Reklama

Zawiera się w złamanym chlebie
Szklistej rosie na kwitnącej łące
Okiennicach skrzypiących od wiatru
Kobiecie nawołującej wieczorem

Niemymi kamieniami bije pokłony

Zawiera się w złamanym chlebie
Szklistej rosie na kwitnącej łące
Okiennicach skrzypiących od wiatru
Kobiecie nawołującej wieczorem

Reklama

Niemymi kamieniami bije pokłony
Pozdrawia świergotem w gałęziach
Żegna ostatnimi promieniami dnia
Budzi zbliżającą się mitręgą

Jak chłód nawy zbiera owoce
Większe niż kołatanie młodej piersi
Od żalu i pragnienia za otchłanią
Niż spojrzenie Żniwiarza i Kowala

Ono nie zawiera się w niczym
Nie głaszcze czule po włosach
Nie żegna machając troskliwie
Nawet nie napomina surowo

Więc dlaczego muzyka gra dalej
Szarpie struny mięśnie oddech
Mimo łez bólu kości połamanych
Śpiewamy wszyscy razem z nią

To chór ludzi nowo wylęgłych
Z mozaiki ze ścian czeluści
Które przedstawiają sceny
Ciekawsze od miąższu owocu

Kto spróbuje zdrapać obrazy
I obnażyć korzenie tego piękna
Zalany czerwoną posoką
Sięgnie wyłącznie po popiół

Reklama