Reklama

Od kilku dniu atakowały mnie nagłówki zachęcające do obejrzenia filmu Anity Gargas i muszę napisać tak jak by powiedział przyłapany na holu poseł PSL lub Ruchu Błazna: „Szczerze? Nie byłem zainteresowany”. Istnieje we mnie zmęczenie materii, naturalnie nie takie, które usiłuje się wpompować głównym nurtem, ale tak sobie pomyślałem, że jak mam setny raz słyszeć o tym, co już wiem i 100 raz nie uzyskać odpowiedzi na kluczowe pytania, to uciekam od niepotrzebnych emocji.W przekonaniu utwierdzały mnie zamęczone na śmierć symbole, które niestety stały się symbolami, chociaż powinny od początku być szczegółowo przebadanymi dowodami. Po premierze filmu znów wróciły zdjęcia świętego drzewa sekty antysmoleńskiej i te same analizy. Przejrzałem cześć wypowiedzi, odczytałem komentarze i powiedziałem sobie – nie stary, daj spokój, odpocznij, poczekaj na przełom, który jakby się zaczął zbliżać. No, ale stało się inaczej i można się ze mnie śmiać, zaraz po tym jak napiszę, co ostatecznie zdecydowało, że film obejrzałem, bo zdecydowała intuicja, niemniej nic śmiesznego w intuicji nie ma. Od dłuższego czasu w wałkowanym temacie intuicja jest jedynym drogowskazem i właśnie dzięki intuicji wielu osób udało się odkryć większość kłamstw, choć od razu powiem, że film Gargas nie demaskuje w pełni kłamstwa głównego. Męczę trochę wstępem, ale tylko dlatego, że intuicja podpowiada mi solidarność w cierpieniu, zapewne identyczne rozterki przeżywało wielu i własnym przełamaniem chciałbym przynajmniej część przekonać – warto. Największą zaletą „Anatomii upadku” jest niebywały wręcz spokój, jaki płynie z ekranu, a biorąc pod uwagę oczywisty temat, wrażenie się potęguje. Na spokojnie podane i poukładane informacje, z niewielkim odcieniem politycznym, czemu pewnie trudno dać wiarę, gwarantuje jednak, że poza niezbędnymi ilustracjami i samą końcówką filmu, nie ma tam żadnego „POPiS-u”.

Anita Gargas skupiła się na porządkach, poukładała fakty w spójną całość, uzupełniła hipotezę wybuchu o wypowiedzi nowych świadków i naukowców, sfilmowała miejsce katastrofy inaczej niż robiono to dotąd. Gargas pokazała jak na dłoni, jakich cudów, w darmowych programikach ściągniętych z Internetu, musieli dokonywać sztubacy w rodzaju Artymowicza, by uwiarygodnić „absolutnie nie fizyczne” łgarstwa. Prosty kadr z tą nieszczęsną brzozą zrobiony z góry, w czym pomógł jakiś lokalny motolotniarz nawet najbardziej niepojętnym pokazuje, że MAK i „sepce” od Millera nie mylą się, ale po prostu kłamią, bo aż tak głupim i ślepym być nie sposób. Brzoza rośnie sobie w takiej małej niecce i rzekomo zostaje ścięta na wysokości 5 metrów z kawałkiem, co pokazano na wykresach, animacjach i innych całkach radzieckich. Sęk w tym, że niepowtarzalne okoliczności przyrody filmowane z motolotni pokazują, że cudów nie ma. Za brzozą położoną w niecce zaczyna się lekkie wzniesienie, a na nim wyrastają drzewa, przy których brzózka wygląda jak bonsai. Samolot po rzekomej stracie skrzydła na czarodziejskim drzewie musiałby dostać trzy silniki rakietowe na grzbiet, żeby wznieść się ponad las drzew i…uwaga… żadnego nie uszkodzić. Tylko dla tej sceny warto obejrzeć film, dla mnie brzoza zdechła już dawno nim NPW wyrok na drzewie piłą łańcuchową wykonała, ale ktokolwiek miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości i o ile nie jest ślepy lub ślepym być nie chce, pogrzebie brzozę ostatecznie.

Reklama

Inną ważną wartością są zeznania kilku świadków, w tym Bodina, wszyscy od kierowcy autobusu, przez motocyklistę, aż po mieszkańców z okolic lotniska i samego właściciela działki „brzozowej” Bodina, powtarzają jedno – samolot gubił części zanim się rozbił i nie był to tylko fragment skrzydła, ale dziesiątki mniejszych elementów rozsypanych wzdłuż trajektorii lotu. Przy okazji tych wyjaśnień upada legenda o częściach znalezionych przy brzozie, Bodin mówi wprost, że pozbierał części z drogi i położył przy drzewie. Właściwie nie tak się powinno recenzować i zachęcać do oglądania filmu, ale ja nie chcę trzymać w napięciu i urywać opowieść w atrakcyjnym momencie. Chcę zachęcić by każdy, nawet najbardziej zmęczony tematem zobaczył coś naprawdę nowego, chociaż odnoszącego się do wyeksploatowanych tematów. Gargas pokazała najbardziej profesjonalnie przeprowadzoną argumentację dotyczącą hipotezy, której wcale nie ukrywa i nie boi się nazwać po imieniu – wybuchy w samolocie. Podaje przy tym trzy rodzaje dowodów: wypowiedzi naocznych świadków, rzetelne naukowe analizy kilku profesorów, no i wreszcie po prostu obraz, udokumentowany obraz „anatomii upadku”, który mówi sam za siebie. Obejrzeć i nie uwierzyć, ale się przekonać na własne oczy, że główne kłamstwo smoleńskie zdycha i to w bardzo optymistycznym tempie.

Reklama

42 KOMENTARZE

  1. GP z filmem kupiłem od razu w
    GP z filmem kupiłem od razu w środę [1] – film się b. dobrze oglądało do ok. 40 min. – kiedy na ekranie pojawiła się p. ówczesna minister zdrowia – Ewa Kopacz ze swoimi kłamstwami – musiałem przerwać, bo nie mogłem na nią patrzeć i słuchać jej kłamstw (wcześniej nie śledziłem “sprawy smoleńskiej” w tym tych wypowiedzi – znałem je z relacji po ekshumacjach, kiedy wyszły zamiany ciał) – czeka mnie więc bolesne przebrnięcie tego kawałka.
    Po pokazie prasowym, Michał Karnowski (wypwiedź w GP z filmem) powiedział m.in. “bardzo dobra robota operatorska” – osobiście na mnie jakieś niesamowite wrażenie zrobiły ujęcia prokuratora Rzepy podczas jego wypowiedzi – takie sugestywne pokazanie munduru, najazd i zbliżenie na naszywkę z jego nazwiskiem.

