Reklama

Zazwyczaj wieczorem podochoceni wypływali łodzią z portu, bez oświetlenia, niczym widmowy latający holender w oparach stygnącej wody. Kazio najczęściej siedział skurczony u steru, wydawało się, że myślami pozostał na brzegu i kurczowo wbija tam nogi w stały ląd. Piotr z przyjacielem zajmowali się żaglami i wypatrywaniem świateł najbliższego ośrodka, hotelu czy knajpy. Choć najczęściej płynęli na samym silniku, na żaglach tylko wtedy jak przyjacielowi coś odbiło – nie chodziło o szpan a raczej o adrenalinę, czasem adrenalina potrzebna jest jak powietrze. Trasa rejsu była za każdym razem mniej więcej stała. Najpierw płynęli wskroś wody na drugi brzeg, gdzie były dwa czy trzy ośrodki wypoczynkowe i odwiedzali je po kolei. W każdym jedno czy dwa piwa, albo seta, chwila flirtu z barmanką w ośrodkowym barze, jeśli takowa była i nadawała się do flirtu według bardzo płynnych kryteriów. Potem płynęli z powrotem ku swojemu brzegowi i nawigowali w stronę miasteczka, gdzie były kolejne dwa nadbrzeżne bary czy restauracje. To już było trochę bardziej ryzykowne, bo można się było nadziać na mieliznę. Ale dobrze znali akwen , przyjaciel nawigował wg świateł miasteczka i najwyżej Kaziowi dostawało się trochę krytyki, gdy bez wyczucia próbował wykonać jego nieprecyzyjne polecenia. Przyjaciel wychodził z założenia , że trasa jest oczywista i Kazio powinien prowadzić łódź jak po sznurku.

Reklama

Czasem słyszeli w mroku cichy warkot silnika innej łodzi, to miejscowi wędkarze wracali z połowu. Oni także znali akwen i nie bali się pływać w ciemnościach. Ich łodzie zazwyczaj też były nieoświetlone i to było trochę hazardu, czy dojrzą na czas nadpływającą jednostkę, aby bezpiecznie wykonać manewr minięcia. Przyjaciel przejmował wtedy ster od Kazia i na pokładzie zapadała cisza, wszyscy wytrzeszczali oczy w ciemność czy opary z nią zmieszane.

Zdarzało się, że mijali się na granicy widoczności w całkowitym milczeniu, co zawsze pozostawiało pytanie, czy ekipa w mijanej łajby dojrzała ich czy nie. Ten z nich, który dostrzegł obcą łódź wyciągał rękę i szeptał – Tam jest.

Raz przyjaciel przypomniał sobie o skłonnościach Piotra do pielęgniarek na środku jeziora.

– Wiesz, Kaziu, Piotruś jest strasznie napalony na pielęgniarki. Nie masz tam u siebie jakiejś fajnej, wolnej koleżanki? Ta Tereska była fajna – przyjaciel nawiązywał do ostatniej wizyty, jaką złożył Kaziowi zimą.

– Teresa odeszła z pracy i wyjechała, straciłem z nią kontakt – mruknął Kazio. – A czemu pielęgniarki? Nie możesz sobie znaleźć jakiejś normalnej spokojnej kobiety?

– Kaziu, nie pierdol, co ty chcesz od pielęgniarek? – przerwał przyjaciel.

– Ja nic. Ja się od nich trzymam z daleka – powiedział niespokojnie rozglądający się wokół Kazio, bo odpłynęli daleko od brzegów i wszelkie ich światła schowały się w oparach mgły. Nie było to do końca prawdą, bo Kazio miał, zdaje się, kochankę, zamężną pielęgniarkę, której mąż wyjechał na saksy, długo go już nie było, i nie wiadomo było, czy w ogóle wróci. Ale to była nieoficjalna informacja, i nie było zręcznie o tym mówić. Piotr wiedział to zresztą z drugiej ręki, bo od przyjaciela właśnie, który też nie był do końca pewny, tak się tylko domyślał. Kazio był gentlemenem i o kochankach nie rozpowiadał.

– Pielęgniarki to zły pomysł, ale jak nie daje ci to spokoju, to daj ogłoszenie o zatrudnieniu, na pewno się zgłosi cała masa, one chętnie dorobią do swoich niewielkich pensyjek – dodał jeszcze Kazio i uznał temat za wyczerpany.

– Jakie ogłoszenie? W prasie? Pojebało cię? – przyjaciel radośnie zaczął się zastanawiać. – Ogłoszenie erotyczne w prasie. Przecież Piotruś nie poda swojego telefonu, bo mu połowa kurew z miasta nie da spokoju.

– Jakie erotyczne? Nie jestem żadnym zboczeńcem – zbulwersował się Piotr.

– No jak chcesz rżnąć pielęgniarkę, to ci podaję skuteczny pomysł. Możesz też łazić po szpitalach i klinikach, tylko że one nie mają naklejone na tyłkach, że są wolne i do wzięcia. Możesz tak szukać długo i namiętnie – wzbudził się z kolei Kazio – możesz… – po czym zapadł się w jakieś swoje wspominanie. Albo stupor.

– One mają przecież swój internat czy hotel – przypomniał sobie przyjaciel. – Dasz tam ogłoszenie i zgłosi się całe stado. To największe skupisko „strzykawek” w mieście.

– Internat?

To była interesująca propozycja. Zaległa Piotrowi w umyśle. A więc jest takie urocze miejsce na ziemi, gdzie kłębi się od pielęgniarek.

Cdn.

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Przywołałeś we mnie wspomnienia z lat młodości i
    corocznych wakacji spędzanych w Kobyle Gródku nad Zalewem rożnowskim. Podobne rozmowy z przyjacielem ale podczas wiosłowania, bo nie mieliśmy łódki lecz tylko dwa kajaki. Czasem zabieraliśmy dziewczyny ze sobą na Patelnię. Łowiliśmy sandacze na blachę, któreśmy potem piekli na ogniu. Rozmowy o dziewczynach odpadały, gdy czasami późno w nocy wracaliśmy do naszego domku. Nie wypadało swawolić, zwłaszcza w te dni, gdy siedziały z nami w kajaku.

  2. Przywołałeś we mnie wspomnienia z lat młodości i
    corocznych wakacji spędzanych w Kobyle Gródku nad Zalewem rożnowskim. Podobne rozmowy z przyjacielem ale podczas wiosłowania, bo nie mieliśmy łódki lecz tylko dwa kajaki. Czasem zabieraliśmy dziewczyny ze sobą na Patelnię. Łowiliśmy sandacze na blachę, któreśmy potem piekli na ogniu. Rozmowy o dziewczynach odpadały, gdy czasami późno w nocy wracaliśmy do naszego domku. Nie wypadało swawolić, zwłaszcza w te dni, gdy siedziały z nami w kajaku.