Reklama

 Dość często zdarza mi się krytykować różne rzeczy, a jako, że zbyt częsta krytyka przeradza się podobno w cwaniackie krytykanctwo i świadczy o postawie "anty", postanowiłem

 Dość często zdarza mi się krytykować różne rzeczy, a jako, że zbyt częsta krytyka przeradza się podobno w cwaniackie krytykanctwo i świadczy o postawie "anty", postanowiłem zerwać z nią i wziąć udział w chwalebnym dziele budowania. Ostatnio buduje się zresztą na potęgę, przykładem są choćby wiadomości ze świata gospodarki, w których co chwilę jesteśmy informowani o tym, że różne rządy i komisje ekspertów budują nowy system nadzoru nad "rynkami" finansowymi, który to system ma uchronić owe "rynki" i rynek w ogóle przed zawirowaniami prowadzącymi do załamań i recesji. Przekładając to na język mniej mętny, chodzi o przyjęcie nowych regulacji, stwarzających "europejski system nadzoru" ( to w UE ) lub zwiększających kompetencje Fed ( to w USA ), dzięki czemu mamy w przyszłości nie mieć kryzysów, a przynajmniej nie takich jak obecny. Gdy przedwczoraj stwierdziłem, że te regulacje nic nie dadzą i nikomu w niczym nie pomogą, to Pan Modry ( któremu dziękuję za inspirację do napisania tekstu ) stwierdził, że to kontrowersyjna opinia. No i super, w końcu "Kontrowersje" są na wyrażanie kontrowersyjnych poglądów jak znalazł. Tyle tylko, że mi ( mnie? ) zawodność tych regulacji wydaje się raczej "oczywistą oczywistością".

Niektórzy myślą, że regulacje są idealnym sposobem na zapewnienie sobie ładu i porządku w gospodarce. Idąc tym tokiem myślenia dalej, dochodzą do wniosku, że obecny kryzys powstał w wyniku braku tych regulacji. To jednak oczywiście nie jest prawdą, bo regulacje były i to regulacje międzynarodowe, uchwalone przez Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego i przyjęte w wielu państwach jako obowiązujące prawo. Czym były "regulacje bazylejskie"? Były one właśnie próbą uchronienia banków przed podejmowaniem zbyt ryzykownych decyzji, które mogłyby zagrozić stabilności systemu finansowego. Wyznaczały one górny limit ryzyka na poziomie ośmiu procent, co oznaczało, że "aktywa ważone ryzykiem" danego banku mogły być co najwyżej 12,5 raza wyższe niż jego kapitał. Taki poziom uznano za bezpieczny i niezagrażający stabilności systemu. By aktywa mogły być "ważone ryzykiem" trzeba było przypisać im oczywiście określoną wagę ryzyka. Najmniej ryzykowne były obligacje Skarbu Państwa i inne papiery rządowe, bo w ich wypadku gwarancja wykupu była praktycznie pełna i stuprocentowa. Dlatego nadano im wagę 0%. Znacznie wyższą wagę nadawano kredytom, co miało hamować ekspansję kredytową banków i zapobiegać jej rozrostowi do niebezpiecznych rozmiarów. Jak wiemy regulacje nie zadziałały, bo banki, zachęcone polityką niskich stóp procentowych prowadzoną przez Fed, chciały udzielić jak największej liczby kredytów – zwyczajnie im się to opłacało. W tej sytuacji, aby móc "obejść" regulacje, "sekurytyzowano" te wszystkie kredyty, co doprowadziło do bujnego rozwoju rynku tzw. "instrumentów pochodnych". Jednocześnie napompowano bańkę kredytową o niespotykanych dotychczas rozmiarach i gdy ta bańka pękła system się zaczął się chwiać – żadne regulacje nie pomogły.
 
