Reklama

Pyta Dmitrij Rogozin naszego gwiazdora, jeśli nie całego internetu, to Twittera na pewno, Radosława Sikorskiego. Dmitrij Olegowicz Rogozin to nie byle kto.

Pyta Dmitrij Rogozin naszego gwiazdora, jeśli nie całego internetu, to Twittera na pewno, Radosława Sikorskiego. Dmitrij Olegowicz Rogozin to nie byle kto. To ambasador Federacji Rosyjskiej przy NATO. Ten fakt, funkcji i pozycji Rogozina, jest o tyle istotny, bo za chwilę zacznie się klangor wszystkich ,,specjalistów” od wschodniej polityki, którzy umniejszać będą znaczenie fejsbukowego wpisu ambasadora jak również jego pozycję na Kremlu.
Ale nie tylko na portalu Facebook pyta rosyjski ambasador, niegdysiejszego bohatera afgańskiej wojny. Na Twitter’ze – również. Trafiła kosa na … sierp można strawestować ludowe przysłowie. Gdyby to było tylko zabawne. I gdyby tylko dotyczyło tych dwóch panów.

Reklama

Wprawdzie złośliwe pytanie Dmitrija Olegowicza dotyczy afgańskiej kampanii naszego dzielnego Radka, a dokładnie roku 1986, kiedy to nasz aktualny minister spraw zagranicznych relacjonował działanie rakiet Stinger czytelnikom ,,The Sunday Times”, a wtajemniczeni twierdzą, że również MI6. Okraszony wojennymi fotkami naszego pogromcy czerwonoarmistów, wpis Rogozina wygląda tak:

RogozinAmb. Dmitry Rogozin
Когда наши польские друзья перестанут гордиться тем, что в юности стреляли в русских? Не пора ли закончить эту войну? http://t.co/OWUVbDj

Gdyby ten złośliwy wpis z Twittera był tylko pojedynkiem internetowych gwiazdorów, mało dyplomatycznym co prawda, ale i tak zupełnie niegroźnym, w porównaniu do niegdysiejszych – na rakiety i awtamaty Kałasznikowa. O ten właśnie automat, jakże złośliwie pyta ambasador Dmitrij Olegowicz Rogozin. Złośliwie i niewdzięcznie.
Bo nie kto inny jak były przyjaciel bosonogich mudżahedinów, a dzisiejszy minister, Radosław Sikorski, przez conajmniej dwa lata nie zajmował się niczym innym jak wdrożeniem w życie nowej umowy o bezwizowym ruchu, pomiędzy Polską a Obwodem Kaliningradzkim.
I to nawet pomimo wielkiego obrzydzenia, naszego odważnego ministra, do samej nazwy Kaliningrad, która – jak przypomina pan Radosław – pochodzi od Kalinina, którego podpis widnieje pod rozkazem katyńskiego ludobójstwa. Woli więc pan minister – podobnie jak wielu Rosjan i wszyscy Niemcy – starą, historyczną nazwę Königsberg.
Tak się bowiem, szczęśliwie dla ministra Ławrowa i rosyjskich mafiosów, złożyło, że zupełnie bez rozgłosu, niemal niezauważenie, Komisja Europejska przychyliła się do wniosku strony polskiej i objęła małym ruchem bezwizowym obszar Obwodu Kaliningradzkiego w odległości nie większej niż 50km od granicy Unii czyli Polski.
“Rozwiązanie zaproponowane przez komisję ma ułatwić kontakty międzyludzkie i wzmocnić współpracę gospodarczą po obu stronach granicy, nie wpływając na poziom bezpieczeństwa”, powiedziała komisarz do spraw wewnętrznych Cecilia Malmström. Rzecznik Komisji Europejskiej Michele Cercone podkreślił w ubiegłym tygodniu, że zaproponowane rozwiązanie stanowi wyjątek na skalę europejską. Jest ono konieczne, ponieważ wyjątkowe jest również położenie obwodu kaliningradzkiego, który po wejściu do UE Polski i Litwy stał się wewnętrzną enklawą.
Co najciekawsze, milczą wczorajsi krytycy tego europejskiego ewenementu, którzy jeszcze wczoraj ostrzegali Europę przed rosyjską enklawą, która ma do zaoferowania takie ,,produkty eksportowe” jak najwyższy w całej Federacji Rosyjskiej wskaźnik zachorowań na gruźlicę oraz nosicieli HIV. Ogniska wścieklizny na tym obszarze są już od dawna zwalczane za pieniądze Unii Europejskiej.
Natomiast sami Rosjanie tak oceniają wielkie ,,osiągnięcia” Kaliningradzkiego Obwodu : 60% przedsiębiorstw i 80% banków kontroluje mafia, zaś 200 tysięcy zdemoralizowanych i marnie opłacanych żołnierzy stanowi wielkie zagrożenie.
Złośliwie można by napisać, że 29 lipca – kiedy Polacy zaczytywali się raportem Millera, na Kremlu i w siedzibie gubernatora Kaliningradu strzelały korki ,,sowietskoje igristoje”.
Jest zatem, złośliwy wpis, ambasadora ,,przyjaznej” wreszcie Rosji kolejnym, jakże specyficznym podziękowaniem, za wielkie zaangażowanie na rzecz rosyjskich interesów. Na rzecz osłabienia państwa polskiego. I wielkich, jeśli nie ogromnych – kłopotów na przyszłość.
Bo nie ma większego marzenia pośród wszystkich pohitlerowskich ,,ziomków” – jak reaktywacja Prus Wschodnich. To przecież słynny ,,korytarz” do tych właśnie Prus był zarzewiem drugiej wojny. Ale to wszystko, a nawet więcej, absolwent Oxfordu – Radosław Sikorski, doskonale wie.
Doskonale, zapewne, pamięta jak się skończyła równie wielka przyjaźń pewnej grupy afgańskich ,,przyjaciół Związku Radzieckiego” z Babrakiem Karmalem na czele.
Gdyby jednak zapomniał, to zawsze może sięgnąć do albumu z młodzieńczych lat.
Albo pooglądać na ukochanym Twitterze.
U starego (nie) przyjaciela – Dmitrija Olegowicza.

Post scriptum : nieustraszony pogromca watahy, złożonej z posiwiałych staruszków i niestrudzony czyściciel ,,kloaki” internetu milczy jak kamienny posąg. Wystarczyło tupnięcie, tekturowym ,,oficerkiem” radzieckiego politruka, żeby priwiślańska gwiazda Twittera – zgasła.
I ruki pa szwam.

Reklama