    Ad. [1] – mam mieszane uczucia, co do “spiratowania” filmu i umieszczenia go na youtube – z jednej strony film powinno obejrzeć jak najwięcej osób, z drugiej autorom i wydawcy należą się pieniądze za poniesione nakłady i “na życie” – nie są finansowani, jak GW i inne media, z reklam spółek Skarbu Państwa, czy, jak ostatnio we “Wprost”, z reklam Lasów Państwowych zapraszających na spacery po lesie (IMO powinno się o tym donieść do Komisji Europejskiej, żeby potraktowała to, jak w przypadku polskich stoczni, za niedozwoloną pomoc publiczną).

    Nie wiem, jakie są szanse na upowszechnienie tego poza granicą, ale może jednak warto, by wydawca zadbał o jakąś formę tłumaczenia na j. angielski.

  2. GP z filmem kupiłem od razu w
    GP z filmem kupiłem od razu w środę [1] – film się b. dobrze oglądało do ok. 40 min. – kiedy na ekranie pojawiła się p. ówczesna minister zdrowia – Ewa Kopacz ze swoimi kłamstwami – musiałem przerwać, bo nie mogłem na nią patrzeć i słuchać jej kłamstw (wcześniej nie śledziłem “sprawy smoleńskiej” w tym tych wypowiedzi – znałem je z relacji po ekshumacjach, kiedy wyszły zamiany ciał) – czeka mnie więc bolesne przebrnięcie tego kawałka.
    Po pokazie prasowym, Michał Karnowski (wypwiedź w GP z filmem) powiedział m.in. “bardzo dobra robota operatorska” – osobiście na mnie jakieś niesamowite wrażenie zrobiły ujęcia prokuratora Rzepy podczas jego wypowiedzi – takie sugestywne pokazanie munduru, najazd i zbliżenie na naszywkę z jego nazwiskiem.

    Ad. [1] – mam mieszane uczucia, co do “spiratowania” filmu i umieszczenia go na youtube – z jednej strony film powinno obejrzeć jak najwięcej osób, z drugiej autorom i wydawcy należą się pieniądze za poniesione nakłady i “na życie” – nie są finansowani, jak GW i inne media, z reklam spółek Skarbu Państwa, czy, jak ostatnio we “Wprost”, z reklam Lasów Państwowych zapraszających na spacery po lesie (IMO powinno się o tym donieść do Komisji Europejskiej, żeby potraktowała to, jak w przypadku polskich stoczni, za niedozwoloną pomoc publiczną).

    Nie wiem, jakie są szanse na upowszechnienie tego poza granicą, ale może jednak warto, by wydawca zadbał o jakąś formę tłumaczenia na j. angielski.

  3. Muszą istnieć 100% dowody
    Dziwne by było, aby ruskie wojskowe lontnisko nie było monitorowane przez satelity szpiegowskie.
    Wystarczyłoby parę zdjęć z kilku dni przed i kilka dni po.
    Szokujące jest jest to, że NATO milczy. Mamy zimną wojnę na całego.
    Jeteśmy w wielkiej czarnej dupie. Jeśli prawda zostanie ujawniona to chyba tylko wtedy jak Putina spucują.

  4. Muszą istnieć 100% dowody
    Dziwne by było, aby ruskie wojskowe lontnisko nie było monitorowane przez satelity szpiegowskie.
    Wystarczyłoby parę zdjęć z kilku dni przed i kilka dni po.
    Szokujące jest jest to, że NATO milczy. Mamy zimną wojnę na całego.
    Jeteśmy w wielkiej czarnej dupie. Jeśli prawda zostanie ujawniona to chyba tylko wtedy jak Putina spucują.

  5. Zaraz po publikacji filmu i pierwszych ,,oględzinach”
    gawiedź uwiedziona seksownymi okularami generałowej Anodiny, zapytała: a gdzież byli wcześniej ci nowi świadkowie, z ,,Anatomii upadku"? 
    Ale nikt nie pyta: gdzie byli i co widzieli ,,polscy eksperci"? Że niczego nie badali to wiadomo, choćby od płk Klicha i mjr Benedicta.
    Nie opowieści kierowcy ani właściciela ,,świętej brzozy" są w tym filmie nową-starą rewelacją.
    Popłoch strażaków – zdaje się kawalerów odznaczeń ,,za odwagę i męstwo" (czy jakoś tak) – zupełnie niezrozumiały. Niesamowita zupełnie historia z pogotowiem ratunkowym (potwierdzona przez wielu świadków) – tożasama z opowieścią radzieckiego wracza Bodina – ,,wsie pagibli".Bez sprawdzania, badania,szukania oznak życia. 
    Niezmącone intelektualnym wysiłkiem oblicze prokuratora wojskowego i pewność kretyna, że jak postawił swoją pieczątkę na kawałku ruskiego papieru – to ,,sowierszenno sekretno"(top secret), i nawet najwiekszemu specowi w FSB, od łamania zabezpieczeń, nie przyjdzie do głowy ,,zerwać plombę".
    Albo ten stary i durny (po co się tam pchał?) prof. Żylicz – miotający się od ściany do ściany.Kiedyś pęknie i powie całą prawdę, jak jego psychicznie niezrównoważony szef – płk Klich w ,,Mojej czarnej skrzynce".
    I profesura AGH – bez obaw o przypisanie do ,,sekty smoleńskiej" wali prosto z mostu.
    A na koniec coś dla najwierniejszych wyznawców Tuska i całej jego bandy – ucieczka od pytań i debilne wykręty na poziomie  radnego złapanego na jeździe po pijaku.