Dziś, gdy jesteśmy o jeden kryzys mądrzejsi, politycy chcą nam zaaplikować kolejne regulacje. Tym razem mają być one dalej idące, bardziej przemyślane i szczelniejsze, dzięki czemu pomogą nam uniknąć plagi "sekurytyzacji" i umocnią nadzór finansowy. Czy faktycznie pomogą? Bardzo wątpię. Bo niby dlaczego nowe regulacje mają być lepsze od tych starych? Dlaczego nowe regulacje miałyby dać jakiś efekt, skoro regulacje bazylejskie okazały się nieskuteczne? Otóż bez względu na to, co światłe komitety pod wodzą najlepszych ekonomistów wymyślą i postanowią, to ich pomysły i postanowienia nie zmienią niczego. Kiedy tylko pojawi się odpowiednia koniunktura, to banki obejdą wszelkie możliwe regulacje, a wiecie dlaczego? Tak, z powodu chciwości, ale nie tylko dlatego. Obejdą je, bo w systemie istnieje olbrzymia pokusa nadużycia, pokusa, którą stwarza rząd. Czy ktoś jeszcze pamięta, co zrobił Lehman, gdy stanął na krawędzi bankructwa? Poszedł po państwową pomoc. I chociaż tej pomocy nie dostał, po czym upadł, to dużo innych banków, banków inwestycyjnych, czy towarzystw ubezpieczeniowych, poszło za jego przykładem. Tym razem skutecznie, bo rządowi USA udało się przepchnąć przez Kongres plan Paulsona. Paulson zaplanował sobie, że rząd pożyczy na koszt podatnika 800 miliardów dolarów, po czym odkupi od banków za te pieniądze "toksyczne aktywa", dzięki czemu gospodarka zostanie uratowana i nie nastąpi koniec świata. Nie wiem, czy panu Paulsonowi udało się w końcu gospodarkę uratować, wiadomo natomiast tyle, że uratowały się banki, które w normalnych, rynkowych warunkach musiałyby ogłosić upadłość. Nie ogłosiły, bo państwo "dostarczyło im płynności", na co zresztą od samego początku liczyły. Skąd wiem, że liczyły? Bo gdyby nie liczyły, to by nie poszły o tę pomoc prosić, a skoro polazły i prosiły, to znaczy, że musiały, choćby podświadomie, zakładać sobie taki "plan B".

 

Jeśli chcemy zabezpieczyć się na przyszłość przed podobnym kryzysem, to wystarczy nam tylko jedna regulacja, wpisana jako poprawka do konstytucji wszystkich zainteresowanych krajów. Regulacja, która nie będzie niczego zabraniała bankom, bo po co zabraniać czegokolwiek prywatnym, czy choćby tylko komercyjnym firmom? Niech sobie robią co zechcą, niech kredytują Murzynów z Alabamy, niech sekurytyzują ile dusza zapragnie i niech pompują na giełdzie taką bańkę, jakiej jeszcze świat nie widział, ale… No właśnie i tutaj zaczyna się regulacja, którą proponuję, a proponuję konstytucyjnie zakazać rządowi, parlamentowi, bankowi centralemu, władzom lokalnym, czy jakimkolwiek innym organom władzy państwowej, dotowania upadających banków, czy innych bankrutujących firm. Zakazać, powiedzieć "nie i koniec". Jestem pewien, że po takim zakazie banki – mając w pamięci doświadczenia ostatniego kryzysu i wiedząc, że w razie powtórki nie będą miały żadnych szans na jakąkolwiek pomoc od państwa – będą dużo bardziej uważać i dużo poważniej podchodzić do problemu ryzyka. Co jeśli jakiś bank mimo wszystko zaryzykuje za bardzo? Nie pomagać, ku przestrodze dla innych. Niech sobie straszy apokalipsą, niech słyszy trąby archanielskie i niech poniesie odpowiedzialność za własne błędy. To właśnie brak odpowiedzialności jest przyczyną kryzysu i jeśli chcemy w przyszłości takiemu kryzysowi zapobiec, to musimy leczyć właśnie przyczynę. Dodatkowe regulacje, które czegoś tam bankom zabronią, to leczenie skutków, nie przyczyny, w dodatku leczenie nieudolne. Jeśli z jednej strony regulujemy, a z drugiej pokazujemy "rynkom" finansowym, że w razie czego "państwo" i tak "da", to nasze regulacje będą miały zerowy efekt. To tak jakby rodzic zabraniał ośmiolatkowi jedzenia zbyt wielu słodyczy, czipsów, czy czegoś innego niezdrowego co psuje zęby i jednocześnie dawał mu codziennie parę złotych na drobne wydatki. "Pokusa nadużycia" będzie w tym wypadku ogromna i w wypadku banków też taka jest. Dopóki zwolennicy wszechmogących regulacji tego nie zrozumieją, dopóty te regulacje będziemy sobie mogli "potrzaskać".

