Reklama

    Wojna jest niewątpliwie największą tragedią uczestniczących w niej narodów i szczególnie jednostek.

    Wojna jest niewątpliwie największą tragedią uczestniczących w niej narodów i szczególnie jednostek. Wyzwala w człowieku impulsy przetrwania, jak i agresji, co prowadzi wprost do zezwierzęcenia. Przy ogromnych szkodach: biologicznych, moralnych, na wojnie potrafią wzbogacić się nieliczni, sterujący konfliktami, finansujący i napuszczający na siebie strony konfliktu, wzmacniający wzajemne antagonizmy. Jednak dalej w wojnie na pierwszy planie pozostaje odczłowieczenie, w wymiarze ogólnoludzkim. Zgodzę się – wojna to tragedia.
    Ruch pacyfistyczny samookreślał się wraz z rozwojem humanizmu i był z nim sprzężony. Sukcesem takiej postawy było ustanowienie Czerwonego Krzyża, pokojowej Nagrody Nobla, również przyjęcia trzech konwencji haskich, do dzisiaj istotnych elementów w prawie międzynarodowym. Wielu znanych ludzi kultury XIX w. było ideologami pacyfistycznymi, np. Dostojewski ukuł powiedzenie, że “pokój jest możliwy w każdej chwili, jeżeli tylko wszyscy w niego uwierzą” – to jest parafraza, ponieważ mówił o “powszechnej szczęśliwości”, co, na marginesie, nie przeszkadzało mu lansować, że jest możliwa pod “butem” Rosji (teoria panslawizmu) – Lew Tołstoj też był pacyfistą, bardziej nawet szczerym, jednak znamienne jest, że nie potępiał obronę, tylko agresję.
    I wojna światowa spowodowała masową eksplozję popularności ruchu pacyfistycznego zrzeszającego intelektualistów, a ich “mentorem” był Bertrand Russell, angielski arystokrata. Wpłynął znacząco na takich myślicieli jak Einstein, czy Tomasz Mann, ba, później na Stanisława Lema. Zapominamy jednak, że właśnie russellowski pacyfizm mocno funkcjonował w okresie przedwojennym, a zarażone nim było znaczne środowisko polityków, głównie w Anglii, "dziwnym" trafem ochoczo wspieranym przez nazistów. Lekceważenie zagrożenia i silne dążenie do pokojowego konsensusu doprowadziło do sytuacji, jaką znamy ze wszystkich książek historycznych. Obecnie pacyfizm kojarzony jest z ruchem hippisowskim, dzieckiem “zimnej wojny” i rewolucji seksualnej.
    Przydługi wstęp posłużył do stwierdzenia, że pacyfizm jest szlachetnym odruchem humanizmu, jednak tak naiwnym, że można nim w dowolny sposób pokierować, jak szeregowymi działaczami Greenpeace przywiązującymi się do drzew lub działaczami PETA, którzy w pogoni za ochroną fauny i flory zapominają o człowieku. Jaki jest współczesny pacyfizm? Jest zgoła inny, od tego, jaki poprzednio mieliśmy do czynienia, czyli zrodzonego z protestu do krzywdy – jako ewidentne zaprzeczenie wojny, często doświadczanej osobiście. Za to współczesny pacyfizm jest modą, chociaż nie tylko, bowiem jest konsekwencją czasów dobrobytu, z którego nikt nie chce zrezygnować. Stanowi mechanizm obronny przed możliwą utratą  spokoju i luksusu. Orwell w “1984” pisał, że społeczeństwem kieruje się poczuciem stałego zagrożenia, alarmu, jak i ignorancją – możliwe, że “terrorystyczny alert” ku temu służy. Lecz jest jeszcze jeden sposób kontroli nad społeczeństwami, stosowanym głównie na europejskim kontynencie dobrobytu – “pacyfizmem apatii“. Mianownikiem obu sposobów jest ignorancja.
    W użytku dalej powinno funkcjonować nieśmiertelne, rzymskie powiedzenie: “chcesz mieć pokój, szykuj się na wojnę”.  W tym kierunku powinniśmy dążyć.

Reklama