Reklama

We are Polish and we are proud of our country.

We are Polish and we are proud of our country. This is a very important day for us – to Dagmara, młoda Polka, która z mężem i dzieckiem oraz z ponad 3000 innych Polaków święciła w sobotę w Londynie polski Dzień Niepodległości. Portal BBC poświęcił uroczystości dość długi tekst: UK Poles celebrate independence. Najpierw msza w katedrze westminsterskie, która nie wszystkich pomieściła. Potem przemarsz parady na Trafalgar Square. Na czele – orkiestra marynarki wojennej.

Przyjechali imigranci ze wszystkich zakątków wysp. Weterani, urzędnicy, kelnerzy, robotnicy, studenci. Mimo fatalnej pogody nastrój panował radosny. Takiej polskiej fety jeszcze tu nie było – pisze korespondentka BBC.

Reklama

Oczywiście przypomina skąd się nas tam tak dużo wzięło, jak sobie radzimy i co to oznacza dla obu naszych państw.

It is good to be together and unite. When you are together, it makes you feel stronger – mówi dziennikarce Dagmara.

W niedzielę Wielkopolska święciła proklamację Republiki Ostrowskiej. Na ulicach Ostrowa Wielkopolskiego odtworzono powstańcze walki sprzed 90 lat. A w Domu Katolickim, który wygląda prawie identycznie jak wtedy, odegrano uroczystość proklamacji Republiki.

W Wielkopolsce 11 listopada to jednak nie tylko święto niepodległości. We wtorek, jak co roku, ulicami Poznania na białym koniu przejedzie św. Marcin, patron ubogich. Pewnie rozda trochę darmowych rogali marcińskich. Muszą byż z francuskiego ciasta, koniecznie z białym makiem i z bakaliami.

Po prawdzie rogalami Wielkopolanie opychają się już od kilku dni. W tym roku jest dość szczególnie. Otóż w swojej łaskawości Unia Europejska przyznała rogalowi marcińskiemu status produktu regionalnego. Nikt oprócz certyfikowanych cukierni nie będzie miał prawa ich wypiekać. Receptura musi być ściśle przestrzegana. Póki co specjalnie powołane jury przyznało certyfikat 101 cukierniom w Poznaniu i okolicach. Burzą sie odrzuceni. W regionie, a nawet w sąsiednich Pałukach. Jurorzy wyjaśniają: te wasze mogą być nawet smaczne, ale żeby były marcińskie musicie poznać ich słodką tajemnicę.

Z perspektywy warszawskiej uroczystości londyńskie, tym bardziej wielkopolskie – nie budzą emocji. Ważny jest Bal u Prezydenta, lista zaproszonych, pominiętych i tych, którzy olali. Albowiem historię i tradycję wyznaczają dzisiaj standardy żoliborskie.

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. tematy nieżoliborskie dzięki nabraniu dystansu
    Witam, tak się składa, że przez ostatnie 3,5 dnia byłem właśnie w Londynie i miałem okazję spóźnić się nieco na paradę, ale i tak zobaczyłem ją co do jednego sztucznego maczka w BBC. Najbardziej zachwycające było dla mnie coś, co nazwałbym “poczuciem przynależności”. Każdy z paradujących weteranów należał do jakiegoś stowarzyszenia: byłych pilotów myśliwskich, byłych pilotów bombowców, weteranów konfliktu sueskiego, obrony cywilnej, pomocniczej służby kobiecej… wymieniać można długo i szeroko. Wbrew pozorom nie miałem przy tym wrażenia skostniałości i sztuczności, wręcz przeciwnie, każde ze stowarzyszeń maszerowało z zaangażowaniem, czasem wręcz wzruszającym, przypominającym nawet polskie zadziorne “albośmy to”.

    PS. Tak dla ścisłości – z tego, co pamiętam, rzeczone rogale robi się z ciasta półfrancuskiego. Różnica na ucho nikła, ale w konsystencji – o całą klasę kruchości.

    • oczywiście półfrancuskie
      masz Pan rację, wstyd mi, ale przyznaję, że jeśli o kuchnię chodzi – jestem raczej konsument niż producent; w bakaliach też są zdaje się jakieś obostrzenia, chyba tylko orzechy włoskie i migdały, najważniejsze, że mak ma być biały; w tym roku konsumowałam z dwóch źródeł i muszę przyznać, że w moim wiejskim sklepiku były całkiem, całkiem, syn do Holandii zawiózł i też tam smakowały

  2. tematy nieżoliborskie dzięki nabraniu dystansu
    Witam, tak się składa, że przez ostatnie 3,5 dnia byłem właśnie w Londynie i miałem okazję spóźnić się nieco na paradę, ale i tak zobaczyłem ją co do jednego sztucznego maczka w BBC. Najbardziej zachwycające było dla mnie coś, co nazwałbym “poczuciem przynależności”. Każdy z paradujących weteranów należał do jakiegoś stowarzyszenia: byłych pilotów myśliwskich, byłych pilotów bombowców, weteranów konfliktu sueskiego, obrony cywilnej, pomocniczej służby kobiecej… wymieniać można długo i szeroko. Wbrew pozorom nie miałem przy tym wrażenia skostniałości i sztuczności, wręcz przeciwnie, każde ze stowarzyszeń maszerowało z zaangażowaniem, czasem wręcz wzruszającym, przypominającym nawet polskie zadziorne “albośmy to”.

