Reklama

Pewnego razu Wenusjanka, która przeżyła w życiu sporo i nieźle znała własną planetę, będąc jak zawsze ciekawa wszechświata, postanowiła poznać Ziemię. Najpierw zajrzała do encyklopedii.


Pewnego razu Wenusjanka, która przeżyła w życiu sporo i nieźle znała własną planetę, będąc jak zawsze ciekawa wszechświata, postanowiła poznać Ziemię. Najpierw zajrzała do encyklopedii.

Reklama

Tam dowiedziała się, że Ziemia to piękna planeta. Miejsce wymarzone na potencjalne turystyczne wyprawy. Pokryta bujną roślinnością, zamieszkana przez zwierzęta i ludzi, którzy są tam gatunkiem panującym. Ziemianie skupiają się w organizacjach społecznych opartych na wymianie towarów i usług za pomocą środków płatniczych. W posiadanie tych środków wchodzą różnymi sposobami, najbardziej rozpowszechnionym jest pobieranie zapłaty za świadczenie obecności w określonych godzinach w miejscu innym niż miejsce zamieszkania. Oprócz miejsca zamieszkania gdzie głównie śpią i pożywiają się mają jeszcze miejsca kultu. Tam w zależności od położenia na Globie oddają cześć swoim świętym, którzy służą im za wzory w życiu.

Ponieważ dane pochodzą z satelitów, stacji badawczych rozmieszczonych w Kosmosie i kilku sond wysłanych swego czasu na Ziemię, a jeszcze nikt z Wenus się tam nie wybierał, to wszystko co na razie wiadomo na temat ziemskiego Globu.

Zaintrygowana Wenusjanka po głębokim namyśle doszła do wniosku, że Ziemia nie jest aż tak odległą prowincją, aby nie można było się tam wybrać na wycieczkę. Machnęła więc ręką na plotki o trudnej do przebycia przyciągającej gęsto kosmiczne śmieci atmosferze ziemskiej i przygotowała sprzęt do wyprawy.

Po długiej i niełatwej podróży wylądowała na powierzchni o godzinie 17:00 uprzedzając wcześniej Ziemian, że przybywa w celach turystycznych.

Ziemianie zebrali się, aby przywitać gościa. Gdy Wenusjanka opuściła swój pojazd kosmiczny jej oczom ukazała się cała armia przyjaznych istot. Niektórzy, w pozycjach schylonych trzymali wymierzone w jej kierunku długie lub krótkie lufy, co uznała z symboliczny gest przedłużenia wyciągniętej dłoni. Obok nich stały toporne, masywne pojazdy na kołach opiętych silną metalową taśmą z wpijającymi się w podłoże wypustkami i wymierzonymi w jej kierunku pokaźnymi lufami. Uśmiechnęła się pod nosem na te popisy, ale już po chwili spoważniała, bo przecież każdy jest taki, jaki jest, ma to, co ma i posiada kulturę taką jaką posiada.
Należy to uszanować.

Zrobiła więc parę kroków w przód, aby podjąć próbę porozumienia się w jednym ze znanych jej języków.

Gdy postawiła stopę w miejscu dziwnego oznaczenia nagle rozległ się huk i poczuła, że mimowolnie wzbija się w powietrze a po chwili opada kilkanaście metrów dalej.
Upadek nie był przyjemnie odczuwalny, więc zdziwiła się i doszła do wniosku, że Ziemianie muszą mieć inną konstrukcję fizyczną. Skoro stosują tego rodzaju niespodzianki na przywitanie, to muszą nie wiedzieć że powodują one bolesne skutki. Pierwsze doświadczenie, trochę przykre, ale jednak ciekawe dało jej do myślenia.
Postanowiła sprawdzić co będzie się działo, gdy pozostanie na miejscu i poczeka.

Po chwili szóstka osobników z tych, którzy byli w pozycjach schylonych, podniosła się i z nadal wyciągniętymi lufami ruszyła w jej kierunku. Na jakieś 2 metry przed nią zatrzymali się, złożyli lufy wzdłuż lewego boku ciała i wyprostowali się wypinając tors wydatnie do przodu.

– Witamy na planecie Ziemia! – odezwali się o dziwo w dobrze znanym jej języku.
– Będąc gospodarzami tej ziemi proponujemy zachować spokój i podporządkować się na czas pobytu naszym zwyczajom….

