Reklama

Zdaję sobie sprawę, że temat ten dla kogoś, kto nie jest Ślązakiem może już wydać się nużącym.

Zdaję sobie sprawę, że temat ten dla kogoś, kto nie jest Ślązakiem może już wydać się nużącym. Dla mnie jednak, kogoś, kto żyje tu z dziada pradziada i z racji zawodu wykonywanego przez swoje prawie całe dorosłe życie, temat ten jest czymś zupełnie innym. Ten temat atakuje mnie w każdej chwili, w domu i po wyjściu na zewnątrz. Wokół mnie żyją ludzie, którzy na owej fatalnej kopalni mieli swoich bliskich, znajomych, sąsiadów. Znamienne, dziś (bo patrząc na zegar, jest już dziś) odbyć się ma 8 pogrzebów ofiar tej katastrofy, z tej liczby większość wokół miejsca mojego zamieszkania. Ale nie o tym chciałem.

Coś innego spowodowało, że odważyłem się napisać coś osobistego. Tym czymś jest krótka odpowiedź na mój komentarz umieszczony pod wpisem na temat tej katastrofy, sprzed kilkoma dniami. Autorka (bo sądząc z podpisu, to kobieta) zachęciła mnie celnym argumentem, który (i tu będę nieskromnym), mocno mnie podładował. Pani Emalio, bo o Pani mowa, udało się Pani. Napisała Pani, żebym żebym pisał, „jeśli nie chcę , żeby wiedzę o tym, co się dzieje na ziemi i pod ziemią Śląska ludzie czerpali z TVN 24 lub innej super stacji”.

Reklama

Dziś właśnie zacząłem rano przeglądać portale internetowe, poczytałem kilka gazet i posłuchałem wiadomości radiowych, ale inaczej niż zawsze. Postanowiłem, że słuchał i czytał będę z pozycji kogoś, kto mieszka nad Bałtykiem, w Toruniu, w Otwocku lub Kłaju, a o Śląsku wie tyle , że leży gdzieś u spodu mapy. Zmusiła mnie do takiego podejścia wiadomość, którą media dziś się pasą. Roztrząsają mianowicie fakt, że w rejonie feralnej ściany, w okresie jej kilkumiesięcznej eksploatacji wykazano przeszło 700 przekroczeń dopuszczalnego stężenia metanu. Każdorazowo przekroczenie powodowało zadziałanie rozmieszczonych w ścianie czujników metanometrii automatycznej, co jest jednoznaczne z natychmiastowym wyłączeniem zasilania energią elektryczną urządzeń w ścianie i jej przyległych wyrobiskach.

Autorzy tej wiadomości są przerażeni i usiłują swym strachem zarazić odbiorców tej wiadomości. Poczytałem komentarze pod tą wiadomością, filtrując wpisy wklejone przez smarkaczy i ludzi, którzy na pierwszy rzut oka obarczeni są nieuleczalnym nałogiem trollowania. Wtedy właśnie postanowiłem poczytać z poziomu mieszkańca nadbałtyckiej krainy, Torunia, Otwocka lub malowniczego Kłaju. Co w tej wiadomości mnie przeraziło, jako mieszkańca miejscowości z górnej części mapy Polski? Przeraził mnie wynik prostego działania matematycznego. Wyczytałem, że okres eksploatacji ściany wynosi kilka miesięcy, co stanowi określoną liczbę dni roboczych. Po podzieleniu przez 700 wyszło mi, że owych przekroczeń stężenia metanu było średnio kilka dziennie. Jako mieszkaniec górnej części mapy polski byłem przerażony. Postanowiłem więc poczytać wiadomości z poprzednich dni i zrozumiałem wszystko. Jako mieszkaniec górnej części mapy, nie wiem nawet, co to jest ten metan, skąd ten metan się tam wziął, dlaczego jest go aż tyle, a jeśli on już tam jest dlaczego pracują tam ludzie? Czym do diabła jest ściana, jak to coś działa i dlaczego? Jako mieszkaniec górnej części mapy, mam prawo do takich pytań, a co najważniejsze nikt nigdzie nie udziela mi w mediach odpowiedzi na nie.

