Reklama

Chiny są bardzo starą kulturą. Czy jest w niej zwyczajem zabraniać ludziom się spotykać? Czy jest zwyczajem decydować kto z kim ma się spotykać?

Chiny są bardzo starą kulturą. Czy jest w niej zwyczajem zabraniać ludziom się spotykać? Czy jest zwyczajem decydować kto z kim ma się spotykać? Tak mniej więcej odpowiedział Mędrzec Wałęsa na pytanie dotyczące pogróżek Chińczyków pod adresem goszczącego u nas męża słynnej i pięknej Carli Bruni. Słuchałem właśnie radia, a usłyszawszy ową wypowiedź wybuchnąłem śmiechem. Po chwili usłyszałem ucieszny rechot Dalajlamy, któremu słowa Lecha przetłumaczono. Dziecięco z pozoru naiwna, a cięta i dowcipna w rzeczywistości wypowiedź Wałęsy, wydała mi się doskonałą repliką na Chińskie piski, tupanie nogami i straszenie konsekwencjami. Na żałosne zachowanie, jakim było przełożenie szczytu Unia Europejska-Chiny, na jeszcze bardziej żałosne wtrącanie się w sprawy uroczystości 25-lecie Lechowego Nobla. Wczoraj z Dalajlamą spotkał się profesor z koziej dupy oraz karzeł moralny w jednym, do tego urzędujący nam na stolcu i niech mu będzie. Ja też nikomu nie będę bronił się spotykać. Małość nie pozwoliła pojednać się z Wałęsą, (co raczył uwzględnić japoński cesarz i człeka bez honoru olać). Cwaniactwo kazało zaprosić Dalajlamę, bo to wypada i ładnie wygląda, sprawa zrozumiała. Z Chin natomiast znowu zalatuje śmiesznością. „- Przekazaliśmy Polsce oficjalny protest i wyraziliśmy nasze głębokie niezadowolenie – powiedział rzecznik chińskiego MSZ Liu Jianchao. – Apelujemy do Polski, by unikała decyzji, które szkodzą stosunkom chińsko-polskim, i nie podejmowała kroków, które godzą w żywotne interesy Chin – dodał rzecznik.”
Normalny człowiek wkurwił by się nieco i walnął ostrym słowem. Polityk i dyplomata nie może sobie na to pozwolić. Chińczyk potęgą jest i basta, podskakiwać smokowi z pozycji pasikonika nie jest mądrym rozwiązaniem. Dlatego dobrze, że nie podskakujemy. Podskoki naraziły nas już nieraz na śmieszność, zwłaszcza te w których lubowali się bracia, skacząc na kaczych łapach przed rosyjskim niedźwiedziem. Dziwić może więc fakt, że rozmiłowany w zadymach prezydent Kaczyński podwinął tym razem ogon. Zwolennik twardej polityki zagranicznej co nigdy na klęczkach z nikim nie rozmawiał (pomijając kolankowe błagania o amerykańską tarczę i rozmowy w przedpokoju białego domu), wobec Chińczyków wybiedził wymówkę, że on prywatnie jeno słynnego mnicha ugościł.”- Z Dalajlamą spotkał się profesor Lech Kaczyński, a nie prezydent RP – podkreśla szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki.” Glowa państwa i „najwyższy” organ, jak to się w pałacu przy każdej okazji podkreśla, tym razem zestrachał się przed smokiem i robi jak może bokami, by smok na niego nie ryknął. Tchórzostwo czy rzadko spotykany rozsądek? Raczej ni jedno ni drugie. Tchórzostwem byłoby zaszyć się w pałacu i czekać, aż niewygodny gość się wyniesie. Rozsądnym było przyjąć go oficjalnie, a swoje stanowisko spokojnie przedstawić. Bez typowych awantur i ciskania się „za wolność waszą i naszą”, wolny Tybet i demokratyczny Pekin. Chiny i tak protestować będą, bo Chiny protestować lubią, Chiny protestować muszą. Chiny odzyskały swą mocarstwową pozycję po setkach lat upokorzeń i poniewierania. Teraz swą siłę i pozycję demonstrują na zapas, przy każdej możliwej okazji. I choćby się z Dalajlamą spotkał w Polsce malarz kominów, doktor prawa, czy producent nakrętek, Chiny i tak będą marudzić.
Skoro nie chcemy by dyktowano nam, co mamy robić, zachowajmy się jak należy, z honorem i poważnie, zamiast kombinować i kręcić niczym panienka, co to by chciała, ale się boi. Tak jak z honorem i poważnie zachował się Wałęsa, stwierdzając oficjalnie,że zachowaniem Chińczyków jest oburzony, że nie będą mu dyktować, kogo ma do siebie zapraszać. Jednocześnie odbijając piłeczkę bez agresji, a z humorem i polotem. Wszak Chińskie imperium używało prochu i spisywało księgi w czasach, gdy Polacy na drzewach siedzieli, a teraz Polski elektryk musi Chińczyków kultury uczyć.
Taką metodę można by polecić wszystkim krajom, które powiązane z Chinami siecią gospodarczych zależności, postępują jak pies z jeżem. Popatrzmy na przykład bliższy. Gdy Polska i kraje bałtyckie walczyły o przyjęcie do NATO, wielka Rosja też grzmiała, groziła, straszyła, wołała o swych żywotnych interesach i nieprzekraczalnej granicy.
Chińczycy głupi nie są, o czym świadectwo daje ogromny sukces cywilizacyjno gospodarczy jaki odniosły w ostatnich latach. O jego kosztach nie wspomnę, bo to inny temat, może ktoś ma ochotę się nim zająć. Chińczyków trzeba jednak nauczyć, że w dyplomacji daleko im jeszcze do państw zachodu. Że są sprawy w które nijak wtrącać się nie można, bo wychodzi się na durnia i frustrata.
Dalajlama jest duchowym przywódcą jednej ze światowych religii i jako taki jest dla świata dobrem wspólnym, tak jak był nim papież Polak. Najbardziej zatwardziałemu betonowi ZSRRowskiemu nie przyszło do łba zabraniać papieżowi wizyt w krajach bloku socjalistycznego, o krajach z nim nie związanych nie wspominając.
Mędrzec Europejski zagrał Chińczykom na nosie i chwała mu za to. Ktoś może powiedzieć, że jemu łatwo, bo nie ciąży na nim odpowiedzialność sprawującego urząd włodarza. Może i tak. Ale odpowiedzialność polega też na prowadzeniu i domaganiu się uczciwej gry i szacunku dla siebie, zarówno wobec słabych, jak i wobec silnych.


