Reklama

„Nie będziesz brał imienia Boga twego nadaremno” – konsekwentnie zaczynam od katechizmu, który pierwotny, opisowy dekalog zredukował do prostych komunikatów, trzeba przyznać, że „unowocześnionych”, w każdym razie bardziej przystępnych. Tak naprawdę trzy pierwsze przykazania można traktować jako odrębny, ale spójny fragment dekalogu, fragment odnoszący się do „życia” Boga, pozostałe zapisy są już ściśle związane z ludzką mitręgą. W przykazaniu drugim nie poznajmy nowego oblicza Boga, jest to ten sam Bóg, który domaga się szacunku dla siebie i ponownie grozi tym, którzy okażą pogardę lub nawet wykażą się nieostrożnością w przywoływaniu imienia. O konsekwencjach nieostrożnego traktowania dobrego imienia Boga można się dowiedzieć z pierwotnej treści przykazania:

Reklama

Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.

Ten tekst, charakterystyczny dla starotestamentowej, czyli źródłowej wersji dekalogu, opisuje pewne niepożądane przez Boga zachowania i przewiduje karę. Katechetyczny eufemizm „nadaremno”, zastąpił źródłowe sformułowanie „do czczych rzeczy”. Jest to jeden z klasycznych przykładów na to jak starotestamentowa wizja świata i Boga oparta na surowym prawie Hammurabiego, była łamana nowotestamentowym miłowaniem bliźniego i skłonnością do poświęceń, nie tylko policzka. Surowy Bóg, tak surowy jak czasy, w których powstał w ludzkich wyobrażeniach, domagał się wprost swoich praw i nie bawił się w metafory, grożąc konsekwencjami za czyny karalne. Katechetyczna wersja dekalogu, którą najbardziej znamy, powstała niemal współcześnie, bo w 1928 roku, a jej autorem jest włoski kardynał Pietro Gasparii. Próżno szukać w Biblii treści „współczesnego” dekalogu, zresztą jak wielu innych nauk Kościoła Katolickiego głoszonych w odrębnych dokumentach, wydawanych przez hierarchię lub mówiąc prościej instytucję kościoła. Ta przestrzeń czasowa, a co za tym idzie kulturowa i cywilizacyjna, jest niemal przepaścią. Przecież, to nie 2000 lat jakby się chciało rzec, ale o parę tysięcy więcej, gdyż przywołując dekalog odnosimy się do czasów Mojżesza, nie Chrystusa.

Kardynał pisząc swój słynny katechizm, prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że zapisy sprzed kilku tysięcy lat nie przystają do współczesności i dlatego postanowił poprawić Pana Boga. Z jednej strony ironia losu, zerwanie z sacrum, z drugiej przemyślane, pragmatyczne, powiedziałbym nawet polityczne i marketingowe działanie kościoła, co jest cechą charakterystyczną tej instytucji, a lekceważący brak dostrzegania tej cechy przez wrogów kościoła sprawia, że kościół trwa i ma się doskonale. Na czym polega ironia związana z katechetyczną nowelizacją dekalogu, zwłaszcza przykazań bezpośrednio dotyczących Boga? Oczywiście na tym, że śmiertelnik poważył się skorygować coś doskonałego, doskonałego gdyż danego od Boga. Co więcej ten zamach nie skończył się dla autora korekty obiecaną przez Boga surową karą, przeciwnie kardynał cieszył się długim i sławnym życiem.