  6. Zaraz po publikacji filmu i pierwszych ,,oględzinach”
    gawiedź uwiedziona seksownymi okularami generałowej Anodiny, zapytała: a gdzież byli wcześniej ci nowi świadkowie, z ,,Anatomii upadku"? 
    Ale nikt nie pyta: gdzie byli i co widzieli ,,polscy eksperci"? Że niczego nie badali to wiadomo, choćby od płk Klicha i mjr Benedicta.
    Nie opowieści kierowcy ani właściciela ,,świętej brzozy" są w tym filmie nową-starą rewelacją.
    Popłoch strażaków – zdaje się kawalerów odznaczeń ,,za odwagę i męstwo" (czy jakoś tak) – zupełnie niezrozumiały. Niesamowita zupełnie historia z pogotowiem ratunkowym (potwierdzona przez wielu świadków) – tożasama z opowieścią radzieckiego wracza Bodina – ,,wsie pagibli".Bez sprawdzania, badania,szukania oznak życia. 
    Niezmącone intelektualnym wysiłkiem oblicze prokuratora wojskowego i pewność kretyna, że jak postawił swoją pieczątkę na kawałku ruskiego papieru – to ,,sowierszenno sekretno"(top secret), i nawet najwiekszemu specowi w FSB, od łamania zabezpieczeń, nie przyjdzie do głowy ,,zerwać plombę".
    Albo ten stary i durny (po co się tam pchał?) prof. Żylicz – miotający się od ściany do ściany.Kiedyś pęknie i powie całą prawdę, jak jego psychicznie niezrównoważony szef – płk Klich w ,,Mojej czarnej skrzynce".
    I profesura AGH – bez obaw o przypisanie do ,,sekty smoleńskiej" wali prosto z mostu.
    A na koniec coś dla najwierniejszych wyznawców Tuska i całej jego bandy – ucieczka od pytań i debilne wykręty na poziomie  radnego złapanego na jeździe po pijaku.

  7. Jeden z zaproszonych na koło studentów historii dyskutantów
    oświadczył, że biskup Życiński to łajdak, mimo że jest gazeta która takie rzeczy pisze co drugi dzień. Ta sama gazeta domagała się rzucenia na stos dyskutanta, studentów i likwidacji koła oraz pociągnięcia do odpowiedzialności profesorów którzy pozwoli na zaproszenie gości nieakceptowanych przez gazetę. i potem


     

    PYTANIE Czy brak ostrej reakcji Kościoła na przyznanie katolickiej nagrody Grzegorzowi Braunowi, który szkalował abp. Józefa Życińskiego, to kompromitacja hierarchów?

    Tak, hierarchowie powinni wspólnie potępić przyznanie nagrody Braunowi
     

    Nie, to nagroda Stowarzyszenia Wydawców Katolickich i to ono powinno się wstydzić
     

    Nie mam zdania

    A teraz proffesor ETYKI Uniwersystetu Jagiellońskiego oświadcza, że branie w łapę nie jest złe po po wzięciu w łapę lekarz ratuje życie ludzim którzy ko korumpowali, zresztą branie w łapę jest popularne i nie warto się nim zajmować. Czy Uniwersytet Jagielloński jakoś zareagował? Na czym polega profesura z ETYKI, tak a propos? Chciałbym poczytać czego uczą z etyki na UJ…

    A teraz sondaż:
    Czy brak ostrej reakcji Uniwersytetu Jagiellońskiego i Gazety to kompromitacja Uniwersytetu i Gazety?
    1. Tak, Uniwersytet i Gazeta powinni wspólnie potępić profesora "etyki"
    2. Nie, to Gazeta która opublikowała oświadczenie powinna się wstydzić
    3. nie mam zdania bo jeszcze go nie przeczytałem w Gazecie.

  8. Jeden z zaproszonych na koło studentów historii dyskutantów
    oświadczył, że biskup Życiński to łajdak, mimo że jest gazeta która takie rzeczy pisze co drugi dzień. Ta sama gazeta domagała się rzucenia na stos dyskutanta, studentów i likwidacji koła oraz pociągnięcia do odpowiedzialności profesorów którzy pozwoli na zaproszenie gości nieakceptowanych przez gazetę. i potem


     

    PYTANIE Czy brak ostrej reakcji Kościoła na przyznanie katolickiej nagrody Grzegorzowi Braunowi, który szkalował abp. Józefa Życińskiego, to kompromitacja hierarchów?

    Tak, hierarchowie powinni wspólnie potępić przyznanie nagrody Braunowi
     

    Nie, to nagroda Stowarzyszenia Wydawców Katolickich i to ono powinno się wstydzić
     

    Nie mam zdania

    A teraz proffesor ETYKI Uniwersystetu Jagiellońskiego oświadcza, że branie w łapę nie jest złe po po wzięciu w łapę lekarz ratuje życie ludzim którzy ko korumpowali, zresztą branie w łapę jest popularne i nie warto się nim zajmować. Czy Uniwersytet Jagielloński jakoś zareagował? Na czym polega profesura z ETYKI, tak a propos? Chciałbym poczytać czego uczą z etyki na UJ…

    A teraz sondaż:
    Czy brak ostrej reakcji Uniwersytetu Jagiellońskiego i Gazety to kompromitacja Uniwersytetu i Gazety?
    1. Tak, Uniwersytet i Gazeta powinni wspólnie potępić profesora "etyki"
    2. Nie, to Gazeta która opublikowała oświadczenie powinna się wstydzić
    3. nie mam zdania bo jeszcze go nie przeczytałem w Gazecie.

  9. Dla mnie niekwestionowanym
    Dla mnie niekwestionowanym bohaterem tego filmu jest pułkownik Zbysiu Rzepa. Jak się go słucha to na usta ciśnie się tylko jedno słowo. No może dwa: KURWA MAĆ! I pomyśleć, że Putin, który rozgrywa chłopców z PO jak dzieci, to też pułkownik. Akcja z papierową plombom przyklejoną do sejfu powinna przejść do historii. A na miejscu Gargas chyba bym nie wytrzymał nerwowo i na konferencji Tuska zwróciłbym się do Grasia per cieciu u Niemca.

  10. Dla mnie niekwestionowanym
    Dla mnie niekwestionowanym bohaterem tego filmu jest pułkownik Zbysiu Rzepa. Jak się go słucha to na usta ciśnie się tylko jedno słowo. No może dwa: KURWA MAĆ! I pomyśleć, że Putin, który rozgrywa chłopców z PO jak dzieci, to też pułkownik. Akcja z papierową plombom przyklejoną do sejfu powinna przejść do historii. A na miejscu Gargas chyba bym nie wytrzymał nerwowo i na konferencji Tuska zwróciłbym się do Grasia per cieciu u Niemca.

  11. Anita Gargas …. uzupełniła hipotezę wybuchu ?
    Dla ludzi znających fizykę nie ma "hipotezy wybuchu" – jest 100% pewność:

    1) Spróbujcie wziąć kawałek blachy złożony z ponitowanych części i następnie uderzając (nawet z prędkością 500 km/h) o dowolną przeszkodę doprowadzić do rozerwania połączenia nitowanego (bo rozerwać samą blachę – oczywiście uda się), ale w taki sposób, że nity będą "prosto wyrwane" – nie da się tego zrobić !, bo zawsze nity będą ścięte a otwory w blasze eliptyczne.
     Tylko fala ciśnienia pochodząca od wybuchu ( prędkość ok. 5 – 7 km/s) jest w stanie to zrobić. Czoło tej fali poruszające się z w/w prędkością  ma ciśnienie – np. 5000 atm a przed czołem jest normalne ciśnienie atmosferyczne ok. 1 atm. "Grubość" czoła fali – czyli  skok ciśnienia realizuje się na ok. 0,1 mm a nawet mniej. Czyli gdy fala dociera do styku dwóch kawałków znitowanych – mamy sytuację, że na jeden kawałek, na każdy 1 cm kw. jego  powierzchni  działa siła 5000 kG a na częśc milimetr dalej nie działa żadna wielka siła. W rezultacie połączenie jest przerwane w charakterystyczny sposób – nie do podrobienia ! 