 

Reklama
Reklama

48 KOMENTARZE

  1. Mam tu taki komentarz

    do sprawy spotkania LAK’a z Dalajlamą.

    Jeśli było zalecenie z MSZ żeby się Prezydent spotkał z Dalajlamą oficjalnie a LAK to zalecenie zignorował to można krytykować LAK’a.
    Jeśli nie było zalecenia albo było zalecenie aby się nie spotykał to obiekt Twojej krytyki albo stopień krytyki mogłyby być NIECO INNE.

    Natomiast nie bardzo rozumiem czemu w Twej wypowiedzi pada słowo tchórzostwo. Co ma tchórzostwo do spotykania się (bądź nie) z kimkolwiek w wolnym kraju, nie wiem.Ze dwadzieścia lat temu owszem, trzeba było być odważnym aby się spotykać z J.Kuroniem czy A. Michnikiem na przykład. Ale dzisiaj jest to w przypadku takiej rangi spotkań wybór polityczny. Tylko i wyłącznie.

    Jeśli o strachu mówisz, to tylko w kontekście pogorszenia stosunków z mocarstwem, z którym niezły biznes można zrobić. A korzyści ze spotkania LAK, indywidualnie mógłby mieć wiele – chociażby dobry PR i jakieś pozytywne drgnięcie w sondażach "dobry/zły prezydent".
    Więc drogi Szukrijew, ja się z tezami Twojej notki nie zgadzam, choć dzięki za trud napisania tejże.

    • W kwestii tchórzostwa…

      Oczywiście że chodzi o obawę pogorszenia stosunków z mocarstwem, któremu nawet brat nie podskakiwał. To też wpływa na sondaże. A jednocześnie PR-owe dojenie Dalajlamy. Dwie pieczenie chciałby upiec, ale czy upiecze?
      Co ma natomiast do tego MSZ? To akurat 100% kompetencji prezydenta, spotykać się z głowami państw i ruchów religijnych. Niech więc się spotka jak przystało na  prezydenta, albo spada, bo prywatnie w pałacu prezydenckim może się spotykać z małżonką.

  2. Mam tu taki komentarz

    do sprawy spotkania LAK’a z Dalajlamą.

    Jeśli było zalecenie z MSZ żeby się Prezydent spotkał z Dalajlamą oficjalnie a LAK to zalecenie zignorował to można krytykować LAK’a.
    Jeśli nie było zalecenia albo było zalecenie aby się nie spotykał to obiekt Twojej krytyki albo stopień krytyki mogłyby być NIECO INNE.

    Natomiast nie bardzo rozumiem czemu w Twej wypowiedzi pada słowo tchórzostwo. Co ma tchórzostwo do spotykania się (bądź nie) z kimkolwiek w wolnym kraju, nie wiem.Ze dwadzieścia lat temu owszem, trzeba było być odważnym aby się spotykać z J.Kuroniem czy A. Michnikiem na przykład. Ale dzisiaj jest to w przypadku takiej rangi spotkań wybór polityczny. Tylko i wyłącznie.