Reklama
Reklama

28 KOMENTARZE

    • Trochę celnych spostrzeżeń i
      Trochę celnych spostrzeżeń i jak zwykle trochę bzdurzenia na temat “burżujów”, czy innych “fundamentalistów rynkowych”. Ale to zdanie szczególnie przykuło moją uwagę:

      “Państwa mocniej wejdą w gospodarkę i zniszczą instytucje międzynarodowe”

      To tak w kontekście tego, co psuje Sarko.

    • Trochę celnych spostrzeżeń i
      Trochę celnych spostrzeżeń i jak zwykle trochę bzdurzenia na temat “burżujów”, czy innych “fundamentalistów rynkowych”. Ale to zdanie szczególnie przykuło moją uwagę:

      “Państwa mocniej wejdą w gospodarkę i zniszczą instytucje międzynarodowe”

      To tak w kontekście tego, co psuje Sarko.

  1. Bardzo to radykalne, ale chyba nie pomoże
    Banki to akcjonariusze, rady i managerowie. Mam takie dziwne wrażenie, że wszyscy oni mają taką perspektywę myślenia (krótką), że potencjalny upadek w przyszłości ich obecnego miejsca inwestycji portfelowych, czy miejsca pracy mają po prostu gdzieś.

    • Moim zdaniem jest to jednak
      Moim zdaniem jest to jednak konieczne. W każdym razie jeśli państwo będzie w dalszym ciągu za pieniądze podatników “dokarmiać” banki, to żadne regulacje nie mają szans na odniesienie jakiegokolwiek skutku.

  2. Bardzo to radykalne, ale chyba nie pomoże
    Banki to akcjonariusze, rady i managerowie. Mam takie dziwne wrażenie, że wszyscy oni mają taką perspektywę myślenia (krótką), że potencjalny upadek w przyszłości ich obecnego miejsca inwestycji portfelowych, czy miejsca pracy mają po prostu gdzieś.

    • Moim zdaniem jest to jednak
      Moim zdaniem jest to jednak konieczne. W każdym razie jeśli państwo będzie w dalszym ciągu za pieniądze podatników “dokarmiać” banki, to żadne regulacje nie mają szans na odniesienie jakiegokolwiek skutku.

    • Dziękuję, ale to kwestia nie
      Dziękuję, ale to kwestia nie tyle wiedzy, co zwyczajnej logiki ( choć wiedzy może i też, wielu ludzi nie wie np. o regulacjach bazylejskich i wierzy przez to bezkrytycznie w propagandę mówiącą o braku jakichkolwiek regulacji ). Po prostu jeśli państwo rozciąga parasol ochronny nad jakąś firmą, to w tej firmie powstaje ogromna pokusa nadużycia, zwłaszcza jeśli jest ona bankiem. Prosty mechanizm: nie ma odpowiedzialności – nie ma się czego bać – można szaleć.
      Pozdrawiam.

    • Dziękuję, ale to kwestia nie
      Dziękuję, ale to kwestia nie tyle wiedzy, co zwyczajnej logiki ( choć wiedzy może i też, wielu ludzi nie wie np. o regulacjach bazylejskich i wierzy przez to bezkrytycznie w propagandę mówiącą o braku jakichkolwiek regulacji ). Po prostu jeśli państwo rozciąga parasol ochronny nad jakąś firmą, to w tej firmie powstaje ogromna pokusa nadużycia, zwłaszcza jeśli jest ona bankiem. Prosty mechanizm: nie ma odpowiedzialności – nie ma się czego bać – można szaleć.
      Pozdrawiam.

  3. Drogi reformatorze Ja
    “Regulacje nic nie dadzą”. Można tak twierdzić.
    Można też twierdzić, że nie warto pisać oprogramowania
    antywirusowego bo i tak hackerzy zabezpieczenia
    złamią.
    Sterowanie światowym czy regionalnym systemem
    finansowym to proces, który ewoluuje. Moim zdaniem
    ewoluuje bardziej metodę prób, błędów i wyciągania
    poniewczasie wniosków. Brakuje bardziej proaktywnego
    i całościowego podejścia. Jak często zmieniały się zalecenia Bazylei?
    Z jakim opóźnieniem były wdrażane? Czy Bazylea obejmowała
    swoim zakresem działalność organizacji ratingowych, które zupełnie się
    nie sprawdziły?

    Mamy jakiś system nadzoru czy sterowania finansami. Możemy
    go ulepszać, poszerzać zakres, częściej poprawiać, lepiej
    monitorować. Wiadomo, że cobyśmy nie zrobili to i tak
    system nie będzie szczelny do końca i jakiś kryzys nastąpi.
    Czy mając tego świadomość mamy robić rewolucję i wyrzucać
    system regulacji na śmietnik?