Może ktoś w sposób przystępny i dostosowując się do mego poziomu wyjaśniłby mi o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Bo jak ktoś wyskakuje mi liczbą 700, to rzecz mnie przeraża.

Wiem, że chyba każdy temat można przedstawić w sposób zrozumiały dla laików. Zrobić coś na wzór przyspieszonego, skróconego kursu. Udawały się już takie rzeczy. Pierwsze co mi do głowy przychodzi to skrócony kurs marksizmu-leninizmu. Wielu go przeszło, zrozumiało i dało się nabrać.

Wszystkich tych, którzy dotrwali do tego miejsca moich wypocin zapewniam, że ton w jakim piszę nie jest przypadkowy. Zdaję sobie sprawę, że temat poważny, a ja z lekka rżnę głupa. Ale muszę odreagować, wiadomości , które do mnie docierają o tej sprawie z mediów i bezpośrednio od ludzi w moim otoczeniu, powodują, że bierze mnie jasna cholera. Cała ta sprawa, to potężne szambo. Zapachy już się roznoszą, ale prawdziwy smród jeszcze nas czeka. Przekonamy się niebawem.

Muszę jakoś odreagować. Jako kliniczny gaduła w realu, przeistoczę się tu w grafomana, bo inaczej jedynie upić mi się pozostanie. Redakcja jakoś to zniesie mam nadzieję.

Więc zaczynamy skrócony kurs dla tych z górnej części mapy.

Metan jest gazem w sposób naturalny uwięzionym w pokładach węgla oraz w skałach otaczających owe pokłady. Zasada ogólnie jest taka, że im głębiej zalegający pokład, tym większa ilość metanu uwięziona jest w węglu i sąsiedztwie pokładu, w otaczających go warstwach skał. Jak większość węglowodorów, metan jest gazem palnym. Ta cecha występuje w przypadku metanu w stężeniach od 4,5% do ok. 80%. Górną granicę różnie podają źródła naukowe. Najgorszy problem z metanem jest ten, że w przedziale stężeń od 4,5% do ok. 15% jest wybuchowy i do zainicjowania wybuchu wystarczy nisko energetyczna iskra, pochodzenia zarówno mechanicznego (uderzenie skały o skałę, lub stalowego narzędzia o skałę lub inny stalowy element) jak też elektrycznego. Biorąc pod uwagę, że naturalne ciśnienie górotworu na głębokości 1000 m, wynosi mniej więcej 30 atm, wydrążenie jakiegokolwiek wyrobiska na tej głębokości powodować będzie, że metan w sposób naturalny migrował będzie do pustej przestrzeni , w której ciśnienie jest niższe. Metan występować może bezpośrednio w pokładzie węgla, w tzw, caliźnie węglowej, w jej mikro szczelinach, jak też w naturalnych pustkach w owej caliźnie, w tzw. kawernach. Ta druga sytuacja jest najgorsza, bo zazwyczaj oznacza metan uwięziony pod wysokim ciśnieniem w dużej ilości.

Jak na skrócony kurs przystało posłużyć się należy jakąś pomocą naukową, dla lepszego zobrazowania tematu. Chodzi mi o przybliżenie pojęcia pokład węgla. Kładę więc na stoliku tort. Tak zwykły tort, który zbudowany jest z warstw na przemian biszkoptu i kremu. Załóżmy, że warstw jest dużo, a warstwy kremu, to nic innego niż pokłady węgla. Ten właśnie krem (węgiel) jest celem całego tego bajzlu, zwanego górnictwem węglowym. Grubość pokłady węgla może być różna, od kilku centymetrów do kilkunastu metrów. Gdzieś w przedziale do minimum do 1,0 m pokłady zalicza się do poza eksploatacyjnych i tylko w przypadku bezwzględnej konieczności są eksploatowane. Pokłady bardzo grube, eksploatuje się warstwami. Odległość pomiędzy sąsiadującymi z sobą pokładami waha się od kilku metrów do kilkuset, w zależności od miejsca eksploatacji. Różnie to jest na różnych, nawet sąsiednich kopalniach.

