z tym rozwagi przy używaniu wszelkich środków odurzających i uzależniających.

    Jednak powtarzające się tu i w innych wpisach zdanie “Marihuana nie uzależnia” nie jest niestety prawdą. Osobiście znałem osoby uzależnione od trawki, które wyjście z tego uzależnienia kosztowało wiele zdrowia i sił. Uzależnienie to NIE wiązało się automatycznie z przejściem na mocniejsze narkotyki, niemniej występowało.

    Nie zapominam przy tym, że – i tutaj znowu zgoda – usankcjonowany przez państwo alkohol również uzależnia. Brak zgody państwa na legalizację marihuany może oznaczać po prostu niechęć do brania sobie na kark jeszcze jednej grupy uzależnionych (mam na myśli przypuszczalny wzrost liczby uzależnionych po hipotetycznej legalizacji marihuany).

    Nie wiem natomiast, w jakim stopniu brak decyzji o legalizacji jest wymuszany przez grupy nacisku, zarabiające na nielegalnym handlu marihuaną. Śmiem twierdzić, że gdyby ten handel został zalegalizowany, handlarze trwaką wyszliby z podziemia podobnie jak cinkciarze przekształcili się we właścicieli kantorów.

    • piszę że nie uzależnia FIZYCZNIE
      oczywiście że uzależnia, tylko że PSYCHICZNIE, takie uzależnienie też istnieje (np. ja jestem uzależniony od komputera:), oczywiście że niszczy, widziałem sporo “bananowych chłopców” z nieustannym bananem na ustach i ciężko kontaktujących co się dzieje dookoła, ale mimo wszystko alkohol jest groźniejszy i tego akurat jestem pewien (po trawie nigdy nie straciłem przytomności, nie rzygałem, nie byłem “nie do życia” na następny dzień, nie podejmowałem ryzykownych zachowań:) Poza tym nie wiem czym miałoby być branie na kark? Uzależnieni istnieją niezależnie od legalizacji

        • co do detoksu
          detoks tylko na filmach, ale widziałem pijaków co się im ręce trzęsły bo długo nie pili, jak dla mnie wystarczająco obrzydliwe, sądzisz że delgalizacja ochroniła tych ludzi przed narkotykami? czy może sugerujesz że wszyscy rzucą się na twarde narkotyki i się uzależnią? sorry ale doświadczenia mówią co innego-skromne przykłady liberalizacji oznaczały mniejszą liczbę uzależnionych od twardych narkoków

      • Czy alkohol
        jest groźniejszy i o ile, nie chcę wyrokować, bardzo możliwe, ale nie chce mi się szukać ew. źródeł, wskazujących, od czego się łatwiej i szybciej uzależnić (rozumiem, że ciągniemy TYLKO wątek alk vs trawa). Zresztą MK już napisał, że łatwiej zobaczyć mrówkę wielkości nosorożca lub vice versa po pierwszej (powiedzmy: drugiej) dawce (joincie) niż po drugiej setce wódki; przy wódce to już trzeba dojść do delirium, żeby takie rzeczy oglądać.

        Na pewno alkohol jest akceptowa(l)ny społecznie w PL (ciekawe, jak jest na Jamajce) i państwo ciągnie zeń zyski (akcyza). Niewątpliwie po marihuanie nie rośnie poziom agresji (unlike po alkoholu) i tu by się przydało zestawienie z państw z zalegalizowaną marihuaną, jak wyglądają straty powodowane przez palących trawę w stosunku do strat powodowanych przez pijanych (wypadki przy pracy, samochodowe etc.), plus oczywiście ilu było jednych i drugich (bo nie ma sensu porównywanie strat spowodowanych przez 100 palaczy ze stratami spow. przez 5000 pijanych). A także – ile się w tym samym okresie (rocznie np.) wydaje na leczenie jednych i drugich uzależnionych.

        • co lepsze dla narodu?
          Chyba trudno o jakieś dane porównawcze. O ile są kraje w których sporo ludzi dużo chleje, to krajów w podobnej skali skażonych marychą, a nie pijących, raczej nie ma.
          Chociaż może Bliski Wschód?
          Zapewne lepiej gdy naród pali niż pije, ale przecież nie da się wybrać modelu odurzania i narzucić społeczeństwu, to siedzi od pokoleń.
          Koszty leczenia marycholubców raczej nie istnieją, tego się nie leczy.
          Są uboczne koszty skutków zażywania, czyli niższa wydajność siły roboczej.

