Reklama

To wszystko działo się przedwczoraj. Przez ekran monitora przebrnął mi tweet redakcji radia RMF FM, w którym zaprezentowano cytat z Kaji Godek, a do którego dołączono także króciutki klip wideo wywiadu, z którego ów cytat pochodził.

 

Reklama

«Jarosław Kaczyński używa wszystkich swoich sił do blokowania ochrony życia. Ulega lobby aborcyjnemu, ulega lobby LGBT».

 

No czytam i jak byk prawda. Ustępliwość obozu rządzącego przed wszelkimi wpływami lewicowych środowisk jest widoczna, aż nadto, co najmniej od kilku miesięcy. Posiadająca od wielu lat pełnię władzy ekipa, raz za razem już nie tylko odrzuca jakąkolwiek próbę uchwalenia prawa antyaborcyjnego, ale także za pomocą swych prominentnych polityków niejednokrotnie torpeduje w mediach każdą zasłużoną wobec siebie krytykę w tej sprawie. Co szczególnie wymowne, w tle tego wszystkiego kompletne zignorowanie rekordowej zbiórki publicznej opiewającej na milion podpisów. Partyjna władza z Jarosławem Kaczyńskim na czele ignoruje już nie tylko głosy wewnątrz swojego ugrupowania, ale także i ogromnej rzeszy obywateli. Twierdzenie, że posunięta do takich granic niesubordynacja wobec pryncypiów, na ustach z którymi PiS szedł do władzy, nie jest wynikiem obawy przed wpływami środowisk pro-aborcyjnych i LGBT, to bełkot na poziomie oderwanych od rzeczywistości społeczno-politycznej fantastów lub betonowych zwolenników obecnej władzy.

 

Wróćmy jednak do głównego wątku mojej notki.

 

Tak się niestety stało, że zdecydowałem się jednak odtworzyć ww. klip wideo, bo byłem ciekaw jak u znanego z agresywnej wręcz uszczypliwości dziennikarza RMF FM, wygląda dyskusja z kimś, kogo trudno wyprowadzić z równowagi oraz kimś kto w żadnym stopniu nie pasuje do profilu tych postaci życia polityczno-społecznego w Polsce, po których wspomniany redaktor RMF FM jedzie zasłużenie jak po łysej kobyle, celnie punktując ich brak kompetencji, notoryczną obłudę, a zarazem często obnażając przy tym ich dramatyczny poziom intelektualny. Przewidywałem, że w końcu zobaczę normalną przeprowadzoną w tej audycji rozmowę, bo co jak co, ale Kaji Godek, trudno cokolwiek zarzucić z grona tych negatywnych cech, a to w konsekwencji eliminuje jakąkolwiek szansę do przeprowadzenia przez redaktora kolejnej miłej dla ucha „orki”. Niestety ten króciutki klip okazał się wyraźną zapowiedzią czegoś zupełnie innego niż w najśmielszych swoich wyobrażeniach, mógłbym się spodziewać. Nie mogłem nie obejrzeć tedy pełnej wersji.

 

W zasadzie redaktor Robert Mazurek, bo – rzecz jasna – o nim mowa, już od samego początku, w zaskakujący sposób zaczął wchodzić w buty tych wszystkich postaci życia medialnego, którzy od trzydziestu lat, w II-ej PRL vel III-ej RP, dają się nam we znaki swoim goebbelsowskim warsztatem. Poziom, który został zaprezentowany przez redaktora Mich…, tfu, Mazurka, to wzorcowy wręcz popis najbardziej prymitywnego dziennikarstwa jakiego można sobie wyobrazić. Ów bohater, już po chwili zaczął swój obrzydliwy spektakl od ordynarnie żałosnego socjotechnicznego zabiegu w knajacki sposób wykorzystując fakt, iż jego rozmówczyni jest matką niepełnosprawnego dziecka. Zaczął przywoływać kontrowersyjne słowa Janusza Korwin-Mikkego sprzed wielu lat, w których ten w znany sobie kontrowersyjny i diabelsko prowokacyjny sposób, osoby niepełnosprawne umysłowo zaczął określać terminami, które w naszym języku albo będąc dawnymi wyszły już z użycia, albo których inne znaczenia nie są powszechnie znane.

 

– Do jakiej szkoły chodzi Pani syn?

– Mój syn chodzi do szkoły specjalnej.

– To dobrze, to dobrze. Bo gdyby chodził do szkoły integracyjnej, to Janusz Korwin-Mikke powiedział mu, że w klasach integracyjnych ludzie normalni uczą się z debilami.

