Reklama

Kaczyński obiecuje II Irlandię – realizm ozdobiony inteligentnym populizmem

Kaczyński obiecuje II Irlandię – realizm ozdobiony inteligentnym populizmem
http://www.dziennik.com/images/made/uploads/news/12902084_1024_585_80.jpg Myśl przewodnia jest taka, że prezes Kaczyński wreszcie, choć nie wiadomo na jak długo zrozumiał w jakim kierunku należy zmierzać. Póki prezes będzie zmierzał we właściwym kierunku we mnie będzie miał łagodnego recenzenta, nie krytyka. Mam sporą przewagę nad wszystkimi innymi komentatorami, nie licząc tych, którzy tak jak ja wystąpienia Kaczyńskiego nie widzieli i musieli nadrabiać brak uważną lekturą tak zwanych przekaźników. Moja uwaga skupiła się na treści, wszelkie dowcipne nagłówki i fachowe interpretacje sobie podarowałem, bo podobne przyjemności mogę wyprodukować sam. Przejrzałem cztery portale i chociaż rzadko mam dobre słowo dla jakiejkolwiek dziennikarskiej roboty, to muszę pochwalić Rzeczpospolitą. Jedyne źródło, które wyczerpująco zaspokoiło moje poznawcze potrzeby. Przejrzyście i esencjonalnie zrelacjonowane wydarzenie i co najbardziej cenne spisane techniką informacji, a nie prestidigitatorską mową wodewilowej interpretacji. Też potrafię napisać coś równie „mądrego”, jak poczytne kolorowe pisemka? Rozluźniam odrobinę atmosferę, bo mam taki ambitny zamiar, żeby wyjąć z mowy Kaczyńskiego nienaruszoną istotę, za którą uważam tytułową tezę. Za czasów rozleniwionej intelektualnie Matki Kurki pisałem, że II Irlandia jest genialnym populizmem, niezbędnym do przejęcia władzy. Zdania nie zmieniam, mimo że czasy i Matka Kurka się zmieniły. Nie da się wygrać wyborów bez populizmu, a inteligentny populizm chociaż pobrzmiewa oksymoronem, jest optymalnym narzędziem do osiągnięcia politycznych celów. Gdzie widzę inteligentny populizm? Przede wszystkim w puszczaniu oka do różnych środowisk. Zwolnienie z podatku od poczęcia dziecka, jest doskonałym przykładem inteligentnego populizmu. Znajdziemy tu ukłon w stronę katolickiej prawicy, ale też w stronę liberałów gospodarczych, którzy powinni się z każdej formy unicestwiania podatków cieszyć.

Ze streszczenia Rzepy wyjąłem kilka propozycji i najzwyczajniej w świecie, niedzielnym luzem dzielę się swoimi uwagami. Kaczyński w końcu i od niepamiętnych czasów powiedział tyle o ile prosiłem od lat, nie wyszło mu idealnie, ale nie zamierzam się pastwić, ponieważ mnie się bardzo podoba ten gatunek politycznej powieści. Tak właśnie trzeba, zdobywać środek, w którym są ludzie oczekujący różnych ukłonów. W środku znajdują się zwolennicy polityki prorodzinnej, zwolennicy niższych podatków, średnie i małe firmy oczekujące choćby szansy na konkurowanie z gigantami. Znajdują się w środku ludzie ograbiani przez banki, poszukujący własnych mieszkań, bijący się z myślami czy i w jakiej liczbie założyć rodzinę, gdzie i za ile szukać roboty. Między niezbędnym populizmem Kaczyński przedstawił pomysły, które kupuję w ciemno i jedyne czego się boję, to braku wprowadzenia ich w życie. Z pozycji wyborcy, zawsze i wszędzie należy wątpić, ale też pamiętać, że do tej pory były trzy rządy, które zrobiły cis mądrego dla gospodarki. Rząd Rakowskiego, rząd Belki/częściowo Millera i rząd Kaczyńskiego, ale zasługi należą się Gilowskiej. Wszystkie wymienione dokonały cudu, czyli zmniejszyły podatki i podziękowały wszystkim zasilającym budżet. Gdy widzimy katastrofę przed oczami, od razu nam się zachciewa raju na ziemi. Pierwsze siwe włosy nie pozwalają mi pójść ta naiwną drogę, realia podpowiadają, że każda korekta albo przynajmniej nowe rozdanie pozwoli złapać oddech i znieść obowiązującą petryfikację łupów.