    Czy świadomość, że rządy już nigdy nie pomogą dużym bankrutującym
    bankom spowoduje, że te banki będą działać mniej ryzykownie?
    Figa z makiem. Będą działały takie same mechanizmy chciwości,
    pokusa nadużyć tylko, że na niższym poziomie. Spekulacyjny
    akcjonariat powoła spekulacyjne zarządy i hulaj dusza piekła nie ma.Narozrabiają
    i wycofają się z biznesu zanim wyraźne symptomy przekrętu
    staną się widoczne.

    “konstytucyjnie zakazać rządowi, parlamentowi, bankowi
    centralemu, władzom lokalnym, czy jakimkolwiek innym
    organom władzy państwowej, dotowania upadających banków”?
    No jest to jakiś pomysł aczkolwiek można sobie wyobrazić
    scenariusze dla których takie zapisy konstytucyjne spowodują
    już nie kryzys tylko katastrofę. Więc to tak jak pozbawienie
    skoczka zapasowego spadochronu.
    Ale gdyby wprowadzić do prawa mniej rygorystyczne zapisy np.
    że można wspomóc podmiot na wniosek rządu ale potrzebna jest kwalifikowana
    większość parlamentarna to już by mi się bardziej podobało.

    Reasumując najbardziej by mi się podobało kontynuowanie i rozwój systemu regulacji działalności podmiotów/rynków
    finansowych regionalnych i globalnych, co krytytkujesz, i wproadzenie jakiś restrykcji
    prawnych dla administracji rządowej i samorządowej w zakresie ratowania
    podmiotów prywatnych, co proponujesz. Ale te restrykcje musiałyby być konsekwentnie wprowadzone
    w całych obszarach.

    • Częściowo sobie sam odpowiedziałeś
      Sterowanie procesem gospodarczym to nie to samo co ułożenie programu komputerowego lub przeprogramowanie maszyny. Takie porównanie jest może obrazowe dla wyjaśnienie podstaw procesu regulacji dla studentów, ale nie dla praktyki gospodarczej.

      Regulacje gospodarcze (wszystkie) mają to do siebie, że nie nadążają za procesem zmian gospodarczych. Wynika to po części z istoty samych regulacji. Bo wpierw trzeba zdiagnozować system, żeby wiedzieć co i jak regulować. Innymi słowy najpierw trzeba poznać zjawisko, żeby wiedzieć jakie instrumenty zastosować.

      Po drugie proces zmian przepisów wymaga czasu i jest poddany procedurom demokratycznym. To oznacza przeciągające się procesy legislacyjne i lobbing, który ma to do siebie, że pozwala niektórym na obchodzenie głównej zasady zawartej w dokumencie regulacyjnym.

      Po trzecie. Tak jesteśmy skonstruowani, że uwielbiamy obchodzić wszelkie regulacje. I tak się składa, że w przypadku regulacji finansowych duże podmioty mają wystarczające środki do lobbowania, a w ostateczności do obejścia prawa. Pamiętać też należy, że mamy do czynienia z ponadnarodowymi korporacjami, które – jak chcą zwolennicy spiskowych teorii – mają siłę oddziaływania większą niż niejeden rząd, a co bardziej podejrzliwi mówią już że przy nich (korporacjach) PE to małe miki. Jakby nie patrzeć, przytoczony przez “Ja” przykład wybiórczego pompowania kaski w system finansowy zdaje się to potwierdzać. Bez większych problemów przejmuje się toksyczne aktywa banków, natomiast sferze realnej (wytwarzania produktów i usług), decydującej o poziomie wzrostu gospodarczego, rzuca się ochłapy. Czy wpompowanie kaski do systemu finansowego zwiększyło skłonność banków do udzielania kredytów?

      Po czwarte polskie Prawo Zamówień Publicznych jest klinicznym przypadkiem niemocy regulacji i indolencji prawa wobec praktyki gospodarczej.

      I na koniec. W polityce gospodarczej wykorzystuje się tzw. automatyczne stabilizatory. To instrumenty, które mają właściwości automatycznego ? a więc nie poprzedzonego wcześniejszymi decyzjami władz ? reagowania na zmiany sytuacji gospodarczej. Regulacja systemu finansowego powinna – moim zdaniem – wykorzystywać takie właśnie instrumenty. Bankructwo banków powinno być rezultatem wykorzystania jednego z takich instrumentów.