 

Kiedy Kaja Godek widząc w którą stronę idzie przedstawienie, w krótkim wywodzie dała do zrozumienia, że nie zamierza wdawać się w dyskusję budowaną na tak niskich lotów prowokacjach i że nasz „bohater” się ośmiesza, rozumiejąc to, redaktor Li…, tfu, Mazurek, wyłapując, że został w szybkim tempie rozgryziony jak przysłowiowy mały Kazio, natychmiast poszedł w śmieszne groźby oznajmiając, że jeśli będzie mu przerywane, to rozmowa się szybko skończy, po czym dołożył kolejny cytat z Korwin-Mikkego, w którym padły złowieszcze terminy „debil” i „idiota”. 

 

Widać wyraźnie, że redaktor Żakows…, tfu, Mazurek, garściami czerpie ze swojego niezbyt lotnego targetu, którego na co dzień bawi swoimi gówniarskimi pyskówkami i nie czuje się zobowiązany porządnie przygotować nawet własne prymitywne prowokacje. Niedouczony bowiem najpewniej nie zdaje sobie sprawy, że w języku polskim słowa „idiota” oraz „debil”, to według słowników terminy określające osoby upośledzone umysłowo i w obu przypadkach terminy te nie są jednoznacznie obraźliwe, bowiem jak podają słowniki, jeden oznaczał osobę upośledzoną dawniej, a drugi jako nieobraźliwy termin oznacza taką osobę dzisiaj chociaż w powszechnym rozumieniu jest kojarzony właśnie tylko jako ten w wersji obraźliwej. Wydawałoby się, że nie trzeba być jakoś szczególnie bystrym, aby znając JKM od kilkudziesięciu lat, zdawać sobie sprawę z tego, że wszystkie jego „kontrowersyjne” występy, to żerowanie na powszechnej ignorancji pospólstwa i że traktowanie jego słów w typowy dla pospólstwa potoczny sposób, to obnażanie się z tej ignorancji, a o co dokładnie we wszystkich „kontrowersyjnych” występach Korwina-Mikkego chodzi. Redaktorowi Sobienio…, tfu, Mazurkowi po prostu wydaje się tylko, że błyszczy, chociaż w rzeczywistości daje się łapać „kontrowersjom” JKM-a w sidła, jak ostatnia pierdoła bez wyobraźni.

Ale o co tak w ogóle chodziło w tym socjotechnicznym zabiegu? Otóż oto, że redaktor Olejn…, tfu, Mazurek, wymyślił sobie, że zaproszona przez niego p. Godek przy tak kretyńsko postawionej sprawie, nie będzie miała wyjścia i albo publicznie na niewypowiedziany rozkaz redaktora Czuchno…, tfu, Mazurka, potępi jednego z koalicjantów swojej formacji politycznych, albo będzie musiała liczyć się z tym, że jako matka niepełnosprawnego dziecka na oczach widzów i pośród słuchaczy wyjdzie na niemal matkę wyrodną, która na ołtarzu politycznego interesu złoży godność swojego niepełnosprawnego dziecka. Czy to nie była goebbelsowska „sztuczka”? Co jednak najciekawsze, redaktor Urb…, tfu, Mazurek sam nieopacznie się przyznał do tego, że do serwowania takiego przekazu celowo się przygotował, bo gdy tylko jego rozmówczyni w późniejszym czasie, któryś raz rzędu obnażyła go z serwowania tłuszczy oklepanych przekazów propagandowych uderzających w polityczny projekt, w którym uczestniczy, instynktownie w odruchu odpłacił się kolejną żałosną wrzutką mająca na celu dokładnie tak Kaję Godek oraz ów projekt podsumować. Zacytujmy.

 

«Poszła pani do gromady ekscentryków i próbuje mnie pouczać, że za mało merytorycznie z panią rozmawiam, a pani nawet nie starczyło odwagi, żeby Korwinowi powiedzieć w obronie własnego syna "Człowieku, to hańba co ty mówisz"».

 

Po kilkunastu minutach od momentu, gdy zakończyła się pierwsza farsa redaktora, Michn…, tfu, Mazurka, pogrywaniem cytatami koalicjantów, z których jakoby ma obowiązek tłumaczyć się Kaja Godek, ten w reakcji na obnażenie go z uprawiania propagandy sugerującej, że praktycznie nic jej nie łączy z osobami, z którymi politycznie się połączyła i rozumiejąc, że właśnie wykazano iż jego sugestie, to tylko żałosna propaganda wyrosła z kompletnej ignorancji, wraca do przygotowanego przez siebie stygmatu, który u początku jego spektaklu, spalił na panewce. Widać była to jedna z tych skrzętnie przygotowanych przez redaktora Olejn…, tfu, Mazurka, bomb, której siłę rażenia uznał za najgroźniejszą. Nie mógł sobie darować już teraz dobitnego jej wysadzenia, gdy poczuł już niemal na skórze, że jednak jego rozmówczyni, to nie posłanka Nowoczesnej, albo Platformy i dla której, co wyraźnie też wybrzmiewało, był za chudy w uszach na tyle, by ustrzec się przed obnażaniem go z żałosnej ignorancji i prymitywnego dziennikarstwa.  

