Reklama

– Nie! – krzyknął – I na dodatek jeszcze ten widok. Przecież świat tak nie może wyglądać!

Wszystko naokoło jakieś nieżywe i tak przygnębiające, że aż ciągnie, żeby się powiesić na tej osice koło mostku. Wiatr nie powieje, obłok nie drgnie, żywej duszy. Piekielne zaiste miejsce dla żywego człowieka!”

Reklama

W głowie prokuratora dudniło jak w pustym beczkowozie ciągnionym na żelaznych kołach po ostrokanciastym bruku gdzieś na drodze do zapadłej podkieleckiej osady.

Pan prokurator nerwowo przemierzał przestrzeń niewielkiego pokoju od drzwi do okna i z powrotem. Przez drzwi został wprowadzony dokładnie o piątej nad ranem. Nie znał tego pomieszczenia, nigdy w nim nie był i za żadne skarby świata nie kojarzył, gdzie teraz może się znajdować.

Za oknem jakiś pusty plac z lichą wierzbą płaczącą rosnącą pośrodku. Tuż obok znajdował się przeładowany kontener na śmieci. Widać, że od dawna tutaj nikt nie sprzątał. Widok był tak nędzny, że nie warto go nawet opisywać.

Stanął nagle w połowie pomieszczenia i przekrzywił lekko głowę w lewo, co ułatwiało czytanie grzbietów książek ułożonych starannie od największej do najmniejszej. Uwagę przykuł tom „Zbrodnia i kara”, ale natychmiast, jakby podskórnie przeczuwał coś niedobrego, przeleciał wzrokiem po grzbietach dalej i zatrzymał się na opasłym tomie: „Układ”.

– „Hm, dobra powieść – czytałem i bardzo dobrze ją pamiętam” – pomyślał i zaczął się zastanawiać co on, prokurator, może tutaj robić, i dlaczego jest sam i dlaczego zabrano go z sylwestrowego balu bez jego przyjaciół. – „Ciekawe co z nimi, gdzie teraz są? Czy ich też zabrano?”

Myśli prokuratora tłukły się podobnie jak skłębione chmury po niebie nad tym ponurym podwórkiem. Starał się choć na moment zatrzymać przy jakimś szczególe, oprzeć na jakimś koncercie, aby uwolnić się od swych własnych podejrzeń o najgorsze.
Ale bezskutecznie. Jeśli już myśli zwolniły na momencik, to tylko w tej niedwuznacznej sytuacji w męskiej toalecie w jakiej zastali go trzej nieznani jemu mężczyźni w nienagannie skrojonych garniturach.
Początkowo brał ich za gości tego samego balu. Ale mylił się bardzo, kiedy tamci obcesowo odciągnęli prokuratora od panienki niemalże całkowicie nagą, którą miętolił namiętnie w narożniku toalety.
Teraz nie mógł sobie dokładnie przypomnieć, czy zdążył zapiąć rozporek, czy zrobił to dopiero wtedy, kiedy tamci go oderwali od dziewczyny.
– „Cholera co za wstyd! Że też tyle musiałem wypić! A może ta cała Krystyna była przez kogoś nasłana? Nieee! To niemożliwe! Przecież to sekretarka przyjaciela sędziego sądu apelacyjnego w Krakowie. To o co chodzi? O skandal? Chcą mnie skompromitować?”

Prokurator zaczął panikować: „I jeszcze to zamknięcie i ten potworny kac i ta pusta butelka – wodę gazowaną opróżnił już jakiś czas temu. O co chodzi? A może premier chce mnie załatwić? Po jaką cholerę dzwoniłem do Grzesia!” Porzucił studiowanie tytułów umieszczonych na grzbietach książek i podszedł do okna.

– Nie! – krzyknął – I na dodatek jeszcze ten widok. Przecież świat tak nie może wyglądać! Mamrotał coraz bardziej niezrozumiale – O co tu chodzi do cholery? Dlaczego nikt niczego mu nie mówi? Dlaczego nikt ze mną nie rozmawia? Gdzie są, kurwa, ludzie! – krzyknął i znowu zatrzymał się wzrokiem na „Zbrodni i karze”.

Z tą przekrzywioną w lewo głową wyglądał przekomicznie, co urągało powadze smutku i beznadziei prokuratora oraz widoku jaki roztaczał się za oknem.

Prokurator nie wiedział, że w tym samym czasie premier, którego podejrzewał o najgorsze, znajduje się w podobnej sytuacji, ale w zupełnie innym miejscu. Nie wiedział, bo skąd mógł to wiedzieć, że z premierem w tej właśnie chwili rozmowę rozpoczyna Jerzy.

Prokurator znowu zerknął na książki, ale tym razem przekrzywił głowę w prawą stronę – wyglądał równie śmiesznie jak przedtem. Na półce znajdującej się na wysokości jego piersi dostrzegł powieść: „Mistrz i Małgorzata”.

W tym momencie poczuł się bardzo źle – i śmiało rzec by tu można, że nasz prokurator czuł się tak samo, jeśli nie gorzej, jak prokurator Judei, Poncjusz Piłat bohater drugiego rozdziału powieści Michaiła Bułhakowa, na której właśnie zatrzymał wzrok.

Reklama