    2) Czyli wybuch był. Teraz pozostaje pytanie co wybuchło. Specjaliści mówią, że wielka ilość małych kawałków które odpadły od konstrukcji, pozwala jednoznacznie stwierdzić że pierwotnną przyczyną był wybuch materiału o prędkości spalania 5 – 7 km/s; pary paliwa wybuchają, ale z o wiele mniejszą prędkością, doprowadziły by do rozerwania konstrukcji ,ale nie wytworzyły by tak dużej ilości małych kawałków. Można na 99,9999 %  przyjąć że mat. wybuchowy. 

    3) Jest jeszcze jeden  fakt, umieszczony, ale nie skomentowany w raporcie MAK, który na "światło dzienne" z tego raportu wydobył K. Nowaczyk. Chodzi o zapis pionowych przyśpieszeń które doznał samolot – skala tych przyśpieszeń  w  100% pozwala stwierdzić, że był wybuch.

    Zwracam uwagę na fakty – a dodam, że symulacja Biniendy jest bardzo wiarygodna, ale w 99,99 % bo to tylko symulacja komputerowa.

    • Generalnie się zgadzam, ale
      Generalnie się zgadzam, ale ten komentarz ma też poważną wadę, taką niestety al’a Klich – jak wybuchło to rozerwało. To jest absolutna bzdura, ze symulacje komputerowe, zwłaszcza tego typu dają 99,99%, gdyby to było prawda, odpadłyby wszystkie testy choćby w tunelach aerodynamicznych, że o crash testach nie wspomnę. Tak samo rzecz się ma z analizą szczątków, zgadzam się co do zasady, ale prawda jest taka, że z przyczyn oczywistych ludzie z zespołu parlamentarnego mieli tyle próbek co przebadał Miller ze swoimi “specami” (parasolkę i but). I w takich okolicznościach po prostu nie podoba mi się żarliwość i pełne przekonanie, w dodatku podparte konkretnymi prędkościami i wielkościami wybuchów – to loteria nie nauka. Na tym etapie mamy do czynienia z bardzo mocną hipotezą i wieloma mocnymi dowodami, ale żaden szanujący się naukowiec z tego materiału nie zrobi pewności. Fakty i dowody układają się w spójną logiczną całość i trzeba tym tropem iść, dodawać kolejne, przecież czekają wyniki trotylowe, czekają skrzynki z Jaka. Choćby bez tych elementarnych dowodów wygłaszanie tez ostatecznych z naukowym przewodem nie ma nic wspólnego, chociaż odreagowanie kłamstw ruskich i polskich doskonale rozumiem.

      • Generalnie się zgadzam, ale ..
            1)   Komentarz nie jest typu: jak wybuchło to rozerwało – a wręcz odwrotnie: był wybuch  – a następnie zwróciłem uwagę na  fakty, które upoważniają aby ze 100 % pewnością tak  twierdzić. Jeżeli prof. Obrębski (dr. Szuladziński i inni) – powiedział: była to wielopunktowa eksplozja, to wie co mówi.  
        Gdyby samochody były nitowane, to w powszechnej naszej świadomości zakodowane byłyby obrazki z wypadków tychże: pogięte blachy, porozrywane blachy, a w miejscu rozerwania, jeżeli byłby to odcinek dwóch blach połączonych nitami – zawsze bez wyjątku oglądalibyśmy zerwane, ucięte nity (skośnie) i wyoblone eliptycznie otwory. I teraz, gdy można zobaczyć mnóstwo, wręcz dziesiątki poszarpanych blach kadłuba Tupolewa i elementów konstrukcji nośnej – z "odstrzelonymi" prostopadle nitami – ludzie powiedzieli by: zaraz zaraz, coś tu się nie zgadza. Takie obrazki oglądałem jak pokazywali samochód (gangstera?) po wybuchu oraz to, co zostało z samochodu pułapki. "Na szczęście" dla macherów różnej maści – w pamięci powszechnej społeczeństwa nie istnieją takie obrazy, którymi mógłby się posłużyć aby zweryfikować opowieści o tym, że "upadek do góry kołami"  na dach, na którym blachy "są słabsze" od blach podwozia –  spowodował taką fragmentację całej konstrukcji oraz ciał ludzi, na tak rozległej przestrzeni.
            Wnikliwi ludzie na wiadomość o tym, że delegacja prokuratury z ekspertami od aparatury jedzie do Smoleńska zbadać na obecność mat. wybuchowych – nie podniecali się tym faktem, tylko zadali sobie pytanie: co takiego zaszło, że prokuratura zmuszona została do wykluczenia ( bo o to im chodzi, a nie o potwierdzenie) hipotezy o wybuchu. 
        "Przeciekła" do dziennikarzy wersja, że " .. do tej pory strona rosyjska nie odpowiedziała na pytanie: dlaczego na x – pobranych próbek na obecność wiadomych mat. do Polski przyszły wyniki (wykluczające wiad. mat.) od mniejszej ilości próbek.
         Dzisiaj już wiemy o najbardziej wiarygodnej przyczynie: otóż polscy biegli od sekcji odmówili podpisania końcowych ogólnych wniosków – na podstawie dotychczas przeprowadzonych sekcji, w których wykluczają wybuch –  jako przyczynę obrażeń, rozczłonkowania ciał ofiar katastrofy ( vide Kopacz: 200 kg szczątków ciał, a potem jeszcze dalsze).
         Przed kamerami różne głupoty można wygadywać, ale każdy macher wie, że (w trosce o własną d) w papierach na wszystkie wątpliwe decyzje i konkluzje – podkładkę i czyiś podpis musi mieć. 