          • To nie tak. Przerabiali
            To nie tak. Przerabiali Holendrzy ten teoretyczny model błogosławieństwa. Kończy się eksperyment hasłami: “Polacy do gazu”, “maryha po trzynastej”. Nie ma krajów uzależnionych od działek, bo nie ma krajów, które tak naprawdę te działki wprowadziły w wolnorynkowy obieg. Nawet w Holandii nie kupisz działki w Tessco, tylko trzeba było wejść do specjalnego shopu, a ten shop jest trochę jak Sexshop, czyli nie każdy ma odwagę, a sprzedawca musi mieć koncesję. Ja tam uważam, że masom dostarczanie legalnych narkotyków nie służy, wystarczy, że popatrzymy na legalną działalność mediów. Podobnie jest z legalną bronią, zawsze i wszędzie jako pierwsi zgłoszą się zajoby, których nie stać było na czarny rynek. Człowiekowi wolność, masom ograniczone zaufanie.

  3. Szanowny Autorze
    Zasadniczo zgoda – w kwestii alkoholu jako narkotyku twardego, a także ogólnej kwestii odpowiedzialności za własne czyny i związanej z tym rozwagi przy używaniu wszelkich środków odurzających i uzależniających.

    Jednak powtarzające się tu i w innych wpisach zdanie “Marihuana nie uzależnia” nie jest niestety prawdą. Osobiście znałem osoby uzależnione od trawki, które wyjście z tego uzależnienia kosztowało wiele zdrowia i sił. Uzależnienie to NIE wiązało się automatycznie z przejściem na mocniejsze narkotyki, niemniej występowało.

    Nie zapominam przy tym, że – i tutaj znowu zgoda – usankcjonowany przez państwo alkohol również uzależnia. Brak zgody państwa na legalizację marihuany może oznaczać po prostu niechęć do brania sobie na kark jeszcze jednej grupy uzależnionych (mam na myśli przypuszczalny wzrost liczby uzależnionych po hipotetycznej legalizacji marihuany).

    Nie wiem natomiast, w jakim stopniu brak decyzji o legalizacji jest wymuszany przez grupy nacisku, zarabiające na nielegalnym handlu marihuaną. Śmiem twierdzić, że gdyby ten handel został zalegalizowany, handlarze trwaką wyszliby z podziemia podobnie jak cinkciarze przekształcili się we właścicieli kantorów.

    • piszę że nie uzależnia FIZYCZNIE
      oczywiście że uzależnia, tylko że PSYCHICZNIE, takie uzależnienie też istnieje (np. ja jestem uzależniony od komputera:), oczywiście że niszczy, widziałem sporo “bananowych chłopców” z nieustannym bananem na ustach i ciężko kontaktujących co się dzieje dookoła, ale mimo wszystko alkohol jest groźniejszy i tego akurat jestem pewien (po trawie nigdy nie straciłem przytomności, nie rzygałem, nie byłem “nie do życia” na następny dzień, nie podejmowałem ryzykownych zachowań:) Poza tym nie wiem czym miałoby być branie na kark? Uzależnieni istnieją niezależnie od legalizacji

        • co do detoksu
          detoks tylko na filmach, ale widziałem pijaków co się im ręce trzęsły bo długo nie pili, jak dla mnie wystarczająco obrzydliwe, sądzisz że delgalizacja ochroniła tych ludzi przed narkotykami? czy może sugerujesz że wszyscy rzucą się na twarde narkotyki i się uzależnią? sorry ale doświadczenia mówią co innego-skromne przykłady liberalizacji oznaczały mniejszą liczbę uzależnionych od twardych narkoków

      • Czy alkohol
        jest groźniejszy i o ile, nie chcę wyrokować, bardzo możliwe, ale nie chce mi się szukać ew. źródeł, wskazujących, od czego się łatwiej i szybciej uzależnić (rozumiem, że ciągniemy TYLKO wątek alk vs trawa). Zresztą MK już napisał, że łatwiej zobaczyć mrówkę wielkości nosorożca lub vice versa po pierwszej (powiedzmy: drugiej) dawce (joincie) niż po drugiej setce wódki; przy wódce to już trzeba dojść do delirium, żeby takie rzeczy oglądać.

        Na pewno alkohol jest akceptowa(l)ny społecznie w PL (ciekawe, jak jest na Jamajce) i państwo ciągnie zeń zyski (akcyza). Niewątpliwie po marihuanie nie rośnie poziom agresji (unlike po alkoholu) i tu by się przydało zestawienie z państw z zalegalizowaną marihuaną, jak wyglądają straty powodowane przez palących trawę w stosunku do strat powodowanych przez pijanych (wypadki przy pracy, samochodowe etc.), plus oczywiście ilu było jednych i drugich (bo nie ma sensu porównywanie strat spowodowanych przez 100 palaczy ze stratami spow. przez 5000 pijanych). A także – ile się w tym samym okresie (rocznie np.) wydaje na leczenie jednych i drugich uzależnionych.