Oczywiście nie zamierzała się sprzeciwiać, tym bardziej, że właśnie te zwyczaje były dla niej interesujące.

– Rozumiem. Zamierzam tu spędzić miesiąc. – odrzekła – Co miałabym uczynić, aby tych zwyczajów nie zaburzyć?

– Przyjąć nasze warunki na czas pobytu.

– Proszę je w takim razie wymienić.

– Po pierwsze przed zmierzchem wypijemy litr wódki, aby znaleźć wspólny język.

Zdziwiła się ponieważ była przekonana, że mówią tym samym językiem. Nie protestowała jednak, nie wiedząc jeszcze czym jest litr wódki i ucieszyła się na wspólne spędzenie czasu.

– A co dalej?

Więc tak, aby stać się najlepszym przyjacielem Ziemianina należy :

– pić wódkę i inne napoje wyskokowe.
– palić papierosy różnego pochodzenia.
– nie żałować sobie jedzenia. Najlepiej najadać się do syta a nawet i więcej.
– pić, palić i jeść za pożyczone w bankach pieniądze. W ogóle wszystko robić za pożyczone, czyli żyć na kredyt. Jednym słowem zadłużać się po uszy.
– Przyjmować kochanków z przydziału publicznego.
– Kupować marki najdroższe i nosić się wystawnie, bo my tu patałachów za przyjaciół nie uznajemy…..

Wysłuchała cierpliwie wszystkiego i postanowiła się dostosować. Po suto zakrapianym wieczorze obudziła się rankiem następnego dnia z bólem głowy i nieprzyjemnymi sensacjami w całym układzie pokarmowym.
Początkowo pomyślała, że Ziemianie muszą mieć jednak całkiem inną konstrukcję fizyczną skoro nie odczuwają tych wszystkich dolegliwości, ale gdy zobaczyła, że jeden z biesiadników mocno wymiotuje pod płotem, zaczęła się zastanawiać czy rzeczywiście?

Przypomniało jej się również, że osobnik, który wymieniał jej warunki do przyjęcia sam ich nie stosował tego wieczora: nie pił wódki, nie jadł dużo, a rano nie wymiotował.

Doszła do wniosku, że zwyczaj jest na ziemi dyktowanym warunkiem. Czym jest zatem na ziemi przyjaźń? Hmmm….

Minęło kilka dni. Oczywiście chcąc zostać przyjaciółką Ziemian zadłużyła się po uszy i robiła kolejno wszystkie rzeczy, których od niej wymagano.

W międzyczasie oglądała Ziemię. Przyroda była rzeczywiście bujna i urozmaicona różnymi drobiazgami – butelkami, workami foliowymi, krzesłami, fragmentami aut – zupełnie tak gęsto jak ziemska atmosfera kosmicznymi śmieciami.

Obserwowała też bacznie ziemian.

Pewnego razu szczególną jej uwagę przyciągnęła pewna kobieta, która podobnie jak ona spełniała wszystkie warunki najlepszego przyjaciela.
Owa kobieta zbierała na siebie razy i wyzwiska ze strony mężczyzn i innych kobiet, a w szczególności kobiet. Zadziwiło to Wenusjankę niezmiernie, ale po chwili się zreflektowała:

Przecież Ziemianie mają inną konstrukcję fizyczną i nie odczuwają cierpienia w takich przypadkach!
Ale czy rzeczywiście? Pomyślała po chwili widząc jak bita i lżona kobieta roni ogromne, srebrzyste łzy.

Jednak według przedstawionych Wenusjance prawideł ziemskich kobieta owa była jedną z najlepszych przyjaciółek Ziemian.

Uwagę Wenusjanki zwróciło też to, że wśród bijących ją i lżących kobiet były takie, które wcale nie spełniały warunków przyjaźni.

Mijał czas i Wenusjanka coraz bardziej poznawała Ziemian doświadczając boleśnie traktowania takiego jak zaobserwowana przez nią wcześniej kobieta. Cierpiąc już bardzo doszła do wniosku, że różnice w konstrukcji fizycznej Ziemian i Wenusjan muszą być bardzo duże. Ale czy rzeczywiście?