W naszym rodzimym górnictwie węgiel eksploatuje się metodami ścianowymi. Trudno mi wymyślić na poczekaniu pomoc naukową, która pomoże zrozumieć, co to jest owa ściana. Postaram się opisać jak potrafię.

W pokładzie drąży się równolegle do siebie dwa długie, kilkusetmetrowe chodniki (nazwiemy je przyścianowe), które łączy się prostopadłym do nich trzecim wyrobiskiem chodnikowym. To trzecie wyrobisko, to właśnie ściana. Długość takiej ściany nierzadko przekracza przy dzisiejszej technice 300 m. Wzdłuż ściany ułożony jest na spągu ( podłoga, to po czym chodzimy) przenośnik ścianowy, po którym porusza się kombajn. Kombajn cyklicznie urabia ocios węglowy pomiędzy chodnikami przyścianowymi, na całą wysokość ściany. Strop ściany, na całej jej długości zabezpiecza obudowa, dziś prawie wyłącznie zmechanizowana. Sekcje obudowy, stalowe kilkunastotonowe, a nierzadko kilkudziesięciotonowe kolosy wyposażone są w potężne siłowniki hydrauliczne. Sekcje ustawione są jedna obok drugiej na całej długości ściany. Istotą działania sekcji obudowy ścianowej jest to, że w sposób skuteczny z olbrzymią podpornością podtrzymuje strop w ścianie, a ponadto za pomocą połączenia z przenośnikiem ścianowym ma zdolność przesuwania przenośnika za urabiającym kombajnem i jednoczesnego przesuwania się ku ociosowi ścianowemu, zabezpieczając strop odsłonięty w trakcie urabiania przez kombajn ociosu węglowego. Cykliczne urabianie ociosu węglowego kombajnem i jednoczesne przesuwanie przenośnika ścianowego i sekcji obudowy ścianowej za postępem urabianego ociosu powoduje, że za sekcjami powstaje pusta przestrzeń, na całej długości ściany. Przestrzeń ta prawie natychmiast po przesuwaniu się sekcji obudowy za postępem ściany wypełnia się tzw. zawałem, czyli grawitacyjnym opadem skał. Ot i cała filozofia. Opisałem, jak umiałem najprościej.

Cała reszta, jest już bardziej prosta. Ściana przewietrzana jest prądem powietrza wpływającym do ściany jednym z chodników przyścianowych i wypływającym drugim chodnikiem. Ilość powietrza dobierana jest do ilości wydzielającego się metanu, tak aby jak najskuteczniej zabezpieczyć się przed wystąpieniem niebezpiecznych stężeń tego gazu. To by było dość proste, jest jednak coś ,co mocno komplikuje sprawę. Nie można wprowadzić dowolnej ilości powietrza gdyż wprowadzenie nadmiernej ilości powietrza zemścić się może spowodowaniem zagrożenia pożarowego. Węgiel ma naturalną skłonność do samozapalenia przy sprzyjających warunkach tlenowych. Tutaj trzeba fachowości i wiedzy wentylacyjnej aby te dwie sprawy pogodzić.

Zabezpieczenie przed skutkami niebezpiecznych stężeń metanu stanowi sieć metanometrii automatycznej. Czujniki tej metanometrii zabudowane są zgodnie z odpowiednimi przepisami na wlocie powietrza do ściany, jak też na wylocie. To tak ogólnie bo to dość złożony problem, tyle, że ściśle uwarunkowany przez odpowiednie przepisy. W prądzie świeżego powietrza wpływającego do ściany przepisy dopuszczają stężenie metanu do 1%, w wylotowym, prądzie, czyli po przewietrzeniu ściany, stężenie nie może przekroczyć w żadnym wypadku 2%.