Reklama

Wiedziony bolesnym realizmem mam swoje pochwały dla propozycji Kaczyńskiego, które nie są nowe, ale pierwszy raz jakoś w miarę czytelnie poukładane. Prawdziwą perełką są dla mnie dwa zwolnienia z podatków, połączone z dwoma restrykcjami podatkowymi. Inwestycje i rodzina uwolnione od fiskusa, to jest zaprzeczenie bezmyślnej konsumpcji i wspieranie myślenia długofalowego, na miarę naszych możliwości. Zdarcie skóry z największych złodziei, czyli banków i korporacji podoba mi się tak samo, jeśli nie bardziej. Przyblokowanie wzrostu VAT wydaje się żadną łaską, ale malkontentom przypomnę przeszłe i przyszłe pomysły rządu bez alternatywy, które razem doprowadzą do 25%. Finansowanie służby zdrowia bezpośrednio z budżetu, co jest kopią brytyjskiej formuły, w polskich warunkach nie jest populizmem, ale jedynym realnym ukróceniem przekrętów, przynajmniej na poziomie pośredników. NFZ jest ZUS-em bis z tym, że takim, który „ma krew na rękach”. Kompletnie zbędna i pożerająca miliardy instytucja. Mrzonki o idealnej opiece zdrowotnej na poziomie głupkowatego porównania do gabinetów weterynaryjnych, gdzie leczy się sraczkę, robaki i świerzb, a zaćmę i starość traktuje uśpieniem, odpuściłem sobie kilka lat temu. Człowiek nie pies, przynajmniej dla mnie i albo przyjmiemy tę humanistyczną regułę albo w świetle kamer możemy kręcić nowe show: „Zdychaj, jak cię nie stać na transplantację nery za 400 tysięcy, których na wolnym rynku można znaleźć pod dostatkiem”.

W edukacji nie mam większych zastrzeżeń do proponowanych rozwiązań, słuszny powrót do nauczania języka polskiego i historii, litościwie pomijam nieco mniej inteligentny populizm połączony z pełnym wymiarem godzin dla religii. Widzę w pełnowymiarowej religii zrównanej z historią i językiem polskim spore przegięcie ideologiczne, ale wątpię, by to było coś więcej niż podrywanie Rydzyka i Marka Jurka. Gimnazja są porażką, ale nauka od 7 roku życia jest większą porażką, tutaj populizm stracił inteligencję. Nie czepiam się z kolei gabinetów lekarskich w szkole, siłą wcześniejszej argumentacji i wbrew liberałom, którym zapewne otwiera się nóż w kieszeni. Liberałom otwiera się nóż, a mnie otwiera się rozum. Przynajmniej 1/3 pacjentów mogłaby zniknąć z przepełnionych przychodni i tyle samo rodziców nie musiałby się zwalniać z pracy, zajmować się rejestracją, wręczać koniaków, kopert i tak dalej. Oczywiście można wrócić do zgranych marzeń o prywatnej służbie zdrowia, pełnych ubezpieczeń, radź sobie sam i tego typu złotych recept. Śmieszność w tym, że niema kraju na świecie, który to zrobił i nie ma polityka, który takim planem wygrałby wybory. Ostaniem element luźnych refleksji, jaki mam ochotę się podzielić, w tym bardzo krótkim podsumowaniu, to rolnictwo. Zgadzam się w całej rozciągłości, że dopóki UE zipie, trzeba z niej wydzierać jak najwięcej kasy, równe dotacje są oczywistą oczywistością. Spółdzielnie rolnicze fatalnie się kojarzą z SKR i PGR, ale jak się spojrzy na spółdzielnie z głową, to jest nic innego jak samoorganizacja rolników, którzy w silnej grupie mogą więcej. Sceptyków odsyłam do II RP, wówczas spółdzielnie były potęgą i nie miały nic wspólnego z PGR. Zarys przedstawiony przez Kaczyńskiego, pomimo swoich ideologicznych przerysowań, efektu worka, do którego się wrzuca co wpadnie pod rękę oraz koniecznego populizmu, nie jest alternatywą, ale jedyną rozsądną ofertą bijącą na kilka głów, to co mamy w tej chwili. Całe chrzanienie o braku alternatywy męczy mnie ze wszystkich stron, ale przyszło mi do głowy jeszcze jedno i chyba generalne spostrzeżenie. Co jest alternatywą dla pasożytnictwa i degrengolady? Jak dla mnie cokolwiek powyżej tego dna, projekt Kaczyńskiego zdecydowanie odbija się od dna rządu bez alternatywy.

Reklama

4 KOMENTARZE