    Jeśli o strachu mówisz, to tylko w kontekście pogorszenia stosunków z mocarstwem, z którym niezły biznes można zrobić. A korzyści ze spotkania LAK, indywidualnie mógłby mieć wiele – chociażby dobry PR i jakieś pozytywne drgnięcie w sondażach "dobry/zły prezydent".
    Więc drogi Szukrijew, ja się z tezami Twojej notki nie zgadzam, choć dzięki za trud napisania tejże.

    • W kwestii tchórzostwa…

      Oczywiście że chodzi o obawę pogorszenia stosunków z mocarstwem, któremu nawet brat nie podskakiwał. To też wpływa na sondaże. A jednocześnie PR-owe dojenie Dalajlamy. Dwie pieczenie chciałby upiec, ale czy upiecze?
      Co ma natomiast do tego MSZ? To akurat 100% kompetencji prezydenta, spotykać się z głowami państw i ruchów religijnych. Niech więc się spotka jak przystało na  prezydenta, albo spada, bo prywatnie w pałacu prezydenckim może się spotykać z małżonką.

  3. Mam tu taki komentarz

    do sprawy spotkania LAK’a z Dalajlamą.

    Jeśli było zalecenie z MSZ żeby się Prezydent spotkał z Dalajlamą oficjalnie a LAK to zalecenie zignorował to można krytykować LAK’a.
    Jeśli nie było zalecenia albo było zalecenie aby się nie spotykał to obiekt Twojej krytyki albo stopień krytyki mogłyby być NIECO INNE.

    Natomiast nie bardzo rozumiem czemu w Twej wypowiedzi pada słowo tchórzostwo. Co ma tchórzostwo do spotykania się (bądź nie) z kimkolwiek w wolnym kraju, nie wiem.Ze dwadzieścia lat temu owszem, trzeba było być odważnym aby się spotykać z J.Kuroniem czy A. Michnikiem na przykład. Ale dzisiaj jest to w przypadku takiej rangi spotkań wybór polityczny. Tylko i wyłącznie.

    Jeśli o strachu mówisz, to tylko w kontekście pogorszenia stosunków z mocarstwem, z którym niezły biznes można zrobić. A korzyści ze spotkania LAK, indywidualnie mógłby mieć wiele – chociażby dobry PR i jakieś pozytywne drgnięcie w sondażach "dobry/zły prezydent".
    Więc drogi Szukrijew, ja się z tezami Twojej notki nie zgadzam, choć dzięki za trud napisania tejże.

    • W kwestii tchórzostwa…

      Oczywiście że chodzi o obawę pogorszenia stosunków z mocarstwem, któremu nawet brat nie podskakiwał. To też wpływa na sondaże. A jednocześnie PR-owe dojenie Dalajlamy. Dwie pieczenie chciałby upiec, ale czy upiecze?
      Co ma natomiast do tego MSZ? To akurat 100% kompetencji prezydenta, spotykać się z głowami państw i ruchów religijnych. Niech więc się spotka jak przystało na  prezydenta, albo spada, bo prywatnie w pałacu prezydenckim może się spotykać z małżonką.

  4. Mam tu taki komentarz

    do sprawy spotkania LAK’a z Dalajlamą.

    Jeśli było zalecenie z MSZ żeby się Prezydent spotkał z Dalajlamą oficjalnie a LAK to zalecenie zignorował to można krytykować LAK’a.
    Jeśli nie było zalecenia albo było zalecenie aby się nie spotykał to obiekt Twojej krytyki albo stopień krytyki mogłyby być NIECO INNE.

    Natomiast nie bardzo rozumiem czemu w Twej wypowiedzi pada słowo tchórzostwo. Co ma tchórzostwo do spotykania się (bądź nie) z kimkolwiek w wolnym kraju, nie wiem.Ze dwadzieścia lat temu owszem, trzeba było być odważnym aby się spotykać z J.Kuroniem czy A. Michnikiem na przykład. Ale dzisiaj jest to w przypadku takiej rangi spotkań wybór polityczny. Tylko i wyłącznie.

    Jeśli o strachu mówisz, to tylko w kontekście pogorszenia stosunków z mocarstwem, z którym niezły biznes można zrobić. A korzyści ze spotkania LAK, indywidualnie mógłby mieć wiele – chociażby dobry PR i jakieś pozytywne drgnięcie w sondażach "dobry/zły prezydent".
    Więc drogi Szukrijew, ja się z tezami Twojej notki nie zgadzam, choć dzięki za trud napisania tejże.

    • W kwestii tchórzostwa…

      Oczywiście że chodzi o obawę pogorszenia stosunków z mocarstwem, któremu nawet brat nie podskakiwał. To też wpływa na sondaże. A jednocześnie PR-owe dojenie Dalajlamy. Dwie pieczenie chciałby upiec, ale czy upiecze?
      Co ma natomiast do tego MSZ? To akurat 100% kompetencji prezydenta, spotykać się z głowami państw i ruchów religijnych. Niech więc się spotka jak przystało na  prezydenta, albo spada, bo prywatnie w pałacu prezydenckim może się spotykać z małżonką.

