Kwestionowanie wyroków sądów, czy szerzej orzeczeń, to był odwieczny temat tabu i jednocześnie domena oszołomów. Pamiętam doskonale, że wbrew logice, przyzwoitości, rozumowi i w końcu literze prawa, rozmaite „autorytety” jak mantrę powtarzały: „wyroków sądu się nie komentuje”. Działo się to w otoczeniu niemal całego i najszerzej pojętego środowiska prawników, od prokuratorów, przez adwokatów i radców i aż po sędziów, chociaż wszyscy oni albo pisali albo rozpoznawali „dyskusje z wyrokami” zwane: zażaleniami, apelacjami, kasacjami.
Dziś wygląd to zupełnie inaczej i nie tylko z wyrokami się dyskutuje w „lepszym towarzystwie”, ale podważa się status sędziów i całych Izb w Sądzie Najwyższym, no i oczywiście Trybunał Konstytucyjny „nie istnieje”. Nagła zmiana punktu widzenia nie do końca jest wywołana zmianą punktu siedzenia, w zasadzie niewiele się w tej materii zmieniło, jeśli chodzi o indywidualne przypadki. Dyżurne „autorytety” nadal są „autorytetami”, sędziowie sędziami, adwokaci adwokatami, ale nie do zniesienia jest utrata monopolu. Postpeerelowski układ w wymiarze sprawiedliwości był równie skostniały jak PZPN, a gdy część „leśnych dziadków” została pogoniona i siły nie tyle się wyrównały, co przestał istnieć wspomniany monopol, wtedy zaczęła się prawdziwa wojna. O co chodzi na tej wojnie? Jak mawiał klasyk: „żeby było tak, jak dawniej”, czyli powrót do dominacji jednej opcji politycznej.
Determinacja w tym dążeniu jest tak wielka, że aktualni przedstawiciele władzy z jej fanatycznym zapleczem, w ogóle się nie przejmują skrajną hipokryzją i groteskowością swoich działań. „Przywracanie praworządności” polegające na regularnym łamaniu prawa, łącznie z konstytucją, ciągle powiewa na sztandarach. Przykładów na to jest multum, ale dość przywołać bezprawne odwołanie i powołanie Prokuratora Krajowego, „cofnięcie” kontrasygnaty przez Donalda Tuska i to najbardziej oczywiste pogwałcenie prawa, jakiego dopuścił się Waldemar Żurek znosząc rozporządzeniem ustawowy wymóg losowania sędziów. Oprócz determinacji daje się też dostrzec typowe dla każdej ekipy rządzącej przekonanie, że władza jest dana na zawsze, ale ta arogancka naiwność wcześniej niż później zostanie brutalnie zweryfikowana.
Pomóc w tym procesie może postawa celebrytów, co niektórych profesorów, dziennikarzy i polityków. Coraz bardziej skrzecząca rzeczywistość oparta na skandalicznych działaniach prokuratury i orzeczeniach sądów to wyraźny dzwonek alarmowy dla „normaliów”, ale takich co to gardzili poprzednią władzą, dopóki nie zobaczyli do czego zdolna jest obecna władza. Część z nich, jak Krzysztof Stanowski, osobiście się przekonała jak działają sądy, inni się napatrzyli na wyczyny prokuratury podczas ekspresowego ścigania „hejterów” Jerzego Owsiaka. Niemal w każdym tygodniu pojawia się coś równie bulwersującego i to buduje niestrawny obraz „walczącej demonokracji”, ale na razie bez większych konsekwencji. Ciągle w centrum uwagi jest wojna POPiS-owa na czym korzystają ugrupowania „antysystemowe”.
Każda miarka jednak się kiedyś przebiera, a każda czara, czy to goryczy, czy słodkości, przelewa. W jakim jesteśmy teraz miejscu? Wydaje się, że między ustami i brzegiem pucharu. Cierpliwie cierpiący naród, nieustannie ogłupiany tematami zastępczymi, jeszcze wytrzymuje, ale dojrzewa do takiego stanu, w którym do „uśmiechniętej demokracji”poleci wulgarne wyproszenie. W Polsce od lat sprawdza się reguła, że największym wrogiem władzy jest sama władza, przekonał się o tym PiS, przekona się też „koalicja 13 grudnia”. Nieszczęście aktualnej ekipy rządzącej polega na tym, że oni sami wyważyli wiele drzwi, przez które z hukiem wylecą.








