Reklama

Dawno ? niedawno. Dziś, jutro, wczoraj Las stał ogromny. W Lesie wszystko było, jak się wydawało. Stał spokojny, stary już, starością mądry. Stojąc przykładem świecił.

Dawno ? niedawno. Dziś, jutro, wczoraj Las stał ogromny. W Lesie wszystko było, jak się wydawało. Stał spokojny, stary już, starością mądry. Stojąc przykładem świecił. Bo choć wszystko w nim było, wygodnie mieściło się zawsze.
Przybywało wszystkiego, bo świat się zmienia, a w Nim miejsca było zawsze tyle, ile trzeba.

Mądrość z kitą białą wyrozumiale spoglądała na parzystokopytną Głupotę.
Zgodnie w sąsiedztwie żyli Miłośnicy Rozmów Nocnych i Zwolennicy Snu Długiego.
Uśmiechali się do siebie przechodząc Niscy i Wysocy.

Reklama

A ustrój ten najprostszą miał nazwę ? Tolerancja.
Gardzili w Lesie oligarchią, mimo to stosunki dyplomatyczne z pobliskim Sadem, gdzie prawodawcą były Dorodne Jabłonie, utrzymywano bezwzględnie.
Tyrania nie do pomyślenia była, mimo, że Sadzawka Zagraniczna rządzona przez Suma Wąsatego Mężnego była ważnym partnerem handlowym.
Demokrację odrzucono, choć cała reszta świata zachwyciła się nią bezgranicznie.

Pojęcie mniejszości nieznane było nikomu. ?Inny? było słowem jak chleb, ryba, gałąź ? nienacechowanym ani pozytywnie, ani też negatywnie.
Dziwny ten zwyczaj odmiennych ustrojów do podglądania sąsiadów nie istniał tu wcale, skupieni na swych zajęciach Mieszkańcy, nie bawili się w tę grę niezrozumiałą, dziwną, nieproduktywną.
Trudno o cechy wspólne Obywateli. Mowy i Niemowy, Loty i Nieloty, Czworonogi i Jednoślady. A łączyła ich tylko Tolerancja ? i związek był to silniejszy niż więzy krwi, języka kultury, historii i upodobań.
Mijały lata. Demokracje sąsiednie zmieniały się w oligarchie, w Królestwach na tronach zasypiali kolejni uzurpatorzy. A Las stał, rósł w siłę, coraz bardziej zielony i tolerancyjny, coraz kolorowszy z tą mozaiką niezwykłą.

Rozsądny Mój czytelnik wie już, co nieuchronne, zna już punkt słaby i tylko czeka, aż stanie się to, co stać się musiało.

Nocy pewniej, bo to, co stać się musi zwykle staje się po zmroku, wkroczył między Drzewa, z pobliskiej Polany, którą silnie zmilitaryzowano za panowania Ojca Jego ? Żuk Waleczny Młodszy.
Ogarnięty rządzą władzy, szans dla siebie nie widząc w swojej Ojczyźnie (braci miał bowiem stu czterdziestu sześciu, z których dwóch jedynie młodszych, a jeden pacyfista), dostrzegł prężny Las Tolerancją stojący jako szansę swoją.
Studiował dni kilka księgi najmędrsze i wiedział już, jak Czytelnik Mój, gdzie słabość, gdzie uderzyć.

Wkroczył pewnie i zdobywać zaczął nie czekając na nic, bo na cóż tu czekać było?
I nikt nie spoglądał na niego nawet, przechodnie uśmiechali się do Niego, gdy on z mieczem u boku maszerował.
Zabijał i mordował, lecz sąsiedzi w myśl praw najdawniejszych, niepisanych, lecz wpojonych silnie, nie reagowali wcale.

Najpierw cicho, potem głośniej Mieszkańcy zaczęli się skarżyć, przebąkiwać coś po cichu, że Żuk Waleczny stanowi niebezpieczeństwo, że jest zbyt inny. Uciszali ich jednak przyjaciele, że tak nie można, że przecież Tolerancja, że ustrój, kraj cały upadnie od słów takich.
A Żuk zdobywał coraz szersze terytoria.
Coraz głośniej słychać było utyskiwania Obywateli, coraz słabsze były głosy obrońców Tolerancji. Wkrótce w całym Lesie nie było nikogo, komu nie zabito Żony, Matki, Syna, kto nie pracował dla Nowego Zdobywcy, komu nie ciążyłyby kajdany.

Dyskusję wreszcie powszechną rozpoczęto, jak poradzić sobie z nowym zagrożeniem. Pierwszym od niepamiętnych czasów, tak niespodziewanym, tak niezrozumiałym!
Mędrcy usiedli wkoło Wielkiego Dębu, każdy z pomysłem, każdy z rozwiązaniem.
Ustalili, że rzeczą najważniejszą dla obrony istniejącego ustroju jest nie krzywdzenie Żuka Walecznego, nie interweniowanie, gdyż samo to stoi w sprzeczności z zasadami kardynalnymi i oznaczałoby upadek moralności, państwa i społeczeństwa. I tylko Dąb Krzyczał w niebogłosy:
?Złapać go i uwięzić!?
Mędrcy jednak, w swej mądrości nieprzejednani, pewni siebie orzekli:
?Tak, jeśli tego chcesz, nie będziemy Ci zakazywać niczego, bo tak głosi powszechna zasada Tolerancji. Pomóc Ci jednak nie możemy. A i Ty nie nakazuj nam niczego?
Dąb jednak krzyczał coraz głośniej:
?Złapać go i uwięzić!?
Sam bowiem, z przyczyn aż nadto oczywistych planu swojego nie mógł wykonać.

Usłyszano Go w najodleglejszych już zakątkach zawładniętego Lasu.
I Ci, którzy cierpieli najbardziej pierwsi przyłączyli się do Frakcji Dębowej.

Rada Najmędrszych zebrała się ponownie widząc tak wielkie, antytolerancyjne zagrożenie.
Ustalono zgodnie, że pierwszym i najważniejszym ich celem jest obrona Tolerancji, a więc likwidacja jednostek Jej się sprzeciwiających.

Rozpoczęła się wojna, jakiej sąsiednie państwa i państewka nigdy nie widziały w swoich burzliwych przecież dziejach.
Tolerancyjni Na Wskroś Mędrcy zabijali walczących z Żukiem Walecznym Nietolerancyjnych Obywateli. Podpalano Dęby krzyczące coraz głośniej:
?Złapać ich i uwięzić!?

Stanął Las w płomieniach tak wielkich, że spłonęły Chmury nad drzewami z przerażeniem wojnę obserwujące. Zniknął kolor zielony. Gdzieś zgubiła się mozaika. Wkrótce pozostała tylko czarna, wypalona ziemia, która szybko zapomniała, jakie prawa tu kiedyś królowały.

Żuk Waleczny słysząc wrzawę okrutną, widząc pożar i dębowe krzyki zrozumiał, że nic tu po Nim i wrócił po cichu na Polanę, gdzie żyje do dziś na zamku, otoczony opieką swych braci, którym opowiada wciąż i wciąż historię o Tolerancji, której już dzięki Niemu nie ma.

Reklama

2 KOMENTARZE