Reklama

Pojawiły się nowe dowody w sprawie kto rządzi w Polsce i dlaczego „ruskie cwele”, w całej rozciągłości potwierdzające kryminogenną tezę i przygnębiają trafność sformułowania. Chociaż z drugiej strony okazuje się, że doszło do cichej abdykacji i teraz to pułkownik Putin załatwia sobie biznesy w bardziej dowcipny sposób, na niższych szczeblach “współżycia”. Jeszcze nie wiem z jakiego powodu, ale za pomocą TVN przedostała się do ludu sensacyjna wiadomość. W Ministerstwie Środowiska doszło do korupcji, co samo w sobie sensacją być nie może, jednak postawienie zarzutów kliku pracownikom i pośrednikom z zewnątrz, w PRL II za normę uznać się nie da. Prawdopodobnie ktoś tu komuś robi miejsce i wkrótce powinno się wyjaśnić kto konkretny, komu konkretnie. Póki co wiemy więcej niż się można było spodziewać. Dwie główne osoby zaangażowane w korupcję przy wydawaniu koncesji na gaz łupkowy, to przedstawicielki płci pięknej oraz przedstawicielki konkretnych firm i instytucji. Niejaka Irena R. zasiadająca we władzach kilku firm, w tym DPV Service Sp. z o.o., korzystając ze znajomości z pracownicą Ministerstwa Środowiska, niejaką Ewą Z., do niedawna Zalewską, załatwiała odpowiednie bumagi za naprawdę skromną kwotę. Ewie, do niedawna Zalewskiej, dyrektorce Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych prokuratura stawia zarzut przyjęcia niemniej niż 25 tysięcy złotych. Warto przypomnieć, że mówimy o biznesie, którym Donald Tusk obiecał wypłacać emerytury, mówimy o „polskiej nadziei” na wielomiliardowe zyski i uniezależnienie się od rosyjskiego gazu. Jak widać takie sprawy załatwia się w Polsce za śmieszne pieniądze i ze śmiesznymi ludźmi.

Reklama

Powiedzmy, że nie 25, ale 50 tysięcy za kilka koncesji wzięła Ewa, do niedawna Zalewska. Powstaje pytanie jakie grosze musieli dostać Wiesław S. i Włodzimierz B., podlegli Ewie pracownicy, którzy de facto sami pisali wnioski, potem akceptowane przez, do niedawna, Zalewską. Prawdopodobnie Wiesiek i Włodek dostali trochę więcej niż na piwo i takim oto sposobem, strategiczny dla Polski biznes został rozdysponowany według właściwego klucza. Przytomni i uważni obserwatorzy rzeczywistości zwanej PRL II pewnie nie poczują się zaskoczeni, gdy się dowiedzą, że Irena R. załatwiła koncesje głównie dla wspomnianej wyżej DPV Service Sp. z o.o., która to spółka zdaniem TVN raz jest międzynarodowym, innym razem węgierskim biznesem. Jedno zapytanie i enter, daje następujący wynik: Prezes Zarządu DPV Service Sp. z o.o. – Dmitry Kuznetsov. Słynny na cały świat „węgierski” lub jak kto woli międzynarodowy poszukiwacz gazu łukowego w pełnej krasie, że użyję rusycyzmu. Nie chce być inaczej, znów „spisek” i znów stosunek płciowy przedstawicieli „władz polskich” z radzieckim nadzorcą, odbyty za psie pieniądze. Będzie nie więcej niż kilka dni, gdy jeden z kochanków Rosji Radzieckiej wygłosił kilku zdaniowe przemówienie, w którym pochwalił się ochroną Azotów przed wrogim przejęciem. Zapomniał ów kochanek, Donald T., powiedzieć przed kim „ochronił” Azoty.

Pierwszym wrogo atakującym był Aleksander K., który usiłował sprzedać pakiet kontrolny Azotów, właścicielowi firmy Acron i jednocześnie przewodniczącemu Europejskiego Kongresu Żydów, Moshe Kantorowi. Jak twierdzi Alesander K., w transakcji miał pośredniczyć Krzysztof B., znany kierowca Stara i doradca Donalda T. Skończyło się przedwczesnym ujawnieniem faktów, ale kto chciałby się katować może z łatwością odnaleźć informacje, że Moshe Kantor nie zrezygnował ze swoich marzeń i poleceń Kremla, Azoty nadal są kupowane przez „międzynarodową” firmę tyle, że po cichu. Co mają wspólnego Irena R., Ewa, do niedawna, Zalewska i dwa Wieśki, czy tam Włodki z Ministerstwa Środowiska, z tak poważnymi ludźmi, jak Krzysztof B., Aleksander K. i Donald T.? Niestety nic wspólnego nie mają, poza uczestnictwem w tej samej klice i mentalności i to jest właśnie najbardziej dramatyczne potwierdzenie tezy o „ruskich cwelach”. „Towariść pałkownik” KGB, Władimir Władimirowicz Putin, nie potrzebuje się bawić od tyłu z Donaldem T., czy Aleksandrem K. Putin takie drobnostki jak wydobywanie polskiego gazu łupkowego załatwia na szczeblu spółki z.o.o., opłacającej podrzędną dyrektorkę w podrzędnym ministerstwie, a do podpisania umowy potrzebuje dwóch Wieśków. I to jeszcze nie koniec dramatu, bo finałem jest absolutnie letnia, może nawet chłodnawa temperatura przekazu. Zwyczajnie, jakaś tam „międzynarodowa” spółka zarządzana przez prezesa Dmitra Kuznetsova kupiła sobie za parę kopiejek dostęp do polskich złóż gazu, szacowanych na grube miliardy, i życie w RPIII toczy się dalej.

Reklama

12 KOMENTARZE