Reklama

Mam spore opory przed opisaniem tego, co na własne oczy widziałem i własne uszy słyszałem. Boję się najzwyczajniej w świecie, że zostanę, przez szczęśliwych nieobecnych i nieoglądających występu w Krynicy, potraktowany jak niespełna rozumu. Trudno, strach jest, ale postaram się przekazać najnowsze, optymistyczne informacje. Proszę sobie wyobrazić, że przez kilkanaście minut słuchałem faceta, który jeszcze kilka dni temu nowelizował budżet, dokładając deficytu na 29 miliardów i tenże podał do dwóch miejsc po przecinku najnowszą prognozę wzrostu gospodarczego na IV kwartał i cały rok 2014. Dalej facet opowiadał, że żyjemy w kraju, gdzie nie ma biliona złotych długu, tylko ten dług wzrósł w stosunku do obrachunku o 10 punktów procentowych, na co należy patrzeć w odniesieniu do optymizmu. Bodaj trzy dni po prolongacie 23% VAT, facet wykrzyczał, że czas na uproszczenie podatków. Zdaniem faceta przeciętny Polak zarabia 3800 złotych i lada chwila wszyscy razem zarobimy 2 biliony złotych. Kto chciał mógł też usłyszeć, jak pięć lat temu, również w Krynicy, facet zapewniał, że euro będzie w Polsce za rok, niestety za pięć dni padł amerykański bank i w związku ze światowym kryzysem, który na szczęście nigdy do Polski nie dotarł, plany się zmieniły. Koniec wywodu faceta był taki, że kryzys nigdy w Polsce nie zagościł i dlatego czas ogłosić nowy program „Polska po kryzysie”. Młodzi ludzie po takich oracjach zwykle proszą o jedno: „facet podaj adres swojego dealera”. Niestety jestem starszy od młodych ludzi i nie wypada mi faceta traktować taką satyrą. Spróbuję sobie, za przeproszeniem, racjonalnie poukładać różowe chmurki opowiadające baśń o tym, że lada chwila królik obudzi Alicję i razem pójdą na koniec tęczy po wielki garniec złota.

Reklama

Wydaje mi się, bo pewności nie mam żadnej, że „Polska po kryzysie” jest doskonała ucieczką od „Polski w budowie”. Teraz nie będziemy się już pasjonować pękającym asfaltem, cieknącym dachem, miliardami nie zapłaconych faktur i prędkością rozruchową „polskich szybkich kolei”. Od dziś będziemy po kryzysie, całą Polską jak jeden partner z partnerem. Nie ma w Polsce jednego powodu, dla którego warto by używać słowa „kryzys”. Bezrobocie? Po kryzysie. Deficyt budżetowy? Po kryzysie. Gowin? Po kryzysie. Drzewiej wszystko, co było rozpieprzone, to się budowało, „na dzień dzisiejszy” nie ma żadnych problemów z inwestycjami i oczekiwaniami społecznymi, bo oto…, czy bardziej europejsko… voilà „Polska po kryzysie”. Skoro tak, to tak, czemu nie i w żadnym razie nie mam nic przeciw „Polsce po kryzysie”. Wydaje mi się, że to jest długo oczekiwane przez Żakowskiego i Paradowską nowe otarcie programowe PO i głupi bym był, gdybym się z tego otwarcia nie cieszył. Bałem się jak jasna cholera, że facet, którego de facto nie ma, pójdzie na całość i rzuci po 500 złotych dla emerytów, 1500 dla młodych małżeństw, 3200 dla młodych matek i przynajmniej po dwie stówy dla licealistów czytających nadobowiązkową lekturę – „Pan Tadeusz”. Nic z tych rzeczy, żadnych zmian, kierunek ciągle ten sam, zdzieramy celofan i nakładamy kolejny, jeszcze bardziej kolorowo upstrzony słowną laksacją.

Strach minął, marzenie każdego analityka, czyli twarde dane, zostały przedstawione. Facet powiedział, że nie ma najmniejszej ochoty, ani też pomysłu, aby cały ten kram ciągnąć dalej. Nadarzyła się okazja rzucić coś zabawnego i odpowiedniego dla odpowiedniego towarzystwa, no to jakoś na tego strogonowa z homara w biznesowym bufecie trzeba było zapracować. Tym sposobem mowa faceta nabrała wizji adekwatnych do oczekiwań „młodych, pięknych i bogatych” – córek i synów swoich zasłużonych rodziców. Oni usłyszeli, że będzie pięknie jak dotąd, reszta usłyszała, że nic się nie zmieni i o tej reszcie facet zapomniał. Według wszystkich statystyk, które nie zostały przemielone przez ministra finansów „po kryzysie?”, proporcje między „młodymi, pięknymi i bogatymi”, a resztą, przebiły „szklany sufit”. Jeszcze parę szwedzkich stołów i sufit zwali się na łeb, może i by się dało nieco przedłużyć wikt z opierunkiem, ale to jednak trzeba myśleć. Taki przepych, że blisko nam do stanów zjednoczonych polskich, co najmniej cztery “my wybudowali”: II Irlandia, Zielona Wyspa, Polska w budowie, Polska po kryzysie. No, ale to tak łatwo powiedzieć „Polska po kryzysie”, tylko czym się teraz tłumaczyć ze wszystkiego, co się zatrzymało na „Polsce w budowie”? A „kibole” i „faszyści”? Jezus Maria! Kto piłuje ostatnią deskę ratunku? Kryzys był pożywką dla pozaustrojowej opozycji i faszystowskich sił reakcji. Gdzie usprawiedliwienie dla „fali faszyzmu” i słupków opozycji? Tam gdzie cała reszta, w Zielonej Dupie, ale nie ma co się przejmować, nie róbmy polityki i oby nam się… żyło lepiej… wszystkim.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Magik Donald
    schował  kryzys  do  magicznego  kapelusza, a  mama  Madzi  dostała  wyrok. Co  za  szczęśliwy  dzień! To  jeszcze  nie  koniec  atrakcji. W  Dzienniku  już  nadmienili, że  ruszył  proces  rodzicow  małego  Szymona. Można  się  spodziewać  kolejnej  telenoweli  sądowej  dla  gawiedzi. I  już  można  nie  myśleć  o kryzysie. Ktorego  zresztą  nie  ma 🙂

  2. Magik Donald
    schował  kryzys  do  magicznego  kapelusza, a  mama  Madzi  dostała  wyrok. Co  za  szczęśliwy  dzień! To  jeszcze  nie  koniec  atrakcji. W  Dzienniku  już  nadmienili, że  ruszył  proces  rodzicow  małego  Szymona. Można  się  spodziewać  kolejnej  telenoweli  sądowej  dla  gawiedzi. I  już  można  nie  myśleć  o kryzysie. Ktorego  zresztą  nie  ma 🙂