        • co lepsze dla narodu?
          Chyba trudno o jakieś dane porównawcze. O ile są kraje w których sporo ludzi dużo chleje, to krajów w podobnej skali skażonych marychą, a nie pijących, raczej nie ma.
          Chociaż może Bliski Wschód?
          Zapewne lepiej gdy naród pali niż pije, ale przecież nie da się wybrać modelu odurzania i narzucić społeczeństwu, to siedzi od pokoleń.
          Koszty leczenia marycholubców raczej nie istnieją, tego się nie leczy.
          Są uboczne koszty skutków zażywania, czyli niższa wydajność siły roboczej.

          • To nie tak. Przerabiali
            To nie tak. Przerabiali Holendrzy ten teoretyczny model błogosławieństwa. Kończy się eksperyment hasłami: “Polacy do gazu”, “maryha po trzynastej”. Nie ma krajów uzależnionych od działek, bo nie ma krajów, które tak naprawdę te działki wprowadziły w wolnorynkowy obieg. Nawet w Holandii nie kupisz działki w Tessco, tylko trzeba było wejść do specjalnego shopu, a ten shop jest trochę jak Sexshop, czyli nie każdy ma odwagę, a sprzedawca musi mieć koncesję. Ja tam uważam, że masom dostarczanie legalnych narkotyków nie służy, wystarczy, że popatrzymy na legalną działalność mediów. Podobnie jest z legalną bronią, zawsze i wszędzie jako pierwsi zgłoszą się zajoby, których nie stać było na czarny rynek. Człowiekowi wolność, masom ograniczone zaufanie.

  4. Jako były narkoman oraz znajomy wielu
    palaczy i nie tylko gorąco odradzam sięganie po najmniejszego choćby sztacha. Nie znam ANI JEDNEJ osoby, której marihuana (o pozostałych narkotykach nie ma co nawet gadać) nie zepsuła czegoś w życiu, począwszy od kariery, relacji z ludźmi, a skończywszy na zdrowiu.

    Lepiej już sobie trzepnąć kapucyna, też jest to raczej dość głupie,ale przynajmniej na zdrowie wychodzi i nie zostawia trwałych śladów.

    • Prócz odcisków. Bywają takie
      Prócz odcisków. Bywają takie kompromisy, które są bezbolesne. Próbowałem ćpać, ale się porzygałem. Kapucyna męczę nadal i mam się kwitnąco. Poza wszystkim to porównanie do wódy chybione. Trzeba wypić cysternę w miesiąc, żeby zobaczyć jedną malutką, białą myszkę. Po jednej działce widać nosorożca wielkości mrówki albo mrówkę wielkości nosorożca i wszystko w sekund pięć. Takie są proporcje.

      • Mnie wymioty ochroniły przed alkoholem, różne są więc losy,
        dwa piwa i miałem dość (obrzygane), po trzecim, ostatnim, rozbierałem się, stawałem na stole (gdy był w pobliżu) i naśladowałem mowę i drgawki Ojca Świętego. Na tyle dobrze, że Bóg skarał mnie ostrą nadczynnością tarczycy, po której drżałem już zupełnie naturalnie i na trzeźwo.
        Na wódce się nie znam, ale podejrzewam, że lepiej sobie jednak wypić niż wziąć macha, a najlepiej – tu zgoda – kwitnąć, przyjemnie podpierając się solidnym i niezawodnym kijem nie do zatopienia.

          • To był stały zestaw programu, słynąłem.
            Ale raz, nie wiadomo czemu, chłopakom w pracy, gdy już byliśmy dobrze po pracy jeszcze w godzinach urzędowania, włączył się szczery patriotyzm i chcieli mi spuścić naprawdę niezly łomot dokładnie za to samo, na co zazwyczaj tak chętnie czekali, choć wcale długo nie musieli. Nie wiem, czy poróżniła nas wtedy tylko religia czy może aż wódka, w każdym razie szybko zrozumiałem, że jedno i drugie bywa mocniejsze od pajacowania, a ponieważ na zmianę kariery w moim wypadku było już stanowczo za późno, została mi tylko emigracja, na której z definicji jest przecież ciągła akcja pajacyk. Twarz więc zachowałem. O to w końcu chodzi, by być sobą, się pocieszam.

