Reklama

“Zabrać zapasową koszulę do biura, zebrać zapasową koszulę ” myślał Piotr rano przed wyjazdem do pracy, i tylko tyle czasu jego umysł mógł do późnego popołudnia poświęcić Marzenie i ich dzisiejszemu spotkaniu. Planował jeszcze opłukać z tygodniowego kurzu samochód, bo nie wozi się kobiet w brudnym powozie, choćby go ciągnęły najpiękniejsze i najliczniejsze konie. Tak zrobi – pomyślał – wyrwie się w porze lunchu i pojedzie do pobliskiej myjni. Ale nic z tych planów nie wyszło.

Reklama

Biuro powitało duszącym zapachem płynu do konserwacji mebli, którym sprzątaczki przecierały szafy i biurka, bezruchem i ciszą. Piotr zwykle był jednym z najwcześniej rozpoczynających pracę najemnych trybików polskiego biura korporacji. Automat w kuchni zmielił porcję ziaren kawowych odpowiadających czterem standardowym dawkom i wtrysnął cienką strugą napar do dużego fajansowego kubka opatrzonego żółtym logo firmy. Jeszcze kilka rzygnięć spienionego, podgrzanego mleka i można było zanieść tą namiastkę dobrze i wciąż świeżo i mocno pachnącej tropikalnej nocy do biurka.

W poczcie nie zastał nic kłopotliwego i zaskakującego. Od razu rzucił się w oczy mail od Alexis, jak ją przezywali. Szefowa HR teatru europejskobliskowschodniooafrykańskiego, gruba twarda baba, której nikt nie lubił, choć ona zdawała się lubić Piotra, przypominała mu ozięble i w telegraficznym skrócie, bez kończenia zdań kropkami.

From: Gould, Alexandra   Cc: Wilson, Malcolm

Piotr

Hope you are well

We have 11 people in Poland to action in the restructuring programme (drużyna piłkarska – skojarzyło mu się nagle)

This has to happen this quarter

Can you please let me have the names of the people, the date they will be seen and the last day worked  (ten HR-owy slang, brrr, bla … bla …bla)

Thanks

Aleaxndra ( z czeskim błędem w podpisie)

 

O zwolnieniu wiedziały w biurze trzy osoby łącznie z nim, dwie inne znały część prawdy, wszyscy inni się domyślali. Oczywiście lista pracowników była przekazana ponad miesiąc temu, ale Alexis chciała ostatecznego potwierdzenia. Wszystko jeszcze teoretycznie było do zmiany poza liczbą zwolnionych i terminem. Spróbuj coś zmienić, będziesz musiał odbyć rozmowę z kobietą o powiększonej tarczycy, której głos podszyty jest histerią, agresją i opatrzony minimum kultury. Zajął się tym w skupieniu i bez emocji przez pięć minut.

 

Potem na tapecie stanęła nocnowczorajsza zdawkowa poczta od starego bossa, który stał się ponownie szefem Piotra od poniedziałku. Nic istotnego, ale zawsze miło przeczytać coś o kłopotach konkurencji.

 

From: Wilson, Malcolm

Gents and Lady,

FYI and action.

Regards,

Malcolm

(pod spodem kopia poczty od szefa biznesu na Europę)

Compatronics Shares Slump on First-Half Losses

Section: 01. Top Stories

Shares in infrastructure services vendor Compatronics NV nosedived yesterday…

 

Miód wlany w serce, że nie tylko oni cienko przędą w tych ciężkich czasach.

 

O siódmej trzydzieści (szóstej trzydzieści, Greenwich Mean Time), jego boss, Malcolm, pojawił się w swoim podlondyńskim biurze albo zalogował z domu lub hotelu. On też lubił poranny spokój. Przyszedł od niego świeży mail potwierdzający, że Kurt H. – niemiecki szef Piotra przez ostatnie trzy lata – odchodzi z firmy. Kurt przysłał w piątek pożegnalny komunikat i zostawił prywatny adres paru przyjaciołom, więc to nie była niespodzianka, ale dla Piotra istny grom z nieba. W swojej karierze spotkał trzy osoby, które zrobiły na nim kolosalnie pozytywne wrażenie profesjonalne i ludzkie. Kurt był właśnie jedną z tych osób. Dystyngowany, przyjazny, patrzący w oczy, przystojny gentleman. Piotr czasem myślał, że Kurt minął się z powołaniem i powinien być profesorem, uczyć ludzi.