        • Mógłbym równie uprzejmie odpowiedzieć
          że dla ignoranta wiedza zawsze wieje nudą, ale nie w tym rzecz mój modry kolego.

          Bezkrytyczne pokładanie nadziei w regulacjach prowadzi w ostatecznym rezultacie do ucieczki od wolności. Najpierw tej gospodarczej, a potem tej osobistej. Polska gospodarka jest doregulowywana od 1993 r. W efekcie prawo zamiast wyznaczać ramy wolności gospodarczej wytycza ścieżki postępowania. Jak dodasz do tego niespójność i wzajemną sprzeczność przepisów oraz brak jednoznacznej wykładni prawnej poszczególnych zapisów, to dostaniesz obraz totalnego burdelu zwanego polskim systemem regulacji. Nie wierzysz? Porozmawiaj w prowadzącymi działalność gospodarczą. O sferze finansów publicznych mogę opowiedzieć ci sam.

          • Jeśli poczułeś się obrażony, Zapuszkowany
            to najmocniej przepraszam.
            Mam wrażenie, że mówimy o regulacjach regionalnych czy globalnych a nie jakiś specjalnych dla Polski. Polska jest zbiurokratyzowana – w pełni się z Tobą zgadzam.

          • Eeee tam
            Taki drażliwy to je nie jestem. Dyskusja musi mieć swój “nerw” wszak.
            Zgadzam się, że rozwiazania międzynarodowe czy mówiąc inaczej niepolskie i krajowe to dwie różne sprawy. Tyle tylko, że żyjemy tu i teraz i nie pierwszy to raz gdy nasi ulubieńcy wysmażą nam polską specyfikę światowych rozwiązań w zakresie regulacji finansowych. Bo przecież przejęcie wprost rozwiązań europejskich zagrozi naszej niepodległości, wartościom chrześcijeńskim itd.

    • Są dwie różnice między
      Są dwie różnice między programem antywirusowym a regulacjami. Pierwsza to fakt, że program chroni ciebie przed szkodliwymi działaniami innych osób, podczas gdy regulacje chronią “rynki” finansowe przed skutkami ich własnego działania. Druga różnica jest natomiast taka, że twórcom wirusów nikt nie płaci, natomiast “instytucje finansowe”, które obejdą regulacje i trochę “przedobrzą” w nadmiernym kredytowaniu, czy w inwestowaniu w “instrumenty”, doprowadzając się przez to do upadku, dostają pieniądze podatników. To właśnie rodzi pokusę nadużycia, bo jeśli wiesz, że tak, czy siak “państwo” sypnie kasą, by cię “uratować”, to wtedy żadna głupota nie wydaje ci się ryzykowna.

      Pytasz o regulacje bazylejskie i o to jak często były zmieniane. Raz, w 2004 roku, w środku bańki nieruchomościowej. Sugerujesz, że gdyby były zmieniane częściej, to byłyby “szczelniejsze” i skuteczniejsze? A ja sądzę, że wcale by takie nie były, wiesz dlaczego? Dlatego, że jeśli Fed utrzymywał stopy na śmiesznie niskim poziomie, a bankowcy wiedzieli, że w razie czego państwo im “da” i ich uratuje, to więcej regulacji doprowadziłoby tylko do poszukiwania nowej “furtki”, dzięki której można byłoby je obejść. Bo czym była duża część derywatów, jeśli nie taką “furtką”? Paradoksalnie można stwierdzić, że gdyby nie było regulacji, mielibyśmy “tylko” rozrost bańki na rynku nieruchomości ( chyba, że wcześniej Fed nie “ratowałby” gospodarki cięciem stóp, a politycy nie chcieliby “upowszechniać” domów i kredytów, wtedy żadnego kryzysu by dziś nie było ), natomiast z regulacjami mieliśmy wielką bańkę “wspartą” nadmiarem derywatów. Dalej pytasz o to, czy Bazylea obejmowała działalność agencji ratingowych. Nie, nie obejmowała. Agencje były objęte regulacjami amerykańskiej Komisji Giełd i Papierów Wartościowych, SEC. SEC utworzyła kartel agencji ratingowych ( Nationally Recognized Statistical Rating Organization ), którego istnienie miało w teorii sprawić, by usługi ratingowe stały na odpowiednio wysokim poziomie. W praktyce doprowadziło to jednak tylko do opanowania 94% rynku przez trzy firmy. O wysokim poziomie ich usług świadczą wysokie ratingi nadawane derywatom Lehmana, czy AIG na krótko przed kryzysem.