          • Szkoda, bo taki artysta,
            Szkoda, bo taki artysta, który w Polsce jest zglanowany przez Polaków, za udawanie drgawek Palaka, reklamuje banki, na przykład ING i ma fajrant. Na emigracji, to już nie robi żadnego wrażenia i trzeba klepać biedę w klawiaturę.

          • To byli ludzie bardzo religijni
            i muszę powiedzieć, że z nikim nie czułem się tak swobodnie, jak właśnie z nimi. Są bardziej tolerancyjni niż ci swoi, co w moim przypadku oznacza, no sam wiesz kogo.

          • Tak czy inaczej zabrakło
            Tak czy inaczej zabrakło prowincjonalnej odwagi artystycznej. W UK, to się nie sprzeda, bo tam religią dominującą są wielowiekowi lordowie modlący się przed posiedzeniem, a jakby, któremu przyszło do głowy drgać na tę tradycję, pewnie wymieniłby Polaka na zmywaku. Co kraj to obyczaj.

          • Problem polega na tym, że tu już wszystko
            zostało profesjonalnie obśmiane, ciężko więc coś nowego wymyślić. Można co prawda pojść na łatwiznę i powiedzieć oklepane ”kupa chuj siku” za to z polskim akcentem, ale czy to znowu taka nowość, kiedy pracuje się gremialnie w domach starców?

          • Ale gdzie? Odpowiedź: a) W
            Ale gdzie? Odpowiedź: a) W wyznaczonym miejscu, b) W wyznaczonym miejscu, c) W wyznaczonym miejscu. W miejscach świętych, morda w kubeł i żadnych facetów przebranych za baby, podrygujących nago na okrągłym stole. Jak królowa to na kolana ze świńskim ryjem. Co kraj to obyczaj.

          • W Wielkiej Brytanii nie ma w humorze świętych miejsc,
            są natomiast gdzie indziej i tu zgoda. Po królewnie i rodzinie jadą jak po łysym koniu do tego stopnia, że tego się nie da przetłumaczyć bez popadania w zazdrość, ze samemu się wcześniej na to nie wpadło.

          • Nie rozumiemy się albo
            Nie rozumiemy się albo udajemy głupiego, bo ja nie. Drzeć łacha to sobie można przy herbatce, ale jak się wchodzi na salony, to się wchodzi w ubraniu, bez drgawek i z odpowiednim akcentem artykułuje: “Boże chroń królową”. I to pedał nie pedał, punkowiec i Nergal, zanim odbierze tytuł “sera” salonów, pada na kolana i odtwarza wykutą na pamięć tradycję. W Polsce na salonie wypija się parę piw, wchodzi na stół i drga, im głupiej tym wyżej się wskoczy.

          • Nie wiem, czy się nie rozumiemy, bo ja się z Tobą zgadzam.
            Ty mówisz o tradycji uprzejmej polskiej, ja próbuję powiedzieć, jak to jest w UK. A jest trochę inaczej niż w Polsce. ”Inaczej” to być może pojęcie zbyt pojemne i trochę nieostre, ale dokładnie oddaje istotę rzeczy.
            Wbrew pozorom zdarzają się na Wyspach lepperowskie wpadki, ale nie będę źle mówił ani o zmarłych, ani tym bardziej o Brytyjczykach.

          • Zdarzają się, ale nie są
            Zdarzają się, ale nie są normą. Ostatnio raz zdarzyło się, że do Izby weszli liberałowie i faktycznie Brytyjczykom opadły kopary od tej leperiady, a sam Lepper mógł się przewrócić w grobie. Weszli liberałowie i zgłosili do Watykanu, że w UK roi się od Bravików w Tottenhamie. A potem pięciu szefów dyplomacji podpisało list, w którym wyrażają swój głęboki sprzeciw wobec słów włoskiego dziennikarza: “Merkel to niedojebana tłusta kurwa”.

          • Nie są normą, ale też tu bywa śmiesznie, kiedy wcale
            być nie miało. Jeżeli chodzi o listy zatroskanych, to nie jestem specjalnie ich fanem. Czasem trzeba je napisać, jednak rzadko kto wie kiedy.

          • Zdarzyło się, napisali
            byli ministrowie Foreign Office do premiera Camerona, przed jego podróżą do Moskwy.
            Żeby zagaił płk Putina o prawa człowieka i sprawę Litwinienki. Ale Cameron pojechał ratować interesy BP (zaraz po tym jak Specnaz przeprowadził ,,kontrolę”), więc tylko na kolanach ,,wasze błagarodje”. I nic więcej.