  5. Mam tu taki komentarz

    do sprawy spotkania LAK’a z Dalajlamą.

    Jeśli było zalecenie z MSZ żeby się Prezydent spotkał z Dalajlamą oficjalnie a LAK to zalecenie zignorował to można krytykować LAK’a.
    Jeśli nie było zalecenia albo było zalecenie aby się nie spotykał to obiekt Twojej krytyki albo stopień krytyki mogłyby być NIECO INNE.

    Natomiast nie bardzo rozumiem czemu w Twej wypowiedzi pada słowo tchórzostwo. Co ma tchórzostwo do spotykania się (bądź nie) z kimkolwiek w wolnym kraju, nie wiem.Ze dwadzieścia lat temu owszem, trzeba było być odważnym aby się spotykać z J.Kuroniem czy A. Michnikiem na przykład. Ale dzisiaj jest to w przypadku takiej rangi spotkań wybór polityczny. Tylko i wyłącznie.

    Jeśli o strachu mówisz, to tylko w kontekście pogorszenia stosunków z mocarstwem, z którym niezły biznes można zrobić. A korzyści ze spotkania LAK, indywidualnie mógłby mieć wiele – chociażby dobry PR i jakieś pozytywne drgnięcie w sondażach "dobry/zły prezydent".
    Więc drogi Szukrijew, ja się z tezami Twojej notki nie zgadzam, choć dzięki za trud napisania tejże.

    • W kwestii tchórzostwa…

      Oczywiście że chodzi o obawę pogorszenia stosunków z mocarstwem, któremu nawet brat nie podskakiwał. To też wpływa na sondaże. A jednocześnie PR-owe dojenie Dalajlamy. Dwie pieczenie chciałby upiec, ale czy upiecze?
      Co ma natomiast do tego MSZ? To akurat 100% kompetencji prezydenta, spotykać się z głowami państw i ruchów religijnych. Niech więc się spotka jak przystało na  prezydenta, albo spada, bo prywatnie w pałacu prezydenckim może się spotykać z małżonką.

  6. Mam tu taki komentarz

    do sprawy spotkania LAK’a z Dalajlamą.

    Jeśli było zalecenie z MSZ żeby się Prezydent spotkał z Dalajlamą oficjalnie a LAK to zalecenie zignorował to można krytykować LAK’a.
    Jeśli nie było zalecenia albo było zalecenie aby się nie spotykał to obiekt Twojej krytyki albo stopień krytyki mogłyby być NIECO INNE.

    Natomiast nie bardzo rozumiem czemu w Twej wypowiedzi pada słowo tchórzostwo. Co ma tchórzostwo do spotykania się (bądź nie) z kimkolwiek w wolnym kraju, nie wiem.Ze dwadzieścia lat temu owszem, trzeba było być odważnym aby się spotykać z J.Kuroniem czy A. Michnikiem na przykład. Ale dzisiaj jest to w przypadku takiej rangi spotkań wybór polityczny. Tylko i wyłącznie.

    Jeśli o strachu mówisz, to tylko w kontekście pogorszenia stosunków z mocarstwem, z którym niezły biznes można zrobić. A korzyści ze spotkania LAK, indywidualnie mógłby mieć wiele – chociażby dobry PR i jakieś pozytywne drgnięcie w sondażach "dobry/zły prezydent".
    Więc drogi Szukrijew, ja się z tezami Twojej notki nie zgadzam, choć dzięki za trud napisania tejże.

    • W kwestii tchórzostwa…

      Oczywiście że chodzi o obawę pogorszenia stosunków z mocarstwem, któremu nawet brat nie podskakiwał. To też wpływa na sondaże. A jednocześnie PR-owe dojenie Dalajlamy. Dwie pieczenie chciałby upiec, ale czy upiecze?
      Co ma natomiast do tego MSZ? To akurat 100% kompetencji prezydenta, spotykać się z głowami państw i ruchów religijnych. Niech więc się spotka jak przystało na  prezydenta, albo spada, bo prywatnie w pałacu prezydenckim może się spotykać z małżonką.

    • Jeden sympatyczny znajomy Ju Jiin
      mówił mi z dumą, że naród chiński spłodził księgę tysiącstronnicową nt. zastosowania kaczek w gastronomi. Od hodowli tychże, tuczeniu, sprawianiu, gotowaniu i podawaniu.
      Kłaniam się kuchni chińskiej do ziemi. Receptur mają wiele na kaczory 🙂

    • Jeden sympatyczny znajomy Ju Jiin
      mówił mi z dumą, że naród chiński spłodził księgę tysiącstronnicową nt. zastosowania kaczek w gastronomi. Od hodowli tychże, tuczeniu, sprawianiu, gotowaniu i podawaniu.
      Kłaniam się kuchni chińskiej do ziemi. Receptur mają wiele na kaczory 🙂