Po ósmej zaczęli wlewać się do biura ludzie, podchodzili do jego biurka, wydzwaniali, zawracali głowę i Piotr utonął w obowiązkach. Nie miał czasu ani ochoty na lunch, poprosił aby mu podrzucono kanapkę na biurko i przed jej rozpakowaniem zadzwonił do Marzeny.

 

– Dzień dobry, Piotr mówi. Dzwonię w sprawie naszego spotkania. Nic się nie zmieniło? Możemy się spotkać?

– Dzień dobry. Tak, oczywiście. Mogę wyjść godzinę wcześniej, jeśli Ci odpowiada. – mówi rzeczowo Marzena.

– Nie, nie, dzisiaj mam urwanie głowy, szósta godzina zostaje. To miała być szósta, prawda?

– Tak.

– Gdzie się spotkamy, mówiłaś o szpitalu?

– Tak, znasz szpital na B…? – zapytała i podała adres.

– No to jesteśmy umówieni – dodała, gdy potwierdził adres – muszę kończyć, obowiązki…Do zobaczenia o szóstej.

Pod koniec dnia uznał, że wyjdzie wcześniej, ale zabierze notebooka do domu i wieczorem jeszcze zajrzy do poczty i pomyśli nad tezami raportu, na którego pilne wykonanie dostał zlecenie po południu.

Był pod szpitalem na B. dużo za wcześnie,ale zmitrężył czas, parkował trzy razy, dwie pierwsze pozycje stały się niewłaściwe natychmiast po zakończeniu manewru, jednym słowem marudził. W końcu udało się zaparkować obok przyszpitalnego chodnika w niedozwolonym miejscu. Cholera, przypomniał sobie. Koszula na zmianę została w biurze, zapomniał o niej przez to całe dzisiejsze zamieszanie.

Nie da się zaprzeczyć, że Piotr był ciekawy, jaką kobietą okaże się Marzena. Rozmawiała tak rezolutnie i z taką pewnością siebie, że miał przed oczyma te dziesiątki rzeczowych, energicznych pielęgniarek, o które się otarł w swoim życiu. Potem przed oczyma stanęła postać Maryli. Oj, nie!

Dostrzegł ją z daleka, bo szła wolno rozglądając się wokoło. O la la, fajna laska! – pomyślał, wygrzebał się z chłodu kabiny w żar stygnącego popołudnia i stanął w oczekiwaniu,wyprostowany,  w lekko nieświeżej koszuli , pod krawatem, w błyszczących butach. Spotkali się oczami z dystansu i Piotr poznał momentalnie, że Marzena wcale nie jest taka pewna siebie, jakby się wydawało i raczej nadrabia miną. Hmmm, fajna – oceniał figurę, pierwsza fotografia, pierwsze prześwietlenie do kości, do bioder, do kolan. Spłynęła na niego pewność, że ją przeleci, nie wiadomo tylko jak dużo czasu to zajmie. Tak. Bez wątpienia ją przeleci.

cdn

Reklama

23 KOMENTARZE

  1. Widać Markizie, że nie
    Widać Markizie, że nie czytujesz newsów na onecie. Onegdaj była wzmianka jak to pewna panna, przy tak zwanej kości, przysiadła swojego ukochanego na śmierć. Piotr to przeczytał i postanowił, że weźmie przykład z onej, ale zamiast przysiąść, przeleci Marzenę. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że Panmodry jest sadystą. Przelecieć, to jeszcze rozumiem, ale zastanawianie się “ile czasu mu to zajmie”, przeraża nawet mnie.