    • Większość znanych mi osób , zaczynających od palenia
      zioła , z czasem sięgnęła po coś z doładowaniem ! Jedynym bodaj wyjątkiem od tej reguły jest pewien malarz kominów , który w oparach zielska tworzył zręby swej politycznej przyszłości. POdobno do dziś zachował trzeżwość umysłu…

  5. Jako były narkoman oraz znajomy wielu
    palaczy i nie tylko gorąco odradzam sięganie po najmniejszego choćby sztacha. Nie znam ANI JEDNEJ osoby, której marihuana (o pozostałych narkotykach nie ma co nawet gadać) nie zepsuła czegoś w życiu, począwszy od kariery, relacji z ludźmi, a skończywszy na zdrowiu.

    Lepiej już sobie trzepnąć kapucyna, też jest to raczej dość głupie,ale przynajmniej na zdrowie wychodzi i nie zostawia trwałych śladów.

    • Prócz odcisków. Bywają takie
      Prócz odcisków. Bywają takie kompromisy, które są bezbolesne. Próbowałem ćpać, ale się porzygałem. Kapucyna męczę nadal i mam się kwitnąco. Poza wszystkim to porównanie do wódy chybione. Trzeba wypić cysternę w miesiąc, żeby zobaczyć jedną malutką, białą myszkę. Po jednej działce widać nosorożca wielkości mrówki albo mrówkę wielkości nosorożca i wszystko w sekund pięć. Takie są proporcje.

      • Mnie wymioty ochroniły przed alkoholem, różne są więc losy,
        dwa piwa i miałem dość (obrzygane), po trzecim, ostatnim, rozbierałem się, stawałem na stole (gdy był w pobliżu) i naśladowałem mowę i drgawki Ojca Świętego. Na tyle dobrze, że Bóg skarał mnie ostrą nadczynnością tarczycy, po której drżałem już zupełnie naturalnie i na trzeźwo.
        Na wódce się nie znam, ale podejrzewam, że lepiej sobie jednak wypić niż wziąć macha, a najlepiej – tu zgoda – kwitnąć, przyjemnie podpierając się solidnym i niezawodnym kijem nie do zatopienia.

          • To był stały zestaw programu, słynąłem.
            Ale raz, nie wiadomo czemu, chłopakom w pracy, gdy już byliśmy dobrze po pracy jeszcze w godzinach urzędowania, włączył się szczery patriotyzm i chcieli mi spuścić naprawdę niezly łomot dokładnie za to samo, na co zazwyczaj tak chętnie czekali, choć wcale długo nie musieli. Nie wiem, czy poróżniła nas wtedy tylko religia czy może aż wódka, w każdym razie szybko zrozumiałem, że jedno i drugie bywa mocniejsze od pajacowania, a ponieważ na zmianę kariery w moim wypadku było już stanowczo za późno, została mi tylko emigracja, na której z definicji jest przecież ciągła akcja pajacyk. Twarz więc zachowałem. O to w końcu chodzi, by być sobą, się pocieszam.

          • Szkoda, bo taki artysta,
            Szkoda, bo taki artysta, który w Polsce jest zglanowany przez Polaków, za udawanie drgawek Palaka, reklamuje banki, na przykład ING i ma fajrant. Na emigracji, to już nie robi żadnego wrażenia i trzeba klepać biedę w klawiaturę.

          • To byli ludzie bardzo religijni
            i muszę powiedzieć, że z nikim nie czułem się tak swobodnie, jak właśnie z nimi. Są bardziej tolerancyjni niż ci swoi, co w moim przypadku oznacza, no sam wiesz kogo.

          • Tak czy inaczej zabrakło
            Tak czy inaczej zabrakło prowincjonalnej odwagi artystycznej. W UK, to się nie sprzeda, bo tam religią dominującą są wielowiekowi lordowie modlący się przed posiedzeniem, a jakby, któremu przyszło do głowy drgać na tę tradycję, pewnie wymieniłby Polaka na zmywaku. Co kraj to obyczaj.

          • Problem polega na tym, że tu już wszystko
            zostało profesjonalnie obśmiane, ciężko więc coś nowego wymyślić. Można co prawda pojść na łatwiznę i powiedzieć oklepane ”kupa chuj siku” za to z polskim akcentem, ale czy to znowu taka nowość, kiedy pracuje się gremialnie w domach starców?