    • Jeden sympatyczny znajomy Ju Jiin
      mówił mi z dumą, że naród chiński spłodził księgę tysiącstronnicową nt. zastosowania kaczek w gastronomi. Od hodowli tychże, tuczeniu, sprawianiu, gotowaniu i podawaniu.
      Kłaniam się kuchni chińskiej do ziemi. Receptur mają wiele na kaczory 🙂

    • Jeden sympatyczny znajomy Ju Jiin
      mówił mi z dumą, że naród chiński spłodził księgę tysiącstronnicową nt. zastosowania kaczek w gastronomi. Od hodowli tychże, tuczeniu, sprawianiu, gotowaniu i podawaniu.
      Kłaniam się kuchni chińskiej do ziemi. Receptur mają wiele na kaczory 🙂

    • Jeden sympatyczny znajomy Ju Jiin
      mówił mi z dumą, że naród chiński spłodził księgę tysiącstronnicową nt. zastosowania kaczek w gastronomi. Od hodowli tychże, tuczeniu, sprawianiu, gotowaniu i podawaniu.
      Kłaniam się kuchni chińskiej do ziemi. Receptur mają wiele na kaczory 🙂

    • Jeden sympatyczny znajomy Ju Jiin
      mówił mi z dumą, że naród chiński spłodził księgę tysiącstronnicową nt. zastosowania kaczek w gastronomi. Od hodowli tychże, tuczeniu, sprawianiu, gotowaniu i podawaniu.
      Kłaniam się kuchni chińskiej do ziemi. Receptur mają wiele na kaczory 🙂

  7. Chińska kultura, jak zresztą
    Chińska kultura, jak zresztą niemal każda inna jest niższa cywilizacyjnie od europejskiej. Taką stawiam kontrowersyjną i rasistowską tezę. Dowody na poparcie? Zacznę od tego, co moim zdaniem najlepiej świadczy o poziomie cywilizacyjnym danego kręgu kulturowego. O poziomie cywilizacyjnym świadczą przede wszystkim wolność i przestrzeganie praw człowieka. Owszem, kultura materialna też jest ważna, ale ważniejsze od tego, że ktoś zbudował sobie wielki mur, czy potężny stadion jest to ilu ludzi zginęło przy budowie muru i ilu straciło swe domy przy budowie stadionu. Prawda jest taka, że połączenie wolność + demokracja + prawa człowieka + wysoki poziom życia funkcjonuje tylko w Europie ( z wyjątkiem Rosji i Białorusi, które się Europą nie czują i z wyjątkiem Bałkanów, które zawsze były od reszty kontynentu politycznie odseparowane i zapóźnione ) i w krajach, które Europa stworzyła ( USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, RPA i jeszcze parę państw ). Poza tym jest jeszcze tylko jedna kultura, która nam cywilizacyjnie dorównuje, a może nawet nas przewyższa, ta kultura to Japonia, no, jeszcze Izrael jest całkiem cywilizowany ( choć tam z prawami człowieka bywa różnie, Arab to obywatel drugiej kategorii, a w Palestynie to prawa człowieka stosuje się w zakresie dość ograniczonym ), poza tym mamy dzicz, brak stabilności politycznej i stabilności w ogóle. A teraz proszę mi wypomnieć plucie nienawiścią i katolstwo.

    • Eeee…
      …a czym się różnią:
      a) cesarstwo (jako ustrój) Japonii i Chin (historycznie, oczywiście)?
      b) nacjonalizm japoński i chiński (w trakcie IIWW i wcześniej)
      c) podporządkowanie potrzeb człowieka potrzebom grupy/ społeczeństwa w stopniu niebywałym w Europie (i tu, i tu)?
      d) pogarda dla "długonosych" w obu krajach?

      Różnice są, owszem:
      1. w Chinach komunizm trafił na podatny grunt, a Japończycy od nacjonalizmu cesarskiego przeszli do kapitalizmu pod kuratelą USA;
      2. Japończycy od podrabiania (całkiem podobnego do tego, co obecnie dzieje się w Chinach) przeszli do ulepszania i nieźle na tym wyszli.

      Ale kultura i filozofia nie różnią się AŻ tak bardzo, żeby dowodzić wyższości Japonii nad Chinami w tym względzie. Natomiast ich wykorzystanie i materialne efekty – to już zupełnie inna historia.

        • Darwin na 100%.
          Fragment z blogu http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87217
          Dla przecietnego Chinczyka historia, religia, etyka, filozofia nie znacza wiele. Dominujacy jest instynkt samozachowawczy i walka o przetrwanie. Darwin na 100%. Liczy sie tylko jutro i pieniadze. Moralnosc, sumienie i skrupuly zyja tylko w rodzinie, ale nie zawsze.

          i z innego http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87164
          Wloczac sie od dwudziestu lat po swiecie mialm ?przyjemnosc? poznania roznych Chinczykow, glownie studentow i profesorow uniwersyteckich.
          Ci ktorzy pojawili sie na zachodzie pod koniec lat osiemdziesiatych byli otwarci na demokracje, prawa jednostkich i ogolnie na innych. Dzisiejsza mlodziez studencka to cos absolutnie innego niz ci ktorzy protestowali pod ambasadami Chin po 4 czerwca 1989 roku. Sa to dzieci rzadzacej kasty chinskich aparatczykow, juz od kolyski bardzo bogaci , wychowywani w pogardzie dla tych ktorym sie nie udalo, ktorzy sa tylko i wylacznie masa do produkowania sukcesu gospodarczego aparatu komunistycznego. Arogancje tych mlodych mozna tylko probowac porownywac do nowobogackich z Rosji.