Proszę zauważyć, że owe 2%, to mniej niż połowa stężenia, przy którym metan staje się wybuchowy (wybuchowość w przedziale od 4,5% do ok. 15%).

Czujniki nastawione są na tzw. próg wybicia, jak już wcześniej napisałem na wlocie powietrza, nie więcej niż 1%, na wylocie zazwyczaj 1,5%.

W momencie, gdy stężenie metanu zrówna się z progiem wybicia, lub go przekroczy, czujnik poprzez połączenie z stacją transformatorów, powoduje automatyczne wyłączenie zasilania energią elektryczną urządzeń zabudowanych w rejonie jaki zabezpiecza dany czujnik. Wyjątkiem są urządzenia skonstruowane technologicznie tak, że mogą pracować przy stężeniach niebezpiecznych. Ponadto czujniki siecią telekomunikacyjną podłączone są z centralą metanometrii na powierzchni, gdzie następuje zapis i rejestracja ich działania.

Tak więc mamy już przerobioną ścianę, wróćmy się do metanu.

Podczas urabiania ociosu węglowego ściany metan uwalnia się automatycznie do jej atmosfery. Ponadto migruje z pokładu węgla na skutek różnicy ciśnienia występującego pomiędzy skałami górotworu i ciśnieniem powietrza w wyrobiskach. Dodatkowo metan wydziela się w dużych ilościach w samym zawale, za sekcjami obudowy. Nie jest tak, że zawał oznacza szczelne wypełnienie się skałami pustki za linią obudowy ścianowej. Praktycznie ludzie nie mają wpływu na to, co dzieje się z sposobem układania się skał zawałowych mających wypełnić pustkę poeksploatacyjną. Chwilowe zawieszenie się powstawania zawału powoduje, że za sekcjami obudowy ścianowej zostaje olbrzymia pusta przestrzeń, wypełniająca się metanem. Po oberwaniu się skał, metan ten, masą opadającego kamienia wypchnięty zostaje do ściany i może myć zainicjowany jego wybuch iskrą powstałą przy opadzie skał. Nawet gdy się nie zapali w zawale, nim fala wydobywającego się metanu dotrze do czujnika, metan ten może wywołać tragedię, zapalając się od pracujących w ścianie urządzeń lub kabli energetycznych. Filozofia przewietrzania ściany polega między innym też na tym, aby dopasować ilość powietrza przepływającego przez ścianę tak, aby w ścianie było na tyle zwiększone ciśnienie atmosferyczne, że stanowić będzie opór przed swobodną migracją metanu z zawału do przestrzeni ścianowej.

Tu jeszcze dodam jeden szczegół, metan jako lżejszy od powietrza migruje zawsze ku górze tworząc przy stropowe nagromadzenie. Środki masowego przekazu nie rozgraniczają stężenia przystropowego od stężenia w przekroju wyrobiska. Stąd nieporozumienie w tym, że przy 2% metanu , należy wycofać ludzi z rejonu. Czujniki metanometrii automatycznej mierzą stężenia przystropowe. A wracając do owej przerażającej liczby 700 zarejestrowanych przypadków. Ta liczba nie świadczy o tym, że ktoś manipulował przy czujnikach, wręcz przeciwnie. Liczba ta świadczy o tym, że czujniki działały prawidłowo i wyłączały zasilanie energią elektryczną w każdym przypadku zaistnienia zagrożenia. Ta liczba świadczy jednak o czymś innym. Mój nochal wyczuwa tam coś innego. Liczba wybić, bo tak nazywane są zadziałania czujników, świadczy o potężnym zagrożeniu w tym rejonie. Skala tego zagrożenia była tej wielkości, że przekroczyła umiejętność radzenia sobie z nim. Prawdopodobnie jakoś sobie na przestrzeni miesięcy dawano rady środkami doraźnymi i na moją wiedzę liczono na fart. Wszak ściana miała za niedługo zakończyć eksploatację. Dowiadując się jak przeprowadzono tam akcję ratunkową, a do każdej ściany istnieją procedury prowadzenia takiej akcji, coraz bardziej jestem przekonany, że ludzie, którzy kierowali tą kopalnią, to kategoria ludzi bez wyobraźni. Tak naprawdę chciałbym napisać dosadniej. Słuchając wypowiedzi rzecznika kopalni mam wrażenie, że śnię. To jakiś delikatnie mówiąc, matoł. Jeśli jeszcze kilka dni temu miałem wątpliwości, że to mógł być przypadek, dziś faktycznie szukam argumentów na siłę, aby nie nazwać tego, co tam zaistniało zbrodnią.