      Podsumowanie? Dobrze. Nie jestem wielkim przeciwnikiem stosowania jakichkolwiek regulacji. Oczywiście pod warunkiem, że te regulacje nie ograniczają swobody ludzi i firm spoza “rynków” finansowych. Natomiast uważam, że jeśli państwo będzie nadal udzielało pomocy bankrutującym “instytucjom finansowym”, by “rynki” się nie zawaliły i by nie nastąpił koniec świata, to te regulacje nie będą warte nic a nic. Będą warte zero, a może nawet okażą się szkodliwe. O regulacjach ( oczywiście w granicach rozsądku ) będzie można więc zacząć rozmawiać dopiero wtedy, gdy zabronimy państwu pasienia bankrutów pieniędzmi podatników i gdy zabronimy bankowi centralnemu manipulowania stopami w celu “ratowania” gospodarki. W przeciwnym razie czeka nas dość szybko kolejny kryzys. Ale tym razem lewicowi ideolodzy nie będą mogli przynajmniej lać łez nad złym “wolnym rynkiem”, który do tego doprowadził.

      • gdy zabronimy państwu pasienia bankrutów pieniędzmi podatników
        Przypominam sobie taki filmik z youtube, o kryzysie. Pod koniec facet uśmiechając się, młodzież powiedziałaby “uśmiechając się obleśnie”, wspomniał coś o naszych emeryturach. 🙂

        i tak to nas biednych ludzi rzeczywistość ze snu budzi

  4. Drogi reformatorze Ja
    “Regulacje nic nie dadzą”. Można tak twierdzić.
    Można też twierdzić, że nie warto pisać oprogramowania
    antywirusowego bo i tak hackerzy zabezpieczenia
    złamią.
    Sterowanie światowym czy regionalnym systemem
    finansowym to proces, który ewoluuje. Moim zdaniem
    ewoluuje bardziej metodę prób, błędów i wyciągania
    poniewczasie wniosków. Brakuje bardziej proaktywnego
    i całościowego podejścia. Jak często zmieniały się zalecenia Bazylei?
    Z jakim opóźnieniem były wdrażane? Czy Bazylea obejmowała
    swoim zakresem działalność organizacji ratingowych, które zupełnie się
    nie sprawdziły?

    Mamy jakiś system nadzoru czy sterowania finansami. Możemy
    go ulepszać, poszerzać zakres, częściej poprawiać, lepiej
    monitorować. Wiadomo, że cobyśmy nie zrobili to i tak
    system nie będzie szczelny do końca i jakiś kryzys nastąpi.
    Czy mając tego świadomość mamy robić rewolucję i wyrzucać
    system regulacji na śmietnik?

    Czy świadomość, że rządy już nigdy nie pomogą dużym bankrutującym
    bankom spowoduje, że te banki będą działać mniej ryzykownie?
    Figa z makiem. Będą działały takie same mechanizmy chciwości,
    pokusa nadużyć tylko, że na niższym poziomie. Spekulacyjny
    akcjonariat powoła spekulacyjne zarządy i hulaj dusza piekła nie ma.Narozrabiają
    i wycofają się z biznesu zanim wyraźne symptomy przekrętu
    staną się widoczne.

    “konstytucyjnie zakazać rządowi, parlamentowi, bankowi
    centralemu, władzom lokalnym, czy jakimkolwiek innym
    organom władzy państwowej, dotowania upadających banków”?
    No jest to jakiś pomysł aczkolwiek można sobie wyobrazić
    scenariusze dla których takie zapisy konstytucyjne spowodują
    już nie kryzys tylko katastrofę. Więc to tak jak pozbawienie
    skoczka zapasowego spadochronu.
    Ale gdyby wprowadzić do prawa mniej rygorystyczne zapisy np.
    że można wspomóc podmiot na wniosek rządu ale potrzebna jest kwalifikowana
    większość parlamentarna to już by mi się bardziej podobało.

    Reasumując najbardziej by mi się podobało kontynuowanie i rozwój systemu regulacji działalności podmiotów/rynków
    finansowych regionalnych i globalnych, co krytytkujesz, i wproadzenie jakiś restrykcji
    prawnych dla administracji rządowej i samorządowej w zakresie ratowania
    podmiotów prywatnych, co proponujesz. Ale te restrykcje musiałyby być konsekwentnie wprowadzone
    w całych obszarach.