        • Liznęli?
          Raczej sprytnie zaadaptowali to, co im pasowało, z korzyścią dla nich i dla nas, jako użytkowników fajnej elektroniki i dobrych aut.
          A jeśli chodzi o historię, to gdy w Chinach kwitła cywiliacja, a my siedzieliśmy na drzewach,  Japończycy dopiero wypełzali na brzeg z oceanu. Tam do XVIII wieku panowł specyficzny, ale jednak feudalizm.

  8. Chińska kultura, jak zresztą
    Chińska kultura, jak zresztą niemal każda inna jest niższa cywilizacyjnie od europejskiej. Taką stawiam kontrowersyjną i rasistowską tezę. Dowody na poparcie? Zacznę od tego, co moim zdaniem najlepiej świadczy o poziomie cywilizacyjnym danego kręgu kulturowego. O poziomie cywilizacyjnym świadczą przede wszystkim wolność i przestrzeganie praw człowieka. Owszem, kultura materialna też jest ważna, ale ważniejsze od tego, że ktoś zbudował sobie wielki mur, czy potężny stadion jest to ilu ludzi zginęło przy budowie muru i ilu straciło swe domy przy budowie stadionu. Prawda jest taka, że połączenie wolność + demokracja + prawa człowieka + wysoki poziom życia funkcjonuje tylko w Europie ( z wyjątkiem Rosji i Białorusi, które się Europą nie czują i z wyjątkiem Bałkanów, które zawsze były od reszty kontynentu politycznie odseparowane i zapóźnione ) i w krajach, które Europa stworzyła ( USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, RPA i jeszcze parę państw ). Poza tym jest jeszcze tylko jedna kultura, która nam cywilizacyjnie dorównuje, a może nawet nas przewyższa, ta kultura to Japonia, no, jeszcze Izrael jest całkiem cywilizowany ( choć tam z prawami człowieka bywa różnie, Arab to obywatel drugiej kategorii, a w Palestynie to prawa człowieka stosuje się w zakresie dość ograniczonym ), poza tym mamy dzicz, brak stabilności politycznej i stabilności w ogóle. A teraz proszę mi wypomnieć plucie nienawiścią i katolstwo.

    • Eeee…
      …a czym się różnią:
      a) cesarstwo (jako ustrój) Japonii i Chin (historycznie, oczywiście)?
      b) nacjonalizm japoński i chiński (w trakcie IIWW i wcześniej)
      c) podporządkowanie potrzeb człowieka potrzebom grupy/ społeczeństwa w stopniu niebywałym w Europie (i tu, i tu)?
      d) pogarda dla "długonosych" w obu krajach?

      Różnice są, owszem:
      1. w Chinach komunizm trafił na podatny grunt, a Japończycy od nacjonalizmu cesarskiego przeszli do kapitalizmu pod kuratelą USA;
      2. Japończycy od podrabiania (całkiem podobnego do tego, co obecnie dzieje się w Chinach) przeszli do ulepszania i nieźle na tym wyszli.

      Ale kultura i filozofia nie różnią się AŻ tak bardzo, żeby dowodzić wyższości Japonii nad Chinami w tym względzie. Natomiast ich wykorzystanie i materialne efekty – to już zupełnie inna historia.

        • Darwin na 100%.
          Fragment z blogu http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87217
          Dla przecietnego Chinczyka historia, religia, etyka, filozofia nie znacza wiele. Dominujacy jest instynkt samozachowawczy i walka o przetrwanie. Darwin na 100%. Liczy sie tylko jutro i pieniadze. Moralnosc, sumienie i skrupuly zyja tylko w rodzinie, ale nie zawsze.

          i z innego http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87164
          Wloczac sie od dwudziestu lat po swiecie mialm ?przyjemnosc? poznania roznych Chinczykow, glownie studentow i profesorow uniwersyteckich.
          Ci ktorzy pojawili sie na zachodzie pod koniec lat osiemdziesiatych byli otwarci na demokracje, prawa jednostkich i ogolnie na innych. Dzisiejsza mlodziez studencka to cos absolutnie innego niz ci ktorzy protestowali pod ambasadami Chin po 4 czerwca 1989 roku. Sa to dzieci rzadzacej kasty chinskich aparatczykow, juz od kolyski bardzo bogaci , wychowywani w pogardzie dla tych ktorym sie nie udalo, ktorzy sa tylko i wylacznie masa do produkowania sukcesu gospodarczego aparatu komunistycznego. Arogancje tych mlodych mozna tylko probowac porownywac do nowobogackich z Rosji.

