Reklama

Niezmordowany i nieustający  poseł Ryszard Czarnecki, znów dostarczył

Niezmordowany i nieustający  poseł Ryszard Czarnecki, znów dostarczył satysfakcji swojemu nowemu pryncypałowi. Ryszard zaliczył nie tak dawno kolejną partię i teraz robi wszystko, aby partia nie zaliczyła jego.

Reklama

Nowej partii można się podlizać, albo nawet i włazić w dość prosty i symboliczny sposób. Chodzi w dostarczaniu przyjemności partii PiS o to, aby pokazywać, kto Polak, kto Niemiec. Natomiast nieprawdą jest, że partia PiS ściga również Żydów, swoich partia nie ściga, chyba że się rozwiodą z partią i żoną.

Specjalnie dla partii Ryszard Czarnecki ściągnął nie-Polkę, a jej nazwisko brzmi tak, że ciężko przepisać: Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein. Według posła władze PO walczyły kilka dni z PKW o to, abyich „jedynka” była tylko Thun, bez szlacheckich i germańskich dodatków. Jeśli poseł Czarnecki mówi prawdę, a przecież nie można tego wykluczyć, nie takie rzeczy się zdarzały w polskiej polityce, to mamy dość smutny obrazek tak zwanej polskiej rzeczywistości. Ciągle żyjemy w kraju, któremu standardy wyznacza Jarosław Kaczyński, a sparaliżowany Donald Tusk przestrzega reguł z paniczną precyzją.
 

Reklama

6 KOMENTARZE

      • Babcia
        Za lat pięćdziesiąt siądzie przy fortepianie
        (będzie miała wówczas wiosen siedemdziesiąt cztery)
        babcia, co nosiła jumpery
        i przeżyła wielką wojnę nudną niesłychanie.

        Babcia, za której czasów jeździły tramwaje,
        samolot pierwszych kroków uczył się po niebie,
        a ludzie przez telefon mówili do siebie,
        nie widząc się nawzajem.

        Babcia pamiętająca Krakusa i Wandę,
        a w każdym razie Piłsudskiego i Focha,
        która się upajała jazz-bandem
        i odbierała listy od listonosza,

        której młodość zeszła marnie, bez kikimobilu,
        biofonu, wirocyklu i astrodaktylu,
        wpatrzona w film swój zblakły z uśmiechem tęsknoty,
        zagra na fortepianie staroświeckie fokstroty.

      • Babcia
        Za lat pięćdziesiąt siądzie przy fortepianie
        (będzie miała wówczas wiosen siedemdziesiąt cztery)
        babcia, co nosiła jumpery
        i przeżyła wielką wojnę nudną niesłychanie.

        Babcia, za której czasów jeździły tramwaje,
        samolot pierwszych kroków uczył się po niebie,
        a ludzie przez telefon mówili do siebie,
        nie widząc się nawzajem.

        Babcia pamiętająca Krakusa i Wandę,
        a w każdym razie Piłsudskiego i Focha,
        która się upajała jazz-bandem
        i odbierała listy od listonosza,

        której młodość zeszła marnie, bez kikimobilu,
        biofonu, wirocyklu i astrodaktylu,
        wpatrzona w film swój zblakły z uśmiechem tęsknoty,
        zagra na fortepianie staroświeckie fokstroty.