Ironizując dalej, nie taki Pan Bóg straszny jak sam się odmalował i nie taki doskonały, aby go nie poprawiać. Kardynał poprawił surowego żydowskiego Boga, tak aby stał się bardziej „ludzkim”, chrześcijańskim i jednocześnie mniej ludzkim. Bardziej w tym sensie, że pobłażliwym, dyplomatycznym, mniej ponieważ kardynał pozbawił Boga, w pewnej części, ludzkiej słabości objawiającej się rozpaczliwym pędem do wyolbrzymiania własnego znaczenia. Bóg w katechizmie nie rezygnuje z zakazu, ale nie mówi już ani słowa o surowej karze. Porównując te dwa zapisy można zauważyć, że dzieli je mniej więcej taka sama różnica, jaka dzieli prawo Hammurabiego i współczesny kodeks karny. Nie wolno czegoś tam robić, jednak nie okiem za oko się płaci, ale wyrokiem w zawieszeniu. Zmieniły się okoliczności, kontekst, zmieniły się po prostu czasy, to i przykazanie musiało ulec zmianie. Instytucja kościoła i jej hierarchowie mieli niezwykle trudne zadanie do wykonania, musieli pogodzić starotestamentowy ogień z nowotestamentową wodą. Trzeba przyznać, że zrobili to genialnie, uważam tak dlatego, że niewielu wiernych zauważyło jak zmieniły się spisane przez Boga zasady, a zdecydowana większość tych co zauważyli przyjęli nową wersję poprawiającą Boga, za krok właściwy. Historia, zwłaszcza ta bliższa współczesności nie zna masowych protestów wiernych Kościoła Katolickiego po tym jak katecheci zaczęli poprawiać boskie prawa, nakazy, zakazy i obowiązki nadane ludziom.

W ramach protestu powstało kilka odłamów religijnych, później pogardliwie nazywanych sektami, ale ich znaczenie jest marginalne, nieporównywalne z potęgą kościoła. Wcześniej były próby protestu wobec beztrosko tworzonych katechizmów i innych zachowań kościoła sprzecznych z boskimi prawami, ale te kończyły się starotestamentowo, protest wypalano ogniem i to nierzadko dosłownie. W przeciwieństwie do egzegezy pierwszego przykazania, w drugim dotknąłem drażliwych kwestii związanych z instytucją religijną, która postawiła się ponad Bogiem. Uczyniłem tak, ponieważ przykazanie jako takie nie robi na mnie większego wrażania, dla mnie mogłoby być kolejnym zdaniem przykazania pierwszego, gdyż odnosi się do tego samego zjawiska. Bóg domaga się szacunku pod karą, karą niezdefiniowaną w czasie, przestrzeni i rodzaju, ale to właśnie jest największą siłą tego rodzaju kary. Nie znasz przysłowiowego dnia, ani godziny i nie wiesz czym Cię Bóg pokarze, w tej sytuacji nie warto podejmować ryzyka, lepiej słuchać i spełniać boskie oczekiwania. Przykazanie nie zrobiło na mnie wrażenia, zrobiło na mnie natomiast wrażenie to czego dokonała hierarchia kościelna i że za swoje dokonania nie poniosła obiecanej kary.

Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.

W moim, już ateistycznym, odczuciu nie można uczynić bardziej czczej rzeczy z imieniem Boga, niż poprawianie i ocenzurowanie słów podpisanych boskim imieniem. Za takie czyny Bóg przewidywał surowe kary, tymczasem autorom korekt nic złego się nie stało, a nawet przeszli do historii i ich poprawki są zdecydowanie bardziej popularne niż słowa samego Boga. Prawdopodobnie drugie przykazanie nie przyczyniłoby się do mojej ateistycznej przemiany, gdyby hierarchia kościelna nie pokazała mi w tak ewidentny i spektakularny sposób, że Bóg niewiele może, albo nie jest zainteresowany karaniem tych, co używają Jego imienia do czczych rzeczy. Mówiąc współczesnym językiem prawników, drugie przykazanie jest martwym zapisem, co najbardziej dobitnie udowodnił kardynał Pietro Gasparii. Modyfikacja drugiego przykazanie jest też doskonałym pretekstem, aby się pochwalić moim młodzieńczym odkryciem Ameryki. Otóż odkryłem sprzeczność, dla mnie ewidentną sprzeczność między tym co głosi kościół ustami swoich przedstawicieli nazywanymi kapłanami, a tym co spisano w Biblii. Dziś takie odkrycie wydaje się zabawnym, ale gdy się 17 lat żyło w strachu przed bluźnierstwem, za które grozi niewyobrażalnie surowa, bo piekielna kara, odkrywanie Ameryki wcale nie było banałem, był przekroczeniem psychicznej bariery zbudowanej przede wszystkim ze strachu.