          • Ale gdzie? Odpowiedź: a) W
            Ale gdzie? Odpowiedź: a) W wyznaczonym miejscu, b) W wyznaczonym miejscu, c) W wyznaczonym miejscu. W miejscach świętych, morda w kubeł i żadnych facetów przebranych za baby, podrygujących nago na okrągłym stole. Jak królowa to na kolana ze świńskim ryjem. Co kraj to obyczaj.

          • W Wielkiej Brytanii nie ma w humorze świętych miejsc,
            są natomiast gdzie indziej i tu zgoda. Po królewnie i rodzinie jadą jak po łysym koniu do tego stopnia, że tego się nie da przetłumaczyć bez popadania w zazdrość, ze samemu się wcześniej na to nie wpadło.

          • Nie rozumiemy się albo
            Nie rozumiemy się albo udajemy głupiego, bo ja nie. Drzeć łacha to sobie można przy herbatce, ale jak się wchodzi na salony, to się wchodzi w ubraniu, bez drgawek i z odpowiednim akcentem artykułuje: “Boże chroń królową”. I to pedał nie pedał, punkowiec i Nergal, zanim odbierze tytuł “sera” salonów, pada na kolana i odtwarza wykutą na pamięć tradycję. W Polsce na salonie wypija się parę piw, wchodzi na stół i drga, im głupiej tym wyżej się wskoczy.

          • Nie wiem, czy się nie rozumiemy, bo ja się z Tobą zgadzam.
            Ty mówisz o tradycji uprzejmej polskiej, ja próbuję powiedzieć, jak to jest w UK. A jest trochę inaczej niż w Polsce. ”Inaczej” to być może pojęcie zbyt pojemne i trochę nieostre, ale dokładnie oddaje istotę rzeczy.
            Wbrew pozorom zdarzają się na Wyspach lepperowskie wpadki, ale nie będę źle mówił ani o zmarłych, ani tym bardziej o Brytyjczykach.

          • Zdarzają się, ale nie są
            Zdarzają się, ale nie są normą. Ostatnio raz zdarzyło się, że do Izby weszli liberałowie i faktycznie Brytyjczykom opadły kopary od tej leperiady, a sam Lepper mógł się przewrócić w grobie. Weszli liberałowie i zgłosili do Watykanu, że w UK roi się od Bravików w Tottenhamie. A potem pięciu szefów dyplomacji podpisało list, w którym wyrażają swój głęboki sprzeciw wobec słów włoskiego dziennikarza: “Merkel to niedojebana tłusta kurwa”.

          • Nie są normą, ale też tu bywa śmiesznie, kiedy wcale
            być nie miało. Jeżeli chodzi o listy zatroskanych, to nie jestem specjalnie ich fanem. Czasem trzeba je napisać, jednak rzadko kto wie kiedy.

          • Zdarzyło się, napisali
            byli ministrowie Foreign Office do premiera Camerona, przed jego podróżą do Moskwy.
            Żeby zagaił płk Putina o prawa człowieka i sprawę Litwinienki. Ale Cameron pojechał ratować interesy BP (zaraz po tym jak Specnaz przeprowadził ,,kontrolę”), więc tylko na kolanach ,,wasze błagarodje”. I nic więcej.

    • Większość znanych mi osób , zaczynających od palenia
      zioła , z czasem sięgnęła po coś z doładowaniem ! Jedynym bodaj wyjątkiem od tej reguły jest pewien malarz kominów , który w oparach zielska tworzył zręby swej politycznej przyszłości. POdobno do dziś zachował trzeżwość umysłu…

  6. Jako były narkoman oraz znajomy wielu
    palaczy i nie tylko gorąco odradzam sięganie po najmniejszego choćby sztacha. Nie znam ANI JEDNEJ osoby, której marihuana (o pozostałych narkotykach nie ma co nawet gadać) nie zepsuła czegoś w życiu, począwszy od kariery, relacji z ludźmi, a skończywszy na zdrowiu.

    Lepiej już sobie trzepnąć kapucyna, też jest to raczej dość głupie,ale przynajmniej na zdrowie wychodzi i nie zostawia trwałych śladów.

    • Prócz odcisków. Bywają takie
      Prócz odcisków. Bywają takie kompromisy, które są bezbolesne. Próbowałem ćpać, ale się porzygałem. Kapucyna męczę nadal i mam się kwitnąco. Poza wszystkim to porównanie do wódy chybione. Trzeba wypić cysternę w miesiąc, żeby zobaczyć jedną malutką, białą myszkę. Po jednej działce widać nosorożca wielkości mrówki albo mrówkę wielkości nosorożca i wszystko w sekund pięć. Takie są proporcje.

