Reklama

Panu prezydentowi w jego nieustającej kampanii wyborczej chyba ktoś doradził, że zamiast straszyć Polaków kryzysem, lepiej póki co powrócić do tematu zagrożenia polskiego zdrowia przez wolny rynek.

Panu prezydentowi w jego nieustającej kampanii wyborczej chyba ktoś doradził, że zamiast straszyć Polaków kryzysem, lepiej póki co powrócić do tematu zagrożenia polskiego zdrowia przez wolny rynek. Pan prezydent plecie bzdury i absorbuje naszą uwagę bez sensu. W kwestii merytorycznej mija się z prawdą doskonale wiedząc, że oddanie szpitali samorządom tak się ma do ich prywatyzacji jak, nie przymierzając, wynajęcie pałacu namiestnikowskiego panu prezydentowi na lat pięć. Co więcej, jeżdżąc po kraju pan prezydent musiał natrafić na szpitale, którymi samorządy od dawna zarządzają. A może nawet na takie, których samorządy już się pozbyły i zdrowie obywateli przez to gwałtownie nie podupadło. Pan prezydent być może nawet wiedział, że koalicja ws. komercjalizacji szpitali już się dogadała z SLD i jego weto będzie nieskuteczne. Czy zatem pan prezydent zdecydował się na orędzie do narodu w geście rozpaczy, upatrując w tym apelu ostatnią szansę na odwrócenie biegu wydarzeń? Pan prezydent nie jest przecież idiotą i zdaje sobie sprawę, że zdominowany przez PO senat jego wniosku o szpitalne referendum nie przyjmie. Nie, naiwniakiem pan prezydent nie jest i wcale o wolę narodu mu nie chodzi. Panu prezydentowi marzy się, że skołowany, zastraszony wolnym rynkiem naród wreszcie ujrzy w nim swojego zbawcę, obrońcę przed wrednym kapitalizmem, który takie spustoszenie sieje naokoło.

Lekkie ciarki przechodzą po plecach, jeśliby założyć, że za wczorajszym orędziem pana prezydenta kryje się jeszcze jedna, fundamentalna kalkulacja. A mianowicie, że zawirowania ze światowym kapitalizmem potrwają następne dwa lata. No i że nolens volens ani ta, ani inne planowane przez rząd reformy nie dadzą dobrych skutków. I wtedy, za dwa lata ludzie sobie przypomną, kto ich przed liberałami ostrzegał. Czy tak brzydko sobie pan prezydent kombinuje, czy nie, faktem jest, że temat orędzia wywołał pewną konsternację. Wszyscy siedzimy jak na szpilkach. Zaglądamy na Wall Street, do Luxemburga, nawet na Islandię. Skąd tytuły biją po oczach: Polacy szturmują sklepy, rząd uspokaja – to o naszych rodakach w Reykyaviku. Islandię przed upadłością ratuje Rosja. Inne kraje liczą na Indie i Chiny. A nasza wieś spokojna! Porozmawiajmy o służbie zdrowia. To temat bliski nam wszystkim, dobrze już oswojony. Nie ma co się wygłupiać i straszyć ludzi jakimś kryzysem. Na kryzys, na radę gabinetową, na kolejne orędzia zawsze przyjdzie czas.

Reklama
Reklama

3 KOMENTARZE