Reklama

[od autora – niniejszy wpis jest ciągiem dalszym wpisu "Kamuflaż niedoskonały", który polecam przeczytać najpierw ]

Wydostanie się z pokoju ,w którym tkwiłem unieruchomiony, zajęło mi dobre pół godziny. Najtrudniejsze było odblokowanie uchwytów w podłokietnikach, ale ukryte włośnicowe ostrze poradziło sobie i z nimi. Kiedy miałem już wolne ręce, reszta była już bajecznie prosta, tym bardziej, że MIB, który mnie przesłuchiwał, tak się spieszył, że zostawił niedomknięte drzwi. Nie dziwiłem mu się nic a nic. Każdy by się spieszył, usłyszawszy o spisku na szczytach władzy. Teraz winda… i podziemny parking… Zanim zdecydowałem się wyjść z opuszczonego magazynu, rozejrzałem się uważnie. W końcu widok faceta w eleganckim garniturze opuszczającego na wpół zrujnowany budynek mógłby kogoś zainteresować – zupełnie niepotrzebnie.

Reklama

Droga do dziupli, której nikt namierzyć nie mógł, bo wynajęta została nie przeze mnie i dawno temu, minęła bez kłopotu. Przycisnąłem opuszkę palca do czytnika, zamek szczęknął i… już byłem we względnie bezpiecznym miejscu. Wziąłem prysznic, włączyłem ekspres do kawy i – kiedy się nagrzewał – pstryknąłem pilotem. Podniecony reporter jednej z informacyjnych stacji usiłował sklecić sensowną relację sprzed Kancelarii Premiera, nad którą unosił się gęsty dym. Wyglądało na to, że siła „Grzmiących Świerszczyków” i cięższych modeli jest równoważona umiejętnościami BORowików i żadna ze stron nie może osiągnąć przewagi.

Kawa gotowa! Siadłem na kanapie i pozwoliłem sobie na szeroki uśmiech. Nie chodziło mi tylko o ulgę i satysfakcję – ten grymas miał również wymiar praktyczny. Sięgnąłem po specjalnie wyprofilowane szczypce i delikatnie wyjąłem ze szczęki ząb, który w istocie był implantem, po ściśnięciu generującym infradźwięki. Nie był mi już potrzebny.

Za to tu i teraz potrzebna mi była łączność. Powiodłem wzrokiem po ścianach. Tak, to musiało być to. Za obrazem „Generał Jaruzelski pod Krumlovem”, tak jak pamiętałem. Zdjąłem ze ściany ciężką ramę i przymknąłem oczy. Cyfry szyfru do ukrytego za obrazem sejfu wypływały z pamięci, a ja ustawiałem zamek w kolejnych pozycjach. Ciężkie drzwiczki otworzyły się bezszelestnie. Wnętrze sejfu ziało pustką!

I tak właśnie miało być. Podszedłem do biurka, otworzyłem najniższą szufladę i wyjąłem garść biurowych spinaczy. Jeden z nich po rozprostowaniu doskonale mieścił się w szparze z boku grubych drzwiczek sejfu. Delikatny odgłos oznaczał, że skrytka w drzwiczkach otworzyła się. Wyjąłem z niej przyczepionego przylepcem netbooka i włączyłem go. Hasło i skan siatkówki – sprzęt działał błyskawicznie i po chwili byłem już w systemie. Kiedy tylko dioda z boku dała znać zielonym światełkiem, że ma również dostęp do netu, rozległ się cichy pisk i jedna z ikon zaczęła migać. Widocznie w centrali ktoś dyżurował na okrągło. Pospiesznie założyłem słuchawki z laryngofonem.

– Syn Muchomor, Syn Muchomor, jak mnie słyszysz? –

– Świetny odbiór, zdaj relację! – zatrzeszczał w słuchawce lekko zniekształcony kodowaniem głos.

– Zadanie wykonane, dezinformacja przekazana, pełen sukces! Zresztą pewnie sami widzicie… –

– Widzimy na wszystkich kanałach, gratulujemy. Zamykamy operację „Łabędzie jajo”, powtarzam, koniec operacji. Przekaż hasła i kody dostępu Kuzynowi Purchawce, a za 72 godziny podejmiemy cię zwykłym kanałem. Potwierdź! –

Potwierdziłem, zakończyłem rozmowę i dopiero mogłem wyciągnąć się na wznak. Moja rola w tej części operacji była zakończona. Agenci polskiego oddziału MIB udowodnili swoją przydatność, a ich wydział mógł spodziewać się sporego dofinansowania z budżetu. Nie trzeba dodawać, że kasa włożona w ich operacje była kasą bezpowrotnie straconą – ale za to budżetowych cięć mógł spodziewać się CeBeeŚ, kontrwywiad i jeszcze parę dyskretnych służb. To z kolei było na rękę moim szefom, kimkolwiek i gdziekolwiek byli – w Moskwie, Pekinie, czy jeszcze innej stolicy państwa, którego rząd uważał, że może rozdawać karty w słabszych krajach. No a rozróba w Kancelarii Premiera była już tylko czystym bonusem.

Jeszcze minuta i siądę do netbooka, otworzę kopertę, wpiszę jednorazowe kody do komunikatora i kiedy kartka z nimi będzie się utleniać, żeby zniknąć jako kupka molekuł, przekażę całą zawartość pamięci następnemu agentowi. W przyszłym tygodniu Faceci W Czerni mogą spodziewać się wizyty z układu – układu Procjona. A świerszczyki zagrzmią tym razem gdzie indziej. Może w Pałacu Prezydenckim?

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. Z gęby cholewa
    Uprzejmie informuję PT Czytelników: na przyszłość nie będę się już zarzekał, że ciągu dalszego nie będzie. Proszę jednak nie spodziewać się że takowy powstanie z automatu.

    W tym przypadku jednak poprzestanę na dyptyku. Howgh!

  2. Hip hip hurra! Zaskoczyłeś
    Hip hip hurra! Zaskoczyłeś mnie zaskakującym zakończeniem, ale bardziej ulubionym ciągiem dalszym.:)
    Trochę jesiennie się porobiło dzięki borowikom, muchomorom i purchawkom. Przyjmuję do wiadomości, że co najwyżej dyptyk i na tryptyk nalegać nie będę.:) Dziękuję:) Chociaż… Faceci w czerni z Procjona podobno przystojni są.;)