        • Liznęli?
          Raczej sprytnie zaadaptowali to, co im pasowało, z korzyścią dla nich i dla nas, jako użytkowników fajnej elektroniki i dobrych aut.
          A jeśli chodzi o historię, to gdy w Chinach kwitła cywiliacja, a my siedzieliśmy na drzewach,  Japończycy dopiero wypełzali na brzeg z oceanu. Tam do XVIII wieku panowł specyficzny, ale jednak feudalizm.

  9. Chińska kultura, jak zresztą
    Chińska kultura, jak zresztą niemal każda inna jest niższa cywilizacyjnie od europejskiej. Taką stawiam kontrowersyjną i rasistowską tezę. Dowody na poparcie? Zacznę od tego, co moim zdaniem najlepiej świadczy o poziomie cywilizacyjnym danego kręgu kulturowego. O poziomie cywilizacyjnym świadczą przede wszystkim wolność i przestrzeganie praw człowieka. Owszem, kultura materialna też jest ważna, ale ważniejsze od tego, że ktoś zbudował sobie wielki mur, czy potężny stadion jest to ilu ludzi zginęło przy budowie muru i ilu straciło swe domy przy budowie stadionu. Prawda jest taka, że połączenie wolność + demokracja + prawa człowieka + wysoki poziom życia funkcjonuje tylko w Europie ( z wyjątkiem Rosji i Białorusi, które się Europą nie czują i z wyjątkiem Bałkanów, które zawsze były od reszty kontynentu politycznie odseparowane i zapóźnione ) i w krajach, które Europa stworzyła ( USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, RPA i jeszcze parę państw ). Poza tym jest jeszcze tylko jedna kultura, która nam cywilizacyjnie dorównuje, a może nawet nas przewyższa, ta kultura to Japonia, no, jeszcze Izrael jest całkiem cywilizowany ( choć tam z prawami człowieka bywa różnie, Arab to obywatel drugiej kategorii, a w Palestynie to prawa człowieka stosuje się w zakresie dość ograniczonym ), poza tym mamy dzicz, brak stabilności politycznej i stabilności w ogóle. A teraz proszę mi wypomnieć plucie nienawiścią i katolstwo.

    • Eeee…
      …a czym się różnią:
      a) cesarstwo (jako ustrój) Japonii i Chin (historycznie, oczywiście)?
      b) nacjonalizm japoński i chiński (w trakcie IIWW i wcześniej)
      c) podporządkowanie potrzeb człowieka potrzebom grupy/ społeczeństwa w stopniu niebywałym w Europie (i tu, i tu)?
      d) pogarda dla "długonosych" w obu krajach?

      Różnice są, owszem:
      1. w Chinach komunizm trafił na podatny grunt, a Japończycy od nacjonalizmu cesarskiego przeszli do kapitalizmu pod kuratelą USA;
      2. Japończycy od podrabiania (całkiem podobnego do tego, co obecnie dzieje się w Chinach) przeszli do ulepszania i nieźle na tym wyszli.

      Ale kultura i filozofia nie różnią się AŻ tak bardzo, żeby dowodzić wyższości Japonii nad Chinami w tym względzie. Natomiast ich wykorzystanie i materialne efekty – to już zupełnie inna historia.

        • Darwin na 100%.
          Fragment z blogu http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87217
          Dla przecietnego Chinczyka historia, religia, etyka, filozofia nie znacza wiele. Dominujacy jest instynkt samozachowawczy i walka o przetrwanie. Darwin na 100%. Liczy sie tylko jutro i pieniadze. Moralnosc, sumienie i skrupuly zyja tylko w rodzinie, ale nie zawsze.

          i z innego http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87164
          Wloczac sie od dwudziestu lat po swiecie mialm ?przyjemnosc? poznania roznych Chinczykow, glownie studentow i profesorow uniwersyteckich.
          Ci ktorzy pojawili sie na zachodzie pod koniec lat osiemdziesiatych byli otwarci na demokracje, prawa jednostkich i ogolnie na innych. Dzisiejsza mlodziez studencka to cos absolutnie innego niz ci ktorzy protestowali pod ambasadami Chin po 4 czerwca 1989 roku. Sa to dzieci rzadzacej kasty chinskich aparatczykow, juz od kolyski bardzo bogaci , wychowywani w pogardzie dla tych ktorym sie nie udalo, ktorzy sa tylko i wylacznie masa do produkowania sukcesu gospodarczego aparatu komunistycznego. Arogancje tych mlodych mozna tylko probowac porownywac do nowobogackich z Rosji.