          2) Cyt. MK: To jest absolutna bzdura, ze symulacje komputerowe, zwłaszcza tego typu dają 99,99%
         I tu się zdumiałem. Ponieważ pisząc tekst zastaniawiałem się czy nie dać 100 % wiarygodności – ponieważ w  swojej symulacji przełamywania brzozy przez skrzydło, prof. Binienda znacznie zawyżył średnicę oraz gęstość drewna.  Gdyby jakaś komisja zbadała i podała, że w miejscu przełamania średnica jest 35 cm  a symulacja dla tej wartości lub niewiele więcej – dawała by znaczne uszkodzenia dźwigarów – to można by wątpić. Natomiast w sytuacji zawyżenia średnicy o 7 cm od rzeczywistej oraz większej gęstości – dając w wyniku nierozerwanie pierwszego dźwigara – daje wynik pewny. Ponadto symulacja jest wiarygodna, bo była przeprowadzana w cyklu: co jedną miliardową sekundy – czyli odpowiada to temu, że całe obliczenia były cyklicznie ponawiane, gdy skrzydło przemieszczało się o mniej niż 1/10 mm. Uniwersytecki komputer liczy to przez tydzień, bez przerwy. 
           A w końcu dałem 99,99% ponieważ odnosiłem się do konkretnego skrzydła, a Binienda, przyjmując parametry wytrzymałościowe materiałów z których jest zbudowane – przyjął średnią wytrzymałość ( z braku danych) oraz pominął blachy poszycia skrzydła – czyli trochę zaniżył wytrzymałość skrzydła.  Ale istnieje małe prawdopodobieństwo, że akurat w tym miejscu, z jakiś powodów, konstrukcja była słabsza. Bez zbadania odłamanych skrzydeł nie można tego wykluczyć. 
        Byli tacy, a właściwie to wszyscy niedowierzali, że kawał pianki uretanowej który odpada od góry promu – jest w stanie zrobić dziurę w krawędzi natarcia jego statecznika u dołu. Dopiero gdy symulacja komputerowa pokazała, że jest to możliwe – zrobiono (drogi) eksperyment, który udowodnił prawdziwość symulacji – nawet w takim sensie, że kształt uszkodzeń był bardzo podobny.
        A jak myślisz, dlaczego, już sporo lat temu, wszystkie mocarstwa (ostatnia Francja) zrezygnowały z prób jądrowych. "Zrezygnowały" nie rezygnując, bo ich symulacje komputerowe  okazywały się wystarczająco dokładne.
               Rozmawiając przez telefon komórkowy – korzystasz z najprawdziwszej symulacji komputerowej dokonywanej w czasie rzeczywistym. Informacja co mówi nadawca jest przekazywana paczkami cyklicznie w czasie co ok. 1/3 sek. Paczka jest rozkodowywana i na jej podstawie mikroprocesor "wytwarza" dźwięk – już w czasie ciągłym ( bo ma zapas), który jest łudząco podobny do głosu nadawcy. Symulacja nie oddaje wiernie głosu, bo już na starcie producenci zawężyli pasmo, itp. wszystko co możliwe, aby jak najtańszym kosztem osiągnąć rozpoznawalność głosu rozmówcy. Natomiast wielu ludzi zgodzi się, że podobna symulacja odtworzenia dźwięku  odtwarzaczem DVD, CD itp. – jest bardzo wiarygodna i mamy pewność, że to co słyszymy – odpowiada rzeczywistości.  Słuch ludzki ocenia wytwarzanie, symulowanie dźwięków przez DVD wysoko, ale tak naprawdę, to ilość traconej informacji, która jest na zwykłej taśmie magnetofonu, poprzez zgranie tej taśmy na komputer – jest znaczna.

          Czyli rzecz jest nie jest w tym, że coś jest "niemożliwe" –  tylko jakie koszty i wysiłek intelektualny musimy ponieść, aby osiągnąć np. 99% zgodności symulacji z realem. 

         

        • Rzecz jest naprawdę prosta,
          Rzecz jest naprawdę prosta, ale trzeba oddzielić naukę od Smoleńska. Wiadomo, że bzdury MAK i bzdury Millera, to cynizm i kant niewyobrażalny, ale to jeszcze nie powód, by wywracać do góry dupą całą naukę. Oczywiście, że bzdurą jest twierdzenie dotyczące 99,99% skuteczności symulacji komputerowych i to absolutną bzdurą. Wszystkie wielkie filmy wydają grube miliony na crash testy i symulacje w tunelach aerodynamicznych i nie warto podważać elementarnych faktów, dla choćby najbardziej szlachetnej intencji. Poza wszystkim ŻADEN z wymienionych profesorów nie twierdzi z całą pewnością, tylko właśnie podaje mocne argumenty do hipotezy. Z kolei Czachor robił symulacje na modelach i mówi wprost, że crash test rozstrzygnąłby wątpliwości i ma rację. Zrozum, że ja nie jestem wrogiem hipotezy, w którą sam widzę jako najbardziej prawdopodobną, ale na tym etapie badań takiej efekciarskiej tezy jak 100% pewności nie postawię, bo to “klichowanie”. Mogę postawić 200%, że MAK i Miller, a teraz Lasek łżą w żywe oczy i nie to, że się mylą, ale łżą. Natomiast hipoteza wybuchu ma dla mnie bardzo mocne podstawy, jeśli miałbym szacować dałbym 75% pewności i to jest bardzo dużo, biorąc pod uwagę jakimi fragmentami dowodów dysponowali naukowcy. Do naukowej pewności potrzeba jeszcze wielu, a jak wiadomo do dziś elementarne badania nie zostały wykonane.

          • kto, jak i po co
            Mam podobnie, tzn widzę, że nadal obowiązkowa dla każdego nowoczesnego patrioty-internacjonalisty  wersja Anodiny pada w oczach, ale nadal nie wiem co tam w samolocie pierdolneło, i kto maczał w tym palce.

          • Sądzę, że jak się wyjaśni
            Sądzę, że jak się wyjaśni jedno, drugie będzie oczywiste. Jeśli pierdolnęło, a wiele wskazuje, coraz więcej, że pierdolnęło, to jak dla mnie jest oczywiste, że tylko Putin maczał w tym palce, bo lokalni są za głupi, nawet gdyby chcieli.

          • saletra z cukrem raczej odpada
            Tym bardziej trotyl wygląda na zmyłkę. Trotylem to sie robi dziury w ziemi, w murach, albo wywala drzwi. Do cięcia metali jest za powolny w działaniu. Do tego są inne paskudztwa używane, niektóre absolutnie nielotne, niewykrywalne po spaleniu żadnym spektrografem. Trza normallną analizę śladową robić, chemicznymi metodami.

          • ślad jest zawsze
            Zależy co to było. Klasycznie metale tnie się azydkiem ołowiu lub jeszcze gorszym świństwem (związki jodu). Za to ślady są trwałe, bo zostaje tlenek ołowiu lub chemicznie związany jod.
            Jedynie gdyby użyto nadtlenków to nic by nie zostało, ale to nieprawdopodobne, bo zbyt niebezpieczne, może wybuchnać samo z siebie, bez powodu. Tylko wariaci terroryści za to się biorą.
            Czyli raczej jak poszukać, to się znajdzie, a speców od tego szukania jest w Polsce pełno odkąd zlikwidowano Technikum Pirotechniczne w Łodzi.