Idźcie…ofiara spełniona. To już koniec kursu.

Ciekawi mnie czy ktoś przez te moje wypociny przebrnie.

Reklama

26 KOMENTARZE

  1. No cóż, cieszę się z tego
    No cóż, cieszę się z tego tekstu, najbardziej się cieszę dlatego, że mnie chociaż nie jestem ze Ślaska, po prostu nóż w kieszeni się otwierał, gdy słyszałem jak to cudownie wszystko jest i zgodnie z procedurami, a tylko laicy i media szukają sensacji. Media pieprzą rzecz jasna, jak widziałem redaktora pytającego górnika tuż po wypadku jak mu kawa smakuje, to myślałem, ze wejdę przez ekran i kut.a zatłukę. Jest ignorancja i jest hien cmentarnych pełno w mediach, ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Kiedy media przypadkiem robią coś pożytecznego, a pokazując tych anonimowych, przerażonych ludzi, robiły rzecz pożyteczną, to nie dajmy się otumanić takim gładkimi gadkami jak Pawlaka, który najzwyczajniej w świecie powinien za to beknąć, wiec co mu pozostaje jak nie ściemniać. Powtórzę za swoim “sławetnym” wpisem. Nie znam się na metanomierzach i kopalniach, ale po serii wypowiedzi ludzi odpowiedzialnych za kopalnie i tych co się boją twarz pokazać, a część z nich już nawet nie, nie mam wątpliwości, że to było zbrodnia. Nigdy nie patrzyłem i nie oceniałem tej sprawy przez pryzmat techniczny, ale przez pryzmat mentalny, zlewania obowiązków, starych nawyków jakoś to będzie, co nie jest cechą charakterystyczną górnictwa, ale naszą największą bolączką społeczną, żeby narodową nie powiedzieć.

  2. No cóż, cieszę się z tego
    No cóż, cieszę się z tego tekstu, najbardziej się cieszę dlatego, że mnie chociaż nie jestem ze Ślaska, po prostu nóż w kieszeni się otwierał, gdy słyszałem jak to cudownie wszystko jest i zgodnie z procedurami, a tylko laicy i media szukają sensacji. Media pieprzą rzecz jasna, jak widziałem redaktora pytającego górnika tuż po wypadku jak mu kawa smakuje, to myślałem, ze wejdę przez ekran i kut.a zatłukę. Jest ignorancja i jest hien cmentarnych pełno w mediach, ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Kiedy media przypadkiem robią coś pożytecznego, a pokazując tych anonimowych, przerażonych ludzi, robiły rzecz pożyteczną, to nie dajmy się otumanić takim gładkimi gadkami jak Pawlaka, który najzwyczajniej w świecie powinien za to beknąć, wiec co mu pozostaje jak nie ściemniać. Powtórzę za swoim “sławetnym” wpisem. Nie znam się na metanomierzach i kopalniach, ale po serii wypowiedzi ludzi odpowiedzialnych za kopalnie i tych co się boją twarz pokazać, a część z nich już nawet nie, nie mam wątpliwości, że to było zbrodnia. Nigdy nie patrzyłem i nie oceniałem tej sprawy przez pryzmat techniczny, ale przez pryzmat mentalny, zlewania obowiązków, starych nawyków jakoś to będzie, co nie jest cechą charakterystyczną górnictwa, ale naszą największą bolączką społeczną, żeby narodową nie powiedzieć.