      • Mnie wymioty ochroniły przed alkoholem, różne są więc losy,
        dwa piwa i miałem dość (obrzygane), po trzecim, ostatnim, rozbierałem się, stawałem na stole (gdy był w pobliżu) i naśladowałem mowę i drgawki Ojca Świętego. Na tyle dobrze, że Bóg skarał mnie ostrą nadczynnością tarczycy, po której drżałem już zupełnie naturalnie i na trzeźwo.
        Na wódce się nie znam, ale podejrzewam, że lepiej sobie jednak wypić niż wziąć macha, a najlepiej – tu zgoda – kwitnąć, przyjemnie podpierając się solidnym i niezawodnym kijem nie do zatopienia.

          • To był stały zestaw programu, słynąłem.
            Ale raz, nie wiadomo czemu, chłopakom w pracy, gdy już byliśmy dobrze po pracy jeszcze w godzinach urzędowania, włączył się szczery patriotyzm i chcieli mi spuścić naprawdę niezly łomot dokładnie za to samo, na co zazwyczaj tak chętnie czekali, choć wcale długo nie musieli. Nie wiem, czy poróżniła nas wtedy tylko religia czy może aż wódka, w każdym razie szybko zrozumiałem, że jedno i drugie bywa mocniejsze od pajacowania, a ponieważ na zmianę kariery w moim wypadku było już stanowczo za późno, została mi tylko emigracja, na której z definicji jest przecież ciągła akcja pajacyk. Twarz więc zachowałem. O to w końcu chodzi, by być sobą, się pocieszam.

          • Szkoda, bo taki artysta,
            Szkoda, bo taki artysta, który w Polsce jest zglanowany przez Polaków, za udawanie drgawek Palaka, reklamuje banki, na przykład ING i ma fajrant. Na emigracji, to już nie robi żadnego wrażenia i trzeba klepać biedę w klawiaturę.

          • To byli ludzie bardzo religijni
            i muszę powiedzieć, że z nikim nie czułem się tak swobodnie, jak właśnie z nimi. Są bardziej tolerancyjni niż ci swoi, co w moim przypadku oznacza, no sam wiesz kogo.

          • Tak czy inaczej zabrakło
            Tak czy inaczej zabrakło prowincjonalnej odwagi artystycznej. W UK, to się nie sprzeda, bo tam religią dominującą są wielowiekowi lordowie modlący się przed posiedzeniem, a jakby, któremu przyszło do głowy drgać na tę tradycję, pewnie wymieniłby Polaka na zmywaku. Co kraj to obyczaj.

          • Problem polega na tym, że tu już wszystko
            zostało profesjonalnie obśmiane, ciężko więc coś nowego wymyślić. Można co prawda pojść na łatwiznę i powiedzieć oklepane ”kupa chuj siku” za to z polskim akcentem, ale czy to znowu taka nowość, kiedy pracuje się gremialnie w domach starców?

          • Ale gdzie? Odpowiedź: a) W
            Ale gdzie? Odpowiedź: a) W wyznaczonym miejscu, b) W wyznaczonym miejscu, c) W wyznaczonym miejscu. W miejscach świętych, morda w kubeł i żadnych facetów przebranych za baby, podrygujących nago na okrągłym stole. Jak królowa to na kolana ze świńskim ryjem. Co kraj to obyczaj.

          • W Wielkiej Brytanii nie ma w humorze świętych miejsc,
            są natomiast gdzie indziej i tu zgoda. Po królewnie i rodzinie jadą jak po łysym koniu do tego stopnia, że tego się nie da przetłumaczyć bez popadania w zazdrość, ze samemu się wcześniej na to nie wpadło.

          • Nie rozumiemy się albo
            Nie rozumiemy się albo udajemy głupiego, bo ja nie. Drzeć łacha to sobie można przy herbatce, ale jak się wchodzi na salony, to się wchodzi w ubraniu, bez drgawek i z odpowiednim akcentem artykułuje: “Boże chroń królową”. I to pedał nie pedał, punkowiec i Nergal, zanim odbierze tytuł “sera” salonów, pada na kolana i odtwarza wykutą na pamięć tradycję. W Polsce na salonie wypija się parę piw, wchodzi na stół i drga, im głupiej tym wyżej się wskoczy.

          • Nie wiem, czy się nie rozumiemy, bo ja się z Tobą zgadzam.
            Ty mówisz o tradycji uprzejmej polskiej, ja próbuję powiedzieć, jak to jest w UK. A jest trochę inaczej niż w Polsce. ”Inaczej” to być może pojęcie zbyt pojemne i trochę nieostre, ale dokładnie oddaje istotę rzeczy.
            Wbrew pozorom zdarzają się na Wyspach lepperowskie wpadki, ale nie będę źle mówił ani o zmarłych, ani tym bardziej o Brytyjczykach.