 

Szczytem błaznowania było także egzaminowanie Kaji Godek z wiedzy na temat różnicy między Radą Unii Europejskiej od Rady Europejskiej. Egzaminowanie swoich rozmówców, to stały i oklepany już element pyskówek redaktora Urb…, tfu, Mazurka. Brak jednoznacznie poprawnej odpowiedzi na to pytanie miało jakoby obnażyć Kaję Godek z braku kompetencji, których powinno wymagać się od kogoś, kto ubiega się o stanowisko europosła. A przecież każdy kto posiada elementarną wiedzę na temat praktyki i charakteru poszczególnych instytucji unijnych, ten wie, że Parlament Europejski, to praktycznie ostatnie miejsce, do zasiadania w którym potrzebne są jakiekolwiek kompetencje. I tego nawet na poziomie instytucjonalnym Unii się nie kryje. Jest coś niebywałego w tym, że ktoś kto próbuje doszczętnie zdezawuować kogokolwiek sugestiami o braku kompetencji, czyniąc to, sam obnażą się z ordynarnie żałosnej i wręcz śmiesznej ignorancji, z zakresu kwestii, którymi próbuje dezawuować. Czy to nie obraz nędzy i rozpaczy?

 

Tu w zasadzie wypadałoby skończyć, chociaż to tylko pewna część tego, co zaprezentował redaktor Li.., tfu, Mazurek, a co jaskrawiej żałosne jest w szczegółach. Biedny, był bowiem tak bezsilny w zderzeniu z kimś kto o kilka lig przewyższał dotychczasowe postacie z życia społeczno-politycznego, na których tle mógł się jawić jako prawdziwy „samiec alfa niepokornego dziennikarstwa”, że posunął się jak ostatni buc i prostak, do wyraźnego przekazu partyjnego PiS, sugerując, że jego rozmówczyni pcha się do Parlamentu Europejskiego tylko i wyłącznie po wysokie diety europosła. Co tu komentować? Jak na dłoni widać, że biedny redaktor RMF FM, nie mając przed sobą banalnej do zajechania ofiary, aby utrzymać „widowiskowość” swojego wywiadu, musiał zniżyć się do prymitywnego goebbelsowskiego warsztatu.

 

Na koniec dodam tylko, że nawet mam jakieś wyjaśnienie skąd u redaktora Morozows…, tfu, Mazurka, tak dalece posunięte kompromitowanie się na wizji. Otóż pamiętamy, że jakiś czas temu szczególnie zalazł za skórę jednemu z ministrów obecnego rządu PiS. Co też ciekawe, w dyskusji z Kają Godek jednym z najczęściej serwowanych głośno i wyraźnie przez niego zarzutów wobec swojej interlokutorki, było to, że ta tylko chce rozmawiać o Kaczyńskim i PiS. Ewidentnie nie mógł znieść tego, że zaproszona przez niego działaczka pro-life nie tańczyła tak, ja ten jej zagrywał, a właśnie z faktu, że zastępowała to krytyką władzy, co wydaje się przecież rzeczą naturalną, próbował za każdym razem taką krytykę obracać w tchórzliwe wymijanie się od odpowiedzi na jego pytania, które w zasadzie były tylko wyjściem do prymitywnych pyskówek. Wszystko wychodzi na to, że redaktor Sobienio…, tfu, Mazurek, gdzieś tam w tle czuje, że musi zadośćuczynić swoim grzechom, a kto jak nie znienawidzona przez obóz władzy Konfederacja, do której Kaja Godek należy i która w ostatnim czasie jest także pod obstrzałem polityków PiS, m.in. dokładnie taką samą narracją jaką stosował redaktor Urb.., tfu, Mazurek w swoim spektaklu, nadaje się do tego, by takiego zadośćuczynienia dokonać? Myślę, że spokojnie możemy się spodziewać, że jeśli jacykolwiek inni członkowie Konfederacji w najbliższym czasie znajdą się na przesłuchaniu i redaktora Michn…, tfu, Mazurka, będą tak samo prymitywnie grillowani, a ów grillowanie, to w istocie tylko i wyłącznie takie okrzyki redaktora w stronę obozu władzy – „Przepraszam panie ministrze! Przepraszam panie Prezesie! Już będę grzeczny!”. Ja bym wcale się nie zdziwił, gdyby w sytuacji kiedy w Warszawie zapanuje już obiecany przez Prezesa Budapeszt, a II-gą PRL vel III-ą RP, zamieni Prezes w RP Czwartą, to w nagrodę za nienaganną służbę na odcinku medialnym, redaktor Mazurek będzie mógł się wszem i wobec chwalić, że to właśnie na jego cześć Hymn IV RP z „Mazurka Dąbrowskiego” został zmieniony na „Mazurka Kaczyńskiego”. 

 

 

Reklama