    • Częściowo sobie sam odpowiedziałeś
      Sterowanie procesem gospodarczym to nie to samo co ułożenie programu komputerowego lub przeprogramowanie maszyny. Takie porównanie jest może obrazowe dla wyjaśnienie podstaw procesu regulacji dla studentów, ale nie dla praktyki gospodarczej.

      Regulacje gospodarcze (wszystkie) mają to do siebie, że nie nadążają za procesem zmian gospodarczych. Wynika to po części z istoty samych regulacji. Bo wpierw trzeba zdiagnozować system, żeby wiedzieć co i jak regulować. Innymi słowy najpierw trzeba poznać zjawisko, żeby wiedzieć jakie instrumenty zastosować.

      Po drugie proces zmian przepisów wymaga czasu i jest poddany procedurom demokratycznym. To oznacza przeciągające się procesy legislacyjne i lobbing, który ma to do siebie, że pozwala niektórym na obchodzenie głównej zasady zawartej w dokumencie regulacyjnym.

      Po trzecie. Tak jesteśmy skonstruowani, że uwielbiamy obchodzić wszelkie regulacje. I tak się składa, że w przypadku regulacji finansowych duże podmioty mają wystarczające środki do lobbowania, a w ostateczności do obejścia prawa. Pamiętać też należy, że mamy do czynienia z ponadnarodowymi korporacjami, które – jak chcą zwolennicy spiskowych teorii – mają siłę oddziaływania większą niż niejeden rząd, a co bardziej podejrzliwi mówią już że przy nich (korporacjach) PE to małe miki. Jakby nie patrzeć, przytoczony przez “Ja” przykład wybiórczego pompowania kaski w system finansowy zdaje się to potwierdzać. Bez większych problemów przejmuje się toksyczne aktywa banków, natomiast sferze realnej (wytwarzania produktów i usług), decydującej o poziomie wzrostu gospodarczego, rzuca się ochłapy. Czy wpompowanie kaski do systemu finansowego zwiększyło skłonność banków do udzielania kredytów?

      Po czwarte polskie Prawo Zamówień Publicznych jest klinicznym przypadkiem niemocy regulacji i indolencji prawa wobec praktyki gospodarczej.

      I na koniec. W polityce gospodarczej wykorzystuje się tzw. automatyczne stabilizatory. To instrumenty, które mają właściwości automatycznego ? a więc nie poprzedzonego wcześniejszymi decyzjami władz ? reagowania na zmiany sytuacji gospodarczej. Regulacja systemu finansowego powinna – moim zdaniem – wykorzystywać takie właśnie instrumenty. Bankructwo banków powinno być rezultatem wykorzystania jednego z takich instrumentów.

        • Mógłbym równie uprzejmie odpowiedzieć
          że dla ignoranta wiedza zawsze wieje nudą, ale nie w tym rzecz mój modry kolego.

          Bezkrytyczne pokładanie nadziei w regulacjach prowadzi w ostatecznym rezultacie do ucieczki od wolności. Najpierw tej gospodarczej, a potem tej osobistej. Polska gospodarka jest doregulowywana od 1993 r. W efekcie prawo zamiast wyznaczać ramy wolności gospodarczej wytycza ścieżki postępowania. Jak dodasz do tego niespójność i wzajemną sprzeczność przepisów oraz brak jednoznacznej wykładni prawnej poszczególnych zapisów, to dostaniesz obraz totalnego burdelu zwanego polskim systemem regulacji. Nie wierzysz? Porozmawiaj w prowadzącymi działalność gospodarczą. O sferze finansów publicznych mogę opowiedzieć ci sam.

          • Jeśli poczułeś się obrażony, Zapuszkowany
            to najmocniej przepraszam.
            Mam wrażenie, że mówimy o regulacjach regionalnych czy globalnych a nie jakiś specjalnych dla Polski. Polska jest zbiurokratyzowana – w pełni się z Tobą zgadzam.

          • Eeee tam
            Taki drażliwy to je nie jestem. Dyskusja musi mieć swój “nerw” wszak.
            Zgadzam się, że rozwiazania międzynarodowe czy mówiąc inaczej niepolskie i krajowe to dwie różne sprawy. Tyle tylko, że żyjemy tu i teraz i nie pierwszy to raz gdy nasi ulubieńcy wysmażą nam polską specyfikę światowych rozwiązań w zakresie regulacji finansowych. Bo przecież przejęcie wprost rozwiązań europejskich zagrozi naszej niepodległości, wartościom chrześcijeńskim itd.

