Reklama

Powoli się kończą. Były dokładnie takie, jak sobie planowaliśmy. Żadnego napinania, dużo lenistwa i robienie tego, na co każdy ma ochotę.

Powoli się kończą. Były dokładnie takie, jak sobie planowaliśmy. Żadnego napinania, dużo lenistwa i robienie tego, na co każdy ma ochotę. Umiarkowanie w jedzeniu i piciu, ale z “ciekawymi” akcentami – np. marynowany imbir, który do tej pory kojarzył się z sushi, fajnie się sprawdza jako dodatek do “klasycznych” dań.

Święta to atmosfera, potrawy i prezenty. O atmosferze coś już wspomniałem, tak więc pora na przywołanie przykładów z “innych” kategorii.

Reklama

1. Prezent.

Miałem perfidny plan. Moja 3 osobowa rodzina w kategorii “wspólna rozrywka”, najczęściej gra w Scrabble. O ile zawsze toczy się walka o pierwsze miejsce, to trzecie już z góry jest przesądzone – obsadzam je ja :(. Mam takie same szanse z zoną i 14- letnią córką, jak ostatnia porcja lodów na Kinderbalu. Mimo, że jako tako władam słowem. Sytuacja na dłuższą metę – nie do zaakceptowania. Muszę szukać handicapów, np. dobrze sobie radzę z presją czasu. Tak więc kupiłem prezent dla “obu” mych Pań – zegar do Scrabble.

O słodka ułudo !!! Efekt (wynikowo) ten sam. Testowaliśmy skrajne warianty – 1 minuta, a póżniej 3 minuty na ruch (są jeszcze 2 minuty). Tylko atmosfera gry się popsuła, bo pojawiła się niepotrzebna nerwowość.
Od razu pojawiło się buddyjskie prawo karmy – przyczyny i skutku – intencja prezentu była “nieczysta” i jego konsekwencje poniosłem “od razu”.

I tak jestem szczęściarzem, bo często prawo karmy “odzywa” się po pewnym czasie, za to ze zdwojonymi konsekwencjami 🙂 Głowa posypana popiołem – gramy dalej 🙂

2. Potrawa

Uwielbiam “wszystko” w galarecie. Niestety, wrodzona delikatność. nakazuje mi omijać klasyczne wytwory “gatunku”, jak tzw. “zimne nóżki”, czy też pewne gatunki salcesonu. Po prostu nie lubię, jak potrawa “spogląda” na mnie czujnym okiem :).

Swoje eksperymenty z “galaretą” rozpacząlem od klasycznego “kurczaka w galarece”. Wiele lat temu, uznałem, że będzie to hit Wielkanocnego stołu. I prawie był. Tylko te proporcje.

Nie lubię, jak coś “malizną zalatuje” – w tym wypadku oznaczało to. zbyt rzadka galaretę.
Wg przepisu, należalo wziąć paczkę żelatyny na 2,5 litra wody. Ja tam przepisom niezbyt dowierzam. tak więc zachowałem zalecaną “miarkę” wody, rozpuszczając w niej 2,5 paczki żelatyny (może sądziłem, że 2,5 jest tu magiczną liczbą ?). Efekt przeszedł moje oczekiwania. Ponieważ wystawiłem “potrawę” do stężenia, do piwnicy – to znajomy kot, próbujący się do tego dobrać, mało sobie pazurów nie połamał. Zaryzykuję stwierdzenie, że była to w tym czasie, druga najtwardsza substancja na Ziemii – zaraz po diamencie.

Z czasem nauczyłem się dobierać proporcje żelatyny do wody. Teraz jest idealnie !!.
Nie przewidziałem natomiast efektów zamiany “wkładki mięsnej”. Tym razem, po raz pierwszy zamieniłem kurczaka na …schab. Znajome odczucie “diamentu” powróciło.

Nie wiem, jak u Was – u mnie Święta kojarzą się z nauką i pokorą. Ale to cudowny czas !!:)

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Żelatynę toleruję tylko na słodko:)
    Twoje perypetie z prezentem kojarzą mi się z funkcjonującą w mojej rodzinie od zamierzchłych czasów “zasadą skakanki”, którą sama stworzyłam kupując rodzicielce w prezencie nową, gustowną skakankę o ktorej marzyłam od jakiegoś czasu, a fundusze kazały wybierać – prezent z okazji Dnia Matki albo realizacja osobistych celów. Miałam wtedy z 8 lat i prawo karmy nie odezwało mi się do tej pory, więc trochę mnie zaniepokoiłeś tymi zdwojonymi konsekwencjami…

  2. Żelatynę toleruję tylko na słodko:)
    Twoje perypetie z prezentem kojarzą mi się z funkcjonującą w mojej rodzinie od zamierzchłych czasów “zasadą skakanki”, którą sama stworzyłam kupując rodzicielce w prezencie nową, gustowną skakankę o ktorej marzyłam od jakiegoś czasu, a fundusze kazały wybierać – prezent z okazji Dnia Matki albo realizacja osobistych celów. Miałam wtedy z 8 lat i prawo karmy nie odezwało mi się do tej pory, więc trochę mnie zaniepokoiłeś tymi zdwojonymi konsekwencjami…