Reklama

Zmiana lidera partii z poparciem na granicy progu wyborczego zwolniła zmęczonego Dreamlinera i jednocześnie pokazała ile wart jest pięcioletni dorobek Tuska. Za długo robię w tym biznesie, żeby dać się wciągnąć w pochopne wnioski. Po nieoczekiwanej, zaskakującej dla wszystkich zmianie, mogę napisać z całą pewnością, tylko to, co z całą pewnością się stało. Przede wszystkim zmienił się lider i wbrew tej oczywistości, nie wolno lekceważyć wydarzenia. Powód zmiany lidera w PSL może być wyłącznie jeden – szef nie postarał się o wystarczającą liczbę stanowisk lub zaniedbał, zapomniał o równomiernym deputacie. Piechociński został szefem PSL, ponieważ przekonał szerokie kręgi partyjne, że czas na stanowiska dla wszystkich, bo stanowiska dla ludzi Pawlaka choć naturalne, ograniczyły szerszą perspektywę awansu. Nie jest przypadkiem i żadną kokieterią ze strony nowego szefa PSL gorące namawianie Pawlaka, by trwał na stanowisku, to wynik chłopskiego rozumu. Na chłopski rozum 17 głosów różnicy świadczy, że łatwiej ze stołka wylecieć, niż na stołek wejść. Piechociński musi zająć się poszerzeniem strefy wpływów, nie prostą wymianą kadr, która szybko doprowadzi do konfliktów w PSL. Prócz powyższej pewności dotyczącej wewnętrznych spraw PSL jest jeszcze kilka pewników zewnętrznych. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że cały zjazd polskiej zjednoczonej platformy, śmiesznie zwanej obywatelską poszedł się… no powiedzmy, że zwyczajnie sobie poszedł gdzieś w dal. Cały monotonnie klepany schemat o gwałcących, które będą musiały rodzić, o wojnie ze Związkiem Radzieckim i benzynie po 7 złotych, runął w śmieszności i pył z ruin nie pozostał. W identyczny sposób życie zakończyła walka z faszyzmem i pojednanie naćpanej hołoty z sekretarzem Millerem. Przepadły wszystkie wydarzenia weekendu łącznie z Dreamlinerem i drugim tupolewem naoliwionym nitrogliceryną.

Pewnych rzeczy dałoby się dołożyć jeszcze trochę, ale nie w ilości siła, tajemnice jak zwykle tkwią w tym co niepewne. Po kolei dotykając niepewności zacznę od najłatwiejszej do odgadnięcia. Co zrobi Tusk? Jak zwykle i nieustannie to samo, Tusk będzie robił nic, a gdyby się nie dało, to zrobi najmniej i będzie udawał, że zapanował nad sytuacją. Koalicja trwa, bla, bla, bla, demokracja działa, bla, bla, bla, pożyjemy zobaczymy, bla, bla, bla, zapewnimy Polsce normalność, bla, bla, bla, mam pewne zaufanie do premiera Pawlaka, bla, bla, bla, szanuję wybór przewodniczącego Piechocińskiego, bla, bla, bla. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Tusk zapowiadanej dymisji Pawlaka nie przyjął. Dużo ciekawsze są przepychanki w PSL, tutaj mamy pocieszające podrzucanie gorącego kartofla. Nie chce w rządzie siedzieć Pawlak, nie ma najmniejszej ochoty na rząd Piechociński. Jedna i druga strona na gorąco się przekonuje, kto ma w sprawowaniu władzy uczestniczyć i obie wszystkimi kończynami przed rządzeniem się bronią. Cudów nie ma, żaden polityk nie zachowuje się w taki nienaturalny sposób, każdy lider dąży do władzy, każdy lider chce w strukturach władzy zająć możliwie najwyższe miejsce. Jednak Piechociński w pierwszym zdaniu wypowiedział, że on wygrał wybory w partii i partia będzie jego obszarem działań. Wniosków nie ma co szukać w piętrowych interpretacjach, powód powściągliwości wstępującego i schodzącego prezesa PSL jest jeden – ta władza się kończy.

Reklama

Piechociński i Pawlak wiedzą, że trwanie przy władzy skończy się dla partyjnego lidera katastrofą. W koalicji z Tuskiem nie ma cienia gwarancji, że uda się zapewnić kontrakty dla ludowych działaczy, co więcej jest niemal pewne, że będzie coraz gorzej z utrzymaniem stanu posiadania. Wynik wyborów PSL, który tak zaskoczył wszystkich bez dwóch zdań łączy się z tonącą platformą. Liderzy PSL nie pierwszy raz wyłaniają się w podobnych okolicznościach i właśnie dlatego, że nikt się nie spodziewał zmiany, tym bardziej teza o tonącej platformie rządowej się uwiarygadnia. Skończony Tusk nie ma wielkich możliwości, będzie stąpał ostrożnie, bo dla niego przegrana Pawlaka znaczy coś więcej niż tylko kłopoty z destabilizacją marazmu, który sobie ukochał. Dla Tuska porażka i przede wszystkim okoliczności porażki Pawlaka są bardzo symboliczne. Skoro nikt się nie spodziewał, że Pawlak może przegrać wewnątrzpartyjne wybory, to znacznie łatwiej będzie się oswajać z myślą, że Tuska może spotkać taki sam los. Jak zwykle w polskiej polityce, jedno, i powiedzmy sobie, bardzo małoistotne wydarzenie, stanie na medialnym topie i będzie tkwić na swoim miejscu kilka ładnych tygodni. O ile, rzecz jasna, nie wydarzy się coś innego, atrakcyjniejszego. Pobudzenie na wieść o zmianie warty w PSL daje się porównać z odejściem Leppera z koalicji rządowej, to też dobry znak, ale tylko znak.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. ci co żywiom y broniom
    Tak, przyczyna jest taka jak piszesz. Częśc towarzyszy nie załapała się do Pawlakowego stółu, i szukała swej szansy u nowego prezesa.
    Dla nas nic dobrego, bo nie będzie wymiany stołków tylko dostawienie nowych, czyli dostaniemy kolejne gęby działaczy do wyżywienia.
    Jeśli Tusk będzie chciał podtrzymać koalcję, to będzie musiał odpalić ludowcom dużą działkę, albo co gorsza stworzyć im nowe żródło dochodów.
    Wówczas skarmianie społeczeństwa Peeselem dojdzie do granicy wydolności gospodarki, i będzie potrzebna nowa koalicja dla PO, ale już bez Tuska.
    Tak czy siak,  Tusk się kończy, możliwości manewrowania spadły mu do zera.

  2. ci co żywiom y broniom
    Tak, przyczyna jest taka jak piszesz. Częśc towarzyszy nie załapała się do Pawlakowego stółu, i szukała swej szansy u nowego prezesa.
    Dla nas nic dobrego, bo nie będzie wymiany stołków tylko dostawienie nowych, czyli dostaniemy kolejne gęby działaczy do wyżywienia.
    Jeśli Tusk będzie chciał podtrzymać koalcję, to będzie musiał odpalić ludowcom dużą działkę, albo co gorsza stworzyć im nowe żródło dochodów.
    Wówczas skarmianie społeczeństwa Peeselem dojdzie do granicy wydolności gospodarki, i będzie potrzebna nowa koalicja dla PO, ale już bez Tuska.
    Tak czy siak,  Tusk się kończy, możliwości manewrowania spadły mu do zera.