  3. Przebrnie, przebrnie, niejeden:)
    Ale na komentarz też już dziś siły nie mam poza jednym – cieszę się, że zdecydowałeś się pisać. Miałam w rodzinie górnika – ratownika i bardzo żałuję, ze za smarkata byłam, żeby słuchać jego “nudnych” opowieści. Dajesz mi drugą szansę:)

  4. Przebrnie, przebrnie, niejeden:)
    Ale na komentarz też już dziś siły nie mam poza jednym – cieszę się, że zdecydowałeś się pisać. Miałam w rodzinie górnika – ratownika i bardzo żałuję, ze za smarkata byłam, żeby słuchać jego “nudnych” opowieści. Dajesz mi drugą szansę:)

  5. ale dlaczego tyle ofiar
    Jak to się dzieje, że przy 2 -krotnie mniejszej produkcji (wydobyciu) węgla niż za komuny wypadki są znacznie cięższe, coś mi tu się nie zgadza, wygląda na, że jest jakiś błąd w technologii czy też organizacji pracy ( to bardziej prawdopodobne)
    – przecież za komuny nie było takiej techniki

    • Czemu więcej wypadków…
      To dość złożony problem. Najpierw należałoby przejrzeć obiektywne statystyki, czy na pewno jest ich więcej, statystyk żem nie widziało, to nie sugeruję tak/nie.
      Problem w tym, że są one bardziej nagłaśniane. Kiedyś była jedna linijka w wiadomościach czy dzienniku telewizyjnym (wcześniej). Teraz jest żałoba narodowa z byle okazji, pan Kaczyński pobił wszelkie rekordy w tej kwestii..

      Oczywiście jest jeszcze sporo przyczyn samych wypadków. Bynajmniej to nie oznacza że “nadzór” się popsuł czy cóś. Założę się że “za PRL” było tak samo albo i gorzej.
      Za to teraz “wungiel” się kończy. Dokładniej – nie tyle się kończy w ogóle, co kończy się ten co było go łatwo wydłubać. Podobno drzewiej bywało, że wungiel w byle studni dało się wykopać. Dziś raczej tej sztuczki nikt nie powtórzy. Wzrosło też zapotrzebowanie na surowiec (wbrew temu co sądzi wielu “z góry mapy” nie służy on wyłącznie jako opał), a technika zachęca nas do bardziej masowych metod wydobywania z miejsc, gdzie owo wydobycie jest coraz bardziej ryzykowne. Kiedyś jak gasła “bezpieczna lampa” to się towarzystwo zmywało na paluszkach, żeby iskierki nie spowodować – bo gdzie indziej był węgiel i lampa nie gasła. Teraz wyłącza się na jakiś czas “prund” i czeka aż się wywietrzy, po czym idzie się dalej.
      Nie mówię, że to źle że wydobywa się ze złóż, których dziadkowie obecnych górników nawet by nie rozważali jako wartych zdrowia. Ale fakt, że potrzebne są inne metody, a założę się, że wielu z tych ludzi, jak to Polacy, zakładają “co to nie my, taki metan nam nie podskoczy”. Pewnie pomyślą “alarm dzwoni przy 2%, metan wybucha przy 4.5. Znaczy się, nie taki alarm straszny jak go malują”.
      Dzisiaj żem widziało gdzieś jakieś sugestie, że zacierano ślady, próbowano ratować na własną rękę (kilku ratowiników zginęło przed rozpoczęciem “oficjalnej” akcji ratunkowych), zacierać ślady. Czyżby Kurak przypadkiem znów miał rację?

  6. ale dlaczego tyle ofiar
    Jak to się dzieje, że przy 2 -krotnie mniejszej produkcji (wydobyciu) węgla niż za komuny wypadki są znacznie cięższe, coś mi tu się nie zgadza, wygląda na, że jest jakiś błąd w technologii czy też organizacji pracy ( to bardziej prawdopodobne)
    – przecież za komuny nie było takiej techniki

    • Czemu więcej wypadków…
      To dość złożony problem. Najpierw należałoby przejrzeć obiektywne statystyki, czy na pewno jest ich więcej, statystyk żem nie widziało, to nie sugeruję tak/nie.
      Problem w tym, że są one bardziej nagłaśniane. Kiedyś była jedna linijka w wiadomościach czy dzienniku telewizyjnym (wcześniej). Teraz jest żałoba narodowa z byle okazji, pan Kaczyński pobił wszelkie rekordy w tej kwestii..