    PS. Tak dla ścisłości – z tego, co pamiętam, rzeczone rogale robi się z ciasta półfrancuskiego. Różnica na ucho nikła, ale w konsystencji – o całą klasę kruchości.

    • oczywiście półfrancuskie
      masz Pan rację, wstyd mi, ale przyznaję, że jeśli o kuchnię chodzi – jestem raczej konsument niż producent; w bakaliach też są zdaje się jakieś obostrzenia, chyba tylko orzechy włoskie i migdały, najważniejsze, że mak ma być biały; w tym roku konsumowałam z dwóch źródeł i muszę przyznać, że w moim wiejskim sklepiku były całkiem, całkiem, syn do Holandii zawiózł i też tam smakowały

  3. tematy nieżoliborskie dzięki nabraniu dystansu
    Witam, tak się składa, że przez ostatnie 3,5 dnia byłem właśnie w Londynie i miałem okazję spóźnić się nieco na paradę, ale i tak zobaczyłem ją co do jednego sztucznego maczka w BBC. Najbardziej zachwycające było dla mnie coś, co nazwałbym “poczuciem przynależności”. Każdy z paradujących weteranów należał do jakiegoś stowarzyszenia: byłych pilotów myśliwskich, byłych pilotów bombowców, weteranów konfliktu sueskiego, obrony cywilnej, pomocniczej służby kobiecej… wymieniać można długo i szeroko. Wbrew pozorom nie miałem przy tym wrażenia skostniałości i sztuczności, wręcz przeciwnie, każde ze stowarzyszeń maszerowało z zaangażowaniem, czasem wręcz wzruszającym, przypominającym nawet polskie zadziorne “albośmy to”.

    PS. Tak dla ścisłości – z tego, co pamiętam, rzeczone rogale robi się z ciasta półfrancuskiego. Różnica na ucho nikła, ale w konsystencji – o całą klasę kruchości.

    • oczywiście półfrancuskie
      masz Pan rację, wstyd mi, ale przyznaję, że jeśli o kuchnię chodzi – jestem raczej konsument niż producent; w bakaliach też są zdaje się jakieś obostrzenia, chyba tylko orzechy włoskie i migdały, najważniejsze, że mak ma być biały; w tym roku konsumowałam z dwóch źródeł i muszę przyznać, że w moim wiejskim sklepiku były całkiem, całkiem, syn do Holandii zawiózł i też tam smakowały

  4. tematy nieżoliborskie dzięki nabraniu dystansu
    Witam, tak się składa, że przez ostatnie 3,5 dnia byłem właśnie w Londynie i miałem okazję spóźnić się nieco na paradę, ale i tak zobaczyłem ją co do jednego sztucznego maczka w BBC. Najbardziej zachwycające było dla mnie coś, co nazwałbym “poczuciem przynależności”. Każdy z paradujących weteranów należał do jakiegoś stowarzyszenia: byłych pilotów myśliwskich, byłych pilotów bombowców, weteranów konfliktu sueskiego, obrony cywilnej, pomocniczej służby kobiecej… wymieniać można długo i szeroko. Wbrew pozorom nie miałem przy tym wrażenia skostniałości i sztuczności, wręcz przeciwnie, każde ze stowarzyszeń maszerowało z zaangażowaniem, czasem wręcz wzruszającym, przypominającym nawet polskie zadziorne “albośmy to”.

    PS. Tak dla ścisłości – z tego, co pamiętam, rzeczone rogale robi się z ciasta półfrancuskiego. Różnica na ucho nikła, ale w konsystencji – o całą klasę kruchości.

    • oczywiście półfrancuskie
      masz Pan rację, wstyd mi, ale przyznaję, że jeśli o kuchnię chodzi – jestem raczej konsument niż producent; w bakaliach też są zdaje się jakieś obostrzenia, chyba tylko orzechy włoskie i migdały, najważniejsze, że mak ma być biały; w tym roku konsumowałam z dwóch źródeł i muszę przyznać, że w moim wiejskim sklepiku były całkiem, całkiem, syn do Holandii zawiózł i też tam smakowały

    • oczywiście półfrancuskie
      masz Pan rację, wstyd mi, ale przyznaję, że jeśli o kuchnię chodzi – jestem raczej konsument niż producent; w bakaliach też są zdaje się jakieś obostrzenia, chyba tylko orzechy włoskie i migdały, najważniejsze, że mak ma być biały; w tym roku konsumowałam z dwóch źródeł i muszę przyznać, że w moim wiejskim sklepiku były całkiem, całkiem, syn do Holandii zawiózł i też tam smakowały