Reklama

Szaleństwo potrafi rozwijać się w utajeniu latami, zazwyczaj objawia się nagle…

Reklama

Szaleństwo potrafi rozwijać się w utajeniu latami, zazwyczaj objawia się nagle…

Człowiek ciepły, wrażliwy i.. młody – 26 lat, bierze życie w swoje ręce.
Wiesza się w lesie w okolicach Poznania. Zostawia młodą żonę, najbliższych.
W spadku po nim zostaje pustka i smutek.
Zdecydował za Boga. Wygrał z Nim, czy oszukał?

Każdy z nas ma nastroje depresyjne, niektórzy bardziej inni mniej. I właśnie wtedy najczęściej pojawiają się myśli liryczne. Zatapiamy się we własnych tęsknotach, które tajemnymi tunelami biegną obok życia, połączone z nim wciąż jeszcze niewidoczną nicią, do czasu kiedy..

Zazwyczaj w takich stanach powstają nieprzeciętne utwory literackie, muzyczne – tworzy się sztuka.
Dobrze, kiedy na liryce się kończy, gorzej kiedy nocą budzą się demony, kiedy liryka zawisa na końcu sznura, tonie w odmętach ciemnej rzeki, odlatuje zatruta narkotykami, roztrzaskuje się na betonie. Kiedy zwyczajnie – niezwyczajnie umiera pozostawia pustkę, żal i gorycz smutku.
Stawia pod murem niezrozumienia, gdzie pada wciąż to samo pytanie: dlaczego

Zazwyczaj jest tak, że nie zastanawiamy się na co dzień co trapi osobę będącą tuż obok; pędzimy do celu: finał zawsze jest ten sam – koniec.
Jeśli już, to zwyczajnie albo coś do nas przemawia, albo nie”. Albo ‘coś’ rozumiemy, albo pozostaje niezgłębione.

Przykład, nie pierwszy lepszy, nie pierwszy z brzegu – przedstawienie Sarah Kane ”Oczyszczeni”
W tej piekielnej dramaturgii długo nie rozumiesz niczego, ale sens tej sztuki nakazuje poszukiwania odpowiedzi na trapiące nas pytania. Nie tylko przemoc dokonuje wielkie spustoszenie w naszej psychice, obojętność i alienacja również.

„(…)W tej wyobrażonej rzeczywistości nic nie zdarza się naprawdę – aktor, któremu amputowano ręce, chowa je za plecami, inny wiesza się, trzymając się rękami sznura. Uderzeniami w ludzkie ciało są uderzenia w bokserski worek. Tak przemoc ze sfery rzeczywistości przechodzi w sferę psychiki. I staje się jeszcze bardziej nie do zniesienia, bo to jest przemoc w nas.”

Niestety bywa, że i informatyk ma liryczną duszę. Tunel biegnący tuż obok życia zawiódł go na skraj lasu, gdzie estetom zepsuł pejzaż, sobie raczej(?) nie poprawił samopoczucia. Nic nie wskazywało, że tak się skończy jego życie. Pomagał innym – udzielał porad, prowadził stronę i miał własnego bloga. Lubił muzykę, czasem coś pisał.

My współcześni, zabiegani po kres ludzkiej wytrzymałości, wyizolowani uczuciowo z wrażliwości przez komputery, biznes plany, szybkie życie na kredyt, gdzie nie ma już miejsca na zwyczajny kredyt zaufania, nie ma mowy o emocjach, nie ma czasu na ich wyrażanie i brak współodczuwania.

My dzisiejsi nowocześni, wyposażeni w najnowsze cuda elektroniki pozbawiamy się możliwości wiedzenia spokojnego życia.
Tragiczną śmierć osoby, która decyduje się na rozwiązanie ostateczne, zazwyczaj komentuje się „błędem dojrzewania”.

A jak dojrzewać w takim laboratorium?
Jak w nim mają się odnaleźć ci, którzy naznaczeni są wciąż jeszcze ponadprzeciętną wrażliwością na otaczający nas świat, na jego piękno i brzydotę, na nieczułość, ludzką krzywdę, dramat wojny, samotność?

Konieczność odrzucenia wrażliwości, ta dziś nie jest trendy, powoduje, że mniej czy bardziej świadomie rezygnujemy z siebie, nie akceptujemy siebie takich jakimi jesteśmy.

Jakimi mamy być, na jakich powinniśmy się wykreować podpowiadają programy telewizyjne i kolorowa, czytaj – brukowa prasa.

Sztuczni i głupi, jak te zołzy z programów dla mądrych inaczej, pozbawieni wrażliwości, estetyki i wstydu. Beznadziejni, brudni i źli..
Nadzy i pornograficznie naznaczeni (sic!).