Zastanawiała ją również niezmiernie ziemska przyjaźń. Ludzie chcieli by inni spełniali dla nich warunki przyjaźni, to znaczyło, że ludzie bardzo lubią mieć przyjaciół. Z drugiej jednak strony ludzie chyba nie lubią być przyjaciółmi, dziwne…..

Pewnego dnia Wenusjanka postanowiła odwiedzić kościół. Poszła tam w towarzystwie kilku Ziemian. Wysłuchała pięknego kazania, wzruszyła się bardzo i popłakała. Ziemianie to jednak imponujący ludzie, i ci wszyscy ich Święci…istne wzory.

Po wyjściu z kościoła przekonała się, że ludzie to pogodne istoty pełne radości i poczucia humoru. W drodze zatrzymała ich owa dawniej zauważona kobieta, wyglądała mizernie i była cała posiniaczona. Uczepiła się ramienia Wenusjanki i zaczęła błagać o pomoc. Zdumiona Wenusjanka doszła do wniosku, że ludzie mają jednak podobną konstrukcję fizyczną do konstrukcji fizycznej Wenusjan, ale w takim razie….Nie chcąc jednak wyciągać zbyt pochopnie za daleko idących wniosków, zwróciła się do swych towarzyszy:

– Wydaje mi się, że owa kobieta cierpi, co możemy zrobić?
– Co zrobić? Co zrobić?! Łajza jedna! Dziwka! Chleje, szlaja się, puszcza, a potem żebrze…ech!
– No ale ona jest przyjaciółką?
– Jaką tam przyjaciółką?! Jaką tam przyjaciółką?! Kto by się z takim ścierwem przyjaźnił?!
– Ale przecież ludzie zaprzyjaźniając się proponują zwyczaje, które do takiego stanu prowadzą? Wiem, bo tego doświadczyłam…???!!! A przecież widzę, że to jest źle, że tak robić się nie powinno. Z resztą o czym to mówił niedawno wasz duchowny? A wasi święci? Wasze wzory?
– Heeee, heeee, heee, O nich opowiadamy dzieciom.
– Ale wasz piękny kościół, wasz ksiądz?
– Heeee, he, he, Stary safanduła, tyfus jeden! Myślisz, że sam lepszy?

Zdumiało ją to ziemskie poczucie humoru, ale myśleć nad tym już jej się nie chciało, bo była już mizerna i cokolwiek po tych wszystkich przeżyciach obolała.

Przecież każdy jest, jaki jest i ma taką kulturę jaką ma i trzeba…..Wrócić na Wenus, a w następne wakacje może posiedzieć w domu…???

Reklama

20 KOMENTARZE

  1. W tym akapicie popełniłam nieścisłość,
    która mogła doprowadzić do innej interpretacji całości tekstu, niezgodnej z intencją mojego przekazu:

    “- Ale przecież ludzie zaprzyjaźniając się proponują zwyczaje, które do takiego stanu prowadzą? Wiem, bo tego doświadczyłam…???!!! A przecież widzę, że to jest źle, że tak robić się nie powinno.
    Że nie powinno się celowo popychać ludzi do zła, wręcz wymuszać to na nich, następnie wykorzystywać ich we wszystkim a na końcu odtrącać.

    Z resztą o czym to mówił niedawno wasz duchowny? A wasi święci? Wasze wzory?”

    • Nie znajduję sposobu, aby wyróżnić dodane zdanie.
      Więc musicie wyłowić to sami.

      Teraz jeszcze krótko o różnicy: Nie mam nic przeciwko samym używkom, ale jako kobieta używam w bardzo umiarkowanym stopniu, lecz mam wiele na przeciwko wrabianiu ludzi w paskudne sytuacje.

      Wiem, wiem, zaraz powiecie, że wszyscy od siebie zależymy, oczywiście, jest tak, ale oprócz zwykłych zależności są jeszcze te, celowo wyprodukowane, w perfidny sposób niszczące ludzkie życia. I to właśnie chciałam pokazać.

      Wiem, wiem zaraz powiecie o dwu stronach medalu, teorii względności i obosiecznym mieczu.
      I choć są ludzie, którzy potrafią wszystko wywrócić na drugą stronę, to są też tacy, którzy tego nie robią i nigdy nie robili.