Oddzielenie kościoła od Boga wcale nie przyspieszyło ateizacji, wręcz przeciwnie skomplikowało. Pojawił się problem związany z treścią i nadinterpretacją oraz główne pytanie. Może Bóg istnieje, tylko kościół spowodował, że wiara w Boga stała się nieznośną? Być może słowa Boga i sam Bóg nie jest taki zły, jak interpretacje i zinstytucjonalizowane upolitycznienie słowa bożego. Akurat drugie przykazanie nie potwierdzało tezy i nie przynosiło pozytywnej odpowiedzi, bo wersja Boga była znacznie mniej atrakcyjna niż wersja katechizmowa, ale wiele treści w Biblii, zwłaszcza z Nowego Testamentu miało się nijak do patologicznych zachowań kościoła z do znudzenia przytaczanymi przykładami wypraw krzyżowych i inkwizycji na czele. W drugim przykazaniu nie ma treści innych niż te treści, które są zawarte we wstępie i pierwszym przykazaniu dekalogu, jeśli ktoś przyjął do wiadomości pierwsze przykazanie, drugie na pewno nie zachwieje podstawą jego wiary, ponieważ jest tylko kontynuacją treści i to w łagodniejszej formie.

W drugim przykazaniu tkwi natomiast zupełnie inny moment przełomowy dla logicznej analizy tego co należy przyjmować na wiarę. Tym momentem jest oddzielenie słowa bożego od katechizmu, czyli instytucjonalnej korekty spisanej prze hierarchów kościoła, niespecjalnie liczących się z materiałem źródłowym. Zbyt mało, przynajmniej w moim przypadku, aby definitywnie zerwać z religią, ale bardzo dużo do myślenia i do poddawania w wątpliwość. O co chodzi w religii? Czy to Bóg stworzył kościół? Czy kościół zawłaszczył i opatentował Boga, czyniąc z jego słów… no muszę to napisać, mimo że z założenia nie zamierzam bulwersować, kościół uczynił ze słów Boga doskonale funkcjonujący interes. Zbyt surowe i archaiczne słowo Boże mogło odstraszać wiernych, dlatego kościół tam gdzie uważał za stosowne korygował tak, aby słowo boże stało się słowem popularnym oraz na czasie i nie tyle na chwałę Boga, co kościoła, wbrew pozorom nie przedstawiciela Boga, ale bezpośredniej i największej konkurencji Boga.

 

Reklama

33 KOMENTARZE

  1. Niby wszystko logicznie…
    Coś jednak niepokojącego po drugiej już odsłonie między wierszami wyczuwam. Coś na kształt usprawiedliwienia?
    Komplikacje życia powszedniego skłaniają człowieka pokorniej świat pojmować. Dostatek i powodzenie nieco zaślepiają. Nie znaczy to aby stan szczęśliwości traktować jako zagrożenie. Jako człowiek mieniący się być zamożnym, cokolwiek to znaczy, wiem, iż nadmiar pewności zazwyczaj kończy się nie tym, czego się oczekuje.

  2. Niby wszystko logicznie…
    Coś jednak niepokojącego po drugiej już odsłonie między wierszami wyczuwam. Coś na kształt usprawiedliwienia?
    Komplikacje życia powszedniego skłaniają człowieka pokorniej świat pojmować. Dostatek i powodzenie nieco zaślepiają. Nie znaczy to aby stan szczęśliwości traktować jako zagrożenie. Jako człowiek mieniący się być zamożnym, cokolwiek to znaczy, wiem, iż nadmiar pewności zazwyczaj kończy się nie tym, czego się oczekuje.

  3. Niby wszystko logicznie…
    Coś jednak niepokojącego po drugiej już odsłonie między wierszami wyczuwam. Coś na kształt usprawiedliwienia?
    Komplikacje życia powszedniego skłaniają człowieka pokorniej świat pojmować. Dostatek i powodzenie nieco zaślepiają. Nie znaczy to aby stan szczęśliwości traktować jako zagrożenie. Jako człowiek mieniący się być zamożnym, cokolwiek to znaczy, wiem, iż nadmiar pewności zazwyczaj kończy się nie tym, czego się oczekuje.