      Oczywiście jest jeszcze sporo przyczyn samych wypadków. Bynajmniej to nie oznacza że “nadzór” się popsuł czy cóś. Założę się że “za PRL” było tak samo albo i gorzej.
      Za to teraz “wungiel” się kończy. Dokładniej – nie tyle się kończy w ogóle, co kończy się ten co było go łatwo wydłubać. Podobno drzewiej bywało, że wungiel w byle studni dało się wykopać. Dziś raczej tej sztuczki nikt nie powtórzy. Wzrosło też zapotrzebowanie na surowiec (wbrew temu co sądzi wielu “z góry mapy” nie służy on wyłącznie jako opał), a technika zachęca nas do bardziej masowych metod wydobywania z miejsc, gdzie owo wydobycie jest coraz bardziej ryzykowne. Kiedyś jak gasła “bezpieczna lampa” to się towarzystwo zmywało na paluszkach, żeby iskierki nie spowodować – bo gdzie indziej był węgiel i lampa nie gasła. Teraz wyłącza się na jakiś czas “prund” i czeka aż się wywietrzy, po czym idzie się dalej.
      Nie mówię, że to źle że wydobywa się ze złóż, których dziadkowie obecnych górników nawet by nie rozważali jako wartych zdrowia. Ale fakt, że potrzebne są inne metody, a założę się, że wielu z tych ludzi, jak to Polacy, zakładają “co to nie my, taki metan nam nie podskoczy”. Pewnie pomyślą “alarm dzwoni przy 2%, metan wybucha przy 4.5. Znaczy się, nie taki alarm straszny jak go malują”.
      Dzisiaj żem widziało gdzieś jakieś sugestie, że zacierano ślady, próbowano ratować na własną rękę (kilku ratowiników zginęło przed rozpoczęciem “oficjalnej” akcji ratunkowych), zacierać ślady. Czyżby Kurak przypadkiem znów miał rację?

  7. Tak sobie mniej więcej
    Tak sobie mniej więcej wyobrażałem fabrykę wydobywania węgla – wydział produkcji podstawowej. Dzięki za wykład przystępny dla przeciętnego czytelnika a że tak przystępny tym cenniejszy.
    Twoich ocen nie skomentuję. Ktoś cyniczny powiedziałby, że zawsze i wszędzie życie miało swoją cenę. Im mniej demokracji i dobrobytu tym kosztuje mniej. Może ktoś kiedyś skonstruuje wzór przeliczający wartość życia na coś wzorcowego (np. kwintale żyta), cząstkę (niewielką) sztabki złota itp. Na wszystko już wynaleziono formuły a nikt nie pokusił się o wzór ajnsztajna na cenę prozaicznego, zbędnego istnienia kombinacji białkek wyposażonych w odrobinę inteligencji.

  8. Tak sobie mniej więcej
    Tak sobie mniej więcej wyobrażałem fabrykę wydobywania węgla – wydział produkcji podstawowej. Dzięki za wykład przystępny dla przeciętnego czytelnika a że tak przystępny tym cenniejszy.
    Twoich ocen nie skomentuję. Ktoś cyniczny powiedziałby, że zawsze i wszędzie życie miało swoją cenę. Im mniej demokracji i dobrobytu tym kosztuje mniej. Może ktoś kiedyś skonstruuje wzór przeliczający wartość życia na coś wzorcowego (np. kwintale żyta), cząstkę (niewielką) sztabki złota itp. Na wszystko już wynaleziono formuły a nikt nie pokusił się o wzór ajnsztajna na cenę prozaicznego, zbędnego istnienia kombinacji białkek wyposażonych w odrobinę inteligencji.