Reklama

Coś nas łączy prawda? Nie wszystkich, ale przynajmniej część. Pomijając wątpliwości poznawcze przedstawione w innych wpisach, przyjmijmy że jednak coś nas łączy.

Coś nas łączy prawda? Nie wszystkich, ale przynajmniej część. Pomijając wątpliwości poznawcze przedstawione w innych wpisach, przyjmijmy że jednak coś nas łączy. Jedni są grubi, inni lubią śliwki, jeszcze inni wierzą w koniec świata w 2012. Mało tego jesteśmy w pewnym sensie dłużni coś innym ludziom i grupom ludzi. Gdyby nie ktoś, nie mówilibyśmy językiem jakim mówimy, nie mielibyśmy takich dóbr materialnych jakie mamy, nie myślelibyśmy tego co myślimy. Naturalnym wydaje się pewne odczucie wdzięczności w przypadku gdy to jacy jesteśmy i co nas otacza napawa nas szczęćiem, gdy uznajemy to za coś pozytywnego. Naturalnym wydaje się także pewne uczucie złości jeżeli odbieramy rzeczywistość zastaną przeciwnie, czyli negatywnie. Okej, mamy pewne odczucia, może mogą nieść ze sobą pewne zobowiązania i powinności względem “winowajców”, czyli wspomnianych już grup społecznych i jednostek oraz naszych przodków, ale tylko w kategoriach czegoś co nazwałbym “soft-etyką”,tudzież dla przeciwników zaśmiecania naszego języka anglicyzmami “etyką miękką”. Nie chciałbym się głębiej rozwodzić na pojęciem miękkiej etyki, może jeszcze je kiedyś zdefiniuję i dookreślę, myślę że na potrzeby tego tekstu wystarczy czytelnikom/czytelniczkom/czytadłom pewne intuicyjne wyobrażenie jakie zapewne uzyskują współdzieląc ze mną pewien system znaczeń (jak nie współdzielą to niech piszą,spróbuję wtajemniczyć;). Ale co jest właściwą, główną i jedyną istotną myślą w tym tekście (za mało na pełny wpis taka jedna głębsza myśl, ale nadrabiam wypisywaniem niepotrzebnych, nic nie wnoszących, znaczących to samo słow, zdań, chwytów literackich nie służących nieczmu innemu jak tylko zapełnieniu miejsca tylko po to by wyszedł z tego poważny objętościowo,pełnowartościowy wpis blogowy… mam nadzieję że dostrzegacie że tak rozbudowany nawias, który mógłby zawrzeć się w jednym zdaniu służy właśnie zobrazowaniu tego zjawiska, które nazwę pisarską onomatopeją i którą zapewne nazwałbym jej właściwą, niemetaforyczną nazwą gdyby tylko moja erudycja zaopatrzyła mnie w odpowiednie słowo z zakresu wiedzy o literaturze).

A więc co jest tą główną myślą i którą można czytać z pominięciem tych bazgrół powyżej? Otóż to:
Różne nurty wspólnotowe/komunitarystyczne/kolektywne/konserwatywne wyprowadzają z faktu posiadania pewnego dziedzictwa względem innych, pewne zobowiązania powinnościowe w kategoriach “hard-etycznych”, albo dla nacjonalistów językowych “twardej etyki”-jedynej etyki jaka jest ważna (ta soft-etyka to taka moja “licencja poetyka”,może ją kiedyś rozwinę i ktoś będzie się na poważnie uczył o moim systemie pojęciowym stworzonym jako igraszka i rozważał też na poważnie). Nie jest uprawnionym (dla mnie-piszę to do tych co nie pojęli lekcji relatywizmu i trzeba im na każdym miejscu pisać że piszę subiektywnie) przenoszenie z faktu zawdzięczania komuś czegoś, obowiązku etycznego odwdzięczenia się, czy darzenia tego jakimś uczuciem (szacunkiem lub nienawiścią dla naprzykładu).

Reklama

Jeszcze jedna myśl, którą podepnę, pod ten jakże mało ważny, w porównaniu do pierwszych wpisów, w których to poruszyłem najważniejsze dla mnie problemy, wpis w blogu. Ostatnio na zajęciach (bo myśli głównie w dyskusjach na zajęciach, zakupach i przy piwie przychodzą a no i też w łóżku jak nie mogę zasnąć, koło 2:30), otóż ostatnio na zajęciach (sadzę zbyt długie i rozbudowane nawiasy, przez co tekst traci spójność i muszę pisać od nowa to co przed nawiasem, tak jak w tym przypadku muszę znowu napisać “otóż ostatnio na zajęciach”, no ale w tym tekście jest to tak rozbudowane, że zapewne czytelnik/czytelniczka/czytadło rozpoznało świadomą zabawę z czytelnikiem/czytelniczką/czytadłem-lb. męska zawsze z przodu bo my mężczyźni jesteśmy lepsi softetycznie, mam nadzieję że ta zabawa jeszcze was nie znużyła)…