          • Czyli mówiąc krótko, nawet po
            Czyli mówiąc krótko, nawet po 2,5 gdy mieć ten wrak, można stwierdzić albo rybkę albo pipkę? O ile dobrze rozumiem, to po prostu trzeba zrobić podstawowe badania chemiczne i problem wybuchu jest jasny. Jeśli tak to do 75% dodaję 10%, bo jest oczywiste, że wystarczyło zrobić i pozamykać gęby oszołomom. 15% pozostawiam na potrzeby polityczne, które przecież w przypadku Tuska już nie są takie jak dawniej, kiedyś zyskiwał, dziś mu się dupa pali, ale nie robi nic.

          • Podobno
            przy badaniu ciała Wassermanna wykryto octol. Ta informacja pojawia się we wpisach na internecie. Nic oficjalnego. Pisze się też o użyciu bomby termobarycznej i że wystarczyło zrobić rentgen klatki piersiowej w miarę zachowanych zwłok by sprawdzić czy czasem nie użyto tej bomby.

        • Zamiast tych głupot , o ,,symulacji komputerowej”
          transmisji głosu w sieci GSM, mogłeś – ostropest – przytoczyć zapomniany już prawie, koronny, dowód przebiegu zdarzeń na lotnisku Smoleńsk Siewiernych rankiem 10.04.2010roku.
          Najpierw 19 a w końcu 23 zalogowanych w sieci terminali GSM(pasażerów feralnego tupolewa) to bezcenne źródło wiedzy.Analiza netmonitora ,,zwykłego telefonu" pozwoli natychmiast obalić teorie FYM-a i podobne, nie wspominając o danych ze smartfonów, które zawierają kompasy (na bazie satelitów GPS), żyroskopy i akcelerometry. A więc wszelkie dane do ustalenia miejsca ,,katastrofy", czasu oraz położenia samolotu w przestrzeni(upadł na plecy czy nie). Sam fakt zalogowania w ruskiej sieci pomoże obalić teorię ,,pancernej brzozy", bo 4 sekundy to za mało, a tyle własnie czasu mieli pasażerowie od ,,powzięcia informacji o zagrożeniu", do upadku samolotu.
          Filia ruskiej prokuratury wojskowej (zwana NPW) zwróciła się niedawno, do moskiewskiej centrali o …bilingi rosyjskich operatorów, ze smoleńskich BTS-ów. Na pewno uzyska odpowiedź, jak w 150 podobnych przypadkach. Bo współpraca, jak zapewnia pan premier na tym filmie – ,,jest wzorowa" i ,,przerasta oczekiwania".

  12. Anita Gargas …. uzupełniła hipotezę wybuchu ?
    Dla ludzi znających fizykę nie ma "hipotezy wybuchu" – jest 100% pewność:

    1) Spróbujcie wziąć kawałek blachy złożony z ponitowanych części i następnie uderzając (nawet z prędkością 500 km/h) o dowolną przeszkodę doprowadzić do rozerwania połączenia nitowanego (bo rozerwać samą blachę – oczywiście uda się), ale w taki sposób, że nity będą "prosto wyrwane" – nie da się tego zrobić !, bo zawsze nity będą ścięte a otwory w blasze eliptyczne.
     Tylko fala ciśnienia pochodząca od wybuchu ( prędkość ok. 5 – 7 km/s) jest w stanie to zrobić. Czoło tej fali poruszające się z w/w prędkością  ma ciśnienie – np. 5000 atm a przed czołem jest normalne ciśnienie atmosferyczne ok. 1 atm. "Grubość" czoła fali – czyli  skok ciśnienia realizuje się na ok. 0,1 mm a nawet mniej. Czyli gdy fala dociera do styku dwóch kawałków znitowanych – mamy sytuację, że na jeden kawałek, na każdy 1 cm kw. jego  powierzchni  działa siła 5000 kG a na częśc milimetr dalej nie działa żadna wielka siła. W rezultacie połączenie jest przerwane w charakterystyczny sposób – nie do podrobienia ! 

    2) Czyli wybuch był. Teraz pozostaje pytanie co wybuchło. Specjaliści mówią, że wielka ilość małych kawałków które odpadły od konstrukcji, pozwala jednoznacznie stwierdzić że pierwotnną przyczyną był wybuch materiału o prędkości spalania 5 – 7 km/s; pary paliwa wybuchają, ale z o wiele mniejszą prędkością, doprowadziły by do rozerwania konstrukcji ,ale nie wytworzyły by tak dużej ilości małych kawałków. Można na 99,9999 %  przyjąć że mat. wybuchowy. 

    3) Jest jeszcze jeden  fakt, umieszczony, ale nie skomentowany w raporcie MAK, który na "światło dzienne" z tego raportu wydobył K. Nowaczyk. Chodzi o zapis pionowych przyśpieszeń które doznał samolot – skala tych przyśpieszeń  w  100% pozwala stwierdzić, że był wybuch.

    Zwracam uwagę na fakty – a dodam, że symulacja Biniendy jest bardzo wiarygodna, ale w 99,99 % bo to tylko symulacja komputerowa.

    • Generalnie się zgadzam, ale
      Generalnie się zgadzam, ale ten komentarz ma też poważną wadę, taką niestety al’a Klich – jak wybuchło to rozerwało. To jest absolutna bzdura, ze symulacje komputerowe, zwłaszcza tego typu dają 99,99%, gdyby to było prawda, odpadłyby wszystkie testy choćby w tunelach aerodynamicznych, że o crash testach nie wspomnę. Tak samo rzecz się ma z analizą szczątków, zgadzam się co do zasady, ale prawda jest taka, że z przyczyn oczywistych ludzie z zespołu parlamentarnego mieli tyle próbek co przebadał Miller ze swoimi “specami” (parasolkę i but). I w takich okolicznościach po prostu nie podoba mi się żarliwość i pełne przekonanie, w dodatku podparte konkretnymi prędkościami i wielkościami wybuchów – to loteria nie nauka. Na tym etapie mamy do czynienia z bardzo mocną hipotezą i wieloma mocnymi dowodami, ale żaden szanujący się naukowiec z tego materiału nie zrobi pewności. Fakty i dowody układają się w spójną logiczną całość i trzeba tym tropem iść, dodawać kolejne, przecież czekają wyniki trotylowe, czekają skrzynki z Jaka. Choćby bez tych elementarnych dowodów wygłaszanie tez ostatecznych z naukowym przewodem nie ma nic wspólnego, chociaż odreagowanie kłamstw ruskich i polskich doskonale rozumiem.