        • Liznęli?
          Raczej sprytnie zaadaptowali to, co im pasowało, z korzyścią dla nich i dla nas, jako użytkowników fajnej elektroniki i dobrych aut.
          A jeśli chodzi o historię, to gdy w Chinach kwitła cywiliacja, a my siedzieliśmy na drzewach,  Japończycy dopiero wypełzali na brzeg z oceanu. Tam do XVIII wieku panowł specyficzny, ale jednak feudalizm.

  10. Chińska kultura, jak zresztą
    Chińska kultura, jak zresztą niemal każda inna jest niższa cywilizacyjnie od europejskiej. Taką stawiam kontrowersyjną i rasistowską tezę. Dowody na poparcie? Zacznę od tego, co moim zdaniem najlepiej świadczy o poziomie cywilizacyjnym danego kręgu kulturowego. O poziomie cywilizacyjnym świadczą przede wszystkim wolność i przestrzeganie praw człowieka. Owszem, kultura materialna też jest ważna, ale ważniejsze od tego, że ktoś zbudował sobie wielki mur, czy potężny stadion jest to ilu ludzi zginęło przy budowie muru i ilu straciło swe domy przy budowie stadionu. Prawda jest taka, że połączenie wolność + demokracja + prawa człowieka + wysoki poziom życia funkcjonuje tylko w Europie ( z wyjątkiem Rosji i Białorusi, które się Europą nie czują i z wyjątkiem Bałkanów, które zawsze były od reszty kontynentu politycznie odseparowane i zapóźnione ) i w krajach, które Europa stworzyła ( USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, RPA i jeszcze parę państw ). Poza tym jest jeszcze tylko jedna kultura, która nam cywilizacyjnie dorównuje, a może nawet nas przewyższa, ta kultura to Japonia, no, jeszcze Izrael jest całkiem cywilizowany ( choć tam z prawami człowieka bywa różnie, Arab to obywatel drugiej kategorii, a w Palestynie to prawa człowieka stosuje się w zakresie dość ograniczonym ), poza tym mamy dzicz, brak stabilności politycznej i stabilności w ogóle. A teraz proszę mi wypomnieć plucie nienawiścią i katolstwo.

    • Eeee…
      …a czym się różnią:
      a) cesarstwo (jako ustrój) Japonii i Chin (historycznie, oczywiście)?
      b) nacjonalizm japoński i chiński (w trakcie IIWW i wcześniej)
      c) podporządkowanie potrzeb człowieka potrzebom grupy/ społeczeństwa w stopniu niebywałym w Europie (i tu, i tu)?
      d) pogarda dla "długonosych" w obu krajach?

      Różnice są, owszem:
      1. w Chinach komunizm trafił na podatny grunt, a Japończycy od nacjonalizmu cesarskiego przeszli do kapitalizmu pod kuratelą USA;
      2. Japończycy od podrabiania (całkiem podobnego do tego, co obecnie dzieje się w Chinach) przeszli do ulepszania i nieźle na tym wyszli.

      Ale kultura i filozofia nie różnią się AŻ tak bardzo, żeby dowodzić wyższości Japonii nad Chinami w tym względzie. Natomiast ich wykorzystanie i materialne efekty – to już zupełnie inna historia.

        • Darwin na 100%.
          Fragment z blogu http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87217
          Dla przecietnego Chinczyka historia, religia, etyka, filozofia nie znacza wiele. Dominujacy jest instynkt samozachowawczy i walka o przetrwanie. Darwin na 100%. Liczy sie tylko jutro i pieniadze. Moralnosc, sumienie i skrupuly zyja tylko w rodzinie, ale nie zawsze.

          i z innego http://passent.blog.polityka.pl/?p=440#comment-87164
          Wloczac sie od dwudziestu lat po swiecie mialm ?przyjemnosc? poznania roznych Chinczykow, glownie studentow i profesorow uniwersyteckich.
          Ci ktorzy pojawili sie na zachodzie pod koniec lat osiemdziesiatych byli otwarci na demokracje, prawa jednostkich i ogolnie na innych. Dzisiejsza mlodziez studencka to cos absolutnie innego niz ci ktorzy protestowali pod ambasadami Chin po 4 czerwca 1989 roku. Sa to dzieci rzadzacej kasty chinskich aparatczykow, juz od kolyski bardzo bogaci , wychowywani w pogardzie dla tych ktorym sie nie udalo, ktorzy sa tylko i wylacznie masa do produkowania sukcesu gospodarczego aparatu komunistycznego. Arogancje tych mlodych mozna tylko probowac porownywac do nowobogackich z Rosji.

        • Liznęli?
          Raczej sprytnie zaadaptowali to, co im pasowało, z korzyścią dla nich i dla nas, jako użytkowników fajnej elektroniki i dobrych aut.
          A jeśli chodzi o historię, to gdy w Chinach kwitła cywiliacja, a my siedzieliśmy na drzewach,  Japończycy dopiero wypełzali na brzeg z oceanu. Tam do XVIII wieku panowł specyficzny, ale jednak feudalizm.