Otóż ostatnio na zajęciach przyszło mi do głowy że liberalizm ma ten problem, że przy wolności wynikłej ze zrezygnowania z pretensji do obiektywnej wiedzy (zwłaszcza o wartościach), bez której to rezygnacji nie moglibyśmy być liberałami i szanować innych wartości (skoro znalibyśmy obiektywną prawdę, no chyba że obiektywną prawdą byłaby wartość poszanowania ludzi tkwiących w błędzie,hmm ale czy wtedy moglibyśmy szanować ludzi nie szanujących tkwiących w błędzie?); otóż po rezygnacji z tych wartości, zamiast pozostać przy tym agnostycznym stwierdzeniu i dopuszczeniu do dyskusji w pozostałym obrębie spraw będących poza zainteresowaniem liberalizmu (ewentualnie wykluczenia z dyskusji jednostki negujące dyskusję), liberalizm nabiera aspektów ludyczności, kreując sobie podpórki z opartych na prawdach obiektywnych wartościach jak wolność(jako wartość wsobna), prawa i godność jednostki/człowieka. Powstaje jednak problem gdy liberalizm, odwołując się do tych nowostworzonych przez siebie wartości w celu uproszczenia sobie walki w dyskusji i zrzucenia z siebie odium towarzyszącego stygmatowi “nihilizm”, próbuje je uzasadnić? Albo wróci wtedy do dawnych agnostyczno-relatywistycznych korzeni (jak wydaje mi się czynią niektóre nurty libertarianizmu), albo przerodzi się w oksymoronicznie brzmiący “lewicowy liberalizm”. Próbujący walczyć o nowo powstałe wartości-wolność, godność jednostki, prawa człowieka. Realizując je coraz aktywniej zbacza coraz bardziej na lewo i zbliża się do socjalizmu. Podobne kwestie do rozważanych tutaj zauważył Legutko w “Dlaczego nie lubię liberalizmu”, ośmielę się jednak zauważyć, że w przeciwieństwie do mnie dołożył do tego nieco szpetnej demagogi. Nieco inspirowała mnie do tej myśli też przeczytana wczoraj “Etyka autentyczności” Taylora (hmm ciekawe kiedyś myślałem, że sam znajduję problemy i samodzielnie o nich rozmyślam, ostatnio coraz częściej natchnienie czerpię z książek i wykładów, nie z olśnień w trakcie spaceru). Skąd pogląd, że liberalizm ma swe sedno w agnostycyźmie? Głównie bo ja tak w pewnym momencie doszedłem do liberalizmu( dziś jestem panrachistą który wybrałby liberalizm, gwoli jasności). Poza tym zastanówmy się jaka inna droga? Wolność? Ale dlaczego? Jeśli nie jako przenicowanie braku wartości, to tylko jako nowy bożek. Rozumność? Ale jaki cel tego instrumentu zwanego rozumem? Ekonomiczny postęp? (bo temu sprzyja liberalizm) Ale ekonomiczny postęp (lub rozumność,nieważne co wybierzemy) w imię czego? samego siebie? dobrobytu?(tu mogę zadać pytanie w imię czego dobrobyt?) to wszystko w imię samego siebie? czyli jednak bożki? Dużo łatwiej jednak przyjąć pierwszą, agnostyczną drogę-przynajmniej wtedy nie staniemy się jeszcze jednym absolutyzmem(tj. realizacją wartości absolutnej).

Chyba piszę nieco teutońskim stylem(jak ktoś nie wie co to za styl to trąba i dupa i niech se poszuka;), no trudno, czasem bywa, że się myśli ułożą w zdania wieloktornie złożone podrzędnie(chyba, niedługo egzamin z języka polskiego to zyskam jako taką pewność w tej sprawie).

3mta się i respect dla tych co dobrnęli do końca textu:*

połączyła ich miłość do alkoholu
komuszki
więc idą zbudować wspólne dobro-własną melinę zwaną barem

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. Te nawiasy ponad miarę
    to się nazywa diarrhea mentata digressiva. Sam się muszę trzymać mocno za myśl, żeby tak nie pisać. Najgorzej jest, jak mówię i nie mam czasu zaplanować mówienia – z głównej myśli w nawias, z nawiasu w dygresję, z dygresji w dywagację, z dywagacji w memuary i tutaj zazwyczaj dostaję w mordę od rozmówcy, pół biedy, jak tylko werbalnie.

    A wpis, jak wpis – o życiu. Dokładniej o sensie życia. Kierunek słuszny, tylko proszę pamiętać, że i tak przyjdzie walec i wyró…

  2. Te nawiasy ponad miarę
    to się nazywa diarrhea mentata digressiva. Sam się muszę trzymać mocno za myśl, żeby tak nie pisać. Najgorzej jest, jak mówię i nie mam czasu zaplanować mówienia – z głównej myśli w nawias, z nawiasu w dygresję, z dygresji w dywagację, z dywagacji w memuary i tutaj zazwyczaj dostaję w mordę od rozmówcy, pół biedy, jak tylko werbalnie.

    A wpis, jak wpis – o życiu. Dokładniej o sensie życia. Kierunek słuszny, tylko proszę pamiętać, że i tak przyjdzie walec i wyró…