    • Są dwie różnice między
      Są dwie różnice między programem antywirusowym a regulacjami. Pierwsza to fakt, że program chroni ciebie przed szkodliwymi działaniami innych osób, podczas gdy regulacje chronią “rynki” finansowe przed skutkami ich własnego działania. Druga różnica jest natomiast taka, że twórcom wirusów nikt nie płaci, natomiast “instytucje finansowe”, które obejdą regulacje i trochę “przedobrzą” w nadmiernym kredytowaniu, czy w inwestowaniu w “instrumenty”, doprowadzając się przez to do upadku, dostają pieniądze podatników. To właśnie rodzi pokusę nadużycia, bo jeśli wiesz, że tak, czy siak “państwo” sypnie kasą, by cię “uratować”, to wtedy żadna głupota nie wydaje ci się ryzykowna.

      Pytasz o regulacje bazylejskie i o to jak często były zmieniane. Raz, w 2004 roku, w środku bańki nieruchomościowej. Sugerujesz, że gdyby były zmieniane częściej, to byłyby “szczelniejsze” i skuteczniejsze? A ja sądzę, że wcale by takie nie były, wiesz dlaczego? Dlatego, że jeśli Fed utrzymywał stopy na śmiesznie niskim poziomie, a bankowcy wiedzieli, że w razie czego państwo im “da” i ich uratuje, to więcej regulacji doprowadziłoby tylko do poszukiwania nowej “furtki”, dzięki której można byłoby je obejść. Bo czym była duża część derywatów, jeśli nie taką “furtką”? Paradoksalnie można stwierdzić, że gdyby nie było regulacji, mielibyśmy “tylko” rozrost bańki na rynku nieruchomości ( chyba, że wcześniej Fed nie “ratowałby” gospodarki cięciem stóp, a politycy nie chcieliby “upowszechniać” domów i kredytów, wtedy żadnego kryzysu by dziś nie było ), natomiast z regulacjami mieliśmy wielką bańkę “wspartą” nadmiarem derywatów. Dalej pytasz o to, czy Bazylea obejmowała działalność agencji ratingowych. Nie, nie obejmowała. Agencje były objęte regulacjami amerykańskiej Komisji Giełd i Papierów Wartościowych, SEC. SEC utworzyła kartel agencji ratingowych ( Nationally Recognized Statistical Rating Organization ), którego istnienie miało w teorii sprawić, by usługi ratingowe stały na odpowiednio wysokim poziomie. W praktyce doprowadziło to jednak tylko do opanowania 94% rynku przez trzy firmy. O wysokim poziomie ich usług świadczą wysokie ratingi nadawane derywatom Lehmana, czy AIG na krótko przed kryzysem.

      Podsumowanie? Dobrze. Nie jestem wielkim przeciwnikiem stosowania jakichkolwiek regulacji. Oczywiście pod warunkiem, że te regulacje nie ograniczają swobody ludzi i firm spoza “rynków” finansowych. Natomiast uważam, że jeśli państwo będzie nadal udzielało pomocy bankrutującym “instytucjom finansowym”, by “rynki” się nie zawaliły i by nie nastąpił koniec świata, to te regulacje nie będą warte nic a nic. Będą warte zero, a może nawet okażą się szkodliwe. O regulacjach ( oczywiście w granicach rozsądku ) będzie można więc zacząć rozmawiać dopiero wtedy, gdy zabronimy państwu pasienia bankrutów pieniędzmi podatników i gdy zabronimy bankowi centralnemu manipulowania stopami w celu “ratowania” gospodarki. W przeciwnym razie czeka nas dość szybko kolejny kryzys. Ale tym razem lewicowi ideolodzy nie będą mogli przynajmniej lać łez nad złym “wolnym rynkiem”, który do tego doprowadził.

      • gdy zabronimy państwu pasienia bankrutów pieniędzmi podatników
        Przypominam sobie taki filmik z youtube, o kryzysie. Pod koniec facet uśmiechając się, młodzież powiedziałaby “uśmiechając się obleśnie”, wspomniał coś o naszych emeryturach. 🙂

        i tak to nas biednych ludzi rzeczywistość ze snu budzi