  4. Katonarod.
    Hallo,
    od dawien dawna moje przemyslenia ida w podobnym kierunku i jestem przekonany,ze bardzo wielu ludzi w Polsce mysli podobnie,to moze mi ktos wytlumaczy dlaczego “katabasy ” maja sie tak dobrze
    i ciagle mieszaja we wszystkim?
    Przy poparciu ponad 90% ponoc wierzacego w Katolicyzm spoleczenstwa?
    Pozdrawiam.

  5. Katonarod.
    Hallo,
    od dawien dawna moje przemyslenia ida w podobnym kierunku i jestem przekonany,ze bardzo wielu ludzi w Polsce mysli podobnie,to moze mi ktos wytlumaczy dlaczego “katabasy ” maja sie tak dobrze
    i ciagle mieszaja we wszystkim?
    Przy poparciu ponad 90% ponoc wierzacego w Katolicyzm spoleczenstwa?
    Pozdrawiam.

  6. Katonarod.
    Hallo,
    od dawien dawna moje przemyslenia ida w podobnym kierunku i jestem przekonany,ze bardzo wielu ludzi w Polsce mysli podobnie,to moze mi ktos wytlumaczy dlaczego “katabasy ” maja sie tak dobrze
    i ciagle mieszaja we wszystkim?
    Przy poparciu ponad 90% ponoc wierzacego w Katolicyzm spoleczenstwa?
    Pozdrawiam.

  7. zalety elastyczności
    Warto zauważyć że to zaskakujące “nowatorstwo” Kościoła ma też swoje plusy.
    Dzięki tym dodatnim plusom możemy np sobie spokojnie pisać na forum bez ryzyka spalenia na stosie, wyklęcia, czy obcięcia ważnych części ciała.
    Bratnie religie (judaizm, islam) jako bardziej konserwatywne, nie dają takiego komfortu.

  8. zalety elastyczności
    Warto zauważyć że to zaskakujące “nowatorstwo” Kościoła ma też swoje plusy.
    Dzięki tym dodatnim plusom możemy np sobie spokojnie pisać na forum bez ryzyka spalenia na stosie, wyklęcia, czy obcięcia ważnych części ciała.
    Bratnie religie (judaizm, islam) jako bardziej konserwatywne, nie dają takiego komfortu.

  9. zalety elastyczności
    Warto zauważyć że to zaskakujące “nowatorstwo” Kościoła ma też swoje plusy.
    Dzięki tym dodatnim plusom możemy np sobie spokojnie pisać na forum bez ryzyka spalenia na stosie, wyklęcia, czy obcięcia ważnych części ciała.
    Bratnie religie (judaizm, islam) jako bardziej konserwatywne, nie dają takiego komfortu.

  10. Mnie imponują dość rzadkie ale często spotykane
    wyjaśnienia tyczące religii katolickiej. Religia to wiara. Kto szuka w niej logiki powinien zmienić dyscyplinę na matematykę. Wskazują bezsprzecznie na zażenowanie wyjaśniającego, także świadomość bycia gorszym i naiwnym ale przynajmniej stawiające sprawę uczciwie.

  11. Mnie imponują dość rzadkie ale często spotykane
    wyjaśnienia tyczące religii katolickiej. Religia to wiara. Kto szuka w niej logiki powinien zmienić dyscyplinę na matematykę. Wskazują bezsprzecznie na zażenowanie wyjaśniającego, także świadomość bycia gorszym i naiwnym ale przynajmniej stawiające sprawę uczciwie.

  12. Mnie imponują dość rzadkie ale często spotykane
    wyjaśnienia tyczące religii katolickiej. Religia to wiara. Kto szuka w niej logiki powinien zmienić dyscyplinę na matematykę. Wskazują bezsprzecznie na zażenowanie wyjaśniającego, także świadomość bycia gorszym i naiwnym ale przynajmniej stawiające sprawę uczciwie.