  2. W tym akapicie popełniłam nieścisłość,
    która mogła doprowadzić do innej interpretacji całości tekstu, niezgodnej z intencją mojego przekazu:

    “- Ale przecież ludzie zaprzyjaźniając się proponują zwyczaje, które do takiego stanu prowadzą? Wiem, bo tego doświadczyłam…???!!! A przecież widzę, że to jest źle, że tak robić się nie powinno.
    Że nie powinno się celowo popychać ludzi do zła, wręcz wymuszać to na nich, następnie wykorzystywać ich we wszystkim a na końcu odtrącać.

    Z resztą o czym to mówił niedawno wasz duchowny? A wasi święci? Wasze wzory?”

    • Nie znajduję sposobu, aby wyróżnić dodane zdanie.
      Więc musicie wyłowić to sami.

      Teraz jeszcze krótko o różnicy: Nie mam nic przeciwko samym używkom, ale jako kobieta używam w bardzo umiarkowanym stopniu, lecz mam wiele na przeciwko wrabianiu ludzi w paskudne sytuacje.

      Wiem, wiem, zaraz powiecie, że wszyscy od siebie zależymy, oczywiście, jest tak, ale oprócz zwykłych zależności są jeszcze te, celowo wyprodukowane, w perfidny sposób niszczące ludzkie życia. I to właśnie chciałam pokazać.

      Wiem, wiem zaraz powiecie o dwu stronach medalu, teorii względności i obosiecznym mieczu.
      I choć są ludzie, którzy potrafią wszystko wywrócić na drugą stronę, to są też tacy, którzy tego nie robią i nigdy nie robili.

  3. Do fM
    Być dzieckiem w życiu dorosłym można, wystarczy chcieć.

    Gdyby więcej ludzi wolało zachować siebie w świecie dziecka na dłużej niż to robią, wiele spraw by się uprościło. Co nie musiałoby oznaczać, że musielibyśmy pozbawić się zdobywania niezbędnych do życia umiejętności, takich jak np. zbudowanie domu i posadzenie drzewa.

    Niestety ludzie wolą z siebie robić ułomnych złoczyńców (bo celowe niszczenie komuś życia musi wynikać z umysłowej ułomności) niż dążyć do porozumienia, a gest przyjaźni jest dla nich niczym.
    Zadziwiające.

    • Na odwrót ?
      Sformułowałbym to inaczej :
      Być dzieckiem w życiu dorosłym można, wystarczy nie chcieć dorosnąć …
      Znam przynajmniej kilku ludzi za młodu przesymapatyczninych, nieco ( uroczo ! ) szalonych oryginalnych etc. Niestety – ku utrapieniu m. innymi ich żon – to im zostało również w wieku i w sytuacji życiowej, w której wydawałoby się naturalnym poważniejsze podejście do życia.
      Dziecko w nas to niekoniecznie naiwne i pierwotne instynktowne poczucie dobra – znakomitym kontrprzykładem jest "Władca much" W. Goldinga.
      Pozdrawiam – Tetryk

  4. Do fM
    Być dzieckiem w życiu dorosłym można, wystarczy chcieć.

    Gdyby więcej ludzi wolało zachować siebie w świecie dziecka na dłużej niż to robią, wiele spraw by się uprościło. Co nie musiałoby oznaczać, że musielibyśmy pozbawić się zdobywania niezbędnych do życia umiejętności, takich jak np. zbudowanie domu i posadzenie drzewa.

    Niestety ludzie wolą z siebie robić ułomnych złoczyńców (bo celowe niszczenie komuś życia musi wynikać z umysłowej ułomności) niż dążyć do porozumienia, a gest przyjaźni jest dla nich niczym.
    Zadziwiające.

    • Na odwrót ?
      Sformułowałbym to inaczej :
      Być dzieckiem w życiu dorosłym można, wystarczy nie chcieć dorosnąć …
      Znam przynajmniej kilku ludzi za młodu przesymapatyczninych, nieco ( uroczo ! ) szalonych oryginalnych etc. Niestety – ku utrapieniu m. innymi ich żon – to im zostało również w wieku i w sytuacji życiowej, w której wydawałoby się naturalnym poważniejsze podejście do życia.
      Dziecko w nas to niekoniecznie naiwne i pierwotne instynktowne poczucie dobra – znakomitym kontrprzykładem jest "Władca much" W. Goldinga.
      Pozdrawiam – Tetryk