Reklama

Sumienie mam czyściutkie, jak noworodek i dziesiątki dowodów na to, że niemal od zawsze powtarzałem czym się skończy tandetna bajeczka o dzielnym Donaldzie. Bajeczkę opowiadali propagandziści PO, inspirowani przez samego Tuska, ale też ludzie, którzy posiadali pewne deficyty, niekoniecznie intelektualne. Pierwszy deficyt to brak rzetelnej wiedzy kim jest Donald Tusk, a on przede wszystkim jest tchórzem i politykiem w każdym calu odmiennym od Kaczyńskiego. Tusk nigdy i nigdzie nie stanie do walki, jeśli nie ma gwarancji zwycięstwa lub chociaż 70% szans.

Pozostałe deficyty odnoszą się do znajomości polskiej polityki, gdzie jedno wydarzenie determinuje 10 przełomów i w przypadku Tuska zaangażowanie w kampanię europejską, zakończone totalna porażką, było gwoździem do trumny. Rozpaczliwa próba podnoszenia na duchu, bardziej samego siebie, niż PO i wyborców PO, zakończyła się nudnawym przemówieniem w Gdańsku, o którym nikt już nie pamięta. Pozostałe deficyty sobie podaruję, bo te dwa praktycznie wyjaśniają wszystko. Od początku śmiałem się i pukałem w głowę, gdy słyszałem o magicznej sile i szykowanej ofensywie wybawcy Donalda. Oczywiście takiej możliwości nie dało się wykluczyć, ale tylko w określonych warunkach, jasno sprecyzowanych i sprowadzających się do jednego – Tusk przychodzi na gotowe!

Reklama

Gdyby PiS zaliczał dół za dołem spadał w notowaniach i co najważniejsze uzyskał słabe wyniki w wyborach samorządowych oraz europejskich, mielibyśmy teraz Tuska we wszystkich gazetach, telewizjach i portalach. Bez względu na to, kto lub co doprowadziłoby do takiego stanu, Tusk robiłby za ojca sukcesu i szedłby do wyborów prezydenckich z prawie pewną kartą. Stało się dokładnie odwrotnie, a kamerdyner Merkel, to nie Jarosław Kaczyński, który pójdzie sam przeciw wszystkim, nie przejmując się krytyką całego świata. Tusk nie będzie bił się na śmierć i życie, on jak tylko zauważy delikatną przewagę przeciwnika, natychmiast chowa się do bunkra, czyli pod spódnicę Angeli Merkel albo marynarkę Junckera. No i tyle Tuska widzimy w beznadziejnym dla opozycji czasie.

Polityk klasowy wziąłby całe towarzystwo za pysk, podjął wyzwanie, przedstawił plan naprawczy i ruszył do boju. Tusk podwinął ogon, bo widzi, że tak źle jeszcze nigdy nie było i zaangażowanie się w kampanię wyborczą byłoby dla niego ryzykiem stukrotnie większym, niż jest w stanie podjąć. Skończyło się bajanie o rycerzu i koniu zaraz po tym, jak rycerz okazał się giermkiem podróżującym na ośle po politycznym świecie. Dla kogo się okazało, dla tego się okazało, dla wielu było to jasne od początku do końca. Tusk nie kiwnie palcem w kampanii PO, pewnie zostanie zmuszony albo sam na alibi palnie ze dwa głupkowate dowcipy na Twitterze, ewentualnie jakiś „żarcik” do kamery, ale twarzą kampanii nie zostanie na pewno. Nadmiernych optymistów uprzedzam jednak, że to wcale nie musi oznaczać „koniec Tuska”.

Należy być konsekwentnym w każdej analizie politycznej, nawet jeśli polityka się nie znosi. Tusk z pewnością pojawi się w grze, gdy PiS będzie przeżywało pierwszy poważny kryzys, ale taki realny, nie wymyślony przez TVN czy GW. Kiedy to nastąpi nie wie nikt, to i nikt nie wie kiedy znów zobaczymy Tuska popisującego się swoim politycznym trollingiem. Tak, czy siak do wyborów jesiennych mamy z trollem święty spokój. Od wyniku wyborów będzie zależało, czy znów wychyli głowę z bunkra, ale wszystko wskazuje, że raczej się w bunkrze zakopie. Wydumane teorie i pobożne polityczne życzenia zawsze się kończą identycznie, pełnym rozczarowaniem połączonym z kompromitacją.

Tusk nigdy nie miał żadnych magicznych mocy, od zawsze był politykiem leniwym, tchórzliwym i drugoligowym. W latach 2005-2007 przeszedł pranie mózgu i obróbkę PR-ową, ale z tego zostało mu wyłącznie pyskowanie, które się na siłę nazywa „sprawnością polityczną”. Gdzie jest ta sprawność? Wielkość polityka mierzy się realnymi działaniami, osiągnięciami i zachowaniem w czasie kryzysu. Co Tusk osiągnął w polskiej polityce przez te cztery lata i jak się zachował w czasie najgłębszego kryzysu swojej formacji widzą wszyscy i tego obrazu z pamięci wymazać się nie da. Tu i teraz Tuska nie ma i w najbliższym czasie też nie będzie.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. Tusk nigdy nie był politykiem

    Tusk nigdy nie był politykiem samodzielnym. Zawsze wykorzystywał jakichś promotorów i świecił światłem odbitym. Jego problem polega na tym, że jego promotorka umiera, a na horyzoncie nie widać nikogo, kto by go przygarnął. Powoli zsuwa się w niebyt, stając się drugim Wałęsą, który tylko bywa instrumentalnie wykorzystywany od czasu do czasu.

    W sumie zasługuje na ten los. To jedna z najczarniejszych i najbardziej szkodliwych postaci w polskiej polityce. Bez niego już kilkadziesiąt lat temu bylibyśmy w tym miejscu, co teraz.

  2. Tusk nigdy nie był politykiem

    Tusk nigdy nie był politykiem samodzielnym. Zawsze wykorzystywał jakichś promotorów i świecił światłem odbitym. Jego problem polega na tym, że jego promotorka umiera, a na horyzoncie nie widać nikogo, kto by go przygarnął. Powoli zsuwa się w niebyt, stając się drugim Wałęsą, który tylko bywa instrumentalnie wykorzystywany od czasu do czasu.

    W sumie zasługuje na ten los. To jedna z najczarniejszych i najbardziej szkodliwych postaci w polskiej polityce. Bez niego już kilkadziesiąt lat temu bylibyśmy w tym miejscu, co teraz.