      • Generalnie się zgadzam, ale ..
            1)   Komentarz nie jest typu: jak wybuchło to rozerwało – a wręcz odwrotnie: był wybuch  – a następnie zwróciłem uwagę na  fakty, które upoważniają aby ze 100 % pewnością tak  twierdzić. Jeżeli prof. Obrębski (dr. Szuladziński i inni) – powiedział: była to wielopunktowa eksplozja, to wie co mówi.  
        Gdyby samochody były nitowane, to w powszechnej naszej świadomości zakodowane byłyby obrazki z wypadków tychże: pogięte blachy, porozrywane blachy, a w miejscu rozerwania, jeżeli byłby to odcinek dwóch blach połączonych nitami – zawsze bez wyjątku oglądalibyśmy zerwane, ucięte nity (skośnie) i wyoblone eliptycznie otwory. I teraz, gdy można zobaczyć mnóstwo, wręcz dziesiątki poszarpanych blach kadłuba Tupolewa i elementów konstrukcji nośnej – z "odstrzelonymi" prostopadle nitami – ludzie powiedzieli by: zaraz zaraz, coś tu się nie zgadza. Takie obrazki oglądałem jak pokazywali samochód (gangstera?) po wybuchu oraz to, co zostało z samochodu pułapki. "Na szczęście" dla macherów różnej maści – w pamięci powszechnej społeczeństwa nie istnieją takie obrazy, którymi mógłby się posłużyć aby zweryfikować opowieści o tym, że "upadek do góry kołami"  na dach, na którym blachy "są słabsze" od blach podwozia –  spowodował taką fragmentację całej konstrukcji oraz ciał ludzi, na tak rozległej przestrzeni.
            Wnikliwi ludzie na wiadomość o tym, że delegacja prokuratury z ekspertami od aparatury jedzie do Smoleńska zbadać na obecność mat. wybuchowych – nie podniecali się tym faktem, tylko zadali sobie pytanie: co takiego zaszło, że prokuratura zmuszona została do wykluczenia ( bo o to im chodzi, a nie o potwierdzenie) hipotezy o wybuchu. 
        "Przeciekła" do dziennikarzy wersja, że " .. do tej pory strona rosyjska nie odpowiedziała na pytanie: dlaczego na x – pobranych próbek na obecność wiadomych mat. do Polski przyszły wyniki (wykluczające wiad. mat.) od mniejszej ilości próbek.
         Dzisiaj już wiemy o najbardziej wiarygodnej przyczynie: otóż polscy biegli od sekcji odmówili podpisania końcowych ogólnych wniosków – na podstawie dotychczas przeprowadzonych sekcji, w których wykluczają wybuch –  jako przyczynę obrażeń, rozczłonkowania ciał ofiar katastrofy ( vide Kopacz: 200 kg szczątków ciał, a potem jeszcze dalsze).
         Przed kamerami różne głupoty można wygadywać, ale każdy macher wie, że (w trosce o własną d) w papierach na wszystkie wątpliwe decyzje i konkluzje – podkładkę i czyiś podpis musi mieć. 

          2) Cyt. MK: To jest absolutna bzdura, ze symulacje komputerowe, zwłaszcza tego typu dają 99,99%
         I tu się zdumiałem. Ponieważ pisząc tekst zastaniawiałem się czy nie dać 100 % wiarygodności – ponieważ w  swojej symulacji przełamywania brzozy przez skrzydło, prof. Binienda znacznie zawyżył średnicę oraz gęstość drewna.  Gdyby jakaś komisja zbadała i podała, że w miejscu przełamania średnica jest 35 cm  a symulacja dla tej wartości lub niewiele więcej – dawała by znaczne uszkodzenia dźwigarów – to można by wątpić. Natomiast w sytuacji zawyżenia średnicy o 7 cm od rzeczywistej oraz większej gęstości – dając w wyniku nierozerwanie pierwszego dźwigara – daje wynik pewny. Ponadto symulacja jest wiarygodna, bo była przeprowadzana w cyklu: co jedną miliardową sekundy – czyli odpowiada to temu, że całe obliczenia były cyklicznie ponawiane, gdy skrzydło przemieszczało się o mniej niż 1/10 mm. Uniwersytecki komputer liczy to przez tydzień, bez przerwy. 
           A w końcu dałem 99,99% ponieważ odnosiłem się do konkretnego skrzydła, a Binienda, przyjmując parametry wytrzymałościowe materiałów z których jest zbudowane – przyjął średnią wytrzymałość ( z braku danych) oraz pominął blachy poszycia skrzydła – czyli trochę zaniżył wytrzymałość skrzydła.  Ale istnieje małe prawdopodobieństwo, że akurat w tym miejscu, z jakiś powodów, konstrukcja była słabsza. Bez zbadania odłamanych skrzydeł nie można tego wykluczyć. 
        Byli tacy, a właściwie to wszyscy niedowierzali, że kawał pianki uretanowej który odpada od góry promu – jest w stanie zrobić dziurę w krawędzi natarcia jego statecznika u dołu. Dopiero gdy symulacja komputerowa pokazała, że jest to możliwe – zrobiono (drogi) eksperyment, który udowodnił prawdziwość symulacji – nawet w takim sensie, że kształt uszkodzeń był bardzo podobny.
        A jak myślisz, dlaczego, już sporo lat temu, wszystkie mocarstwa (ostatnia Francja) zrezygnowały z prób jądrowych. "Zrezygnowały" nie rezygnując, bo ich symulacje komputerowe  okazywały się wystarczająco dokładne.
               Rozmawiając przez telefon komórkowy – korzystasz z najprawdziwszej symulacji komputerowej dokonywanej w czasie rzeczywistym. Informacja co mówi nadawca jest przekazywana paczkami cyklicznie w czasie co ok. 1/3 sek. Paczka jest rozkodowywana i na jej podstawie mikroprocesor "wytwarza" dźwięk – już w czasie ciągłym ( bo ma zapas), który jest łudząco podobny do głosu nadawcy. Symulacja nie oddaje wiernie głosu, bo już na starcie producenci zawężyli pasmo, itp. wszystko co możliwe, aby jak najtańszym kosztem osiągnąć rozpoznawalność głosu rozmówcy. Natomiast wielu ludzi zgodzi się, że podobna symulacja odtworzenia dźwięku  odtwarzaczem DVD, CD itp. – jest bardzo wiarygodna i mamy pewność, że to co słyszymy – odpowiada rzeczywistości.  Słuch ludzki ocenia wytwarzanie, symulowanie dźwięków przez DVD wysoko, ale tak naprawdę, to ilość traconej informacji, która jest na zwykłej taśmie magnetofonu, poprzez zgranie tej taśmy na komputer – jest znaczna.