Często – za często, człowiek, zwłaszcza młody człowiek, stając w obliczu trudności decyduje się na odejście. Nie potrafi zmierzyć się z problemem, chwycić się za bary z życiem. Nie ma czasu, ani odwagi czekać na weryfikację, której jedynie samo życie może dokonać; sam decyduje o terminie swojej przydatności

Jak rozgonić czarne nieprzyjazne chmury, rozwiać biel gęstej i ‘mrocznej’ mgły?
Jak zdjąć z serca smutek?
Jak żyć, aby inni mogli zrobić ściągę dla siebie?
Jak?

Copyright © marekpl

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Znam tylko jedno lekarstwo na
    Znam tylko jedno lekarstwo na duszne bolączki. Jest nim Przyjaźń, ktoś bardzo bliski, czyja reakcja nie ograniczy się do choćby najżyczliwszego “Weź się w garść!” Depresja ma to do siebie, że wzięcie w garść jest niemożliwe, albo przynajmniej jest takie w subiektywnej ocenie osoby cierpiącej, gdyby było inaczej to sami sobie byśmy radzili i nie popadali w stany chorobliwego przygnębienia.
    Recepty jednej dla wszystkich nie ma i nie będzie dopóki będziemy się między sobą różnić ową wspomnianą przez Ciebie wrażliwością i jej stopniem rozwoju w każdym znas.

    • depresja
      W przypadku prawdziwej depresji, niezależnej od sytuacji życiowej, pomóc może tylko psychiatra z workiem pigułek i nie należy z tym zwlekać, mimo że skuteczność leczenia nie przekracza 30% przypadków.
      Co innego z chandrą, dołem, czy też innym przykrym stanem wywołanym ogólnie ciężkim życiem. Wtedy bardzo pomaga lekka, ciekawa i wysoko opłacana praca.

  2. Znam tylko jedno lekarstwo na
    Znam tylko jedno lekarstwo na duszne bolączki. Jest nim Przyjaźń, ktoś bardzo bliski, czyja reakcja nie ograniczy się do choćby najżyczliwszego “Weź się w garść!” Depresja ma to do siebie, że wzięcie w garść jest niemożliwe, albo przynajmniej jest takie w subiektywnej ocenie osoby cierpiącej, gdyby było inaczej to sami sobie byśmy radzili i nie popadali w stany chorobliwego przygnębienia.
    Recepty jednej dla wszystkich nie ma i nie będzie dopóki będziemy się między sobą różnić ową wspomnianą przez Ciebie wrażliwością i jej stopniem rozwoju w każdym znas.

    • depresja
      W przypadku prawdziwej depresji, niezależnej od sytuacji życiowej, pomóc może tylko psychiatra z workiem pigułek i nie należy z tym zwlekać, mimo że skuteczność leczenia nie przekracza 30% przypadków.
      Co innego z chandrą, dołem, czy też innym przykrym stanem wywołanym ogólnie ciężkim życiem. Wtedy bardzo pomaga lekka, ciekawa i wysoko opłacana praca.

  3. Różne są metody wsparcia i ich skuteczności.
    W jednej z książek, które Romain Gary napisał jako Emile Ajar ( może “Życie przed sobą”, ale nie pamiętam ), był motyw społecznego telefonu zaufania. W tej całkowicie obywatelskiej i spontanicznej instytucji pracowali wyłącznie wolontariusze – wytrzymywali na ogól niezbyt długo, wypalali się przytłoczeni ogromem cudzych nieszczęść i ustępowali miejsca kolejnym. “Cykl życia” wolontariusza był tym krótszy, im większą empatię przejawiał on dla ludzi po drugiej stronie linii.

    Z tą empatią bywało różnie, przychodzili mięksi i twardsi, ale jeden przypadek poruszył wszystkich bywalców. Nowy ochotnik już od pierwszego telefonu wykazywał się gigantycznym współczuciem. Przejmował na siebie cały ból istnienia nękający rozmówców, wręcz rozpływał się jak wosk od rozgrzanej słuchawki. Wszyscy doświadczeńsi patrzyli tylko, kiedy i jak nastąpi przesilenie – kres wytrzymałości.

    Faktycznie pewnego wieczora na gościa trafił wyjątkowy pechowiec. Każdy aspekt życia jaki pocieszyciel usiłował przeciwstawić opowiadanym troskom, był kontrowany coraz większym problemem. Praca – właśnie mnie wylali; rodzina – żona odeszła z jakimś młokosem; dzieci – córka się puszcza; syn – siedzi za narkotyki… Pocieszyciel jak zwykle aż wił się z dzielonego bólu, zwijał się, skapywał z fotela, aż nagle kibicujący mu koledzy zauważyli wyraźne zesztywnienie. Skończyła się wyobraźnia, nie miał już żadnego argumentu, aby odmawiać nieszczęśnika od samobójstwa. Przyznają się w duchu do porażki, rzucił dziwnie lekkim tonem:

    – No niech się pan nie martwi, mogło być jeszcze gorzej..