          • Zdarzają się, ale nie są
            Zdarzają się, ale nie są normą. Ostatnio raz zdarzyło się, że do Izby weszli liberałowie i faktycznie Brytyjczykom opadły kopary od tej leperiady, a sam Lepper mógł się przewrócić w grobie. Weszli liberałowie i zgłosili do Watykanu, że w UK roi się od Bravików w Tottenhamie. A potem pięciu szefów dyplomacji podpisało list, w którym wyrażają swój głęboki sprzeciw wobec słów włoskiego dziennikarza: “Merkel to niedojebana tłusta kurwa”.

          • Nie są normą, ale też tu bywa śmiesznie, kiedy wcale
            być nie miało. Jeżeli chodzi o listy zatroskanych, to nie jestem specjalnie ich fanem. Czasem trzeba je napisać, jednak rzadko kto wie kiedy.

          • Zdarzyło się, napisali
            byli ministrowie Foreign Office do premiera Camerona, przed jego podróżą do Moskwy.
            Żeby zagaił płk Putina o prawa człowieka i sprawę Litwinienki. Ale Cameron pojechał ratować interesy BP (zaraz po tym jak Specnaz przeprowadził ,,kontrolę”), więc tylko na kolanach ,,wasze błagarodje”. I nic więcej.

    • Większość znanych mi osób , zaczynających od palenia
      zioła , z czasem sięgnęła po coś z doładowaniem ! Jedynym bodaj wyjątkiem od tej reguły jest pewien malarz kominów , który w oparach zielska tworzył zręby swej politycznej przyszłości. POdobno do dziś zachował trzeżwość umysłu…

  7. Nie tylko mafia zarobila na prohibicji
    Alkohol był zabroniony, ale nadal dostępny na receptę od lekarza. Wtedy rozkwitła sieć aptek Walgreens, do dziś silna sieć już nie aptek jako takich, ale dużych sklepów “drug store”, gdzie sprzedają mydło i powidło.

    Co do haszu, to raz jeden próbowałam i skończyło się żałośnie. Rzygałam dalej niż widziałam.

    Masz rację w tym, że dealer nie pyta o dowód tożsamości i ukończone lata. W Stanach posiadnie broni jest legalne od 18 roku życia, i wszystkie inne przywileje dorosłości też, ale nie alkohol. “Drinking age” jest 21 lat. Tak to zostało po zniesieniu prohibicji. I jest ostro przestrzegany.

    Jak mnie pytają w sklepie, gdy alkohol nabywam, o dowód tożsamości, to naprawdę się raduję.

  8. Nie tylko mafia zarobila na prohibicji
    Alkohol był zabroniony, ale nadal dostępny na receptę od lekarza. Wtedy rozkwitła sieć aptek Walgreens, do dziś silna sieć już nie aptek jako takich, ale dużych sklepów “drug store”, gdzie sprzedają mydło i powidło.

    Co do haszu, to raz jeden próbowałam i skończyło się żałośnie. Rzygałam dalej niż widziałam.

    Masz rację w tym, że dealer nie pyta o dowód tożsamości i ukończone lata. W Stanach posiadnie broni jest legalne od 18 roku życia, i wszystkie inne przywileje dorosłości też, ale nie alkohol. “Drinking age” jest 21 lat. Tak to zostało po zniesieniu prohibicji. I jest ostro przestrzegany.

    Jak mnie pytają w sklepie, gdy alkohol nabywam, o dowód tożsamości, to naprawdę się raduję.

  9. Nie tylko mafia zarobila na prohibicji
    Alkohol był zabroniony, ale nadal dostępny na receptę od lekarza. Wtedy rozkwitła sieć aptek Walgreens, do dziś silna sieć już nie aptek jako takich, ale dużych sklepów “drug store”, gdzie sprzedają mydło i powidło.

    Co do haszu, to raz jeden próbowałam i skończyło się żałośnie. Rzygałam dalej niż widziałam.

    Masz rację w tym, że dealer nie pyta o dowód tożsamości i ukończone lata. W Stanach posiadnie broni jest legalne od 18 roku życia, i wszystkie inne przywileje dorosłości też, ale nie alkohol. “Drinking age” jest 21 lat. Tak to zostało po zniesieniu prohibicji. I jest ostro przestrzegany.

    Jak mnie pytają w sklepie, gdy alkohol nabywam, o dowód tożsamości, to naprawdę się raduję.