          Czyli rzecz jest nie jest w tym, że coś jest "niemożliwe" –  tylko jakie koszty i wysiłek intelektualny musimy ponieść, aby osiągnąć np. 99% zgodności symulacji z realem. 

         

        • Rzecz jest naprawdę prosta,
          Rzecz jest naprawdę prosta, ale trzeba oddzielić naukę od Smoleńska. Wiadomo, że bzdury MAK i bzdury Millera, to cynizm i kant niewyobrażalny, ale to jeszcze nie powód, by wywracać do góry dupą całą naukę. Oczywiście, że bzdurą jest twierdzenie dotyczące 99,99% skuteczności symulacji komputerowych i to absolutną bzdurą. Wszystkie wielkie filmy wydają grube miliony na crash testy i symulacje w tunelach aerodynamicznych i nie warto podważać elementarnych faktów, dla choćby najbardziej szlachetnej intencji. Poza wszystkim ŻADEN z wymienionych profesorów nie twierdzi z całą pewnością, tylko właśnie podaje mocne argumenty do hipotezy. Z kolei Czachor robił symulacje na modelach i mówi wprost, że crash test rozstrzygnąłby wątpliwości i ma rację. Zrozum, że ja nie jestem wrogiem hipotezy, w którą sam widzę jako najbardziej prawdopodobną, ale na tym etapie badań takiej efekciarskiej tezy jak 100% pewności nie postawię, bo to “klichowanie”. Mogę postawić 200%, że MAK i Miller, a teraz Lasek łżą w żywe oczy i nie to, że się mylą, ale łżą. Natomiast hipoteza wybuchu ma dla mnie bardzo mocne podstawy, jeśli miałbym szacować dałbym 75% pewności i to jest bardzo dużo, biorąc pod uwagę jakimi fragmentami dowodów dysponowali naukowcy. Do naukowej pewności potrzeba jeszcze wielu, a jak wiadomo do dziś elementarne badania nie zostały wykonane.

          • kto, jak i po co
            Mam podobnie, tzn widzę, że nadal obowiązkowa dla każdego nowoczesnego patrioty-internacjonalisty  wersja Anodiny pada w oczach, ale nadal nie wiem co tam w samolocie pierdolneło, i kto maczał w tym palce.

          • Sądzę, że jak się wyjaśni
            Sądzę, że jak się wyjaśni jedno, drugie będzie oczywiste. Jeśli pierdolnęło, a wiele wskazuje, coraz więcej, że pierdolnęło, to jak dla mnie jest oczywiste, że tylko Putin maczał w tym palce, bo lokalni są za głupi, nawet gdyby chcieli.

          • saletra z cukrem raczej odpada
            Tym bardziej trotyl wygląda na zmyłkę. Trotylem to sie robi dziury w ziemi, w murach, albo wywala drzwi. Do cięcia metali jest za powolny w działaniu. Do tego są inne paskudztwa używane, niektóre absolutnie nielotne, niewykrywalne po spaleniu żadnym spektrografem. Trza normallną analizę śladową robić, chemicznymi metodami.

          • ślad jest zawsze
            Zależy co to było. Klasycznie metale tnie się azydkiem ołowiu lub jeszcze gorszym świństwem (związki jodu). Za to ślady są trwałe, bo zostaje tlenek ołowiu lub chemicznie związany jod.
            Jedynie gdyby użyto nadtlenków to nic by nie zostało, ale to nieprawdopodobne, bo zbyt niebezpieczne, może wybuchnać samo z siebie, bez powodu. Tylko wariaci terroryści za to się biorą.
            Czyli raczej jak poszukać, to się znajdzie, a speców od tego szukania jest w Polsce pełno odkąd zlikwidowano Technikum Pirotechniczne w Łodzi.

          • Czyli mówiąc krótko, nawet po
            Czyli mówiąc krótko, nawet po 2,5 gdy mieć ten wrak, można stwierdzić albo rybkę albo pipkę? O ile dobrze rozumiem, to po prostu trzeba zrobić podstawowe badania chemiczne i problem wybuchu jest jasny. Jeśli tak to do 75% dodaję 10%, bo jest oczywiste, że wystarczyło zrobić i pozamykać gęby oszołomom. 15% pozostawiam na potrzeby polityczne, które przecież w przypadku Tuska już nie są takie jak dawniej, kiedyś zyskiwał, dziś mu się dupa pali, ale nie robi nic.

          • Podobno
            przy badaniu ciała Wassermanna wykryto octol. Ta informacja pojawia się we wpisach na internecie. Nic oficjalnego. Pisze się też o użyciu bomby termobarycznej i że wystarczyło zrobić rentgen klatki piersiowej w miarę zachowanych zwłok by sprawdzić czy czasem nie użyto tej bomby.

        • Zamiast tych głupot , o ,,symulacji komputerowej”
          transmisji głosu w sieci GSM, mogłeś – ostropest – przytoczyć zapomniany już prawie, koronny, dowód przebiegu zdarzeń na lotnisku Smoleńsk Siewiernych rankiem 10.04.2010roku.
          Najpierw 19 a w końcu 23 zalogowanych w sieci terminali GSM(pasażerów feralnego tupolewa) to bezcenne źródło wiedzy.Analiza netmonitora ,,zwykłego telefonu" pozwoli natychmiast obalić teorie FYM-a i podobne, nie wspominając o danych ze smartfonów, które zawierają kompasy (na bazie satelitów GPS), żyroskopy i akcelerometry. A więc wszelkie dane do ustalenia miejsca ,,katastrofy", czasu oraz położenia samolotu w przestrzeni(upadł na plecy czy nie). Sam fakt zalogowania w ruskiej sieci pomoże obalić teorię ,,pancernej brzozy", bo 4 sekundy to za mało, a tyle własnie czasu mieli pasażerowie od ,,powzięcia informacji o zagrożeniu", do upadku samolotu.
          Filia ruskiej prokuratury wojskowej (zwana NPW) zwróciła się niedawno, do moskiewskiej centrali o …bilingi rosyjskich operatorów, ze smoleńskich BTS-ów. Na pewno uzyska odpowiedź, jak w 150 podobnych przypadkach. Bo współpraca, jak zapewnia pan premier na tym filmie – ,,jest wzorowa" i ,,przerasta oczekiwania".