    – Niby jak ??? – zawył kandydat na samobójcę.

    – No, wszystko to mogłoby się przytrafić mnie!

    Doświadczeńsi koledzy zareagowali właściwie – natychmiast odsyłając niefortunnego pocieszyciela na dłuższy odpoczynek. Mieli rację: po piętnastu minutach niedoszły samobójca pojawił się z pistoletem w dłoni w lokalu telefonu zaufania, choć pomysł strzelania do siebie zupełnie mu już z głowy wywietrzał…

  4. Różne są metody wsparcia i ich skuteczności.
    W jednej z książek, które Romain Gary napisał jako Emile Ajar ( może “Życie przed sobą”, ale nie pamiętam ), był motyw społecznego telefonu zaufania. W tej całkowicie obywatelskiej i spontanicznej instytucji pracowali wyłącznie wolontariusze – wytrzymywali na ogól niezbyt długo, wypalali się przytłoczeni ogromem cudzych nieszczęść i ustępowali miejsca kolejnym. “Cykl życia” wolontariusza był tym krótszy, im większą empatię przejawiał on dla ludzi po drugiej stronie linii.

    Z tą empatią bywało różnie, przychodzili mięksi i twardsi, ale jeden przypadek poruszył wszystkich bywalców. Nowy ochotnik już od pierwszego telefonu wykazywał się gigantycznym współczuciem. Przejmował na siebie cały ból istnienia nękający rozmówców, wręcz rozpływał się jak wosk od rozgrzanej słuchawki. Wszyscy doświadczeńsi patrzyli tylko, kiedy i jak nastąpi przesilenie – kres wytrzymałości.

    Faktycznie pewnego wieczora na gościa trafił wyjątkowy pechowiec. Każdy aspekt życia jaki pocieszyciel usiłował przeciwstawić opowiadanym troskom, był kontrowany coraz większym problemem. Praca – właśnie mnie wylali; rodzina – żona odeszła z jakimś młokosem; dzieci – córka się puszcza; syn – siedzi za narkotyki… Pocieszyciel jak zwykle aż wił się z dzielonego bólu, zwijał się, skapywał z fotela, aż nagle kibicujący mu koledzy zauważyli wyraźne zesztywnienie. Skończyła się wyobraźnia, nie miał już żadnego argumentu, aby odmawiać nieszczęśnika od samobójstwa. Przyznają się w duchu do porażki, rzucił dziwnie lekkim tonem:

    – No niech się pan nie martwi, mogło być jeszcze gorzej..

    – Niby jak ??? – zawył kandydat na samobójcę.

    – No, wszystko to mogłoby się przytrafić mnie!

    Doświadczeńsi koledzy zareagowali właściwie – natychmiast odsyłając niefortunnego pocieszyciela na dłuższy odpoczynek. Mieli rację: po piętnastu minutach niedoszły samobójca pojawił się z pistoletem w dłoni w lokalu telefonu zaufania, choć pomysł strzelania do siebie zupełnie mu już z głowy wywietrzał…

  5. Problemy są przejściowe, a śmierć permanentna
    W zapobieganiu samobójstw czyjaś bliska obecność jest ważniejsza od medycznych interwencji.
    Leczenie – koniecznie, ale uwaga na początki. Pierwsza wraca energia, wyprzedza poprawę nastroju. Nastrój jeszcze na dnie, a siła już jest, aby się unicestwić. Potrzebny przyjaciel.
    Niektórzy ludzie po długim okresie zaniedbania, pewnego dnia wstają, myją się, dobrze ubierają i wychodzą z domu. Idą wykonać plan. Potrzebny jest ktoś, kto zatrzyma.

  6. Problemy są przejściowe, a śmierć permanentna
    W zapobieganiu samobójstw czyjaś bliska obecność jest ważniejsza od medycznych interwencji.
    Leczenie – koniecznie, ale uwaga na początki. Pierwsza wraca energia, wyprzedza poprawę nastroju. Nastrój jeszcze na dnie, a siła już jest, aby się unicestwić. Potrzebny przyjaciel.
    Niektórzy ludzie po długim okresie zaniedbania, pewnego dnia wstają, myją się, dobrze ubierają i wychodzą z domu. Idą wykonać plan. Potrzebny jest ktoś, kto zatrzyma.